Pożądanie i miłość. Dwa aspekty ludzkiego jestestwa, które potrafią nas kompletnie zniewolić. Nic dziwnego, że niektóre osoby po bolesnym rozstaniu z partnerem bądź po jego śmierci podupadają na zdrowiu czy w ekstremalnych przypadkach popełniają samobójstwa. Zawód miłosny (czy tego chcemy czy nie) jest nadal jednym z wiodących czynników, które pchają najczęściej młodych ludzi do autodestrukcji i samobójstw. W "Chemii między nami: miłości, seksie i naukowych podstawach przyciągania" neurobiolog Larry Young oraz dziennikarz Brian Alexander omawiają chemiczne procesy w mózgach osób zakochanych, uprawiających seks czy żyjących w ustabilizowanym związku. Miłość zostaje słusznie porównana do narkotykowego uzależnienia (uwalnia te same neuroprzekaźniki w mózgu), a hormony takie jak oksytocyna, testosteron, dopamina czy wazopresyna formują ludzką seksualność. W końcu intensywność przeżywanych emocji w trakcie zakochania czy seksu można wytłumaczyć chemicznymi reakcjami zachodzącymi w naszych mózgach. Wystarczy liznąć trochę wiedzy z neurobiologii. W pierwszym rozdziale książki autorzy opisują m.in. przypadek machihembra z Dominikany, czyli odmieńców, którzy urodzili się jako dziewczynki, po czym w okresie dojrzewania stali się chłopcami. Young i Alexander wyjaśniają także subtelną zmianę zachowań, preferencji i zapachów u kobiet w trakcie owulacji - mężczyźni to wyczuwają, dlatego też owulujące striptizerki w nocnych klubach mogą liczyć na wyższe napiwki. W trakcie ciąży u kobiet ujawnia się głęboki instynkt macierzyński - nawet u tych, które kiedyś zarzekały się, że nie chcą mieć dzieci. Autorzy nie omijają także kontrowersyjnej tematyki seksualnej niewierności wskazując że zdrada z punktu widzenia biologii i genetyki jest u homo sapiens czymś naturalnym (czy tego chcemy czy nie). W jaki sposób mózg tworzy seksualne pożądanie? Odpowiedź znajdziecie w "Chemii między nami".
Weźmy na przykład wspomniane powyżej dwa hormony oksytocynę i wazopresynę. Oksytocyna odpowiada u kobiet za skurcze mięśni macicy przy porodzie, za wydzielanie mleka czy za macierzyńską wieź. Można zatem założyć że to oksytocyna stoi za przywiązaniem kobiety do jej partnera. Z kolei wazopresyna u mężczyzn odpowiada za agresję, terytorialność czy konieczność ochrony partnerki przed zakusami innych samców. Kobieta staje się dla mężczyzny swoistym przedłużeniem jego terytorium. Opiewana przez tysiące artystów i poetów romantyczna/fizyczna miłość zostaje w "Chemii między nami" zdjęta z piedestału, gdyż ma ona swoje źródło w behawiorze zwierząt (przykładowo monogamicznych norników preriowych). Lecz nadal uważam, iż miłość to piękne neurochemiczne doświadczenie, zwłaszcza gdy jest intensywna, żarliwa i obustronna.
piątek, 28 sierpnia 2015
Jeremiah P. Ostriker, Simon Mitton "Jądro ciemności" - recenzja
"Jądro ciemności" - taki tytuł nosiła słynna powieść Josepha Conrada na której oparł się reżyser Francis Ford Coppola realizując niemniej słynny film antywojenny "Czas Apokalipsy" (1979). W "Jądrze ciemności" (2013) dwójki astronomów Jeremiaha P. Ostrikiera i Simona Mittona głównymi 'bohaterami' są ciemna materia i ciemna energia - wiodące komponenty Wszechświata. Zarówno ciemna materia, jak i dominująca ciemna energia są tajemnicze i słabo poznane - nie oddziałują ze zwykłą materią z której my jesteśmy zbudowani, chyba że bardzo słabo, grawitacyjnie, nie absorbują, ani też nie emitują światła. To ciemna energia (o odpychającym oddziaływaniu grawitacyjnym) powoduje zwiększanie prędkości rozszerzania się Wszechświata. Potencjalnymi składnikami tworzącej soczewki grawitacyjne ciemnej materii mogą być WIMP-y (słabo oddziałujące masywne cząstki) będące nieznanymi jeszcze cząstkami elementarnymi czy hipotetyczne cząstki o małej masie zwane aksjonami, tudzież supersymetryczni partnerzy znanych cząstek. Ciemna energia zaś odpowiada za przyśpieszenie ekspansji Wszechświata. Mitton i Ostriker rozpoczynają opowieść o poszukiwaniach dowodów istnienia ciemnej materii i ciemnej energii od wizyty w starożytnej Grecji (Arystarch z Samos, Arystoteles), opisują odkrycia Kopernika, Galileusza, Keplera, Newtona i wkraczają w zagadnienia ogólnej i szczególnej teorii względności Einsteina, pionierskich obserwacji astronomicznych Edwina Hubble'a czy przełomowego odkrycia mikrofalowego promieniowania tła. Wiele kosmologicznych pytań pozostaje jednak wciąż bez odpowiedzi, co zostaje omówione w ostatnim rozdziale "Jądra ciemności". Dwie uwagi na sam koniec: po pierwsze Fritz Zwicky nadał dziwnej substancji nazwę Dunkle materie (Ciemna materia) w roku 1933, a nie 1937. Po drugie Albert Einstein nie otrzymał w 1921 roku Nobla za odkrycie efektu fotoelektrycznego, a za jego wyjaśnienie i matematyczny opis. Mimo tych usterek warto sięgnąć po "Jądro ciemności" Mittona i Ostrikera, gdyż jest to książka przystępnie napisana i nie wymagająca znajomości zaawansowanego aparatu matematycznego. Nie obraziłbym się jednak gdyby wydawnictwo Prószyński i Spółka w przyszłości znacznie poszerzyło swoją ofertę popularno-naukową o książki z dziedzin takich jak geologia, biologia ewolucyjna, genetyka, chemia, oceanografia czy klimatologia, gdyż odnoszę wrażenie, że w propozycjach popularno-naukowych wydawnictwa dominują książki z zakresu astronomii, kosmologii czy fizyki kwantowej.
środa, 26 sierpnia 2015
Vester Lee Flanagan II i śmierć na żywo
26 sierpnia 2015 roku w trakcie nagrywania wywiadu na żywo zostają zastrzeleni 27-letni fotoreporter Adam Ward i 24-letnia reporterka Alison Parker, dziennikarze stacji WDBJ. Udzielającą wywiadu Vicki Gardner kula trafia w plecy lecz jej życiu obecnie nie zagraża niebezpieczeństwo. Sprawcą tego ataku w Smith Mountain Lake w pobliżu Moneta w stanie Virginia okazuje się 41-letni eks-reporter stacji Vester Lee Flanagan II, znany jako Bryce Williams. Po pięciogodzinnej obławie i pościgu samochodowym ścigany przez policję Vester rozbija wypożyczone auto. Sprawca umiera po przetransportowaniu do szpitala z powodu samobójczych ran postrzałowych, które sam sobie zadał jeszcze w trakcie ucieczki.
Do zastrzelenia dwójki dziennikarzy doszło o godzinie 6.46 am czasu EDT w trakcie nadawania na żywo programu Mornin '. Było słychać odgłosy przynajmniej 8 strzałów oraz krzyki, kamera Adama Warda upadła na ziemię na chwilę łapiąc obraz Flanagana trzymającego pistolet Glock. Morderca w trakcie ataku oddał 15 strzałów. Ale to mu nie wystarczyło. O godzinie 11.14 na Facebooku i Twitterze Vester Lee Flanagan II umieścił trwające 56-sekund video będące wertykalnym zapisem ataku i morderstwa: mrozi krew w żyłach moment w którym Vester po raz pierwszy kieruje pistolet w stronę przeprowadzającej wywiad Alison Parker, przy czym ani dziennikarka, ani jej kolega operator kamery, ani osoba udzielająca wywiadu tego nie dostrzegają mocno skupieni na pracy. Przez moment poczułem się jakbym był świadkiem strzelanki FPP (first person perspective) a la "Doom" na żywo. Zanim padną strzały w kierunku Parker Vester cedzi przez zęby słowo "suka". Gdy morderca zaczyna strzelać Parker najpierw odruchowo się wzdryga, a potem próbuje uciekać, kamera Warda pada na ziemię, słychać odgłosy strzałów i krzyki, Vester wyłącza swoją kamerę... Witamy w alternatywnej rzeczywistości.
Na dwie godziny przed zabiciem dziennikarzy Vester Lee Flanagan II wysyła stacji ABC 23-stronicowy faks zatytułowany "Suicide Note for Friend & Family", swoisty manifest. W związku z rozwojem technologii komunikacyjnych i powszechnością Internetu manifesty masowych morderców błyskawicznie trafiają do sieci, co później daje śledczym i psychologom wgląd w psychikę sprawcy. Pamiętajcie Elliota Rodgera czy morderców z Columbine? Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Vester Lee Flanagan II był czarnoskórym homoseksualistą, a wszystkie jego ofiary były białe. Zresztą w manifeście Vester podnosi zarzuty dyskryminacji rasowej i molestowania seksualnego, wychwala morderców z Columbine (Eric Harris i Dylan Klebold) oraz Virgina Tech (Seung Hui-Cho). W poście na Twitterze oskarża Alison Parker o rasistowskie komentarze. Co ciekawe, Vestera do działania miał sprowokować masowy mord w kościele Charleston w dniu 17 czerwca 2015 roku, w którym 21-letni biały Dylann Roof zastrzelił 9 Afroamerykanów mając nadzieję na wywołanie wojny rasowej. 1 lutego 2013 roku Vester Lee Flanagan II został zwolniony ze stacji WDBJ w której pracował jako Bryce Williams. Jako powód podano jego arogancki temperament i trudności dogadania się ze współpracownikami. Pokrzywdzony Vester postanowił zatem wziąć sprawy w swoje ręcę. Masowi mordercy regularnie dokonują ataków w miejscach swojej obecnej/byłej pracy - przykładowo listonosze ('going postal') czy inni pracownicy. Motywem jest zazwyczaj osobista wendetta za doznane bądź wyimaginowane krzywdy (np. magrinalizacja w miejscu pracy). Nie inaczej jest zapewne i w tym przypadku.
Do zastrzelenia dwójki dziennikarzy doszło o godzinie 6.46 am czasu EDT w trakcie nadawania na żywo programu Mornin '. Było słychać odgłosy przynajmniej 8 strzałów oraz krzyki, kamera Adama Warda upadła na ziemię na chwilę łapiąc obraz Flanagana trzymającego pistolet Glock. Morderca w trakcie ataku oddał 15 strzałów. Ale to mu nie wystarczyło. O godzinie 11.14 na Facebooku i Twitterze Vester Lee Flanagan II umieścił trwające 56-sekund video będące wertykalnym zapisem ataku i morderstwa: mrozi krew w żyłach moment w którym Vester po raz pierwszy kieruje pistolet w stronę przeprowadzającej wywiad Alison Parker, przy czym ani dziennikarka, ani jej kolega operator kamery, ani osoba udzielająca wywiadu tego nie dostrzegają mocno skupieni na pracy. Przez moment poczułem się jakbym był świadkiem strzelanki FPP (first person perspective) a la "Doom" na żywo. Zanim padną strzały w kierunku Parker Vester cedzi przez zęby słowo "suka". Gdy morderca zaczyna strzelać Parker najpierw odruchowo się wzdryga, a potem próbuje uciekać, kamera Warda pada na ziemię, słychać odgłosy strzałów i krzyki, Vester wyłącza swoją kamerę... Witamy w alternatywnej rzeczywistości.
Na dwie godziny przed zabiciem dziennikarzy Vester Lee Flanagan II wysyła stacji ABC 23-stronicowy faks zatytułowany "Suicide Note for Friend & Family", swoisty manifest. W związku z rozwojem technologii komunikacyjnych i powszechnością Internetu manifesty masowych morderców błyskawicznie trafiają do sieci, co później daje śledczym i psychologom wgląd w psychikę sprawcy. Pamiętajcie Elliota Rodgera czy morderców z Columbine? Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Vester Lee Flanagan II był czarnoskórym homoseksualistą, a wszystkie jego ofiary były białe. Zresztą w manifeście Vester podnosi zarzuty dyskryminacji rasowej i molestowania seksualnego, wychwala morderców z Columbine (Eric Harris i Dylan Klebold) oraz Virgina Tech (Seung Hui-Cho). W poście na Twitterze oskarża Alison Parker o rasistowskie komentarze. Co ciekawe, Vestera do działania miał sprowokować masowy mord w kościele Charleston w dniu 17 czerwca 2015 roku, w którym 21-letni biały Dylann Roof zastrzelił 9 Afroamerykanów mając nadzieję na wywołanie wojny rasowej. 1 lutego 2013 roku Vester Lee Flanagan II został zwolniony ze stacji WDBJ w której pracował jako Bryce Williams. Jako powód podano jego arogancki temperament i trudności dogadania się ze współpracownikami. Pokrzywdzony Vester postanowił zatem wziąć sprawy w swoje ręcę. Masowi mordercy regularnie dokonują ataków w miejscach swojej obecnej/byłej pracy - przykładowo listonosze ('going postal') czy inni pracownicy. Motywem jest zazwyczaj osobista wendetta za doznane bądź wyimaginowane krzywdy (np. magrinalizacja w miejscu pracy). Nie inaczej jest zapewne i w tym przypadku.
czwartek, 20 sierpnia 2015
Waldemar Ciszak, Michał Larek "Martwe ciała" - recenzja
W kwietniu 2015 roku udałem się na cmentarz na poznańskim Miłostowie, by odnaleźć groby trzech rodzimych seryjnych morderców, którzy są tam pochowani (m.in. Tadeusza Kwaśniaka). Poszukiwania okazały się całkiem owocne, ale nie ukrywam, że chodziło mi głównie o odszukanie anonimowego grobu Edmunda Kolanowskiego, seryjnego mordercy i nekrofila oskarżonego o trzy morderstwa kobiet, w tym 11-letniej dziewczynki Aliny K. oraz pięć przypadków zbezczeszczenia wykopanych z grobów/ wykradzionych z grobowców zwłok kobiet. W marcu 2015 roku przeczytałem w "Głosie Wielkopolskim", że grób Kolanowskiego może zniknąć z cmentarza na Miłostowie, gdyż jest od dawna nieopłacony, więc trzeba było się śpieszyć i go odszukać.
Jakiś czas temu dowiedziałem się też o książce "Martwe ciała" napisanej wspólnie przez adwokata Waldemara Ciszaka i redaktora Michała Larka i traktującej o Edmundzie Kolanowskim i jego morderstwach, a także o kulisach dochodzenia prowadzonego w jego sprawie. Postanowiłem ją czym prędzej zakupić, gdyż Edmund Kolanowski jest definitywnie jednym z najbardziej fascynujących rodzimych seryjnych morderców - fetyszysta i nekrofil, który wycinał ze zwłok zamordowanych, a także wykopanych kobiet narządy rodne i sutki, zabierał owe płaty skóry ze sobą, po czym przystrajał w nie kukły przy których się onanizował. Mieliśmy w annałach rodzimej kryminalistyki ciekawe przypadki seryjnych morderców i dewiantów (vide Karl Denke, Bogdan Arnold czy Paweł Tuchlin), ale przypadek Kolanowskiego jest zaiste specyficzny. Przykładowo Kolanowski po obejrzeniu w poznańskim kinie Apollo horroru Marka Piestraka "Wilczyca" (1983, swoją drogą chyba mój ulubiony rodzimy horror!) jest sceną otwierania grobu tak silnie pobudzony, że po seansie jedzie na cmentarz Miłostowo, by wykopać zwłoki kobiety ze świeżego grobu i je okaleczyć poprzez wycięcie płata skóry z okolic intymnych! "Martwe ciała" Ciszaka i Larka w sposób szczegółowy omawiają poczynania Edmunda Kolanowskiego nie szczędząc makabrycznych szczegółów. W książce mamy doskonale zaaranżowane wywiady z oficerem śledczym Jerzym Jakubowskim, ale także z adwokatem, patologiem, dziennikarzem, czyli ogólnie rzecz biorąc uczestnikami postępowania przygotowawczego i procesu "Zimnego chirurga" z Poznania. Sporo cytatów z protokołów milicyjnych i sądowych, opis wizji lokalnej z udziałem Kolanowskiego, a nawet fragment listu mordercy do sędziwej matki. Książkę czyta się szybko i z zapartym tchem - pochłonąłem ją w nieco ponad trzy godziny. Co ciekawe, w momencie gdy ją odbierałem z warszawskiego Empiku zagaił mnie o nią młody sprzedawca wypytując czego dotyczy. Odpowiedziałem mu, że jest to reportaż o seryjnym mordercy-nekrofilu z Poznania. Chłopak odpowiedział mi, że chętnie sam po nią sięgnie, gdyż lubi czytać książki o psychopatach i seryjnych mordercach (czytał m.in. "Mądrość psychopatów" Duttona, którą tą książkę recenzowałem już tutaj). Wracając jednak do "Martwych ciał": Edmunda cechował ogromny popęd seksualny, który starał się rozładować poprzez akty nekrofilii, morderstwa kobiet (zwłok pierwszej ofiary, 19-letniej Kazimiery G., którą Kolanowski zabił w 1970 roku nigdy nie odnaleziono), gwałty, obmacywania i dziwaczny fetyszyzm. Przypadek Kolanowskiego rzekomo opisywany w różnych (nawet zagranicznych) podręcznikach psychiatrii budzi we mnie skojarzenia z tajemniczym morderstwem studentki Katarzyny Z., której wyciętą skórę i części zwłok wyłowiono z Wisły w Krakowie w styczniu 1999 roku. Sprawca jej morderstwa również mógł być fetyszystą i nekrofilem, ale do tej pory go nie schwytano.
http://dtbbth.blogspot.com/2015/01/zagadka-morderstwa-katarzyny-z.html
"Wyciętymi narządami kobiecymi ze zwłok bawiłem się w ten sposób, że miałem taką z gąbki lalkę i przyszywałem do niej te wycięte narządy. Po przyszyciu bawiłem się z tą lalką jak z kobietą." - Edmund Kolanowski (cytat z książki).
Dokument o Edmundzie Kolanowskim "Hiena" obejrzycie tutaj:
http://video.anyfiles.pl/Archiwum+zbrodni-Hiena.avi/Ludzie/video/131525
Wywiad z autorami książki: http://zbrodniawbibliotece.pl/pogawedki/3806,naznaczonyzbrodniczanamietnoscia-wywiadzautoramimartwychcial/
Jakiś czas temu dowiedziałem się też o książce "Martwe ciała" napisanej wspólnie przez adwokata Waldemara Ciszaka i redaktora Michała Larka i traktującej o Edmundzie Kolanowskim i jego morderstwach, a także o kulisach dochodzenia prowadzonego w jego sprawie. Postanowiłem ją czym prędzej zakupić, gdyż Edmund Kolanowski jest definitywnie jednym z najbardziej fascynujących rodzimych seryjnych morderców - fetyszysta i nekrofil, który wycinał ze zwłok zamordowanych, a także wykopanych kobiet narządy rodne i sutki, zabierał owe płaty skóry ze sobą, po czym przystrajał w nie kukły przy których się onanizował. Mieliśmy w annałach rodzimej kryminalistyki ciekawe przypadki seryjnych morderców i dewiantów (vide Karl Denke, Bogdan Arnold czy Paweł Tuchlin), ale przypadek Kolanowskiego jest zaiste specyficzny. Przykładowo Kolanowski po obejrzeniu w poznańskim kinie Apollo horroru Marka Piestraka "Wilczyca" (1983, swoją drogą chyba mój ulubiony rodzimy horror!) jest sceną otwierania grobu tak silnie pobudzony, że po seansie jedzie na cmentarz Miłostowo, by wykopać zwłoki kobiety ze świeżego grobu i je okaleczyć poprzez wycięcie płata skóry z okolic intymnych! "Martwe ciała" Ciszaka i Larka w sposób szczegółowy omawiają poczynania Edmunda Kolanowskiego nie szczędząc makabrycznych szczegółów. W książce mamy doskonale zaaranżowane wywiady z oficerem śledczym Jerzym Jakubowskim, ale także z adwokatem, patologiem, dziennikarzem, czyli ogólnie rzecz biorąc uczestnikami postępowania przygotowawczego i procesu "Zimnego chirurga" z Poznania. Sporo cytatów z protokołów milicyjnych i sądowych, opis wizji lokalnej z udziałem Kolanowskiego, a nawet fragment listu mordercy do sędziwej matki. Książkę czyta się szybko i z zapartym tchem - pochłonąłem ją w nieco ponad trzy godziny. Co ciekawe, w momencie gdy ją odbierałem z warszawskiego Empiku zagaił mnie o nią młody sprzedawca wypytując czego dotyczy. Odpowiedziałem mu, że jest to reportaż o seryjnym mordercy-nekrofilu z Poznania. Chłopak odpowiedział mi, że chętnie sam po nią sięgnie, gdyż lubi czytać książki o psychopatach i seryjnych mordercach (czytał m.in. "Mądrość psychopatów" Duttona, którą tą książkę recenzowałem już tutaj). Wracając jednak do "Martwych ciał": Edmunda cechował ogromny popęd seksualny, który starał się rozładować poprzez akty nekrofilii, morderstwa kobiet (zwłok pierwszej ofiary, 19-letniej Kazimiery G., którą Kolanowski zabił w 1970 roku nigdy nie odnaleziono), gwałty, obmacywania i dziwaczny fetyszyzm. Przypadek Kolanowskiego rzekomo opisywany w różnych (nawet zagranicznych) podręcznikach psychiatrii budzi we mnie skojarzenia z tajemniczym morderstwem studentki Katarzyny Z., której wyciętą skórę i części zwłok wyłowiono z Wisły w Krakowie w styczniu 1999 roku. Sprawca jej morderstwa również mógł być fetyszystą i nekrofilem, ale do tej pory go nie schwytano.
http://dtbbth.blogspot.com/2015/01/zagadka-morderstwa-katarzyny-z.html
"Wyciętymi narządami kobiecymi ze zwłok bawiłem się w ten sposób, że miałem taką z gąbki lalkę i przyszywałem do niej te wycięte narządy. Po przyszyciu bawiłem się z tą lalką jak z kobietą." - Edmund Kolanowski (cytat z książki).
Dokument o Edmundzie Kolanowskim "Hiena" obejrzycie tutaj:
http://video.anyfiles.pl/Archiwum+zbrodni-Hiena.avi/Ludzie/video/131525
Wywiad z autorami książki: http://zbrodniawbibliotece.pl/pogawedki/3806,naznaczonyzbrodniczanamietnoscia-wywiadzautoramimartwychcial/
piątek, 14 sierpnia 2015
Transatlantyk 2015: "Slither" (2006) i "Antiviral" (2012)
"Slither" (2006, reż. James Gunn) - W małym zapyziałym miasteczku Wheelsy w Karolinie Południowej spada meteoryt. Grant Grant (Michael Rooker, "Henry: Portret of a Serial Killer" z 1986 roku) jest sfrustrowany tym, że jego młodsza żona Starla (Elizabeth Banks) nie ma nastroju na seks. Pijany udaje się więc do lasu z inną kobietą Brendą Gutierrez i tam zostaje nabity na kolec wystrzelony z meteorytu. W ciągu kilku następnych dni Grant Grant przechodzi cielesną metamorfozę zamieniając się w spragnioną surowego mięsa kreaturę z mackami. Porywa Brendę i przetrzymuje ją w szopie. Tam dociera szeryf Bill Pardy (Nathan Fillion) wraz z ekipą poszukiwawczą. Okazuje się że Brenda spuchła do pokaźnych rozmiarów. Kobieta eksploduje uwalniając setki przypominających ślimaki robali. Te infekują ludzi zagnieżdżając się w ich ciałach i mózgach, po czym zamieniają ofiary w bezwolne zombies.
Debiut reżyserski Jamesa Gunna (scenarzysty rimejku "Świtu umarłych" z 2004 roku) ogląda się niczym remake kultowego horroru Freda Dekkera z lat 80-tych "Night of the Creeps". W "Robalach" Gunna zaznajomiony z kinem grozy widz wnet dostrzeże sporo odniesień do starszych horrorów i filmów eksploatacji. Przykładowo zmutowany i oślizły Grant Grant wygląda niczym Dr. Pretorius z "From Beyond" (1986) Stuarta Gordona, wielka śluzowata orgia pod koniec "Robali" to nic innego niż finał "Society" (1989) Briana Yuzny, mamy także bar zwany Henenlotter’s od Franka Henenlottera, reżysera trylogii "Basket Case", a w telewizji leci "Toksyczny mściciel" (1986) Tromy. Oprócz mnóstwa odniesień do innych reprezentantów gatunku w "Slither" jest sporo suspensu przeplatanego humorystyczno-sarkastycznymi dialogami. Film jest nieodparcie zabawny, a efekty make-up robali i kreatur są wyborne (nader oszczędne użycie CGI).
"Antiviral" (2012, Brendan Cronenberg) - Bliżej nieokreślona przyszłość. Kult celebrytów przybrał tak ogromne rozmiary, że zwykli ludzie płacą za zakażenie wirusami, które pochodzą z fetyszyzowanych ciał ich idoli. Sprostać ich zachciankom próbuje Syd March (Caleb Landry Jones), sprzedawca wirusów z firmy The Lucas Clinic. Syd ukradkowo dostarcza też wirusy na czarny rynek poprzez przenoszenie ich we własnym ciele. Tajemniczy wirus infekuje aktorkę Hannah Geist. Syd zostaje wysłany, by pobrać od niej próbkę i sam się owym wirusem infekuje zapadając na chorobę. Kiedy zostaje ogłoszona śmierć ukochanej przez wielu Hannah Syd dowiaduje się, że wirus został genetycznie zmodyfikowany przez rywalizującą z The Lucas Clinic inną firmę.
Intrygujący debiut reżyserski Brandona Cronenberga, syna Davida Cronenberga, kanadyjskiego mistrza cielesnego horroru. Świat ukazany w "Antiviral" jest zimny i zdepersonalizowany - ludzie infekują się wirusami ukochanych celebrytów i jedzą steki uformowane z komórek gwiazd szoł-biznesu. Podobnie jak w filmach Davida Cronenberga mamy tutaj do czynienia z fascynacją medycznymi eksperymentami, cielesnymi modyfikacjami/mutacjami i fetyszyzmem. Wirusy mogą stać się obiektem patentów, a firmy je genetycznie modyfikujące rywalizują ze sobą (np. poprzez kradzież i szpiegostwo) infekując celebrytów własnymi wirusami. Ba, można nosić opaski skórne od gwiazd co też czyni grany przez Malcolma McDowella doktor. "Antiviral" udowadnia że Brandon Cronenberg jest reżyserem obiecującym. Chętnie zobaczę jego kolejne filmy.
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Transatlantyk 2015: "More Than Honey" (2012) i "Excess Flesh" (2015)
"More Than Honey" (2012, reż. Marcus Imhoof) - W mediach co pewien czas poruszana jest tematyka zagłady pszczół, czyli zapylaczy różnorodnych roślin okrytonasiennych. Chodzi tutaj o zjawisko występujące pod nazwą CCD (Colony Collapse Disorder - Nagłe Wymieranie Rojów) w wyniku którego dotąd dobrze zaopatrzone ule pustoszeją. Przyczyny CCD okazują się być złożone: wirusy atakujące pszczoły, roztocza żerujące na ich larwach (wywołujący warrozę Varroa destructor, pasożyt pszczoły miodnej i pszczoły wschodniej), zgnilec będący chorobą bakteryjną pszczelego czerwiu, szkodliwe działanie herbicydów i pestycydów, antybiotyki, a także fragmentacja siedlisk pszczół. Podobno najsłynniejszy fizyk XX wieku Albert Einstein ongiś powiedział: "Jeśli pszczoły znikną z powierzchni Ziemi człowiekowi pozostaną cztery lata życia". Nad tym problemem zastanawia się szwajcarski reżyser Marcus Imhoof, który w pouczającym i zarazem przejmującym dokumencie "Więcej niż miód" rozmawia z pszczelarzami ze Szwajcarii i USA oraz z genetykami i biotechnologami; odwiedza Szwajcarię, USA, Chiny (gdzie ludzie sami zapylają drzewka owocowe, choć nie są w tym tak efektywni jak pszczoły) oraz Australię. W "More Than Honey" pojawiają się także niebezpieczne i wredne dla ludzi pszczoły afrykańskie. Film jest pięknie sfotografowany i bogaty w wiedzę na temat pszczół. Urzekły mnie np. zdjęcia pszczelego tańca mającego na celu wskazanie innym robotnicom dobrego miejsca na zapylanie czy kopulacja odbywającej lot godowy królowej z trutniami, które natychmiast po zapłodnieniu królowej-matki padają na ziemię martwe. Jak wiadomo królowa składa jaja - z zapłodnionych narodzą się bezpłodne robotnice, a z niezapłodnionych trutnie, których jedynym życiowym celem jest kopulacja z królową. Imhoof porusza jeszcze takie tematy jak ewolucja pszczół czy organizacja ich społeczności w roju. Wymarcie pszczół w przyszłości oznacza katastrofę agrokulturalną w skali globalnej. Warto o tym pamiętać.
"Excess Flesh" (2015, reż. Patrick Kennelly) - Muszę przyznać, że "Excess Flesh" Patricka Kennelly'ego to kawał ekstremalnego kina, film raczej odrażający i nieprzyjemny, choć nie pozbawiony też szczypty czarnego humoru. Dość powiedzieć, że w trakcie seansu kinowego "Excess Flesh" w poznańskiej Muzie w ramach festiwalu Transatlantyk 2015 przynajmniej ze cztery osoby wyszły. Fabuła filmu toczy się wokół dwójki różniących się od siebie współlokatorek. Jennifer (Mary Loveless) pracuje jako modelka, posiada idealną figurę, uwielbia głośny seks i obżeranie się czipsami. Z kolei Jill (Bethany Orr) uważa się za osobę grubą, od 9 miesięcy jest bezrobotna, cierpi na depresję i aby złagodzić ból sięga po jedzenie, które jeszcze w trakcie konsumpcji (bądź już po) zwraca przy okazji bijąc się po twarzy. Kiedy Jennifer wyżywa się fizycznie na Jill ta druga ma już dosyć. Przywiązuje swoją przyjaciółkę łańcuchami, po czym zaczyna ją dręczyć fizycznie i psychicznie.
W "Excess Flesh" od razu widoczna staje się fascynacja reżysera zaburzeniami jedzenia np. bulimią i anoreksją (jadłowstrętem). Jednocześnie mamy tutaj do czynienia z krytyką świata mody (opresyjnym wizerunkiem kobiecej urody) dzięki któremu modelki wybierają niezdrowe diety i podejmują złe decyzje life-stylowe. Swoją drogą w trakcie projekcji "Excess Flesh" na myśl przyszły mi takie filmy jak "Requiem dla snu" (2000) czy "Misery" (1991), adaptacja poczytnej powieści Stephena Kinga. Sporo szaleństwa, wstydu i agresji, dużo obrzydliwych odgłosów wydawanych w trakcie konsumpcji, odrobina gore i wymioty. Do tego smutek i nienawiść, obżarstwo jako akt rebelii i frustracji. Zdecydowanie konfrontacyjne kino z rewelacyjną grą aktorską Bethany Orr, która niemal stopiła się ze swą rolą. Reżyser w trakcie pogadanki po filmie stwierdził, że jego ulubionymi reżyserami są Andrzej Żuławski, David Lynch i Abel Ferrara. To widać i czuć w "Excess Flesh". Zaiste food torture porn. :-)
Transatlantyk 2015: "Contracted" (2013) i "A Girl Walks Home Alone at Night" (2014)
"Contracted" (2013, reż. Eric England) - Kolejny reprezentant cielesnego horroru, który miałem przyjemność obejrzeć w trakcie Transatlantyku 2015 to 78-minutowy horror Erica Englanda "Contracted". Pracująca w Los Angeles kelnerka Samantha England (Najarra Townsend) jest lesbijką. Jej intymny związek z dotychczasową partnerką Nikki ustaje, a rozczarowana dziewczyna zostaje zmuszona do wprowadzenia się do mieszkania jej matki. Aby załagodzić ból Samantha udaje się na przyjęcie, tam się upija i uprawia seks w samochodzie z przypadkowo poznanym mężczyzną, który przedstawia się jako B.J. Co się okazuje w następnych dniach? Samantha zaczyna chorować: ma obfity okres, robi się blada, w okolicach jej narządów intymnych pojawia się wysypka, jej oczy stają się czerwone, stopniowo zaczynają jej wypadać włosy i paznokcie, a zęby zaczynają gnić. Lekarz nie potrafi dziewczynie pomóc twierdząc że to jakiś nieznany, przenoszony drogą płciową wirus. Okazuje się, że tajemniczego B.J-a desperacko poszukuje policja.
Widzimy zatem jak piękno Najarry Townsend jest systematycznie niszczone przez chorobę. Nie przeszkadza to jej jednak uwieść pewnego samca beta i uprawiać z nim seks. Sama idea nieznanego wenerycznego wirusa, który stoi za upiorną metamorfozą Samanthy jest bardzo ciekawa. Możemy sobie np. wyobrazić zmutowanie wirusa HIV, które uczyni zespół nabytego niedoboru odporności AIDS jeszcze bardziej przerażającym i podstępnym. Mam jednak do "Contracted" jedno zastrzeżenie, choć być może się czepiam: skoro lekarz odkrywa jakiś nieznany i potencjalnie niebezpieczny wirus to dlaczego do diaska nie poddaje Samanthy kwarantannie w szpitalu? Podobało mi się jednak, że praktycznie nic nie dowiadujemy się o mężczyźnie, który zaraził Samanthę; nie widzimy nawet dokładnie jego twarzy. Film wypełnia sporo odniesień do chorób przenoszonych drogą płciową: banery przystankowe dotyczące AIDS, ostrzeżenia przed STD, pojemniki pełne prezerwatyw. Nie ma to jak przestroga przed niezabezpieczonym uprawianiem seksu z przygodnie poznanymi nieznajomymi. Porównajcie "Contracted" z kanadyjskim obrzydlistwem "Thanatomorphose" (2012) oraz ze "Starry Eyes" (2014). Wszystkie trzy filmy łączy zbliżony koncept cielesnego rozpadu.
"A Girl Walks Home Alone at Night" (2014, reż. Ana Lily Amirpour) - Irański hipsterski wampiryczny romans. Brzmi intrygująco? Do mnie taki króciuteńki opis filmu przemówił, choć do hipsterów się nie zaliczam. W każdym razie "A Girl Walks Home Alone at Night" opowiada o nietypowym związku pomiędzy stylizowanym na Jamesa Deana Irańczykiem i dziwną, małomówną wampirzycą w czarnym czadorze. Arash przez wiele lat pracował na swój wystrzałowy sportowy samochód. Niestety auto zabiera mu diler narkotykowy Saeed w ramach długu za narkotykowy nałóg ojca Arasha, Hosseina. Saeed ma jednak pecha w Złym Mieście, gdyż zabiera do swojego mieszkania tajemniczą młodą dziewczynę. Ta okazuje się krwiopijcą, atakuje i zabija dilera. W tym samym czasie pojawia się Arash, który odnajduje martwego handlarza narkotyków, zabiera swoje auto oraz walizkę z pieniędzmi i dragami.
Kinem grozy interesuje się od wielu lat, ale jeszcze nie słyszałem o irańskich przedstawicielach gatunku. "A Girl Walks Home Alone at Night" można uznać za film irański, gdyż nakręcono go wyłącznie z udziałem irańskiej obsady, ale należy pamiętać, iż film ów reżyserka Ana Lily Amirpour zrealizowała w USA. Lokalizacja plenerowa to nie Iran, a okolice Taft i Bakersfield w Kalifornii. Irańska obsada to aktorzy mieszkający na stałe w USA. Film jednak lepiej się sprzeda jeśli zostanie uznany za irański. Inna sprawa, że w "A Girl Walks Home Alone at Night" znajdują się sceny, które na pewno nie spodobałyby się irańskim cenzorom: zażywanie i handel narkotykami, prostytucja, seks oralny w samochodzie, szczypta nagości, etc. Sporo długich i hipnotycznych ujęć, kilka sekwencji zapadających w pamięć np. wampirzyca (Sheila Vand) prześladująca irańskiego chłopca i zabierająca mu deskorolkę na której jeździ potem w zwiewnym czadorze. Swoją drogą jestem niemal pewien, że reżyserka Ana Lily Amirpour widziała czarno-biały wampiryczny horror "Nadja" Michaela Almereydy z 1994 roku, w którym melancholijna wampirzyca (Elina Lowensohn) wędruje po Nowym Jorku szukając zaspokojenia żądzy krwi.
niedziela, 9 sierpnia 2015
Transatlantyk 2015: "Society" (1989) i "American Mary" (2012)
Seanse kinowe w ramach sekcji Body Horror Transatlantyk 2015.
Pierwsze co mi przychodzi do głowy jeśli chodzi o tzw. horror cielesny to, rzecz jasna, horrory Kanadyjczyka Davida Cronenberga, a także pinku eiga Hisayasu Sato. W tym roku w ramach sekcji Body Horror nie zobaczymy jednak żadnego z filmów wymienionych powyżej reżyserów, ale i tak cieszę się, że miałem okazję widzieć po raz pierwszy "Society" (1989) Briana Yuzny (czyli "Towarzystwo" z polskiego VHS-a) na ekranie kinowym. Co prawda od pewnego czasu mam ten groteskowy horror na francuskim wydaniu DVD, lecz to nie lada gratka zobaczyć obrzydliwe efekty specjalne Screaming Mad George'a w kinie.
"Society" (1989, reż. Brian Yuzna) - Debiut reżyserski Briana Yuzny - wcześniej producenta horrorów wyreżyserowanych przez Stuarta Gordona m.in. "Re-Animator" (1985) czy "Dolls" (1987). Po nakręceniu "Society" zachęcony pozytywnym odbiorem filmu Yuzna zajął miejsce reżyserskie Gordona i zrealizował "Bride of Re-Animator" (1990). Głównym bohaterem "Towarzystwa" jest 17-latek Billy Whitney (Billy Warlock). Chłopak czuje się obco wśród swojej wysoko postawionej rodziny w Beverly Hills. Wyalienowany nastolatek słyszy i widzi dziwne rzeczy związane z ludźmi z jego otoczenia (nagranie sugerujące, że jego ojciec, matka i siostra uprawiają odrażające orgie, ciała siostry i dziewczyny Billy'ego wykrzywione w dziwne pozycje). Korzysta więc z pomocy psychologa, ale ten mu nie wierzy. Jednak to Billy ma rację i krok po kroku dochodzi do prawdy. Jego rodzice oraz ludzie z otoczenia Billy'ego stanowią nową rasę ludzką, tajemnicze towarzystwo zdolne do deformowania swoich ciał i uprawiające kanibalizm. W końcu wysoko postawione osoby karmią się plebejuszami.
Uwielbiam "Society" i śmiało mogę powiedzieć, że to jeden z najlepszych horrorów końcówki lat 80-tych - przesycony jest bowiem dziwacznym nastrojem paranoi i sporą dozą złego smaku. Metafora najbogatszych wyzyskujących ludzi o niższym statusie ekonomicznym jak najbardziej trafna. Do tego końcówka będąca istnym pokazem śluzu i obrzydliwości (efekty specjalne Screaming Mad George'a znakomite!): twarze i pięści wystające z ludzkich ciał, dosłowne wysysanie sił witalnych, metamorfoza w wielką rękę, etc. To tak jakby David Cronenberg nakręcił orgię na dworze cesarza rzymskiego Kaliguli. Za fasadą arystokratycznych rodów kryją się drapieżcy żerujący na biednych, mniej zaradnych i odrzuconych.
"American Mary" (2013, reż. Soska Sisters) - O horrorze sióstr-bliźniaczek Jen i Sylvii Soska "American Mary" (2012) z Katharine Isabelle w roli głównej słyszałem wiele dobrego, ale dopiero wczoraj miałem okazję go obejrzeć w kinie w ramach festiwalu Transatlantyk 2015, sekcja Body Horror. Mary Mason (Katharine Isabelle) to zdolna studentka medycyny z Seattle, która pragnie zostać chirurgiem. Niestety dziewczynie nie powodzi się finansowo, zatem Mary zgłasza się do pracy jako striptizerka w klubie Billy'ego Barkera. Billy proponuje jej $5000 za zaszycie pewnego rannego osobnika. Potem zjawia się pierwsza potencjalna klientka Beatress Johnson, która namawia Mary aby pomogła jej przyjaciółce Ruby Realgirl. Ruby chce wyglądać jak lalka, a to oznacza chirurgiczne pozbycie się sutków i zaszycie jej waginy. Operacja się udaje. Mary dostaje za nią pokaźny zastrzyk gotówki, lecz jej spokój nie trwa długo. Mary po zaproszeniu na imprezę chirurgów zostaje otumaniona narkotykiem i zgwałcona przez jej wykładowcę - profesora Alana Granta. Mszcząc się Mary zleca Billy'emu porwanie Alana i zaczyna praktykować na nim ekstremalne modyfikacje ciała. Równocześnie rezygnuje ze studiowania medycyny i śmiało wkracza do podziemnego świata cielesnych modyfikacji.
Siostry bliźniaczki Jen i Sylvia Soska oprócz wyreżyserowania "American Mary" pojawiają się w filmie jako obiekty jednej z operacji Krwawej Mary. W roli Mary bryluje ponętna Katharine Isabelle, którą fani horroru pamiętają z wilkołaczej trylogii "Ginger Snaps". W "American Mary" odnajdziemy bogactwo modyfikacji ciała: rozcięte języki, niezwykły piercing, usuwanie kończyn, implanty, etc. Zabrakło mi jednak większej dosłowności w przypadku operacji chirurgicznych dokonywanych przez Mary Mason. Nadto nie do końca przekonał mnie wątek zemsty na gwałcicielu wymieszany z wątkami cielesnych modyfikacji. Udana kreacja aktorska Katharine Isabelle w roli Mary - nonszalanckiej i nieco oderwanej od rzeczywistości pani chirurg, która potrafi także dać elektryzujący erotyczny taniec. Chyba będę musiał w przyszłości sięgnąć po slasher bliźniaczek Soska "See No Evil 2" (2014).
Transatlantyk 2015: "Everest: Poza krańcem świata" (2013) i "Bridgend" (2015)
"Everest: Poza krańcem świata" (2013, reż. Leanne Pooley) - W 2013 roku minęła 60 rocznica pionierskiego wejścia na Mount Everest, którego 29 maja 1953 roku dokonali nowozelandzki pszczelarz i alpinista Sir Edmund Hillary i nepalski Szerpa Tenzing Norgay. Hillary wraz z Norgayem znaleźli się w składzie brytyjskiej ekspedycji Johna Hunta, której celem było historyczne zdobycie Everestu. To Hillary opracował niebezpieczną ze względu na lodowe szczeliny trasę przez nieprzewidywalny Lodospad Khumbu. Potem rozpoczął się wyścig z czasem z powodu nadciągającego monsunu. Najpierw mieli wejść na Mount Everest dwaj doświadczeni brytyjscy wspinacze Tom Bourdillon i Charles Evans, ale wskutek awarii systemu tlenowego Evansa dotarli jedynie do południowego wierzchołka Czomulungmy. Dwa dni później Hillary i Norgay rozbili się na wysokości 8500 metrów w tzw. Strefie Śmierci (która rozciąga się od wysokości 7900 metrów wzwyż), po czym ruszyli w kierunku wierzchołka. Na szczycie Everestu spędzili zaledwie 15 minut.
Na "Everest: Poza krańcem świata" składają się nader oszczędne efekty wizualne 3D, archiwalny footage z pamiętnej ekspedycji oraz odtworzenie kluczowych wydarzeń. Aby te ostatnie nakręcić filmowcy ruszyli w nowozelandzkie Alpy Południowe, które stanowią Himalaje w miniaturze. Tam też rozpoczął swoją pasję wspinaczkową Sir Edmund Hillary zdobywając m.in. najwyższy szczyt Nowej Zelandii Mount Cook (3764 metrów wysokości). Wśród kilku narratorów pojawiają się m.in. Peter Hillary i Norbu Tenzing (synowie zdobywców Everestu). Heroiczny soundtrack towarzyszy zmaganiom ekspedycji Johna Hunta w pionierskim zdobyciu Everestu na który obecnie docierają co roku dziesiątki wspinaczki. Everest nadal pozostaje szczytem potwornie wymagającym i potrafiącym uśmiercić za pomocą hipoksji i innych zagrożeń, acz stał się coraz bardziej oblegany. Ciekawy dokument, inspirujący i szczegółowy.
"Bridgend" (2015, reż. Jeppe Rønde) - Po obejrzeniu "Bridgend" zaintrygowała mnie historia samobójstw nastolatków w blisko czterdziestotysięcznym walijskim mieście Bridgend. Od stycznia 2007 roku do lutego 2012 roku w Bridgend samobójstwo (głównie przez powieszenie) popełniło 79 młodych ludzi. Większość samobójców była w wieku od 13 do 17 lat. Byli to sąsiedzi, przyjaciele, a nawet kuzyni. Samobójstwa nastolatków to temat niezwykle nośny dla prasy, a w przypadku Bridgend rozpływano się w domysłach. W 2013 roku John Michael Williams nakręcił film dokumentalny o fali samobójstw nastolatków w Bridgend. Co stoi za przyczyną plagi samobójstw w Bridgend? Kult samobójstwa i przynależność do grupy? Klimat miasta? Czynniki środowiskowe i ekonomiczne? Moim zdaniem wszystko po trochu, ale po obejrzeniu któregoś z filmów wnioski wyciągnijcie sami.
W prologu "Bridgend" owczarek niemiecki podąża wzdłuż obrośniętych torów kolejowych. Krótko potem w leśnej gęstwinie odkrywa ciało powieszonego nastolatka. Mocne otwarcie, które zapada w pamięć. Sara (Hannah Murray) wraz z ojcem-policjantem imieniem Dave (Steven Waddington) przyjeżdżają do Bridgend. Dave chce rozwikłać zagadkę fali samobójstw nastolatków, Sara natomiast zaznajamia się z grupą zakapturzonych młodych ludzi, którzy wprowadzają ją w świat ostrego picia i antyspołecznych zachowań. Wpierw wycieczka nad jezioro do lasu, w którym odnajdywane są ciała samobójców, potem zbiorowe wycie nad naprędce skleconym ołtarzykiem w miejscu w którym zabił się Mark. Wkraczając w świat lokalnych nastolatków Sara zaczyna się oddalać od ojca, który wdaje się w romans z pewną kobietą. Kiedy członkowie grupy zaczynają popełniać samobójstwa jeden za drugim staje się oczywiste, iż łączy ich mroczny pakt, a grupy przyjaciół nie można ot tak sobie opuścić. W rzeczywistości pakt samobójczy wśród nastolatków Bridgend to jedna z teorii, a film nie odpowiada na pytanie: dlaczego? Może przyczyną jest nuda? A może nienawiść do rodziców, dorosłych? W każdym razie samobójczej fali nie da się zatrzymać, ona ciągle płynie wznosząc się i opadając.
"Bridgend" to świetnie zrealizowany mroczny dramat z kilkoma zapadającymi w pamięć scenami. Podobała mi się zwłaszcza kinematografia "Bridgend" za którą stoi Magnus Nordenhof Jønck: mnóstwo szarzyzny, znakomite operowanie cieniem i naturalnym oświetleniem; gęsty las, jezioro i obrośnięte tory kolejowe budzą niepokój. Wiarygodna gra aktorska i przerażające, pozwalające na grę domysłów zakończenie dopełniają całości.
piątek, 7 sierpnia 2015
Transatlantyk 2015: "Cerro Torre: A Snowball's Chance in Hell" (2013) i "Septic Man" (2013)
Jak co roku w miarę swoich możliwości staram się uczestniczyć w poznańskim festiwalu filmowym Transatlantyk i recenzować co ciekawsze wybrane filmy. Niestety smutnym zaskoczeniem okazała się dla mnie wiadomość, iż tegoroczna edycja może być ostatnią w Poznaniu, a festiwal przenosi się do Łodzi. Pięknie! Kolejna wspaniała impreza kulturalna znika z mapy Poznania. Lepiej budować nikomu nie potrzebne centra handlowe, niż łożyć na propagowanie kultury. Wróćmy jednak do filmów - w piątek 7 sierpnia obejrzałem dwa: dokument wspinaczkowy o trzech wyprawach na Cerro Torre w latach 2009-12 oraz obrzydliwy kanadyjski horror.
"Cerro Torre: A Snowball's Chance in Hell" (2013, reż. Thomas Dirnhofer) - Mierzący 3128 metrów granitowy Cerro Torre w Patagonii na granicy Chile i Argentyny uchodzi za najtrudniejszą do zdobycia górę na Ziemi. O wejściu na Cerro Torre marzy wielu alpinistów i wspinaczy. Góra ich przyciąga, lecz jednocześnie potrafi być ogromnie wymagająca. W 1959 Cesare Maestri i Toni Eggert rzekomo weszli na Cerro Torre po raz pierwszy. Rzekomo, gdyż Eggert schodząc z Cerro Torre zginął zepchnięty przez śnieżną lawinę, a Maestri nie miał żadnych namacalnych dowodów że górę zdobył np. zdjęć czy filmów. W 1970 roku Maestri powrócił wraz z ekipą wspinaczy na Cerro Torre, wwiercił 350 śrub i haków w skalną ścianę i dotarł do końca skalistej części góry poniżej lodowego grzyba.
"Cerro Torre: A Snowball's Chance in Hell" dokumentuje trzy sponsorowane przez Red Bulla wyprawy austriackiego wspinacza sportowego i alpinisty Davida Lamy. W 2011 roku Lama wraz z Peterem Ortnerem zdobyli Cerro Torre tzw. trasą Kompresora (Drogą Sprężarkową). Najważniejsza jest jednak wyprawa Davida na Cerro Torre w 2012 roku: wówczas Lama wraz z Ortnerem wspina się w sposób klasyczny wspomnianą trasą Kompresora. Na krótko przed zdobyciem Cerro Torre przez Lamę i Ortnera dwaj inni młodzi wspinacze: Amerykanin Hayden Kennedy i Kanadyjczyk Jason Kruk usunęli z granitowej skały większość śrub i haków Maestriego chcąc przywrócić Cerro Torre należny splendor. "Cerro Torre: A Snowball's Chance in Hell" obrazuje trzy wyprawy Davida Lamy na Cerro Torre w latach 2009, 2011 i 2012 (dwie ostatnie zakończone sukcesem). Każdej z wypraw towarzyszą frustracje związane z pojawieniem się okienka pogodowego niezbędnego dla wspinaczki, a także trudności związane z nakręceniem finalnego wejścia Lamy i Ortnera na Cerro Torre przez ekipę filmową. Wypowiadają się między innymi Jim Bridwell i Reinhold Messner. Pięknie prezentuje się przepiękna Patagonia: lodowce, silne wiatry, jeziora, wreszcie tonące we mgle szczyty Fitz Roy i Cerro Torre. Lubię oglądać filmy wspinaczkowe (choć moim największym osiągnięciem pozostaje do tej pory wejście na czynny wulkan Hekla na Islandii w kwietniu 2014 roku) i podziwiam ludzi, którzy chcą się mierzyć z własnymi słabościami i przekraczać granice wysokogórskiej eksploracji.
"Septic Man" (2013, reż. Jesse Thomas Cook) - Nie oglądajcie tego filmu w trakcie jedzenia, gdyż dawka gore, wymiocin i fekaliów w "Septic Man" jest całkiem pokaźna. Jack (Jason David Brown) pracuje jako kanalarz, rury i zawory to jego żywioł. Małe kanadyjskie miasteczko Collingwood, w którym Jack mieszka wraz z ciężarną żoną ((Molly Dunsworth) zostaje ewakuowane z powodu zanieczyszczenia zasobów wody przez bakterie i pierwotniaki E. Coli i Cryptosporidium (ludzie od tego wariują, umierają od krwawych biegunek, etc.) Jack dostanie pokaźny zastrzyk gotówki od konsorcjum i stanie się lokalnym bohaterem jeśli tylko rozwiąże problem. Skuszony kasą i obietnicą sławy schodzi do kanałów w pewnej fabryce i zostaje tam uwięziony przechodząc straszliwą transformację. A mógł się nieszczęsny ewakuować z żoną, która go o to błagała.
Jack zostaje uwięziony w szambie i próbuje się z tego szamba wydostać. Dosłownie. Szybko jednak okazuje się, że nie jest sam. Szambo w którym Jack przebywa stanowi repozytorium trupów i części zwłok, a w fabryce mieszka para zwyrodniałych braci: olbrzym (Robert Maillet) oraz uwielbiający gryźć wyostrzonymi zębami Lord Auch (Tim Burd). Uwięziony w szambie Jack pije krew szczurów, rozmawia z rozkładającymi się ciałami i ma halucynacje. Deformując w groteskowe monstrum a la "Toksyczny mściciel" kanalarz konwersuje z własnym odciętym uchem (pamiętacie "Wściekłe psy" Quentina Tarantino?) "Septic Man" da się obejrzeć pomimo wtórności i przewidywalności scenariusza oraz momentami nużącej akcji. Atutami filmu są obrzydliwe efekty gore i make-up, zapadający w pamięć skatologiczny początek oraz przyzwoite aktorstwo. Z tego co się zdążyłem zorientować "Septic Man" luźno nawiązuje do epidemii bakterii Escherichia coli (niebezpieczny szczep O157:H7), która w maju 2000 roku zanieczyściła zasoby wody w społeczności Walkerton, Ontario, w wyniku czego zmarło siedem osób, a setki musiało zostać hospitalizowanych. Objawy zakażenia tym szczepem E. coli to krwawe biegunki i infekcje żołądkowo-jelitowe. Od razu robi się przyjemnie. Obleśne i cuchnące kanały. Infekcja i groteskowa metamorfoza kanalarza. Warkot piły mechanicznej. I dużo fekalno-wymiotnych atrakcji. Zapraszam na seans "Septic Man".
Jutro kolejna porcja mini-recenzji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)