środa, 22 czerwca 2016
Obecność 2/ The Conjuring 2 (2016) - recenzja
No i mamy w polskich kinach "Obecność 2"/ "The Conjuring 2" (2016) Jamesa Wana, sequel do jednego z najbardziej kasowych horrorów ostatnich lat. W 1976 roku eksperci paranormalni Ed (Patrick Wilson) i Lorraine Warren (Vera Farmiga) zostają poproszeni o dowiedzenie się co zaszło w domu Lutzów w Amityville. Dla przypomnienia 13 listopada 1974 roku 'opętany przez Szatana' Ronald de Feo zastrzelił własną 6-osobową rodzinę. W trakcie seansu Lorraine natyka się po raz pierwszy na demoniczną zakonnicę i ma wizję śmierci Eda. Tymczasem w 1977 roku mieszkająca w londyńskim Enfield samotnie matka Peggy Hodgson i jej czwórka dzieci zaczyna być nękana przez złośliwego ducha. 11-letnia Janet przemawia głębokim głosem twierdząc że to Bill Wilkins, który mieszkał poprzednio w tym domu i tam w fotelu zmarł. Przedstawiciel Kościoła katolickiego namawia Warrenów do przyjazdu i pomocy nękanej zjawiskami paranormalnymi rodzinie. Okazuje się że w domu Hodgsonów czyha iście demoniczna siła...
Mimo nagromadzenia intensywnych jump scares muszę przyznać że "Obecność 2" to całkiem solidny sequel, który jednak na pewno nie jest lepszy od oryginału. Osobiście trochę brakuje mi współcześnie horroru bazującego na mrożącej krew w żyłach sugestii - w tej kwestii miło zaskoczyły "Across the River" (2013) i "The Witch" (2015). Tak czy owak James Wan umie spowodować że widownia podskakuje w kinowych fotelach. W "The Conjuring 2" mamy dziewczynkę przemawiającą przerażającym głosem, poruszające się obiekty, lewitację, upiorną figurę z magicznej latarni inspirowaną "Babadook" (2014), rysowanie imienia demona w księdze (czyżby inspiracja "The Evil Dead" (1981), w którym demon zamieszkujący czeluści lasu także zostaje narysowany?) oraz demoniczną zakonnicę.
Mój zarzut do tego filmu jest inny: nie podoba mi się że filmowcy mamią widzów twierdząc iż "The Conjuring 2" bazuje na faktach. Owszem, swego czasu brytyjskie tabloidy szeroko rozpisywały się na temat tzw. nawiedzenia w Enfield w latach 1977-79, które zresztą stało się kanwą mini-serialu "The Enfield Haunting" (2015). Filmowcy "Obecności 2" dokładnie odwzorowali dom, w którym rzekome zjawiska paranormalne miały miejsce i zatrudnili aktorów z wyglądu podobnych do rodziny Hodgsonów. Jednak wiele elementów scenariusza pozostaje zmyślonych: Warrenowie przebywali w Enfield tylko przez jeden dzień i wcale nie byli liderami dochodzenia, nie przeprowadzili też finalnego egzorcyzmu (tenże został przeprowadzony przez lokalnego księdza), nie było odwróconych krzyży w pokoju czy teleportacji Janet z zamkniętego pomieszczenia. Nie było także prześladowania Lorraine przez demoniczną zakonnicę i wizji śmierci Eda. Nadto uważam (jako sceptyk) że owe incydenty w Amityville i Enfield to nic innego jak oszustwa. W Amityville doszło jedynie do masowego morderstwa dokonanego przez niezrównoważonego psychicznie Ronalda DeFeo. W Enfield Janet rzeczywiście nagrana została w trakcie rzucania przedmiotami w pokoju, nie mogła też mówić innym głosem gdy inni na nią patrzyli. Odniosłem też nieodparte wrażenie że sequel "Obecności" jest jeszcze bardziej katolicki niż oryginał. Chodzi tutaj o to nieszczęsne twierdzenie że film jest oparty na faktach, które niejako wymusza we mnie wiarę w istnienie duchów, opętań, demonów, moc katolickiego krzyża, itd. Nie jestem osobą wierzącą i podchodzę sceptycznie do jakichkolwiek zjawisk paranormalnych, co wszakże nie przeszkadza mi w oglądaniu licznych horrorów. Warrenowie nie są dla mnie żadnymi ekspertami, gdyż tak naprawdę nigdy nie przedstawili żadnych przekonujących dowodów na swoje często przesadzone i wydumane twierdzenia. Oczywiście zdaję sobie sprawę że ludziom wierzącym łatwiej jest uwierzyć w istnienie metafizycznego świata duchów i demonów, ja taką wiarę odrzucam. Jednak jeśli potraktować "Obecność 2" jako fikcję to można się całkiem dobrze bawić.
Na zdjęciach prawdziwa Janet lewitująca nad swoim łóżkiem, dom w Enfield oraz kadry z filmu.
Prawdziwy horror w Amityville: http://murderpedia.org/male.D/d/defeo-ronald.htm
Bestia z Jersey
Zaintrygowała mnie ostatnio historia Edwarda Johna Louisa Paisnela (1925-1994), gwałciciela i pedofila, który od 1960 roku przez jedenaście lat terroryzował mieszkańców wyspy Jersey atakując kobiety i dzieci pod osłoną nocy. W trakcie ataków na ofiary nosił długi płaszcz, groteskową maskę i nabijane ćwiekami bransoletki wyglądając niczym postać z niskobudżetowego slashera. Początkowo głównym podejrzanym był miejscowy rybak Alphonse Le Gastelois. Mimo wypuszczenia go z braku dowodów i późniejszego oczyszczenia z zarzutów chatka Alphonse na Jersey została podpalona. Wystraszony mężczyzna uciekł z Jersey i przez 14 lat mieszkał samotnie na wysepce La Marmotière w grupie Les Écréhous 12.4 km od wybrzeża Francji. Wieczorem 17 lipca 1971 roku Edward Paisnel został zatrzymany przez policję po przejechaniu czerwonych świateł i krótkim pościgu. W bagażniku kradzionego samochodu funkcjonariusze znaleźli maskę Paisnela i elementy jego kostiumu. W grudniu 1971 roku skazano go na 30 lat więzienia za napaści, gwałty i sodomię. Zmarł w 1994 roku na wyspie Wight.
Sprawa Bestii z Jersey wzbudza zainteresowanie prasy po dziś dzień. Podobno atakował i straszył pracowników byłego domu opieki dziecięcej La Préférence, molestował tamtejsze dzieci (nazywany był przez nich Wujkiem Tedem), obserwował je gdy spały, przed próbami molestowania namawiał je, by siadały na jego kolanach. Problem tkwi w tym że Paisnela skazano za czyny przestępne nie dokonane w domach opieki. Wychowankowie La Préférence twierdzili też że dusił koty w ich obecności. Brał też udział w satanicznych rytuałach i interesował się czarną magią. 30 grudnia 1966 roku 20-letnia blondwłosa Finka Tuula Hoeoek zostaje zamordowana ciężkim przedmiotem, a jej zwłoki nieznany sprawca porzuca na polu w St. Clement blisko Clos du Roncier. Do tej pory sprawcy morderstwa na fińskiej dziewczynie nie wyryto, nieznany pozostaje także motyw zbrodni. Morderca Tuuli może nadal żyć na wyspie, choć próbowano jej tragiczny zgon powiązać z serią ataków na kobiety i dzieci przeprowadzonych przez Bestię z Jersey.
Krótki filmik o Paisnelu, który wiele tajemnic zabrał ze sobą do grobu:
https://www.youtube.com/watch?v=83mCwgKlUpE
Sprawa dość interesująca, choć skąpa o szczegółowe informacje. Maska Paisnela przypomina mi maski Leatherface'a i Michaela Myersa (dwóch słynnych fikcyjnych seryjnych morderców z serii horrorów "Teksańska masakra piłą mechaniczną" i "Halloween").
wtorek, 21 czerwca 2016
Dagorath, Diskord i Dodheimsgard w Bazylu 19 czerwca 2016 roku (fotorelacja)
Mój ostatni koncert w Bazylu (przynajmniej jeśli chodzi o jego aktualną siedzibę przy ulicy Świętego Wojciecha). Nie ukrywam że z tą knajpą dość mocno się zżyłem, gdyż widziałem w niej sporo koncertów, zwłaszcza metalowych. Z tego co wiem to Bazyl ma zostać przeniesiony gdzie indziej, zatem nie czas jeszcze na memento mori. Nie mogłem być na Vorum i Degial z powodu krótkiego wypadu za granicę, ale powiedziałem sobie że koncertu Dodheimsgard nie odpuszczę. I tak też zrobiłem. Frekwencja na jedynym polskim gigu Norwegów była raczej słaba, co może dziwić, ale nie każdy lubi awangardowy i teatralny black metal Aldrahna i spółki.
Supportowali Norwegów Dagorath z Bydgoszczy i norweski tech death metalowy Diskord. Dagorath to młodziutka kapela black metalowa z Bydgoszczy grająca mocny i siarczysty black metal w norweskim stylu. Na razie wydali w tym roku EP-kę "Dagorath", z której zaprezentowali wszystkie kawałki. Tak naprawdę dopiero będę musiał się z nią zapoznać, co też z przyjemnością uczynię. Podobał mi się lodowaty chłód emanujący od black metalu Dagorath oraz brutalne wokale Witchslaughtera. Odnoszę wrażenie że młodzi muzycy Dagorath mocno siedzą w skandynawskim black metalu z lat 90-tych i tworzą muzykę hołdującą tym dzikim, zimnym i brutalnym dźwiękom. Tak trzymać.
Koncertu Diskord nie widziałem w całości, choć pierwotnie miałem taki zamiar. Czasem jednak trzeba wyjść spod sceny i pogadać z kumpelami. W każdym razie Diskord gra połamany i abstrakcyjny death metal w stylu Gorguts, wczesnego Pungent Stench czy Atheist. Death metal progresywny, nieprzewidywalny, by nie rzec dziwny. Zwyrodniałe riffy, intrygujące zmiany tempa, doskonale uwypuklone i dominujące partie basu. Dzikość i furia technicznego death metalu tria z Diskord była momentami oszałamiająca. To jednak bardzo ekscentryczna i wymagająca muzyka będąca doskonałą przystawką przed daniem głównym w postaci koncertu Dodheimsgard. Diskord zagrali m.in. "Horrid Engine", "Inane Existence", "Hermit Dream", "A Downward Spire" czy "Primitive Doom".
Około godziny 22 rozpoczął się koncert Norwegów z Dodheimsgard. Nie da się zaprzeczyć że za sprawą płyty "666 International" (1999) Dodheimsgard pchnął black metal na eksperymentalne tory. "Supervillain Outcast" (2007) ukazał się dopiero osiem lat później, a najnowszy piąty krążek zespołu "A Umbra Omega" wydało Peaceville dopiero w marcu 2015 roku. W muzyce Norwegów buzuje kreatywne szaleństwo - zaciera się linia pomiędzy norweskim black metalem a awangardą. Na "A Umbra Omega" wokale Aldrahna są teatralne, udziwnione, niekiedy wręcz wydają się obłąkańcze. Ta płyta to istny psychotyczny cyrk, ale słucha się jej wybornie. I choć w Bazylu Norwedzy zagrali także starsze, bardziej tradycyjne kawałki np. "Nar Vi Har Dolket Guds Hjerte" z "Kronet Til Konge" (1995) oraz black thrashowy "Fluency" z "Monumental Possession" (1996) usłyszałem także "The Snuff Dreams Are Made Of" czy zagrany na bis "21st Century Devil" z "Supervillain Outcast" (2007), a także "Ion Storm" i "Sonar Bliss" z "666 International" (1999). Zatem godzinny koncert Norwegów był bardzo przekrojowy. W jego trakcie Norwedzy mieli jakieś problemy techniczne z którymi się jednak dość szybko uporali. Konkludując, black metal Dodheimsgard to ekspresja szaleństwa, która co rusz przechodzi zaskakującą metamorfozę. Cieszę się że mogłem doświadczyć schizofrenicznej muzyki tego fascynującego tworu na żywo.
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Szpital psychiatryczny w Owińskach - galeria
Mam ogromny sentyment do tego obiektu, gdyż jest jedna z najbardziej wyrazistych opuszczonych (?) miejscówek w Wielkopolsce. Po raz pierwszy odwiedziłem dawny szpital psychiatryczny w Owińskach w maju 2010 roku po prostu przechodząc przez bramę i eksplorując ile się da. Obecnie pieczę nad tym obiektem sprawuje Fundacja, która co pewien czas organizuje otwarte drzwi dla wielbicieli Urban Exploration. Ze szpitalem w Owińskach wiąże się ponura historia wymordowania jego pacjentów przez hitlerowców w 1939 roku w trakcie programu T 4 (Triergartenstrasse 4). Naziści uważali osoby psychiczne za niezdolne do współżycia społecznego i pracy, a co za tym idzie nie godne życia i bezużyteczne, stanowiące ciężar dla państwa. Bezużyteczni pożeracze chleba, których trzeba czym prędzej objąć programem eutanazji. Sonderkommando SS w Poznaniu w 1939 roku kierował Obersturmführer Herbert Lange. Początkowo psychicznie chorych pacjentów z Owińsk mordowano w Forcie VII w Poznaniu - gazowano ich w specjalnie przystosowanym do tego bunkrze. Ich ciała grzebano w masowych mogiłach w lesie koło Obornik Wielkopolskich. Ze szpitala psychiatrycznego w Owińskach wywieziono i zamordowano 1000 pacjentów. Ludzi zabijano także przy pomocy samochodu-komory gazowej do którego wnętrza tłoczono CO (tlenek węgla).
Więcej informacji tutaj: http://ipn.gov.pl/aktualnosci/2006/centrala/eutanazja-ukryte-ludobojstwo-pacjentow-szpitali-psychiatrycznych-w-kraju-warty
Słynny szpital psychiatryczny w Owińskach wciąż wart jest eksploracji, choć miałem wrażenie że odkąd zaopiekowała się nim Fundacja stał się bardziej zadbany. Może to i lepiej - przynajmniej to miejsce nie podzieli smutnego losu wielu opuszczonych miejscówek wyburzanych pod 'niezbędne dla życia' supermarkety i nowoczesne bloki. W każdym razie wiele wejść do budynków szpitala zostało zamurowanych, a liczne okna (zwłaszcza na parterze) zostały zabite deskami. Oprócz szpitala zwiedziłem w Owińskach także inny obiekt, w którym odnalazłem zdekapitowaną religijną rzeźbę oraz gniazdo nietoperzy.
Trochę zdjęć z 19 czerwca 2016 roku powyżej.
czwartek, 16 czerwca 2016
Iconographie photographique de la Salpêtrière (1876-1880)
Zdjęcia powyższe pochodzą z "Iconographie photographique de la Salpêtrière" - trzytomowej serii przypadków zgromadzonych przez prominentnego XIX wiecznego neuropatologa Jeana Martina Charcota oraz personel szpitala Salpêtrière, w którym Charcot nauczał przez 33 lata. Stare fotografie przedstawiają histeryczne bądź histeryczno-epileptyczne kobiety w trakcie ataków histerii i epilepsji. Diagnoza. Leczenie. Fotograficzna dokumentacja chorób psychicznych. Kamień milowy nieco mrocznej medycznej fotografii.
Całość fotografii tutaj:
http://cushing.med.yale.edu/gsdl/collect/salpetre/
wtorek, 14 czerwca 2016
Ruby (1977) - recenzja
Pamiętna z "Carrie" (1976) Briana De Palmy oraz "Miasteczka Twin Peaks" Piper Laurie w "Ruby" wciela się w tytułową postać. W 1935 roku podczas romantycznego spotkania przy florydzkim bagnie jej mężczyzna zostaje zastrzelony przez gangsterów. Szesnaście lat później Ruby jest właścicielką kina dla zmotoryzowanych (drive-in), w którym puszczają m.in. film klasy B "Attack of the 50 Foot Woman" (1958). Ruby uwielbia przyglądać się stałym bywalcom kina przez teleskop i nadużywa alkoholu. Tymczasem pracownicy kina dla zmotoryzowanych zaczynają ginąć w złowieszczych okolicznościach. Czyżby zamordowany chłopak Ruby powrócił zza światów, by dokonać zemsty? Parapsycholog Dr. Keller postanawia to zweryfikować. Wkrótce głuchoniema córka Leslie (Janit Baldwin, slasher "Humongous" z 1982 roku) zostanie opętana a la "Egzorcysta".
Dawno temu czytałem książkę Stephena Kinga "Danse Macabre", w której najsłynniejszy amerykański pisarz grozy bardzo chwalił "Ruby" (1977), ostatni film kinowy Curtisa Harringtona. Opisywał w niej scenę w której pewna grubaska wrzuca monetę do maszyny z napojami nie zdając sobie sprawy że w środku niej znajdują się okaleczone zwłoki i otrzymuje kubeczek ze świeżą ludzką krwią. Zdecydowanie zapadający w pamięć moment, podobnie jak niezwykle udana rola Piper Laurie jako nadużywającej alkoholu, zgorzkniałej i niespełnionej muzycznej divy z mroczną przeszłością. W "Ruby" wielbiciele sugestywnego horroru z lat 60-tych i 70-tych z pewnością znajdą kilka solidnych scen suspensu i grozy. Oczywiście opętanie Janit Baldwin inspirowane jest "Egzorcystą" (1973) Williama Friedkina, ale muszę przyznać że sceny z tą trochę niepokojąco wyglądającą aktorką robią wrażenie. Okazuje się że jej 'pajęczy spacer' wcale (wbrew pozorom) nie został zapożyczony z "The Exorcist", ale z obrazu Salvadora Dali z 1932 roku "Hysterical Arch". Czymże jest ów łuk histeryczny? Opisał go XIX-wieczny francuski psychiatra Jean Martin Charcot badający młode kobiety cierpiące na histerię w w paryskiej klinice dla nerwowo chorych Salpêtrière. Ich ciała przeszywały drgawki histeryczne połączone z ich wygięciem w zauważalny łuk (tzw. Arc de cercle).
Curtis Harrington zmarł w 2007 roku w wieku 80 lat. Zadebiutował sugestywnym niskobudżetowym horrorem "The Night Tide" z 1961 roku z Dennisem Hopperem w roli głównej. "Ruby" to horror, który przyniósł mu największe zyski finansowe - obecnie jednak nieco zapomniany.
"Iconographie photographique de la Salpêtrière".
poniedziałek, 13 czerwca 2016
Zabójstwo piosenkarki Christiny Grimmie i masakra w klubie Pulse w Orlando
Nieciekawe rzeczy dzieją się tym razem w USA. Z drugiej strony trudno się dziwić gdyż masowe morderstwa i bezsensowne strzelaniny zdarzają się tam regularnie. Najpierw 10 czerwca 2016 roku ginie zastrzelona w trakcie rozdawania autografów 22-letnia piosenkarka Christina Grimmie. Zabija ją trzema strzałami 27-letni Kevin James Loibl po tym jak zaśpiewała z zespołem popowym Before the Exit w teatrze The Plaza Live w Orlando. Loibl popełnia samobójstwo tuż po próbie powstrzymania go przez brata piosenkarki Marcusa. Sprawca, który nie znał swojej ofiary miał przy sobie dwa pistolety, amunicję oraz nóż myśliwski.
Kiedy przeczytałem o tej sprawie zacząłem się zastanawiać czy morderca nie był po prostu jej psycho-fanem. Faktem jest że obecność Kevina Jamesa Loibla w mediach społecznościowych była praktycznie zerowa. Być może Loibl zabił Grimmie ponieważ była dla niego kimś kim on sam chciałby być. Młoda, utalentowana, sławna, mająca wielu sympatyków, zwracająca na siebie uwagę. Co ciekawe w sprawie zastrzelenia artystki głos zabrała grupa metalowa Pantera, która rozpadła się po zastrzeleniu w 2004 roku na scenie klubu w Ohio gitarzysty Dimebaga Darrella i trzech innych osób przez niezrównoważonego 25-letniego fana.
Dwa dni później 12 czerwca 2016 roku do masowego mordu dochodzi w klubie gejowskim Pulse w Orlando. Mamy tutaj do czynienia z największym masowym morderstwem w historii tego typu zdarzeń na terytorium USA. Masowy morderca (w mediach okrzyczany terrorystą) Omar Mir Seddique Mateen zabija 49 osób i rani 53 zanim zostaje zastrzelony. 29-letni Omar zaczyna strzelać do ludzi bawiących się w klubie przy dźwiękach muzyki tanecznej około godziny drugiej w nocy. Sprawca ma przy sobie karabin automatyczny AR-15 i pistolet. Na terenie klubu dochodzi do strzelaniny z trzema policjantami. Omar zaczyna brać zakładników. Przerażeni uczestnicy imprezy piszą wiadomości tekstowe do rodzin i krewnych. Głośna muzyka i panująca w klubie ciemność sprzyjają panice. Ludzie tratują się wzajemnie, byleby dotrzeć do wyjść z klubu. Krzyczą i biegają. Niektórzy usiłują ratować życie rannym. Jedna z osób w łazience ocali życie przykrywając się ciałami zastrzelonych ofiar. Inni bywalcy klubu ukrywają się w przebieralni. 30-letni Eddie Jamoldroy Justice ukrywa się w łazience i wysyła do swojej matki o godzinie 02.39 wiadomość: "On idzie. Umrę". Mateen śmieje się histerycznie w trakcie strzelania do ludzi. Na miejscu pojawiają się tuziny policjantów, strażaków, agentów FBI oraz członków SWAT-u, a także negocjator. O godzinie 02.22 Omar dzwoni pod numer 911 i przysięga wierność Państwu Islamskiemu (Abu Bakrowi al-Bagdadhiemu) odnosząc się także do braci Tsarnaev, zamachowców z Bostonu. O godzinie 05.00 w nocy do akcji wkracza oddział SWAT wjeżdżając uzbrojonym pojazdem przez ścianę do klubu. Dochodzi do wymiany ognia pomiędzy Omarem a 11 policjantami. Sprawca zostaje zastrzelony. Jeden z policjantów unika śmierci dzięki hełmowi z Kevlaru. Pięć minut później dochodzi do kontrolowanej eksplozji ładunku wybuchowego. Koszmar dla trzydziestu zakładników się kończy.
Omar Mateen był dobrze zorganizowany i przygotowany do aktu masowego morderstwa. Państwo Islamskie pochwaliło atak, choć trzeba przyznać że ISIS robi tak zawsze gdy dochodzi do zabójstw i terroru w których sprawcą okazuje się muzułmanin. Omar Mateen mieszkał w Fort Pierce na Florydzie, ale zaatakował w Orlando, czyli poza swoim miejscem zamieszkania. Bezpośrednio w klubie zginęło 38 osób (w tym sprawca), a 11 zmarło w szpitalach. Ofiary śmiertelne były w wieku od 20 do 50 lat. W nocy 12 czerwca w klubie na latynoskiej imprezie bawiło się około 320 osób z czego większości udało się uciec.
Obraz sprawcy jest następujący: urodzony w Nowym Jorku Afgańczyk, niepraktykujący muzułmanin, mieszkał z żoną w odległości 160 km od Orlando (w Fort Pierce). Bił eks-żonę Sitorę Yusufiy i separował od jej rodziny. Od 2007 roku pracował jako ochroniarz dla firmy G4S. W latach 2013 i 2014 interesowało się nim FBI. Był powiązany z Monerem Mohammadem Abu Salha, który wysadził się w Syrii. Ojciec Omara stwierdził że jego syn się zdenerwował gdy kilka miesięcy temu w Miami ujrzał dwóch całujących się homoseksualistów. Spekuluje się że Mateen mógł być skrytym homoseksualistą, który uprzednio wizytował klub Pulse kilkakrotnie. Prowadził podwójne życie skonfliktowany z własną seksualnością.
Strona klubu: https://www.facebook.com/pulseorlando/posts/10154939355670031
Czekam na więcej informacji w obu sprawach. Ilekroć czytam o takich przypadkach to mimowolnie zastanawiam się ile jeszcze takich ludzkich tykających bomb zegarowych jest gotowych do odpalenia. Swoją drogą dwa takie wydarzenia we florydzkim Orlando w ciągu zaledwie dwóch dni zakrawa o jakieś fatum.
Karabinu AR-15 użył także 20-letni Adam Lanza w trakcie masakry w szkole w Sandy Hook w 2012 roku (20 zabitych dzieci i 6 osób dorosłych), a także Rizwan Farook i Tashfeen Malik, którzy 2 grudnia 2015 roku dokonali masakry w San Bernardino zabijając 14 osób i raniąc 22. EDIT: Mateen w trakcie strzelaniny użył karabinu SIG SAUER MCX (podobnego do AR-15) oraz pistoletu Glock 17, które które kupił na dwa tygodnie przed masakrą. Próbował także kupić kamizelkę kuloodporną, ale sklep takowej nie sprzedawał.
Mass Shooting Tracker: https://www.massshootingtracker.org/data
http://www.nytimes.com/2016/06/13/us/last-call-at-orlando-club-and-then-the-shots-rang-out.html?ref=liveblog&_r=0
Ciekawe jakie będą dalekosiężne skutki tej masakry? Czy Donald J. Trump zostanie prezydentem USA i obejmie Biały Dom? Dobitnie widać tutaj konfrontację pomiędzy liberalną ekspresją seksualną Zachodu a konserwatyzmem niektórych odłamów Islamu, a to prowadzi do eksplozji przemocy w imię religijnego ekstremizmu. Problem tkwi w tym że przez pięć lat w Syrii i Iraku nie zostało zrobione praktycznie nic. Tam ciągle dochodzi do egzekucji, zamachów i rzezi, a w Europie kryzys związany z uchodźcami i imigrantami wciąż trwa. Co jeszcze się w przyszłości wydarzy? Poczekamy zobaczymy.
Robi się coraz ciekawiej, gdyż Omar Mateen ma dorobek filmowy na IMDb.
http://www.imdb.com/name/nm5753533/
Subskrybuj:
Posty (Atom)