poniedziałek, 20 listopada 2017
Za ćmą, w dym 2017: Licho, Sacrilegium, Thaw i Furia w Poznaniu, 19.11.2017 (fotorelacja)
Za ćmą, w dym 2017. 17 listopada 2017 roku zainicjowana koncertem w warszawskiej Progresji ruszyła trasa Licho, Sacrilegium, Thaw i Furii, która ma trwać do 23 listopada kiedy to zostanie zwieńczona finalnym koncertem w Katowicach. Często narzekam że w Poznaniu niewiele się dzieje pod względem metalowo-koncertowym (przynajmniej na tle Warszawy, Wrocławia, Gdańska, a nawet Krakowa Poznań w tym względzie wypada dość blado), ale tym razem Furia nie ominęła Poznania, zatem wskazane było się wybrać do Bazyla i zobaczyć obrazową kapelę Nihila na żywo po raz wtóry (piąty, szósty? - straciłem już rachubę).
Na początek Licho z Sanoka i ich początki koncertowania. Zespół gra oniryczny, przesycony poetyckim czarem black metal, ale czyni to z werwą i przytupem. Przyjemnie słuchało się ich energicznego krótkiego koncertu skupionego na zawartości najnowszej płyty "Podnoszenie czarów" (2017). Muzycy zrezygnowali też (zapewne celowo) z tradycyjnego metalowego ubioru występując w białych bluzkach. Wokalista Szturpak udziela się na perkusji w ciekawym projekcie eksperymentalnym Sarsa Wędrowcy Tułacze Zbiegi (ex-Duszę Wypuścił), którego lubię od czasu do czasu posłuchać. Tak czy owak Licho to intrygujący zespół, który gra po prostu coś zindywidualizowanego, odmiennego. Tak trzymać.
Po Licho nadeszła pora na Sacrilegium z Wejherowa - jedną z wczesnych kapel polskiego black metalowego podziemia. I tutaj mała osobista dygresja: choć metalu słucham od mniej więcej 1995-96 roku nie kreuję się na znawcę tego typu muzyki, nie mam na półkach tysięcy płyt, kaset, winyli z rodzimego (i nie tylko) undergroundu, nie utrzymywałem żadnych kontaktów (z powodu nieśmiałości, braku znajomych, introwertyzmu) z rodzimym podziemiem w tamtym czasie poza samodzielnym szukaniem informacji (np. w zinach) czy muzyki, co w dobie braku Youtube, bandcampa czy Facebooka wcale nie było łatwe. Siłą rzeczy ominęła mnie 'pierwsza fala' rodzimego black metalu (np. wczesny Behemoth, Xantotol, Infernum, Sacrilegium, Holy Death, wczesny Graveland, Taranis, etc.) - te kapele stopniowo zacząłem poznawać wiele lat później. I nadal mam w tej materii braki. Sacrilegium reaktywowali się w 2015 roku (a kapela istniała od 1993 roku wydając m.in. w 1996 roku długograja "Wicher") - i fajnie, gdyż koncertowo wypadają świetnie. Brutalnie, napastliwie, z ogromną dawką jadu i agresji. Gitary tną jak miło, partie perkusyjne brzmią momentami szaleńczo, a wokale Suclagusa brzmią zadziornie (zespół rozstał się z poprzednim wokalistą Nanturem Aldaronem). Jak to u Sacrilegium pojawiają się klawisze (co do zasady nie trawię symfonicznego black metalu), ale na szczęście są oszczędne i stanowią jedynie tło dla black metalowej jatki. Generalnie muzyka Sacrilegium to na żywo potężna eksplozja nienawiści.
Sosnowiecki zakapturzony Thaw objawił się następnie w formie dronującego tektonicznego trzęsienia ziemi. Tak jest, na najnowszym albumie "Grains" muzycy z Thaw pójdą w stronę drone'a i doom drone'a, co mnie cieszy, gdyż drony a la Sunn O))) czy Khanate bardzo lubię. Te potężne doomowo-dronowe zwolnienia czy przestery w nowych numerach "The Brigand" czy "Wielki Piec" sprawiły że w paru momentach poczułem ciarki na plecach. Faktem jest że muzyka Thaw jest złowieszcza, miażdżąca, intensywna i hałaśliwa. Już nie mogę doczekać się przesłuchania blackened drone'a z "Grains" (2017) - premiera krążka 8 grudnia w Agonia Records. Fajnie by się wraz z Thaw w słuchawkach eksplorowało jakiś potężny zrujnowany kompleks przemysłowy.
O Furii już się tutaj wielokrotnie rozpisywałem, zatem postaram się ograniczyć opis do minimum. Zobaczymy czy się uda. Niektórzy z moich znajomych bardziej lubią starsze materiały Furii (powiedzmy do "Marzannie, Królowej Polski" z 2012 roku), innym bardziej odpowiada to co Furia robi obecnie (podejrzewam że to za sprawą "Nocel", "Guido" i "Księżyc milczy luty" zespół trafił do szerszego grona odbiorców - być może też i do takich dla których black metal był wcześniej kompletnie obcy). Na pewno Furia jest zespołem nietuzinkowym, unikalnym, skorym do eksperymentowania i (co chyba najistotniejsze) nieprzewidywalnym. W dodatku frontman kapeli Nihil jest niewątpliwie ciekawą osobowością, z którą chciałbym się kiedyś zapoznać i podyskutować np. o kosmosie :-) Wczoraj Furia dała znakomity koncert, w trakcie którego wybrzmiały utwory z "Księżyc milczy luty" (2016) np. "Grzej", "Ciało", "Za ćmą, w dym" czy "Zwykłe czary wieją", ale także stare numery np. "Na ciele swym historię mą piszę" z "Martwej polskiej jesieni" (2007) czy "I Spokój" z dema z 2004 roku. Obowiązkowo też "Są to koła" z "Marzanny" (2012) czy "Niezwykła nieludzka nieprzyzwoitość" z "Nocel" (2014). Także set-lista ciekawa i różnorodna, w której każdy fan czy fanka Furii (a pięknych niewiast było na ich koncercie całkiem sporo) znajdzie coś dla siebie. Zastanawiam się jaka będzie kolejna płyta Furii - czy rzeczywiście wpłyną na nią doświadczenia teatralne zespołu z "Weselem" Wyspiańskiego w reżyserii Jana Klaty? Czas pokaże. Tak czy owak śląska Furia rzeczywiście (chcąc nie chcąc) stała się kapelą rozpoznawalną, modną, słuchaną, gromadzącą całkiem spore rzesze ludzi, ale czy tak naprawdę skazaną na większy sukces komercyjny? W to akurat wątpię. To nie casus Behemoth i nieustannych prowokacji Nergala. :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz