sobota, 7 lutego 2015
La Casa de las Siete Tumbas/ The House of the Seven Graves (1982) - recenzja
Nie łatwo mnie zaskoczyć, jeśli chodzi o kino grozy. Na przestrzeni kilkunastu lat obejrzałem ponad 2000 horrorów i wszelakich filmów eksploatacji, także dość dobrze orientuję się w prawidłach i schematach rządzących tym jakże pojemnym gatunkiem. Ale w argentyńskim "The House of the Seven Graves" (1982) Pedro Stocki urzekł mnie przede wszystkim makabryczno-baśniowy charakter filmu. Clara i Cecilia były nieodłącznymi przyjaciółkami podczas spokojnego, wręcz idyllicznego dzieciństwa. Do czasu gdy włóczęga opowiedział dziewczynkom historię wiedźmy, która zwabiała dzieciaki do swojego domu, po czym piła ich krew, wrzucała ich pozbawione głów ciała do studni, a ucięte głowy umieszczała w gołębniku. A może czynią to roztańczone zjawy bądź nocne drapieżne ptaki? Dwadzieścia lat później Cecilia ponownie nawiązuje kontakt z nieśmiałą nauczycielką gry na pianinie Clarą. Opowiada jej o swym wybranku Armando, z którym potem spotyka się w Buenos Aires. Jadą do rodzinnego domu Cecilii. Miejsce to jest dość specyficzne: stary dom wiedźmy z upiornym gołębnikiem, zagadkową studnią i pobliskim cmentarzem. Pani domu nienawidzi kotów, więc miauczące zwierzaki trafiają do wora dozorcy, który polewa kocie kłębowisko benzyną i puszcza je z dymem. W pokoju do którego trafią Cecilia i Armando obserwują ich wyrośnięte szczury, a coś/ ktoś kryje się pod ich łóżkiem. Tymczasem złowieszcza pani domu poucza pewną niedorozwiniętą, uwielbiającą świnie dziewczynkę o tym, że mężczyźni to świnie, a koty to zdrajcy. Czy mówiłem już, że horror Pedro Stockla jest dziwny? Tymczasem Clarę trapią halucynacje, kobieta słyszy też głosy. Czaszki pojawiają się w gołębniku, lalki płyną niesione nurtem pobliskiej rzeczki, ze studni dochodzą przerażające odgłosy, a niedorozwinięta dziewczynka trochę zbyt mocno uwielbia szlam.
Ostatnio oglądałem podobnie dziwny francuski horror "Sadistic Hallucinations" (1968) i nie mogłem oderwać od niego wzroku. Lubię horrory przesycone paranoją i halucynacjami a la "Wstręt" (1965) Romana Polańskiego - oczywista inspiracja dla obu wspomnianych/omawianych tutaj filmów. Nadto cenię oniryczne kino Davida Lyncha, w którym rzeczywistość bywa deformowana, wyginana, wywracana do góry nogami, a tradycyjna narracja przestaje być potrzebna. Dlatego też "La Casa de las Siete Tumbas" mnie zaintrygował. Szkoda tylko, że film ów do tej pory nie doczekał się żadnego wydania na DVD i popadł w niesłuszne zapomnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz