poniedziałek, 28 lutego 2022

Shape of Despair "Return to the Void" (2022) - recenzja oraz wojna na Ukrainie

 

24 lutego 2022 roku o godzinie 03.45 w nocy rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę i w konsekwencji gwałtowna eskalacja trwającego od 2014 roku konfliktu wojennego o Krym, Donbas i Łużańsk. Wybuch największej i najbardziej zmasowanej od czasów II WŚ wojny w Europie stał się faktem. Początkowo byłem tym ogromnie zaniepokojony, gdyż jak większość rozsądnych ludzi chcę żyć w świecie opartym na współpracy, a nie na terrorze i zabijaniu. Inicjatorem tego konfliktu jest oczywiście nie kto inny jak prezydent Rosji, nacjonalista i imperialista Władimir Putin. W pewnym momencie (jeszcze w trakcie pandemii, która się nie zakończyła) stanęliśmy na krawędzi otchłani i zaczęliśmy tam zaglądać.

Ukraińcy (żołnierze oraz ochotnicy) od 4 dni dzielnie się bronią zadając rosyjskim agresorem dotkliwe straty w sprzęcie i ludziach. W kraju jest powszechna mobilizacja wojskowa, obok zawodowych żołnierzy z okupantem walczą m.in. programiści, aktorzy, muzycy, tancerze, rolnicy, szeregi ochotników zasilają także kobiety. Bronią się Kijów, Charków oraz inne ukraińskie miasta. Zajęta zostaje przez Rosjan Czarnobylska Strefa Wykluczenia. Wojna wywołana przez Putina pod płaszczykiem "demilitaryzacji" Ukrainy staje się powoli kompromitacją jego wojsk, choć na razie trudno przewidzieć jaki będzie jej przebieg i w jaki sposób się ona zakończy (z chwilą gdy piszę te słowa trwają negocjacje obu stron nad rzeką Prypeć i jestem ciekaw czy nastąpi choćby chwilowe zawieszenie broni). Rosyjscy żołnierze porzucają czołgi i inny sprzęt bojowy, oddają się do niewoli bez walki, zaczyna brakować im jedzenia i paliwa, co sprzyja niskiemu morale. Ukraińcom nie brakuje woli walki, skoro wraz z nimi walczą prezydent Wołodymyr Zełeński oraz inni urzędnicy (bracia Kliczko). Tysiące uchodźców z Ukrainy (głównie kobiety z dziećmi i osoby starsze) ucieka do Polski, a Polacy pomagają, ile się da (masa pięknych i szlachetnych inicjatyw oddolnych, pomocowych czy zbiórek finansowych). W międzyczasie mają miejsce izolacja międzynarodowa Rosji, na którą nakładane są coraz to nowe i dotkliwe sankcje rujnujące jej gospodarkę, wojna dezinformacyjna oraz cyberwojna na niewiarygodną skalę, w której hakowane są rozmaite rosyjskie strony (Kremla, przedsiębiorstw wojskowych, propagandowych mediów). Putin straszy konsekwencjami militarnymi m.in. Szwecję oraz Finlandię, które chcą wejść do NATO. 

Nieprzypadkowo wspominam Finlandię, gdyż w dniu wybuchu wojny Rosji z Ukrainą zaliczam premierowy odsłuch nowego albumu funeral doom metalowców z Shape of Despair "Return to the Void" (wytwórnia Season of Mist). Posępny i melancholijny pogrzebowy doom metal to idealna muzyka na czasy, w których wojna wydaje się być tak bliska i namacalna. Naprawdę trudno się zasypia z myślą, że gdzieś tam za miedzą Rosjanie ostrzeliwują na oślep bloki, niszczą zabytkowe budynki i zabijają cywilów. Funeral doom Shape of Despair jest dość specyficzny, gdyż jest odrealniony i mocno introspektywny. Nie inaczej jest na "Return to the Void", na który składa się sześć monstrualnych kompozycji eterycznego ambient funeral doom metalu. 

To muzyka smutku, bólu, agonii i samotności. Powolne, płynące, transowe pejzaże rodem ze snów, halucynacji, majaków. Delikatne, rzadko przytłaczające ciężarem melodie, które hipnotyzują, zachwycają, wprawiają w stan refleksji nad kondycją człowieczeństwa, ludzkości. Nie jest mi łatwo opisać funeral doom Shape of Despair i kalejdoskop wrażeń, które słuchanie tej głęboko atmosferycznej muzyki wywołuje. To są po prostu żałobne kołysanki balansujące na krawędzi sennego koszmaru. Funeral doom (podobnie jak dark ambient) od dawna jest dla mnie zjawiskiem absolutnie fascynującym, niszowym sub-gatunkiem metalu raczej ignorowanym przez metalowców szukających w metalu wyłącznie agresji, szybkości, ekstremy. I choć czasem sięgam po brutalny metal całkiem spora część mojej kolekcji płytowej obejmuje właśnie pogrzebowy doom, doom death i pochodne. 

Chcecie zatracić się w wyśnionym labiryncie głęboko osobistych wrażeń i odczuć, po prostu uciec w głąb siebie? W takim razie "Return to the Void" stanie się waszym muzycznym przewodnikiem, spowolnionym tańcem odzianych w żałobną czerń baletnic, który zniekształci rzeczywistość, odrealni ją, wykrzywi. 

Konkludując, "Return to the Void" to kapitalny, pulsujący nastrojem następca "Monotony Fields" (2015). Fantasmagoryczny, różnorodny wokalnie (brutalny growling Henri Koivula skontrastowany z delikatnością śpiewu Natalie Koskinen, szamańskie zaśpiewy i black metalowe wokale w absolutnie zniewalającym "Forfeit"), utkany pajęczyną niesamowitości. Polecam z całego serca wielbicielom zespołów takich jak Skepticism, Thergothon, Longing for Dawn czy Funeral. Odsłuch poniżej:

https://shapeofdespair.bandcamp.com/album/return-to-the-void 

Wracając jeszcze do wątku wojny na Ukrainie nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten bestialski konflikt jest całkowicie niepotrzebny. Od czasu II WŚ ludzkość mądrze i roztropnie zredukowała liczbę wyniszczających wojen i zrezygnowała z używania bomb atomowych jako narzędzia masowej zagłady. Wojna to koszmar brutalności, cierpienia i traumy. Podziwiam wspólnotowość Ukraińców w obliczu tego konfliktu, ich wolę obrony wolnego i suwerennego kraju, który kochają i w którym się urodzili. Żal mi niektórych młodych rosyjskich żołnierzy, którzy dopiero na miejscu uświadamiają sobie, że stali się marionetkami w rękach zbrodniczego autokraty i jego sługusów. Cieszę się, że Polacy masowo wspierają uchodźców z Ukrainy, sam też to robię. Mam nadzieję, że wkrótce doczekamy się końca tego strasznego konfliktu i nie będzie on dalej eskalować w kierunku coraz to gorszego rozlewu krwi i ekspansji działań wojennych na inne kraje. Jednak jedynie czas pokaże czy zbrodniarz wojenny Putin się opamięta, gdyż pcha Rosję w kierunku gospodarczej zapaści i globalnej izolacji. Tak czy owak od 24 lutego świat zmienił się zdecydowanie na gorsze. Obyśmy nie stanęli na krawędzi III WŚ.

Wspierajcie Ukrainę i jej dramatyczną walkę o samostanowienie. Wszelkie, choćby najdrobniejsze i najbardziej symboliczne inicjatywy pomocowe są obecnie cenne. Zdj. Reuters.

Kilka przydatnych i zweryfikowanych linków do pomocy finansowej Ukrainie. Blogowanie jest passe, zasięgi są małe, ale może ktoś z czytelników kliknie i pomoże:

https://pomagam.pl/solidarnizukraina

Czerwony Krzyż na Ukrainie:

https://redcross.org.ua/donate/ 

Pomoc dla ukraińskiej armii:

https://armysos.com.ua/en/help-the-army

https://savelife.in.ua/en/donate/ 

Pomoc dla uchodźców:

https://www.pah.org.pl/sos-ukraina/?enable_cookies=all

czwartek, 17 lutego 2022

Type O Negative: After Dark (1998) - recenzja

 
Z racji tego, że z powodu pandemii koronawirusa w zasadzie zaprzestałem chodzenia na koncerty oglądam sporo dokumentów muzycznych i słucham dużo muzyki. Tym razem padło na "Type O Negative: After Dark" z 1998 roku. Dokument, w którym mamy wywiady z wszystkimi czterema muzykami Type O Negative oraz sporo czarnego humoru. Do tego dochodzą teledyski do "Christian Woman", "Black No.1" z "Bloody Kisses" (1993) oraz "Love You to Death", "My Girlfriend's Girlfriend" i "Cinnamon Girl" z "October Rust" (1996). 

Mamy w "After Dark" bitwę na papier toaletowy z muzykami Pantery w trakcie koncertu oraz obrzucanie ich jedzeniem. Peter Steele opowiada m.in. o tym, że jego ulubioną porą roku jest jesień. Generalnie z "After Dark" niewiele dowiemy się o samym zespole Type O Negative, ale nie jest to bynajmniej zarzut. Niestety nie dane mi było zobaczyć koncertu Amerykanów, choć obracam się wokół ciężkich brzmień (i nie tylko) od 1995-96 roku. Tak po prostu wypadło, że akurat w latach 2003 i 2007 (koncerty w Warszawie) nie fascynowałem się tym zespołem, choć wyrywkowo znałem kilka ich utworów oraz czytałem z nimi wywiady. No cóż, po śmierci Petera Steele'a w 2010 roku już niestety nie zobaczę Type O Negative nigdy na żywo. Steele miał natomiast fajny gust muzyczny m.in. Cocteau Twins, Lycia czy My Bloody Valentine (oprócz The Beatles i Black Sabbath).

Interesujący zapis z wizyty Type O Negative w Empiku przed koncertem w Stodole w 2003 roku. 

https://www.youtube.com/watch?v=IpyEkEI3vZc

środa, 16 lutego 2022

Anne Sverdrup-Thygeson "Ekipa do naprawy świata" - recenzja


Już chwytliwy tytuł niniejszej uroczej książki biologiczno-przyrodniczej zwraca uwagę: "Ekipa do naprawy świata: Jak 10 milionów gatunków staje na głowie, by uratować ci tyłek". Na pewno mam w biblioteczce popularnonaukowej poprzednią książkę Norweżki Anne Sverdrup-Thygeson "Terra Insecta" i jestem przekonany, że ją przeczytałem. W każdym razie noworoczne postanowienie znowu spełnione (przeczytanie w ciągu miesiąca przynajmniej jednej książki). 

"Ekipa do naprawy świata" to książka o zwinnych, sprytnych i często anonimowych stworzeniach (mikroorganizmy, owady, ptaki, gady, płazy, ssaki, rośliny, etc.), dzięki którym raczej niewdzięczny przyrodzie Homo sapiens żyje wygodnie na Ziemi i rozwija się naukowo oraz technologicznie. Małże filtrują wodę, mech usuwa trujący arszenik, owady-zapylacze dbają o nasze bezpieczeństwo żywnościowe, cis pomaga walczyć z podstępnym nowotworem, z rozmaitych roślin czy grzybów pozyskujemy antybiotyki i inne lekarstwa na trapiące nas choroby i dolegliwości, lasy namorzynowe działają niczym falochron chroniąc ludzkie osady przed powodziami i falami tsunami. Biolożka konserwacyjna Anne Sverdup-Thygeson wplotła do książki mnóstwo ciekawostek biologicznych, przyrodniczych czy związanych z ekologią. 

W "Ekipie do naprawy świata" nie brakuje też anegdot autorki, jej wspomnień z dzieciństwa, pięknych cytatów czy głębokiego zachwytu nad przyrodą, naturą, biosferą, którą ludzie tak usilnie próbują sobie od lat podporządkować (wycinka lasów pod uprawy i pastwiska, antropogeniczne zmiany klimatyczne, utrata bioróżnorodności, zagłada wrażliwych ekosystemów). Na co dzień zajęci przetrwaniem i gromadzeniem materialnych dóbr nie umiemy zauważyć tej ogromnej różnorodności flory i fauny, która nas otacza. Nie doceniamy znaczenia przyrody ani nie okazujemy jej wdzięczności. Nasza perspektywa poznawcza jest krótkowzroczna, zaburzona.

Bardzo przystępnie napisana, klarowna i frapująca książka, którą warto nabyć i przeczytać. Lektura przyjazna dla laika. Na zdj. Timothy K. ekosystem namorzynowy.

piątek, 11 lutego 2022

Umiera Roman Kostrzewski z Kata

                                          
10 lutego social media obiegła wieść o śmierci Romana Kostrzewskiego, długoletniego wokalisty zespołu Kat i człowieka określanego mianem ojca polskiego metalu. I słusznie, gdyż wpływ zespołu Kat na rodzimą scenę metalową jest bezdyskusyjny. Osobiście nie mam z Katem zbyt wielu szczególnych wspomnień, gdyż o muzykę Kata zaledwie się otarłem (pierwszą płytą Kata, którą dane mi było mi poznać wiele lat temu była "Róże miłości najchętniej przyjmują się na grobach" z 1996 roku). Jednak mimo że nie byłem ogromnym wielbicielem Kata, trudno mi nie przestać myśleć o Romku, gdyż był wyjątkowo utalentowanym i dobrodusznym muzykiem. Nie dziwi mnie zatem fakt, że ludzie z różnych roczników wspominają koncerty Kata z Romanem Kostrzewskim na wokalu, płyty Kata, wywiady i pogaduszki z Romanem, który był bardzo dostępnym dla fanów człowiekiem. Na pewno żałuję, że nie miałem sposobności uczestniczyć w ostatnich koncertach Kata z Romanem na wokalu. Niestety taka kolej rzeczy. Tracimy artystów, których muzykę cenimy czy wręcz kochamy. Śmierć nie oszczędza nikogo. Nawet jeśli nie znamy danego artysty, muzyka, jego sztuka pozwała nam odkrywać samego siebie. Czasem fanowska żałoba po śmierci może potrwać nawet kilka tygodni: tak było w przypadku Davida Bowie, który zmarł w 2016 roku na nowotwór wątroby. Za tragiczną śmiercią LG Petrova z Entombed czy Romana Kostrzewskiego także stoi okrutny rak. 

Dorastamy z twórczością artysty, który prędzej czy później umrze. Oglądamy jego filmy, czytamy jego książki czy tomiki poezji, słuchamy jego muzyki. Ulubiony muzyk, zespół, artysta staje się tak jakby częścią naszej najbliższej rodziny, z którą jesteśmy zżyci. Stąd głębokie i bolesne poczucie straty, które nam towarzyszy, które nas gnębi. Ponieważ muzyka czy generalnie sztuka danego artysty potrafi zmienić nas na lepsze, zmusić do refleksji bądź wydobyć z nas najskrytsze pokłady emocji. Dobra sztuka potrafi rezonować z jej odbiorcami, dlatego gdy nasz ulubiony artysta umrze tak głęboko to odczuwamy. Chodzi tutaj przede wszystkim o tą piękną intymną więź między twórcą, kreatorem, artystą a odbiorcą, słuchaczem, czytelnikiem. Przykładowo muzyka pomaga nam zmagać się z samotnością ludzkiej egzystencji, z uchodzeniem za odludka, wyrzutka, odmieńca. Ulubiony artysta, który odszedł był naszym nieznajomym-przyjacielem, który nas rozumiał, nie oceniał. 

RIP Roman Kostrzewski (1960-2022).

https://www.metal-archives.com/artists/Roman_Kostrzewski/3577 

Kilka mini-recenzji muzycznych filmów dokumentalnych:

"Berlin Now" (1985) w reżyserii Wolfganga Bülda to hipnotyczny i uroczy dokument muzyczny o podzielonym murem mieście i jego najważniejszych muzykach eksperymentalnych. Dużo świetnej muzyki, intrygująca praca kamery oraz trochę onirycznej fantastyki. Wśród wykonawców znaleźli się między innymi Einstürzende Neubauten, Die Schlampen/ Blixa Bargeld, Mona Mur, D.A.F. czy Sprung aus den Wolken. Berlin, miasto, które nigdy nie zasypia. Znakomita scena kowbojskiego napadu na bank.

"1/2 Mensch" (1985) - Istna symfonia industrialnego hałasu. Zapis występu Niemców z Einstürzende Neubauten w opuszczonej fabryce i na sali koncertowej. I zapewne inspiracja dla cyberpunk/body horroru "Tetsuo"(1988) Shinya Tsukamoto. Cudowna inkorporacja tancerzy butoh z grupy Byakko-sha. Industrialny rozkład, dżdżownice, piła mechaniczna, płomienie, zestawy telewizorów, wózki sklepowe, zgrzyty, trzaski, ryki. Muzyczny albo antymuzyczny obłęd. Dla wielbicieli estetyki cyberpunk, futurystycznej dystopii oraz industrialnego hałasu/urbexu film jak znalazł.

Na zdjęciach muzycy Kata z zespołem Metallica (koncert 10 lutego 1987 roku w Katowicach, Kat zagrał jako support) oraz kadr z "1/2 Mensch".

środa, 9 lutego 2022

Oszust z Tindera (2022) - recenzja

W ten weekend obejrzałem kolejny film dokumentalny Netflixa "Oszust z Tindera" (2022). Nie żeby mnie specjalnie interesowała jego tematyka, ale podobał mi się poprzedni film true crime w reżyserii Felicity Morris o Luce Magnottcie, mordercy i kanibalu z Kanady, który za wszelką cenę pragnął internetowego rozgłosu (zaczął od zabijania kotków, skończył na brutalnym morderstwie człowieka). Tematyka "Oszusta z Tindera" nie jest aż tak drastyczna i wciągająca. Fabuła dotyczy izraelskiego oszusta i szwindlarza Simona Levieva, który w latach 2017-19 rozkochał w sobie i oszukał kilka kobiet w Europie używając do tego tzw. schematu Ponziego (piramidy finansowej). Zmieniał personalia, chwalił się na Tinderze luksusem roztaczając wokół siebie aurę nadzianego młodego biznesmena. Kobiety, które w sobie rozkochał długo dawały wodzić się za nos. Leviev podrabiał paszporty, prawa jazdy, karty kredytowe, czeki i pozwolenia na lot. Udawał syna izraelskiego króla diamentów Leva Levieva. Oczarowywał szukające miłości na Tinderze kobiety drogimi podarunkami i kolacjami na pokładzie samolotów używając do tego środków finansowych, które pożyczyły dla niego wcześniejsze ofiary. Oszukiwał je wysyłając nowo poznanym kobietom zdjęcia siebie oraz rannego ochroniarza (notabene Polaka, który obecnie chce pozwać Netflix na ogromną sumę za szkody wizerunkowe, choć zapewne wiedział, iż bierze udział w perfidnym szwindlu i na to się godził) - rzekomych ofiar ataku ze strony tajemniczych wrogów, których nie było. W 2019 roku historię Simona nagłośnił norweski tabloid Verdens Gang. Simon został aresztowany w Grecji i skazany na 15 miesięcy więzienia w Izrealu za podrobienie paszportu. Wskutek pandemii koronawirusa wyszedł na wolność po 5 miesiącach i dalej lansuje się na Instagramie. Kara śmiesznie niska, gdyż jego ofiary z klasy średniej do tej pory zmagają się z długami, w które popadły. Tak to jest zaufać nieodpowiedniej osobie.

Simon na pewno umiał manipulować udając osobę, której grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, zatem potrzebuje ona jak najszybciej (najlepiej oczywiście dużych) pieniędzy. Czasem w podzięce wysyłał dawnym 'miłościom' podrobione czeki, po czym zrywał kontakt. Najważniejsze dla niego były luksusowe podróże, drogie imprezy np. na Mykonos i ciuchy oraz sypianie z pięknymi kobietami. Niestety na świecie byli, są i będą tacy cwaniacy jak Simon. Nie należy zbytnio ufać świeżo poznanym romantycznym partnerom czy przyjaciołom, którzy prawie od razu żądają od nas pieniędzy.

Oczywiście oszust wykorzystał zaufanie i empatię uwiedzionych kobiet. Działał metodycznie, choć w sposób powtarzalny. Jego zachowanie zasługuje na napiętnowanie w mediach społecznościowych, choć zbyt często mam niestety wrażenie, że oszuści, manipulatorzy, pseudocelebryci czy patostreamerzy są w sieci promowani jako osoby zaradne, umiejące zarabiać duże pieniądze. To oczywiście wina odbiorców ich treści, dzięki którym rosną ich zasięgi. W końcu posmak sukcesu finansowego, luksusu należy stale podtrzymywać na IG czy TikToku, nawet jeśli to oszustwo, mistyfikacja, starannie zaplanowana zagrywka pijarowska. Lgniemy do ludzi sukcesu jak muchy plujki do padliny, chcemy żyć i doświadczać tak jak oni, a oni doskonale umieją to wykorzystać.

środa, 2 lutego 2022

Dandy (1988) - recenzja

                                              

Wreszcie "Dandy" obejrzany, gdyż jako osoba zainteresowana związkiem post-punka, metalu, industrialu, nowej fali czy rocka gotyckiego z kinem chciałem ten dziwaczny arthouse zobaczyć od dawna. Według reżysera Petera Sempela "Dandy" w luźny sposób bazuje na filozoficznej i obrazoburczej satyrze Woltera "Kandyd" (1759). To na pewno film chaotyczny, rwący się, anarchiczny i być może pretensjonalny, ale mimo to na swój sposób dziwnie hipnotyczny i odrealniony. Powinien przypaść do gustu widzom, którzy cenią surrealistyczne tripy i muzyczną scenę Berlina Zachodniego lat 80-tych.

Pojawiają się tutaj znani muzycy tacy jak Blixa Bargeld (Einsturzende Neübauten) oraz Nick Cave (jako Nicholas Cave). Przypominająca kolaż akcja "Dandy" toczy się w wielu różnorodnych miejscach: Berlin Zachodni, Indie (Ganges), Madryt, Nowy Jork, Tokio, Kair (piramidy egipskie), Marrakesz, etc. W eksperymentalnym "Dandy" znajdziemy kilka fascynujących momentów: Cave śpiewający bluesowy kawałek czy grający w rosyjską ruletkę, odziany w czerń Bargeld siedzący na przystanku, śpiewające razem Nina Hagen i Lene Lovich, itd.

Na soundtracku znalazły się m.in. utwory klasyczne Mozarta, Bacha, Beethovena oraz piosenki Einstürzende Neubauten, Nick Cave and the Bad Seeds ("City of Refuge", "Moon is in the Gutter"), The Birthday Party ("Mutiny in Heaven"), DAF, Crass i Die Toten Hosen. 

Zatem może jakaś ilustracja muzyczna do tej recenzji? Koncertówka Einsturzende Neübauten z 1982 roku będzie idealna. Nagrania z Hamburga i Berlina. Kwintesencja industrialnego hałasu.

https://einstrzendeneubauten.bandcamp.com/