środa, 31 lipca 2013
Muzyczne odkrycie na dziś: Odradek Room
Odradek Room. Na ów czteroosobowy zespół natrafiłem wczoraj czytając recenzję ich debiutanckiej płyty "Bardo. Relative Reality" (2013) na Heathen Harvest. Zacząłem słuchać na Youtube i muszę przyznać, że Ukraińcy nagrali wspaniały album post-rockowo/death doom metalowy; porcję muzyki oryginalnej, monumentalnej i introspektywnej. Odradek to nazwa dziwacznego stwora z opowiadania Franza Kafki będącego skrzyżowaniem szpulki nici z rajszyną. I podobnie dziwaczna jest muzyka Odradek Room, w której post-rockowe, melancholijne pasaże mieszają się z melodyjnymi doom metalowymi sekcjami. Zróżnicowana praca gitar kreuje labirynt emocji i uczuć, wokalista Artyom Krikhtenko dysponuje mocnym growlem, ale też potrafi czysto zaśpiewać, a także używać narracji voice-over. Ciekawe użycie klawiszy i sampli, oszczędne blasty i wspaniała oniryczna ballada "River". Wielbiciele Barren Earth, Katatonii, Neurosis, Isis czy October Tide powinni się zainteresować tym młodym, acz bardzo obiecującym bandem. Na pewno "Bardo. Relative Reality" jest albumem wymagającym skupienia, przeznaczonym do wielokrotnego słuchania... najlepiej w nocy... W skład powstałego w 2010 roku zespołu wchodzą gitarzysta Ilya Zernitsky, basista i klawiszowiec Sergey Kuznetsov, perkusista Roman Borovikov oraz gitarzysta i wokalista Artyom Krikhtenko.
Odradek Room "River":
http://www.youtube.com/watch?v=Cd3U4Flf_2E
wtorek, 30 lipca 2013
Gliwickie wampiry
Informacja z rodzimego podwórka. Z zainteresowaniem śledzę wiadomości z Gliwic, gdzie podczas budowy Drogowej Trasy Średnicowej odkryto groby, w których znajdowały się szkielety rzekomych wampirów pochodzące prawdopodobnie z XVII-XVII wieku (wówczas strach przed krwiopijcami był najsilniejszy, Kościół potrafił o to zadbać). Ucięte głowy (czaszki) umarłych złożono pomiędzy kośćmi nóg i dociśnięto kamieniami, aby uniemożliwić 'wampirom' powrót do świata żywych. Należało by jednak doprecyzować... ludziom posądzanym przez ciemny lud o wampiryzm. Obok szkieletów archeolodzy nie znaleźli żadnych ozdób, kosztowności czy skrawków ubrań. Do tej pory odnaleziono 43 zestawy szkieletów, przy czym nie wszystkie wykazywały cechy rytualnego pochówku. Dość powiedzieć, że cmentarzysko odkryto blisko dawnego miejsca egzekucji, gdzie ongiś łopotała na wietrze szubienica. Rok temu w Bułgarii (w pobliżu monasteru Sozopol) odgrzebano dwa średniowieczne szkielety, których piersi przebito żelaznymi prętami. Z kolei w 2006 roku włoski archeolog Matteo Borrini odkrył szczątki 60-letniej kobiety w masowym grobie na wyspie Lazzaretto Nuovo, na północ od Wenecji. Jej czaszka miała wciśniętą między szczęki cegłę - kolejny sposób aby powstrzymać wampiry przed powrotem do świata żywych i nękaniem zabobonnych duszyczek. Kobietę pochowano w masowym grobie w czasie wybuchu zarazy morowej. Dziura w okolicy ust czaszki spowodowana przez bakterię w oczach ludu mogła świadczyć o tym, że kobieta była 'zjadaczem całunu', wampirem karmiącym się trupami i roznosicielem Czarnej Śmierci (Atra Mors). Zatem trzeba ją było wyegzorcyzmować... a o tym, jak sobie radzić z wędrującą (albo żującą) śmiercią pisano w manuskrypcie "De Masticatione Mortuorum" (1679) Philipa Rohra.
O wampirze z Bułgarii:
http://www.novinite.com/view_news.php?id=140059
Sludge doomowa kapela Shroud Eater z Florydy - jeden kawałek do posłuchania:
http://www.youtube.com/watch?v=p1krNvT48pk
Historia "gliwickich wampirów" ma jednak bardziej prozaiczny finał:
http://www.24gliwice.pl/wiadomosci/?p=59674
Kilka słów o Kubie Rozpruwaczu
Nie zamierzam analizować tutaj w całości tej fascynującej wiktoriańskiej zagadki kryminalnej, która od ponad 100 lat spędza sen z powiek wielu ripperologom. Książek na temat słynnego Kuby Rozpruwacza powstało mnóstwo, podobnie filmów fabularnych, dokumentalnych, komiksów, animacji, itd. Sprawa Kuby Rozpruwacza (Jack the Ripper) jest dla mnie fascynująca w dużej mierze przez to, że ów tajemniczy seryjny morderca potrafił sprawić, iż ludzie autentycznie zaczęli się bać jego przydomku. Do września 1888 roku znany był jako Morderca z Whitechapel, ale 27 września 1888 roku do Oficyny Informacyjnej w Londynie przyszedł list, który sprawił, że pięć morderstw ubogich prostytutek (Mary Ann Nichols, Annie Chapman, Elizabeth Stride, Catharine Eddowes i Mary Jane Kelly) stało się światowym fenomenem. Jack the Ripper napisał go czerwonym atramentem i zaadresował do "The Bossa". Autor listu twierdził, że jest sprawcą morderstw w East End, naśmiewał się z policji, która nie umie go schwytać i z pietyzmem opisywał co zrobił ofiarom bądź jeszcze zrobi. List podpisał Jack the Ripper (Kuba Rozpruwacz). 29 września agencja informacyjna przekazała słynny list Scotland Yardowi, we wczesnych godzinach 30 września 1888 roku Jack the Ripper zamordował dwie prostytutki: Elizabeth Stride i Catharine Eddowes. Policja udostępniła treść listu społeczeństwu i od tej pory Kuba Rozpruwacz (Jack the Ripper) stał się sławny. W dodatku nigdy nie został schwytany, a systematycznie rosnąca liczba podejrzanych o 5 kanonicznych morderstw z 1888 roku sięgnęła ponad 200. Sprawa Kuby Rozpruwacza jest również doskonale udokumentowana, do czego przyczyniła się mrówcza praca ripperologów - prawie słychać głosy umarłych zamieszkujących i przemierzających londyński East End...
Ostatnie (?) morderstwo Kuby Rozpruwacza dokonane 9 listopada 1888 roku na prostytutce Mary Jane Kelly w pokoiku kobiety jest zarazem najbardziej makabryczne. Świat obiegło zdjęcie Mary zrobione na miejscu zbrodni, pozostałe ofiary sfotografowano w kostnicy. Kuba Rozpruwacz kompletnie zmasakrował nieszczęsną kobietę, gdyż po prostu miał na to czas. Ciało Mary leżało na łóżku, morderca podciął jej gardło, obciął piersi, usunął skórę i mięśnie z powierzchni brzucha Mary, wyjął wszystkie wnętrzności i ułożył je na łóżku, a serce kobiety prawdopodobnie zabrał ze sobą. Twarz Mary Jane Kelly była zmasakrowana nie do poznania. Kuba dosłownie odebrał jej cielesną tożsamość. Podejmowane po latach próby rekonstrukcji jej twarzy pokazywały, że mogła być piękną kobietą.
Sprawę Kuby Rozpruwacza oficjalnie zamknięto bez znalezienia winnego w 1892 roku.
http://en.wikipedia.org/wiki/Jack_the_Ripper_in_fiction
Thrash metalowy Hobbs' Angel of Death i kawałek "Jack the Ripper" z 1988 roku:
https://www.youtube.com/watch?v=4qPe0pd4r64
poniedziałek, 29 lipca 2013
TrES-2b - ciemna egzoplaneta
Egzoplaneta TrES-2b (Kepler 1-b) krąży wokół gwiazdy GSC 03549-02811 (oddalonej o 750 lat świetlnych od Ziemi) i najprawdopodobniej należy do kategorii gazowych olbrzymów. Odbija ona zaledwie 1% słonecznego światła - nie odkryto do tej pory bardziej ciemnego obiektu (planety, księżyca) we Wszechświecie. To obcy świat odbijający mniej światła niż czarna akrylowa farba. Temperatura na powierzchni TrES-2b sięga wysokości 1800 stopni Fahrenheita (ponad 1000 stopni Celsjusza). Atmosfera tej egzoplanety zawiera parujący sód i potas oraz gazowy tlenek tytanu, co jednak nie tłumaczy ekstremalnej czerni TrES-2b. Planeta jest jednak na tyle rozgrzana, że emituje słabą czerwonawą poświatę. Brak odbijających światło chmur (tak jak w przypadku Jowisza), co jest konsekwencją bliskości wobec macierzystej gwiazdy i wysokiej temperatury powoduje że Kepler 1-b dosłownie tonie w czerni. Ciekawe ile ma egzoksiężyców...
TrES-2b
TrES-2b
TrES-2b
niedziela, 28 lipca 2013
Zagadka wysepek Flannan
W brytyjskim archipelagu Hebrydów Zewnętrznych znajduje się łańcuch siedmiu wysepek Flannan. Dwie główne wyspy zwą się Eilean Mòr i Eilean Taighe. W latach 1895-99 na trawiastej Eilean Mòr skonstruowano 23-metrową latarnię morską. Rok po konstrukcji latarni doszło na Eilean Mòr do tajemniczego zdarzenia.
Trzech mężczyzn operowało latarnią: Thomas Marshall, James Ducat i Donald Macarthur. Późnym rokiem 1900 koło Eilean Mòr przepływał parowiec "Archtor". Załoga z jego pokładu zauważyła, że latarnia morska nie jest włączona, choć warunki pogodowe/żeglowania były kiepskie. 26 grudnia na Eilean Mòr udała się grupa ludzi/zmienników i okazało się, że wszyscy trzej operatorzy latarni zniknęli... tak jakby zapadli się pod ziemię... w kuchni latarni ktoś przewrócił krzesło... poza tym wszystko wydawało się w porządku. Łóżka zaścielone, okna zasłonięte, wszystkie zegary jednak stanęły. Zauważono jednak szkody wywołane przez sztorm na zachodzie wysepki i pojawiła się pierwsza hipoteza co do zniknięcia trójki mężczyzn... zmyły ich fale. Ale do 15 grudnia 1900 roku mężczyźni prowadzili dziennik swojej aktywności (tego dnia zniknęli, ostatni wpis dokonany ręką Macarthura brzmiał "Sztorm się skończył. Morze ciche. Bóg jest ponad wszystkim."), a szkody wyrządzone przez sztorm wystąpiły przed tą datą. Trójki operatorów latarni nigdy nie odnaleziono, nie było śladu ciał. Zmienników powitała cisza, ruiny starej kaplicy Świętego Flannana oraz ciemna latarnia morska.
Hipotezy były różnorakie (niektóre iście niestworzone): wymordowanie dwójki operatorów przez trzeciego, który po pozbyciu się zwłok skoczył ze skały do morza/utopił się, potwór morski a la Kraken porwał nieszczęsną trójkę albo jeszcze lepiej... zagraniczni szpiedzy, a nawet przybysze z kosmosu stali za ich zniknięciem. Stwierdzono, że trójkę operatorów latarni porwała tzw. niecodzienna fala (freak wave) - relatywnie duża i powstająca spontanicznie fala, która uderzyła w mężczyzn wczesnym popołudniem 15 grudnia, gdy próbowali zabezpieczyć ekwipunek na zachodzie Eilean Mòr, czyli tam, gdzie sztorm wyrządził wcześniej szkody. Do zniknięcia mężczyzn mogła się przyczynić także geologiczna formacja zwana 'geo' czyli wlot bądź szczelina na powierzchni klifu spowodowana przez erozyjne działanie morskich fal - 'geos' pozwalają na formowanie się jaskiń morskich, co widać na zdjęciu wyspy z powietrza. Trójka mężczyzn mogła zostać zmyta przez wodę wydostającą się nagle z morskiej jaskini (na Eilean Mòr są liczne 'geos', przy czym zachodnia część wyspy jest usytuowana na 'geo').
Czy za zniknięciem trójki operatorów stoją anormalne fale czy 'geos'? Możemy tak spekulować, ale prawdy zapewne nie dowiemy się już nigdy.
Diamanda Galás na wrocławskich Nowych Horyzontach
O głosie Diamandy Galás pisano, że jest instrumentem, którego nie sposób pojąć, przenikającym słuchacza do szpiku kości, budzącym umarłych w żywych. Do najsłynniejszych dokonań tej cenionej amerykańskiej wirtuozerki fortepianu, wokalistki, śpiewaczki operowej, kompozytorki, awangardowej performerki i artystki audiowizualnej greckiego pochodzenia należą "Plague Mass" (1990), "Vena Cava" (1992), "Schrei 27" (1996) oraz koncerty/nagrania "Malediction and Prayer" (1998), "Judgement Day" "Concert for the Damned" i "The Masque of the Red Death" (1984-1988). Diamanda Galás pomimo 57 lat nadal dysponuje na wskroś przerażającymi możliwościami wokalnymi, co też udowodniła (na i tak wyważonym wokalnie) koncercie w ramach Nowych Horyzontów we wrocławskim Arsenale 27 lipca 2013 roku.
Twórczość Diamandy Galás jest adresowana raczej dla słuchaczy o otwartych umysłach. W muzyce artystki mnóstwo jest emocji, bólu, rozpaczy, rytualnego uniesienia. We Wrocławiu Diamanda wykonała przejmujące poematy Cesare Pavese oraz przedwcześnie zmarłego niemieckiego poety Georga Heyma. I tutaj warto kilka słów powiedzieć o Heymie, który należy do szacownego grona moich ulubionych poetów. Jego tomik poezji "Armada nocy" jest zaiste przejmujący, pełen rozpaczy i smutku. Urodzony w Jeleniej Górze Heym (1887-1912) przeżył zaledwie 25 lat. 16 stycznia 1912 roku Georg wraz z innym młodym poetą Ernstem Balcke udali się pojeździć na łyżwach po zamarzniętej rzece. Pod obojgiem załamał się lód. Heym przez pół godziny rozpaczliwie wzywał pomocy, ale nikt z nią nie pośpieszył. Obaj młodzi poeci się utopili. Na krótko przed swoją śmiercią Heym napisał profetyczny wiersz:
"Szliśmy po ścieżkach jesiennych, jakże wąskich,
I kaleczyły nam twarze kule szklane,
Ktoś trzymał je przed nami na kościstej dłoni.
Naszej męki płomienie drogę oświetlały.
Wreszcie słabi przepadliśmy w szklanej przestrzeni.
Krzyczeliśmy rzewnie, bo pękło cienkie szkło..."
Heym pozostawił za sobą ponad 500 poematów. Obok Trakla i Stadlera był najwybitniejszym przedstawicielem wczesnego niemieckiego ekspresjonizmu.
Najnowszy projekt „Szpital malaryczny” Diamandy Galás to muzyczne opracowania poezji autorstwa Georga Heyma. Odziana w czerń Diamanda wykonała go przejmująco grając na czarnym fortepianie i śpiewając tak, jak tylko ona potrafi. Koncert wrocławski był dla mnie oczyszczającym przeżyciem.
Po koncercie Diamandy miałem okazję zamienić kilka słów z Adamem Nergalem Darskim, liderem Behemoth (przyjechał na koncert jako widz). Opowiedział mi trochę o nowym krążku Behemoth: premiera w lutym 2014 roku, w marcu ruszy trasa koncertowa, która nie ominie Poznania, album ma być wolny i jednocześnie cholernie ciężki. Poczekamy, zobaczymy.
piątek, 26 lipca 2013
Wznieśmy toast nad grobem Poego
19 stycznia (zanim jeszcze pomysł o powstaniu tego bloga zaświtał mi w głowie) minęła 204 rocznica urodzin Edgara Allena Poe, mistrza gotyckiej grozy. Przypuszczalnie od lat 30-tych, na pewno od 1949 roku tajemnicza postać w czarnym płaszczu i ze posrzebrzaną laską wizytowała oryginalny grób Poego na Baltimore's Westminster Hall and Burying Ground na krótko przed północą 19 stycznia i piła szklankę koniaku pozostawiając pół butelki pustej, trzy bukiety róż (dla Poego, jego żony Virginii oraz jego teściowej) oraz czasami mroczne wiadomości. W 2009 roku "Poe Toaster" pojawił się po raz ostatni. W 2012 roku Jeff Jerome, kurator Baltimore Poe House and Museum zadeklarował koniec tradycji. Kim był pierwszy i najbardziej zagadkowy Poe Toaster, który zapoczątkował tradycję? Nie wiadomo. Oto jedyne jego zdjęcie.
Tymczasem kierunek Wrocław i Diamanda Galás.
czwartek, 25 lipca 2013
Hinterkaifeck: Morderstwa na farmie
Tym razem historia kryminalna, gdyż od wielu lat interesuję się kryminalistyką i kryminologią. Hinterkaifeck. Tak zwała się mała farmerska zagroda na zewnątrz Groebern, pomiędzy miastami Inglostadt i Schrobenhausen (około 70 km od Monachium). Zagrodę zamieszkiwała pięcioosobowa rodzina: farmer Andreas Gruber (lat 63), jego żona Cäzilia (lat 72), ich córka i zarazem właścicielka farmy - owdowiała Viktoria Gabriel (35 lat) oraz dwoje jej dzieci - Cäzilia (7 lat) i Josef (2 latka). Rodzina się izolowała, Andreas uchodził za odludka, który bił kiedyś swoje dzieci, Viktoria śpiewała w kościelnym chórze. Gruber był z nią w związku kazirodczym i nie chciał, aby córka wyszła ponownie za mąż. Farmer Lorenz S. miał jakoby być ojcem małego Josefa, ale krążyły plotki, że ojcem dziecka jest Andreas Gruber. Na kilka dni przed masowym mordem Andreas powiedział sąsiadom, że odkrył ślady na śniegu prowadzące od krawędzi lasu do farmy. Nie było jednak śladów powrotnych. Słyszał kroki na poddaszu, znalazł nieznaną mu gazetę, zniknął jeden z dwóch kluczy do farmy.
Sześć miesięcy temu zagrodę opuściła służąca, która twierdziła, że budynek był nawiedzony. 31 marca 1922 roku na farmie Grubera pojawiła się nowa służąca Maria Baumgartner. Na kilka tygodni przed feralnym wieczorem Viktoria wyciągnęła wszystkie oszczędności z konta, aby zainwestować w rozwój farmy.
Gdy zaczynała zapadać noc 31 marca ktoś zwabił całą rodzinę (poza służącą Marią i małym Josefem) do szopy i wszystkich wymordował kilofem. Autopsja ujawniła, że mała Cäzilia żyła jeszcze przez pewien czas i cierpiała tak bardzo, że wyrywała sobie z głowy kępki włosów. Morderca zabił kilofem małego Josefa, który spał w łóżeczku w sypialni matki, po czym zamordował śpiącą Marię.
Dopiero 4 kwietnia sąsiedzi udali się na farmę zaniepokojeni brakiem śladów życia ze strony familii Gruberów (Cäzilia nie chodziła do szkoły, Viktoria nie pokazała się w chórze, bogobojna rodzina była nieobecna na niedzielnej mszy). Sprawa morderstw na farmie Hinterkaifeck jest do dziś nie rozwiązana. Przez lata przepytano 100 podejrzanych, ale bez rezultatu. Co ciekawe, aby rozwiązać sprawę już po morderstwie ciała rodziny Gruberów zostały pozbawione głów, a ich czaszki odesłano do Monachium, aby je przebadać. Oczywiście bez powodzenia. W takim stanie je też pochowano...
Motyw? Rabunkowy wykluczono, gdyż na farmie pozostały monety i kosztowności. Sprawca prawdopodobnie przez kilka dni ukrywał się na strychu, ktoś w ciągu trzech dni po morderstwie karmił krowy, jadł w kuchni, w weekend sąsiedzi widzieli dym z komina. Pies rasy szpic miniaturowy (pomeranian) najpierw był wewnątrz domostwa, potem widziany był przez mechanika jak wył na zewnątrz szopy. 4 kwietnia ci, co znaleźli ciała w szopie znaleźli też tam psa, zranionego i przestraszonego. Morderca ułożył ciała rodziny jedno na drugim, przykrył je drzwiami, a drzwi pokrył sianem. Zwłoki służącej były przykryte pościelą, a małego Josefa jedną z sukienek Viktorii. To mogło oznaczać, że sprawca znał rodzinę. Viktoria umarła jako pierwsza - została uduszona i uderzona kilofem. Zatem to ona pierwsza musiała napotkać mordercę, mogła wybuchnąć kłótnia (nie słyszana w oddalonym od szopy domostwie), która doprowadziła do rzezi. Czy mały Josef musiał zginąć, bo po latach mógł rozpoznać sprawcę? Czy sprawcą mógł być Lorenz S.? Początkowo wzbraniał się, że jest ojcem Josefa, potem potwierdził, że to on jest ojcem. Płacił Viktorii alimenty, opiekunem dziecka stał się Andreas, który podobno czekał na jakiś ważny list... który co miał zawierać nie wiadomo. Może na ten list czekał też zabójca, aby go przechwycić i zniszczyć... dziecko Lorenza S. z nową żoną zmarło na kilka dni przed morderstwem... może zabił, bo musiał płacić alimenty za Josefa, co do którego tak naprawdę nie miał pewności czy jest jego synem? To Lorenz z dwójką mężczyzn odkryli ciała w szopie. Lorenz pozostał na farmie do czasu przyjazdu policji zajmując się trzodą. Zjadł nawet posiłek. Obecność zwłok zdawała się mu nie przeszkadzać. Pies w jego obecności zachowywał się dziwnie. Warczał. Lorenz zeznał, że to z powodu krwi na jego butach. Po odkryciu ciał spędził noc w szopie, aby uchronić dobytek Gruberów przed złodziejami i szabrownikami. Mieszkał w odległości 350 metrów od Hinterkaifeck. I choć można go uznać za podejrzanego sprawcy morderstwa sprzed 91 lat do tej pory nie wykryto... tajemnicę masowego mordu zabrał ze sobą do otchłani grobu.
Fascynująca sprawa kryminalna - niemniej frapująca niż Kuba Rozpruwacz, Rzeźnik z Kingsbury Run czy zabójstwo Liz Short (Czarnej Dalii). Do tego muszę przyznać, że stare fotografie z miejsca zbrodni... mrożą krew w żyłach. Farmę wyburzono w 1923 roku - podobno w trakcie jej niszczenia pod podłogą na strychu znaleziono ukryty kilof. :-)
Sprawa Hinterkaifeck intryguje. Powstały książki, dwa filmy w mniejszym czy większym stopniu oparte na tych wydarzeniach (niemieckie z 1981 i 2009 roku), istnieje projekt ambient black metalowy Hinterkaifeck, niejaki Giles Corey nagrał EP-kę "Hinterkaifeck", a doom dronowy Sunn O]]] z UK (tak jest, nie z USA!) nagrał w 2013 roku kawałek "Hinterkaifeck":
http://www.youtube.com/watch?v=wMfCVmB3HW8
wtorek, 23 lipca 2013
Melancholijnie na dobranoc
Drzeworyt "Melancholia" (1514) Albrechta Dürera. Ukochany obraz matematyków i historyków sztuki. Zamyślony anioł, a w jego sąsiedztwie kula, cyrkiel, klepsydra i kwadrat magiczny - tzw. kwadrat Dürera z rzędami, kolumnami, przekątnymi, a nawet sumami kombinacji 4 liczb sumującymi się do 34. Na środku "Melancholii" po lewej słynna bryła wielościenna Dürera symbolizująca... no właśnie co? Ludzki intelekt, któremu nieobca jest matematyka, geometria, filozofia, alchemia, mistyka... melancholijnie na sam koniec się zrobiło. Melancholijnie i zawile od symboliki.
Fotografia: Aleah Liane Stanbridge
EDIT: 18 kwietnia 2016 roku 39-letnia wokalistka Trees of Eternity zmarła na raka. Udzielała się też wokalnie w Amorphis i Swallow the Sun. Szkoda.
Na fotografie pochodzącej z RPA, a zamieszkałej obecnie w Szwecji Aleah Standbridge natrafiłem jak niemal zawsze przypadkiem. Oprócz współpracy z modelkami i fotografowania Aleah udziela się także wokalnie w onirycznym doom metalowo/ambientowym Trees of Eternity (pomaga jej gitarzysta fińskiego Swallow the Sun, Juha Raivo). Zresztą Aleah zaśpiewała na dwóch płytach tego fińskiego melodyjnego doom metalowego zespołu - konkretnie na "New Moon" (2009) oraz "Emerald Forest and the Blackbird" (2012). Warto pooglądać jej utrzymane w eleganckim stylu fotografie (gothic pin-up, gothic noir, mainstream etc.)
Facebook: https://www.facebook.com/aleahstanbridge
Strona: http://aleahstanbridge.com/blog/
Trees of Eternity: http://www.youtube.com/watch?v=H2PfP_0SY0g
Muzyczne odkrycie na dziś: Lychgate
Jako oddany wielbiciel pogrzebowego doom metalu i death doom metalu zawsze z zapałem śledzę co słychać w obozie brytyjskiego Esoteric. Ich połamany, schizofreniczny, ryjący umysł doom metal niejednokrotnie wprawiał mnie w stan bliski muzycznej ekstazy. Kapela Grega Chandlera ma w sobie coś... ale o Esoteric będzie kiedy indziej. Lychgate to nowy projekt muzyczny Grega, ale nie tylko jego... zespół tworzą także muzycy The One, Omega Centauri i nieodżałowanego niemieckiego atmospheric black metalowego Lunar Aurora (wokalista Aran). Black metal zaprezentowany przez Lychgate to frapująca mieszanina elementów progresywnych, symfonicznych i awangardowych. Od razu zaznaczam, że gdy słyszę o symfonicznym black metalu to zazwyczaj zbiera mi się na wymioty. Lychgate posługuję się na szczęście symfoniką bardzo oszczędnie, a organy brzmią zaiste mrocznie. Pojawiają się też blasty. Nade wszystko Lychgate na debiutanckim albumie z 2013 roku stworzył coś nowego, innego, oryginalnego, poniekąd osadzonego w doom metalowej estetyce... i bardzo nienawistnego. Będę śledził ten zespół i jego twórcze dokonania.
https://www.youtube.com/watch?v=vzmepKPGaXg
A "lychgate" to po angielsku nic innego, jak "brama cmentarna".
Wyspa domów z czaszek
Z przyjemnością opisałem meksykańską Wyspę Lalek, teraz skupię się na Wyspie Czaszek, czyli na Wyspie Simbo w archipelagu Wysp Salomona. Czaszki ważnych osobistości wyspiarskich np. kapłanów czy wodzów kolekcjonowano po pochówku zwłok, po czym umieszczano w drewnianych podobiznach, łódkach (canoe), chatkach pogrzebowych czy na kamiennych ołtarzach. Owe miejsca stawały się miejscami kultu i ofiary. W XIX wieku Simbo zamieszkiwali łowcy głów i kanibale. Ciałom zmarłych ucinano głowy, przechowywano je na wyspie, a resztę zwłok chowano w morzu. Simbo jest upstrzona ołtarzami sakralnymi i domami - nierzadko ozdobionymi setkami ludzkich czaszek. Jednym z takich miejsc jest Kundu Hite. Czesi mają kutnohorskie ossuarium w Sedlec (ichniejszą Kaplicę Czaszek), rdzenni mieszkańcy Wysp Salomona częstokroć trzymają czaszki swoich przodków we własnych domach. Dodam jeszcze, że są bardziej przyjaźnie nastawieni do obcych niż andamańscy Sentinelese. :-)
poniedziałek, 22 lipca 2013
Black metalowe ciernie
Thorns. Druga fala black metalu na czele której płynęły takie zespoły jak Mayhem, Burzum czy Darkthrone. Projekt Thorns Snorre Rucha (Blackthorna) jest chyba najbardziej niedocenionym z tuzów norweskiego black metalu. I moim ulubionym. Snorre "Blackthorn" Ruch uformował Thorns w 1989 pod pierwotną nazwą Stigma Diabolicum. Dema Thorns z wczesnych lat 90-tych "Grymyrk" oraz "Trondertun" pełne są złowieszczych riffów i czarnej aury. Natomiast jedyna płyta Thorns z 2001 roku zatytułowana po prostu "Thorns" to jak dla mnie opus magnum industrial black metalu (ze zmodernizowanym brzmieniem, rzecz jasna). Mogę jej słuchać w kółko. A maczali w niej palce obok Snorre także muzycy Mayhem, Satyricon oraz Dodheimsgard (Hellhammer, Satyr Wongraven i Aldrahn). "Thorns" to kawał arktycznego, zimnego, sterylnego, bezkompromisowego black metalu pełnego lodowatych riffów, wokalnego jadu, sampli, efektów klawiszowych i doskonałej pracy perkusyjnej Hellhammera z Mayhem. Zaiste szkoda, że Snorre jako wspólnik Varga Vikernesa (jego rola w zabójstwie Euronymousa była marginalna) poszedł siedzieć na 8 lat. Varg po wyjściu na wolność nadal nagrywa mniej lub bardziej udane płyty, natomiast Snorre udziela się w eksperymentalnym projekcie ambientowym Thorns LTD, z którym pogrywa w trakcie wystaw i wernisaży. Nie wiadomo czy jeszcze kiedykolwiek wróci do black metalu. Być może...
"Shifting Channels": http://www.youtube.com/watch?v=uPhPvVQm1CA
Thorns LTD: http://vimeo.com/4172009
niedziela, 21 lipca 2013
Pieśń o gargulcach
Uwielbiam gargulce (rzygacze) na dachach starych gotyckich katedr. Od Kościoła katolickiego trzymam się raczej z dala, co nie zmienia faktu, iż gotyckie katedry wyglądają majestatycznie. Chyba najbardziej okazałe gargulce w formach m.in gryfa (po części orła, po części lwa), sępa czy jednonogiego demona odnajdziemy na dachu paryskiej katedry Notre Dame. Zachwyca mnie wygląd wykutych w kamieniu bestii i demonów rzygających deszczówką - widać, że w przypadku stworów ze średniowiecznych bestiariuszy artyści mieli szerokie pole do popisu i mogli pofolgować fantazji. Zadaniem rzygaczy/gargulców miało być ostrzeganie przed złem i zarazem ochrona przed nim (odstraszanie złych duchów). Nazwa "gargulec" pochodzi od starofrancuskiego "gargouille" oraz późnej łaciny "gurgulio" - oba te terminy znaczą "gardło". Wiele z granitowych gargulców jest zoomorficznych, antropomorficznych i skrajnie potworzastych. Rzygacze są piękne i na wskroś gotyckie. :-)
Gargulce to również wdzięczny temat dla filmowców horrorów, o czym świadczy chociażby znakomity dreszczowiec telewizyjny "Gargoyles" (1972) Billa L. Nortona. Czarowi gargulców uległ również maestro włoskiego horroru Dario Argento - któż z fanów gotyckiej grozy nie pamięta sceny z horroru "Suspiria" (1977), w której kamienny gargulec zrywa się do lotu i 'atakuje' ślepca wraz z psem przewodnikiem? Swoją drogą jeśli już jesteśmy przy tak wysmakowanym wizualnie koszmarze jak "Suspiria" to na myśl przychodzi mi też kadr z Suzy Banyon (Jessica Harper) i czarnym pawiem. Czarny Paw, Czarny Pawi Anioł, Melek Tawus był aniołem czczonym w religii Jezydów, który 'stworzył Ewę z żebra Adama". A zresztą "Suspiria" to istny kalejdoskop symboliki i zdumiewająca feeria onirycznych barw. :-)
Na zdjęciach gargulec z katedr Notre Dame i Amiens (obie we Francji) oraz gargulce z praskiej Katedry Św. Wita (Saint Vitus) w samym centrum Zamku Praskiego (Hradczany).
Zagadkowa łódź na Wyspie Bouveta
Mam obsesję na punkcie zimnych, skutych lodem i, rzecz jasna, wulkanicznych wysp gdzieś na skraju świata. A norweska Wyspa Bouveta zajmuje wśród nich miejsce zaiste szczególne. Historię niniejszą umieściłem już kiedyś na Wulkanach Świata, ale nie widzę przeciwwskazań, aby umieścić ją raz jeszcze tutaj i nieco rozwinąć.
Wyspa Bouveta to najbardziej samotnie i opuszczone miejsce na Ziemi. Otoczona przez morską mgłę i skuta lodowcami bazaltowa wysepka pozbawiona drzew, dogodnych miejsc do lądowania i schronienia. Wybrzeże Antarktydy znajduje się 1750 km na południe od Wyspy Bouveta, a Tristan da Cunha w odległości 2250 km. Odkryta 1 stycznia 1739 roku przez francuskiego żeglarza Jean-Baptiste Bouvet de Lozier i nazwana jego nazwiskiem. W 1898 roku zawitali na nią Niemcy ze statku badawczego "Valdivia". Wzburzone morze, skaliste klify sięgające wysokości 500 metrów, wyjątkowo silne wiatry oraz brak bezpiecznej przystani uniemożliwił jednak kapitanowi Krechowi i jego załodze zejście na ląd.
W 1927 roku do Wyspy Bouveta dotarł kapitan Harald Horntvedt na statku badawczym "Norvegia". Nadał jej nazwę Bouvetøya i wylądował na centralnym płaskowyżu wyspy, który wznosi się na wysokość 780 metrów (Olavstoppen) i skrywa pod parą lodowców uśpiony wulkan. Norwedzy jeszcze kilkakrotnie wracali na wyspę m.in w 1929 roku. 1 stycznia 1958 roku załoga lodołamacza "Westwind" odkryła dowody erupcji wulkanicznej (?) na Wyspie Bouveta. W północno-zachodniej części wyspy lawa utworzyła niski płaskowyż nazwany Nyrøysa o szerokości 200 jardów i długości 400 jardów. Analogicznie erupcja wulkaniczna na Tristan da Cunha w roku 1961 utworzyła małą lagunę zwaną Pigbite, która zniknęła w latach 90-tych.
W 1964 roku do wyspy dotarły dwa statki z RPA "R.S.A" oraz HMS "Protector". 2 kwietnia na Nyrøysa wylądował helikopter z komandorem Allanem Crawfordem z "Protector". To on odkrył zagadkową łódź w malutkiej lagunie. Była na wpół zatopiona, strzeżona przez fokę (na zdjęciu poniżej), a na skałach leżała stalowa beczka i para wioseł. Łódź prawdopodobnie była łodzią rybacką albo ratowniczą. Do kogo należała i co się stało z jej załogą do dzisiaj nie wiadomo. Nigdy nie odnaleziono na wyspie żadnych ciał ewentualnych rozbitków. Ani śladu obozowiska, ogniska czy jedzenia. Erupcja wulkaniczna (?) na Bouvet Island, która utworzyła płaskowyż lawowy Nyrøysa rozpoczęła się prawdopodobnie w roku 1955, zatem łódź musiała dotrzeć do wyspy w latach 1955-64, a to duży odstęp czasu. Kim byli ci, co na niej przybyli i co się z nimi stało? Nie wiadomo... Być może była to słabo udokumentowana i utajniona wyprawa ornitologiczna Rosjan w roku 1959. Lecz to tylko jedna z mało wiarygodnych hipotez... Kto zatem pozostawił łódź na przy wybrzeżu najbardziej niedostępnej wyspy na świecie?
Jest jeszcze jedna hipoteza: w 1959 roku na wyspie wylądował włoski eksplorator antarktyczny Silvio Zavatti (1917-1985) i chciał na niej założyć pierwszą włoską bazę antarktyczną. Nie udało się ze względów finansowych. Zavatti planował dwie ekspedycje na wyspę: jedną dla zbadania terenu, drugą w celu posadowienia bazy. Wieczorem 16 marca 1959 roku ekspedycja wyruszyła z Cape Town i po pięciu dniach (?) dopłynęła do Wyspy Bouveta. Zavatti wpierw wylądował na Wyspie Larsa (Lars Island) na południe od Wyspy Bouveta, gdzie założył obóz i po dwóch dniach zabrał go statek wielorybniczy. Wtedy Zavatti i Giorgio Constanzo Beccaria dostali się na Wyspę Bouveta lądując w "małej zatoczce na południe od Cape Norway" (3 km na południe od Nyrøysa). Nie pozostawili łodzi (odnalezionej właśnie w Nyrøysa). Czy jednak włoska ekspedycja w ogóle miała miejsce? Tego na 100% nie jestem pewien.
Pozostają Rosjanie... ekspedycja ornitologiczna G.A. Solyanika, która miała miejsce w listopadzie 1958 roku na statku badawczym "Slava". Wskutek huraganu członkowie ekspedycji zmuszeni zostali spędzić na wyspie trzy dni. To chyba najlepszy trop.
Norweska ekspedycja Dolpha Kesslera z 2006 roku wykazała, że Nyrøysa mogła powstać nie na skutek erupcji wulkanicznej, ale lawiny. Co ciekawe, Norwedzy spędzili na wyspie trzy tygodnie i... wygląda na to, że płaskowyż Nyrøysa (a przynajmniej jego fragment) zniknął. Zniknęła też zagadkowa łódź. Norwedzy mają zamiar do końca 2013 roku umieścić na Wyspie Bouveta nową stację meteorologiczną, o czym pisze tutaj: http://www.nrk.no/nordnytt/bosettes-pa-avsidesliggende-oy-1.10847598
Więcej o Wyspie Bouveta poniżej:
http://bartkrawczyk.natemat.pl/52637,ostatnie-miejsce-na-ziemi-wywiad
wtorek, 16 lipca 2013
Wikińska tortura krwawego orła
Wikingowie. Osadnicy i kupcy. Dumni wojownicy i najemnicy czczący pogańskie bóstwa Asgaardu i którym nieobce było okrucieństwo i branki jeńców do niewoli. Według przekazów historycznych w roku 867 król Anglii Aella został pojmany przez wikingów i poddany barbarzyńskiej rytualnej torturze tzw. 'krwawego orła' (blood eagle rite). Na czym ona w skrócie polegała? Ofiara była unieruchamiana twarzą w dół; na plecach wycinano jej kształt orła z rozciągniętymi skrzydłami, następnie żebra nieszczęśnika zostały wyłamane toporem, jedno za drugim, a kości i skóra na obu stronach zostały wywleczone, aby utworzyć kształt 'skrzydeł' na plecach torturowanego. Ofiara musiała być żywa, aby przedłużyć jej agonię wcierano sól w olbrzymią ranę. Na sam koniec płuca wyciągano z jej ciała i rozciągano na 'skrzydłach'. Voila! Skrzydła 'krwawego orła' gotowe.
Oprócz Aelli ofiarami 'krwawego orła' mieli paść tacy władcy jak król Norwegii Halfdán, a także irlandzki król Maelgualai, a nawet król Anglii Wschodniej Edmund Męczennik, przy czym za śmierć Aelli i Edmunda Męczennika miał jakoby odpowiadać wiking Ivar Bez Kości, syn Ragnara Lodbroka schwytanego przez króla Aellę i wrzuconego w roku 865 do dołu ze żmijami. O tym mówi średniowieczna islandzka "Opowieść o synach Ragnara". Aella zginął brutalnie w zemście za śmierć Ragnara. Halfdána za pomocą tortury 'krwawego orła' uśmiercił inny wiking Earl Torf-Einar, o czym informuje dwunastowieczna islandzka saga Orkenyinga. Zarówno Aella, jak i Halfdán (jak sugeruje historyk Alfred Smyth) zostali złożeni w ofierze bogu Odynowi. Problem tkwi w tym, że źródła takie jak saga Orkenyinga nie są źródłami historycznymi, a literackimi, zatem należy podchodzić do nich sceptycznie. Nordyckie i islandzkie średniowieczne sagi zostały napisane przez poetów-skaldów i miały być recytowane w czasie długich i mroźnych północnych zim. Czy więc sagi należy uznać za wiarygodne źródło historyczne? Czy należy wątpić w istnienie rytuału 'krwawego orła'? Myślę, że tak, choć muszę przyznać, że 'krwawy orzeł' przemawia do wyobraźni. Na pewno twórców gier "Warhammer" oraz muzyków viking metalowego Amon Amarth, którzy w 2013 roku na albumie "Deceiver of the Gods" zamieścili utwór "Blood Eagle". W dodatku w thrillerze "Milczenie owiec" (1991) Jonathana Demme jedna z ofiar Hannibala Lectera zostaje powieszona w jego celi i przypomina 'krwawego orła'. :-)
https://www.youtube.com/watch?v=CltQfMAMy8Q
Na dolnej fotografii kamień Sfora Hammars z Gotlandii pokazujący rzekomy rytuał 'krwawego orła'.
Lektura prasy na dzisiaj:
http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/941551,sensacja-na-budowie-dts-w-gliwicach-odkryto-groby-wampirow,id,t.html?cookie=1
poniedziałek, 15 lipca 2013
Omit i Ysigim: dwie perełki doom metalu
Ysigim - Nie do końca potrafię sprecyzować dlaczego, ale coś mnie przyciąga do muzyki rodzimego Ysigim. Nie przeszkadza mi nawet słaba produkcja albumu "Ain Soph Or" (1994), ba, dodaje ona tej muzyce jakże potrzebnego brudu. Funeral doom grany przez Marcina Kowalskiego i Marcina Rusinowskiego zasługuje na uwagę. Nisko stonowane gitary, zniekształcony bas, złowieszczo brzmiące i zapętlone melodie przypominające mi brytyjski Esoteric. Szeptane growle Marcina Rusinowskiego dodają muzyce Ysigim demoniczno-szamańskiego charakteru. Do tego kilka inkantacji, krótkie melodyjne interludia i odgłosy natury. Funeral doom grany przez Ysigim cechuje się specyficzną atmosferą: brudną, przerażającą i dziwaczną. W 1996 roku band nagrał drugi album "Whispers" z nieco lepszym brzmieniem i równie schizofrenicznym nastrojem co "Ain Soph Or". Po czym zawiesił działalność na wiele lat.
https://www.youtube.com/watch?v=TQcP9jXjdfA
Co ciekawe, chłopaki z Ysigim mają stronę internetową. Warto na nią zajrzeć. Przesłuchałem sobie na soundcloud zarysy nowych kompozycji, które nagrali i... kompletna zmiana stylu na atmospheric dark industrial. Zobaczymy, czy coś się z tego wykluje w przyszłości.
http://www.ysigim.com/
https://soundcloud.com/ysigim
Omit - W odróżnieniu do Ysigim norweski Omit to młody zespół gotycko doom metalowy. Ich debiutancka płyta "Repose" (2011) jest jednym z najpiękniejszych materiałów jakie miałem okazję słyszeć w ciągu ostatnich 2-3 lat, przynajmniej jeśli chodzi o gothic doom metal z damskimi wokalami. Ano właśnie wokale... śpiew Cecile Langlie znałem z norweskiego melodyjno doom metalowego Skumring. Ale to na "Repose" Cecile pokazała w pełni swoje możliwości wokalne. "Repose" jest przerażająco smutnym albumem, pomnikiem rozpaczy i jednocześnie mistrzowskim mariażem neoklasyki (płaczliwe skrzypce) oraz doom metalu. Śpiew Cecile może się co poniektórym słuchaczom wydawać się monotonny i pozbawiony emocji, ale to zwodnicze wrażenie. Wielbiciele gothic doom metalu powinni być "Repose" zachwyceni. Dla zachęty mój ulubiony numer z "Repose" zatytułowany "Insolence":
https://www.youtube.com/watch?v=sRqo8xLQ_sA
Subskrybuj:
Posty (Atom)