piątek, 18 marca 2016
Final Six, Paracoccidioidomicosisproctitissarcomucosis, Fecalizer i Dead Infection 17.03.2016 u Bazyla (fotorelacja)
Dawno nie byłem na koncercie grindcorowym. Ostatni raz widziałem Antigamę w Bazylu 16 grudnia 2013 roku w Bazylu. Grindcore'a słucham sporadycznie i nie tkwię zbyt głęboko w tej scenie. Naturalnie znam zespoły będące sztandarowymi reprezentantami grindu np. Napalm Death, Brutal Truth, Brujeria, Terrorizer, wczesny Carcass, Mortician, Macabre, Nasum czy ukochane Impetigo. Nie mogłem sobie więc odmówić zobaczenia na żywo Dead Infection, naszej rodzimej goregrindowej machiny z Białegostoku od 1990 roku prowadzonej przez perkusistę Cyjana. No i w zasadzie muszę przyznać że był to mój pierwszy kontakt z grindującym death metalem DI na żywo. Wszystkie trzy długograje Dead Infection, a mianowicie "Surgical Disembowelment" (1993), "A Chapter of Accidents" (1995) oraz "Brain Corrosion" (2004) są ogromnie cenione wśród publiczności lubującej się w goregrindzie czy brutalnym death metalu. Zresztą Dead Infection cieszy się dużą estymą np. w Ameryce Łacińskiej czy Południowej, a zespół koncertował w licznych krajach europejskich, w Japonii, Meksyku czy Stanach Zjednoczonych. Lubię grindcore, gdyż jest to muzyka bardzo brutalna, wściekła, zadziorna, nieokrzesana. I choć słucham go rzadziej niż np. funeral doom metalu czy death doom metalu od czasu do czasu potrzebuję takiego zastrzyku wulgarnej agresji. Poza tym grind mimo często szokującej fekalno-medyczno-porno-gorowej otoczki to całkiem dobra zabawa w oparach najczystszego absurdu. Wielu członków kapel grindcorowych uwielbia horrory i filmy gore/eksploatacji, tak więc mam z nimi wspólne filmowe zainteresowania. Zresztą posłuchajcie sampli na krążkach pokaźnej większości kapel goregrindowych - dominują fragmenty horrorów, pornoli czy cytaty z seryjnych morderców.
Nastawiałem się zatem na mocny i intensywny gig. No i moje oczekiwania zostały spełnione w dwójnasób. Jako pierwsza kapela zaprezentowali się Poznaniacy z Final Six, którzy zaprezentowali materiał z płyty "Religious Psychosis" (2014), którą wydali własnym sumptem. Obiecujący grindcorowy napierdol, z którym będę musiał się w przyszłości bliżej zaznajomić. Słuchało mi się tego zespołu całkiem dobrze, choć jeszcze gdy grali pod sceną były pustki.
Paracoccidioidomicosisproctitissarcomucosis (wymyślna nazwa, nieprawdaż?) w Meksyku uchodzi za kapelę kultową - przynajmniej wśród wielbicieli gore grindowej rzeźni. Muzycy Paracoccidioidomicosisproctitissarcomucosis bardzo słabo mówią po angielsku, ale to mi absolutnie nie przeszkadzało. Liczy się muzyka, a ta na żywo (i z płyt też) jest chaotyczna, brzydka, dzika, obleśna i cuchnąca rozkładem. Wokale przypominające kwiki świni wydawane przez perkusistę i niziutkiego, acz umięśnionego gitarzystę plus rozróżnialne death metalowe riffy. Kapela (podobnie zresztą jak grający po niej Fecalizer) nie stawia non-stop na szybkość, ale przy wolniejszych, przesyconych groovem fragmentach można machać łbem. No i rzecz jasna warstwa liryczna Paracoccidioidomicosisproctitissarcomucosis nurza się w ekskrementach, dewiacjach seksualnych i gore. Podobało mi się, lubię od czasu do czasu zajrzeć w te rejony ekstremy.
Ale tak naprawdę to Fecalizer kupił mnie wczoraj w całości, gdyż ich koncert był świetny. Zastanawia mnie skąd w meksykańskich kapelach grindcorowych tyle agresji i wkurwienia. Może dlatego że Meksyk (jak praktycznie każdy kraj Ameryki Łacińskiej) zmaga się z nierównościami społecznymi, biedą i wojnami gangów & karteli narkotykowych. A Fecalizer gra intensywny, brutalny acz czasem melodyjny brutal death metal/goregrind i podobno część ich koncertu (bo chyba nie całość) została zarejestrowana kamerą na potrzeby przyszłego koncertowego DVD. Co ciekawe, na basie w Fecalizer gra Polak Bogdan Nowak, który chyba mieszka na stałe w Meksyku. Fecalizer oprócz własnych kompozycji np. "We Are Going to Eat You" zaprezentował cover Dead Infection "Take Your Pants Off". W muzyce Meksykanów nie brakuje potężnego kopa, soczystego groove'a, który skłania do headbangingu. Nadto wokalista Fecalizer zdaje się ogromnie lubić horrory o żywych trupach i slashery, a tuż po koncercie paradował w koszulce "Piątek trzynastego". Nie ma to jak słynny filmowy seryjny morderca w masce hokejowej Jason Voorhees.
Weterani grindcore'a z Białegostoku Dead Infection dość długo instalowali się na scenie i rozpoczęli koncert o 22.10, ale przyjebali takim ciężarem że trudno się było pozbierać. Pod sceną szaleństwo, a Meksykanie z Fecalizer oraz Paracoccidioidomicosisproctitissarcomucosis bawią się wspólnie z Polakami i z zapartym tchem oglądają występ Dead Infection. W składzie Dead Infection perkusista Cyjan i wokalista Pierścień, a także najnowszy członek zespołu, który zasilił szeregi kapeli w tym roku, czyli basistka Vertherry. Muszę przyznać że goregrind DI ciągle potrafi zabrzmieć świeżo i jest jednocześnie cudownie zgniły, obrzydliwy i czasem wręcz chwytliwy. Dead Infection grali około 50 minut wraz bisem i zaprezentowali publiczności m.in. takie kawałki jak "Gas from Ass", "Rich Zombies", "Adolf the Cat" czy "Tremors in the Morgue".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz