piątek, 4 marca 2016
Inverloch "Distance I Collapsed" (2016) - recenzja
Nie ukrywam że była to jedna z moich najbardziej wyczekiwanych płyt doom metalowych w tym roku. Uwielbiam australijski Disembowelment oraz ich nieśmiertelną "Transcendence into the Peripheral" wydaną w 1993 roku przez Relapse Records. Nikt wcześniej tak precyzyjnie i szokująco świeżo nie połączył grindującego death metalu z potężnym człapiącym doom death metalem. W dodatku na "Transcendence..." znalazły się ciekawie wplecione wpływy muzyki etnicznej i ambientowej. Można wysnuć tezę że ta płyta przedefiniowała doom death i pogrzebowy doom. Inverloch powstał na gruzach Disembowelment, choć w składzie zespołu grają tylko dwaj muzycy tej niesamowitej australijskiej kapeli, a mianowicie gitarzysta Matthew Skarajew oraz perkusista Paul Mazziotta. Oczywiście w przypadku odsłuchu debiutanckiej EP-ki Inverloch "Dusk I Subside" (2012), jak i debiutanckiego albumu "Distance I Collapsed" (2016) porównania zdają się być nieuniknione. Podobnie jak Disembowelment Inverloch stawia na konglomerat furiackiego death metalu z doom death metalowym miażdżeniem. Od razu da się to zauważyć w kawałku otwierającym "Distance Collapsed (In Rubble)" (swoją drogą autentycznie fenomenalnym): wpierw krótki dark ambientowy wstęp, a potem rozpętuje się death metalowe piekło, by wreszcie mordercze tempo zwolniło do doom deathowego mielenia kości.
W muzyce Inverloch najbardziej do mnie przemawia niezwykle gęsta, by nie rzec apokaliptyczna atmosfera, w której można się zatracić. Atmosfera wgniatającej w ziemię melancholii obecnej w "From the Eventide Pool" - utworze tak posępnym i wolnym, że mógłby śmiało znaleźć się na krążku funeral doom metalowym. Trochę ten akurat kawałek przypomina mi przytłaczające żałością cmentarne hymny Evoken (przy czym kapela z New Jersey na pewno była pod wpływem Disembowelment, gdy zaczęła tworzyć swoją doom death metalową lawę). W następnej kolejności mamy "Lucid Delirium" - utwór zdecydowanie brutalny i przynajmniej z początku death metalowy. Lecz jest to brzydki, groźny i mroczny death metal, który płynnie przechodzi w pulsującą doom metalową zawiesinę. Ogromnie przemawia do mnie tak spójne zróżnicowanie temp jak w muzyce Inverloch, wzorcowe operowanie kontrastem, subtelna żonglerka nastrojem. Raz jest wściekle i agresywnie, raz samobójczo i grobowo. A jako całość "Distance I Collapsed" nurza się w zagęszczonej ciemności poza horyzont. W mroku, do którego ma się ochotę wejść i już z niego nie wychodzić. Na pewno Inverloch łączy z Disembowelment przeszywająca aura zła i nadchodzącej zagłady, choć obecna twórczość Australijczyków wydaje się być ciut bardziej przystępna i kontrolowana. Szukam w muzyce właśnie czegoś takiego: w black metalu, death doom metalu, funeral doom metalu czy dark ambiencie.
Na razie moja płyta roku, jeśli chodzi o death doom/funeral doom. Czekam na odpowiedź ze strony Evoken i Esoteric. Niestety kwietniowa krótka trasa Inverloch po Europie nie zahaczy o Polskę, a szkoda. Premiera "Distance I Collapsed" 4 marca 2016 roku za pośrednictwem Relapse Records. Muszę zaopatrzyć się w CD.
Odsłuch dla czytelników: https://inverloch.bandcamp.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz