Wokół "Nie patrz w górę" (2021) w reżyserii Adama McKaya powstał
ostatnio ogromny internetowy buzz, zatem chciałem się z tym filmem jak
najszybciej skonfrontować. Po ofertę Netflixa sięgam jednak okazjonalnie
głównie oglądając horrory, thrillery, dokumenty true crime oraz
popularnonaukowe. Oprócz "Nie patrz w górę" z gwiazdorską obsadą
(Jennifer Lawrence, Leonardo DiCaprio, Ron Perlman, Cate Blanchett,
itd.) w Sylwestra obejrzałem także kiepski feministyczny remake
kultowego slashera z 1974 roku "Black Christmas" (2019) oraz dwa
dokumenty o brytyjskich seryjnych mordercach, o których wspomnę na sam
koniec niniejszego wywodu. Teraz skupię się na "Nie patrz w górę".
O
tym filmie napisano już dziesiątki analiz, artykułów, recenzji czy
rekomendacji. Polecali go dziennikarze (nawet prawicowi np. Marcin
Rola), aktywiści klimatyczni z Extinction Rebellion, klimatolodzy i wielu recenzentów. Ogólnie rzecz biorąc "Nie
patrz w górę" to mroczna satyra przedstawiająca w krzywym zwierciadle
bierną reakcję polityków, mediów, bogaczy i społeczeństwa na
jakiekolwiek zagrożenia egzystencjalne (w filmie owym zagrożeniem jest
zbliżająca się do Ziemi kometa odkryta teleskopem przez astronomkę
Jennifer Lawrence, której rychłe uderzenie zmiecie z powierzchni Ziemi całą
ludzkość), z którymi zmagamy się obecnie bądź możemy mieć do czynienia w przyszłości:
pandemia Covid19 czy innego niebezpiecznej choroby, antropogeniczne
zmiany klimatyczne czy gigantyczna erupcja superwulkanu. A w zasadzie
brak stosownej reakcji na nadciągające zagrożenie skutkujące
natychmiastową bądź stopniową zagładą ludzkości.
Główną
ideą "Don't Look Up" jest zatem szerzenie się błahych informacji, fake
newsów i wszelkiej maści teorii spiskowych/bzdur. Mamy tutaj dwójkę
naukowców (Jennifer Lawrence i Leonardo DiCaprio) próbujących usilnie
przekonać niekompetentną, wzorowaną na Donaldzie Trumpie prezydentkę
(Meryl Streep), aby podjęła stosowne działania wobec nadchodzącej
zagłady ludzkości (uderzenie komety w Ziemię). Jak wiadomo posłuch
naukowców wśród społeczeństwa jest znikomy, co udowadnia pandemia
Covid19 i szerzące się w Polsce (i na świecie) nierzadko histeryczne próby
wyolbrzymiania zagrożenia szczepionkami i bagatelizowania/wypierania
pandemii. Inna sprawa, że naszym krajem rządzi banda skompromitowanych
kłamców i manipulatorów z zakusami autorytarnymi, nic zatem dziwnego, że skuteczne
poradzenie sobie z pandemią nie leży w interesie rozmodlonych
konserwatystów z PiSu. Za niekompetencję demokratycznie wybranych polityków przyjdzie
nam drogo zapłacić, ponieważ w przypadku rządu Morawieckiego króluje zasada "po trupach do celu", czyli stare dobre pieniądze, kolesiostwo i władza za wszelką cenę. Już
za to płacimy coraz dotkliwszą inflacją i najwyższą umieralnością
rodaków od czasów II WŚ, do czego przyczynia się także antysanitarna
postawa części polskiego społeczeństwa.
Kolejna postać z filmu, o której warto wspomnieć to technologiczny miliarder Peter Isherwell, swoisty amalgamat Elona
Muska, Marka Zuckerberga, Jeffa Bezosa i Billa Gatesa. Chciwy
technokrata i drapieżny kapitalista z ambicjami podróży
międzyplanetarnych, mający w poważaniu zagrożenie egzystencjalne w
postaci mknącej ku Ziemi komety, chcący po prostu na niej szybko zarobić
(wydobycie pierwiastków ziem rzadkich tj. jak itr czy terb, które są
niezbędne dla rozwoju high tech). Swoją drogą większość miliarderów marzy o podboju
kosmosu. W razie jakiegokolwiek zagrożenia oni pierwsi będą próbowali z
Ziemi spierdolić albo chociaż ukryć się w prywatnych podziemnych schronach wraz
z ochroną i przynajmniej częścią zgromadzonego majątku. Celem
nadrzędnym tych technokratów jest spełnianie naszych rozbuchanych
potrzeb konsumpcyjnych, w zamian otrzymują od nas gigantyczne pieniądze, monopol i
wielką władzę. Zuckenberg i jego współpracownicy doskonale wiedzą jak
nas uzależnić od Facebooka i Instagrama, a w trakcie pandemii to
dezinformacja i jej milcząca aprobata służą im do ciągłego powiększania majątków.
Osoba
kwestia poruszona w filmie to komunikacja medialna w postaci np. telewizji
śniadaniowej, w której informacja ma być podana w przystępny sposób i
musi mieć wydźwięk pozytywny. Uderzenie komety czy szkodliwe zmiany
klimatyczne to nie są nośne tematy, lepiej skupiać się na 'burzliwych'
związkach i rozstaniach celebrytów z Instagrama, którzy non-stop
monetyzują naszą atencję i zaangażowanie. Kult celebry ponad wszystko.
Generalnie odnoszę wrażenie, że popularyzowanie jakiejkolwiek nauki w
mediach nastawionych na lifestyle i rozrywkę jest raczej trudne i
niewdzięczne, choćby dlatego, że trzeba drastycznie spłycić temat i
mówić zrozumiale (bez operowania naukowym żargonem), by trafić do
potocznego odbiorcy. Zazwyczaj też ludzie utwierdzeni w swoich
przekonaniach wiedzą 'lepiej' i czasem wręcz kwestionują długoletnie
ustalenia badaczy, choć nie mają ku temu żadnych kompetencji/predyspozycji. Wolą
wierzyć wszelkiej maści celebrytom, którzy plotą bzdury, szerzą teorie
spiskowe i zarabiają na ignorancji części społeczeństwa, która woli
poczytać ploteczki o celebrytach czy przejrzeć zdjęcia jakiejś uroczej
influencerki zrobione w modnym Dubaju niż wzbogacić się o solidną wiedzę
ekspercką o zmianach klimatycznych, kometach czy patogenach. Inna
sprawa, że dopóki będziemy konsumować ile wlezie, wierzyć w mit
nieskończonego wzrostu gospodarczego czy uważać się za panów tego
świata, którym wszystko wolno to nie ma szans w najbliższym czasie na
rozwiązanie palącego problemu zmian klimatycznych. To musi być
kolektywny i szalenie trudny wysiłek, na podjęcie którego większość
społeczeństwa póki co nie stać. Konkludując, informacje ważne i
definiujące życie nasze i przyszłych pokoleń muszą poczekać, gdyż nie są
dla masowego odbiorcy wystarczająco atrakcyjne, ważniejsze wciąż pozostają magiczne sukcesy,
cudowne diety, bajońskie zarobki, intymne związki, bajeczne podróże czy luksusowe ubiory/marki celebrytów, prowokacyjne/wołające o atencję filmiki czy urocze
bądź dramatyczne nagrania (z ratowania) kotków i piesków.
I jeszcze jedno: film pokazuje marginalizację kobiet w świecie nauki. Kate (Jennifer Lawrence) odkrywa zmierzającą ku Ziemi kometę, jednak jej odkrycie nie zostaje w pełni zauważone, docenione. Często pada stwierdzenie, że "Don't Look Up" nie przekazuje nic nowego, bo po prostu tacy jesteśmy. Jednak pandemia Covid19 uzmysłowiła mi w pełni monstrualną skalę dezinformacji w sieci, antynaukowej ignorancji, samooszukiwania się i krótkowzroczności ludzi. Zamiast walczyć z globalnymi problemami wypieramy je czy negujemy, wolimy schować głowę w piasek i przeczekać żywiąc nadzieję, że naukowcy wespół z mądrze rządzącymi politykami ocalą ten świat. To jednak utopia, gdyż naukowcy (wirusolodzy, epidemiolodzy, klimatolodzy, przyrodnicy) wciąż nie są wystarczająco słuchani.
Obejrzałem
także dwa solidne dokumenty o brytyjskich seryjnych mordercach Peterze
Williamie Sutcliffie ("Rozpruwacz z Yorkshire") oraz Dennisie Nilsenie, a
mianowicie "Rozpruwacz z Yorkshire" (2020) oraz "Pamiętniki mordercy:
Taśmy Dennisa Nilsena" (2021). W pierwszym z nich poraża niekompetencja
policji z Yorkshire, która przez 5 lat nie była w stanie złapać
seryjnego mordercy kobiet, który zabił i straszliwie okaleczył młotkiem,
nożem czy śrubokrętem w latach 1975-80 13 kobiet i zranił 7. Sutcliffe
był wyjątkowo groźnym seryjnym mordercą, który atakował w ustronnych
miejscach prostytutki, uczennice, studentki, po prostu kobiety. O jego
złapaniu w styczniu 1981 roku przesądził czysty przypadek. Faktem jest
natomiast, że brytyjska policja była słusznie krytykowana za mizoginiczne podejście
do prostytuujących się ofiar, gdyż prostytutki to łatwe ofiary z kategorii tych, których śmierć prawie nikogo nie obchodzi. Na niewidoczne
ofiary (męskie prostytutki, bezdomnych gejów czy heteroseksualistów)
polował również homoseksualny seryjny morderca i nekrofil Dennis Nilsen,
który w latach 1978-83 udusił i poćwiartował w Londynie 15 młodych
mężczyzn. Nilsen oferował swoim ofiarom schronienie, jedzenie i alkohol w
dwóch mieszaniach w Północnym Londynie, po czym je dusił,
rozczłonkowywał, wreszcie ich szczątki palił na stosie w ogrodzie bądź
spłukiwał w toalecie (zablokowanie kanalizacji przez ludzkie tkanki i
kości doprowadziło do jego ujęcia). Nilsen nie mógł przestać zabijać i
choć mordowanie nie sprawiało mu przyjemności "cenił akt i sztukę
śmierci". W dokumencie odnajdziemy sporo cytatów z jego opublikowanej
post-mortem w styczniu 2021 roku więziennej autobiografii oraz z
nagranych taśm. Zapewne niektórzy moi czytelnicy pamiętają też posępny "Killing
for Company" zespołu Swans z albumu "The Great Annihilator" (1985):
https://www.youtube.com/watch?v=wfvjKD6D_Zo
Pierwszy post w 2022 roku, a już się rozpisałem. :-)