sobota, 31 maja 2014

Ian Stewart "Matematyka życia" - recenzja



















Lubię sięgać po matematyczne książki popularnonaukowe emerytowanego profesora Iana Stewarta, cenionego i znanego popularyzatora nauk ścisłych. Dlatego też lektura "Matematyki życia" sprawiła mi wiele radości. W książce owej Ian Stewart we frapujący i klarowny sposób wyłuszcza podstawy biomatematyki, czy inaczej mówiąc tych aspektów biologii, w których nieodzowny jest aparat matematyczny. Zgadzam się ze Stewartem co do jednego: to właśnie matematyka w XXI wieku będzie koniem napędowym biologii, która rozwija się w zastraszającym tempie (do czego przyczyniają się, rzecz jasna, postępy na przepastnym polu genetyki i biologii molekularnej). Współczesna biologia nie może obejść się bez topologii, teorii węzłów, teorii gier, geometrii wielu wymiarów, teorii chaosu czy statystyki. Oczywiście nie mogło się w książce obejść bez omówienia charakterystycznego ciągu liczb Fibonacciego u większości roślin (1, 1, 2, 3, 5, 8, 13, 21, 34, 55, 89, 144... suma dwóch liczb poprzedzających daje każdą kolejną liczbę ciągu). Inny przykład: teoria węzłów znajduje zastosowanie przy szerszym zrozumieniu procesów replikacji czy transkrypcji DNA. Ian Stewart zastanawia się także nad możliwością istnienia inteligentnego pozaziemskiego życia w kosmosie. Póki co nie odkryliśmy na razie obecności  najprostszych organizmów ekstremofilnych, ale takowe mogą się kryć pod lodowymi oceanami Europy, Tytana, Ganimedesa, Enceladusa czy Kalisto czy nawet gdzieś w odmętach oceanu siarki na Io. Mars, Europa, Ganimedes, Tytan, Enceladus, a nawet takie niegościnne i odległe światy jak Wenus, Tryton czy Charon mogą być (bardziej lub mniej prawdopodobnie) domem dla prostych form życia. Ale tego nadal nie wiemy.  Z drugiej strony śmieszą mnie te wszystkie wymyślne teorie konspiracyjne, które usilnie szukają na Ziemi śladów kosmitów bądź w każdym niezidentyfikowanym obiekcie wojskowym widzą UFO, a także 'naoczni' świadkowie, którzy wmawiają podatnej na sugestie opinii publicznej, że zostali porwani przez antropomorficzne zielone ludziki (antropomorficzne, czyli po prostu... nazbyt zbliżone wyglądem do poczciwego homo sapiens). Niemniej bardzo lubię stare horrory o morderczych humanoidalnych kosmitach. :-) Stewart jawi mi się także jako delikatny religijny sceptyk. I bardzo dobrze. Tym chętniej będę kupował jego popularnonaukowe książki.

W "Matematyce życia" znajdziecie odniesienia do klasycznej biologii, neurobiologii, astrobiologii, genetyki, biologii molekularnej, ekologii, a także teorii ewolucji będącej owocem wspaniałej podróży Darwina na "Beagle" (i jego pobytu na wulkanicznych Wyspach Galapagos). Świetna pozycja popularnonaukowa... o wiele przystępniejsza dla matematycznego laika niźli obecnie czytane "17 równań, które zmieniły świat" tego samego autora. Na zdjęciu mikroskopowe struktury (przejaw pozaziemskiego życia?) w marsjańskim meteorycie ALH84001 zaobserwowane przy użyciu mikroskopu elektronowego (średnica: 20-100 nanometrów).

piątek, 30 maja 2014

Skok pod pociąg w Yokohamie



Na dobranoc makabreska. 25 maja 2014 roku mężczyzna skoczył pod pociąg Keisei Railway Train, który podjechał właśnie pod stację Yokohama na peron Minatomirai. Z tego co zdążyłem się dowiedzieć mężczyzna umarł na skutek obrażeń odniesionych w wyniku skoku pod zwalniający pociąg. Przy okazji zranił kilku najbliżej stojących oczekujących na pociąg pasażerów. Jego ciało uderzyło w przednią szybę nadjeżdżającego pociągu. Samobójstwo w Japonii jest plagą na skutek przerażającej mentalności "życia dla pracy" i wysokich kosztów życia w japońskich metropoliach. Japońscy pracoholicy stają się niejako częścią systemu korporacyjnej chciwości i nierzadko żyją w bezustannym stresie. Niepokojące video. Warto dodać, iż w 2008 roku na pobliskiej stacji Yokodai 26-letni student skoczył pod zbliżający się pociąg linii Negishi. Odrzut był tak duży, że samobójca runął w stojący tłum raniąc dwie kobiety. Zapewne nie pierwsze i nie ostatnie 'pociągowe samobójstwo' w Yokohamie. Naśladowcy (copy-cats) zawsze się znajdą. Oczywiście Twitter zaroił się od zdjęć wykonanych przez ciekawskich gapiów.

Video: https://www.youtube.com/watch?v=fPXSg3PvANg

Elliot Rogder i brak powodzenia u kobiet


















Dawno nie pisałem tekstów kryminalistycznych/kryminologicznych, zatem czas to zmienić. Chociaż w tym wypadku będzie to akurat bardziej komentarz. W Stanach Zjednoczonych nie milkną echa masowego morderstwa jakiego dokonał 22-letni Elliot Rodger 23 maja 2014 roku w Santa Barbara, Isla Vista w Kalifornii. Rodger był synem umiarkowanie znanego hollywoodzkiego reżysera Petera Rodgera. Najpierw Rodger zadźgał trzech studentów w swoim wynajętym apartamenice (podobno używając młotka i maczety): zginęli Cheng Yuan "James" Hong, 20; George Chen, 19; and Weihan "David" Wang, 20. Potem Rodger zastrzelił dwie studentki Katherine Cooper, 22, and Veronikę Weiss, 19 na zewnątrz akademika Alpha Phi. Szóstą ofiarą Rodgera stał się 20-letni Christopher Michael-Martinez zastrzelony w Vista Deli Mart. Zanim popełnił samobójstwo sprawca zranił jeszcze 13 osób; osiem z nich odniosło rany postrzałowe, piątka gdy wjechał w nich samochodem (czarnym BMW 328i).

Kolejny masowy mord, a w zasadzie spree killing (sprawca poluje na ofiary nie w pojedynczej, a w kilku lokalizacjach), w którym media od razu scharakteryzowały Rogera jako samotnika (loner). Rodger prawdopodobnie cierpiał na syndrom Aspergera (łagodniejsza forma autyzmu), zmagał się także z depresją. Nie miał powodzenia u kobiet, w nagranym przed dokonaniem mordu zapisie video przyznał się, że jest "22-letnim prawiczkiem" ("To piękny dzień, jednak nawet najpiękniejszy dzień jest piekłem, jeśli musisz spędzać go w samotności (...). W czasie tych dwóch lat w szkole nie doświadczyłem niczego poza samotnością i smutkiem (…) Nie wiem, dlaczego dziewczyny mnie odrzucają, robię wszystko, co tylko mogę, żeby się im podobać – ładnie się ubieram, jestem wyrafinowany, mam ładny samochód, jestem uprzejmy (…) a jednak nie dają mi szansy."). Kolejny młodziutki sprawca, którego samotność (i rosnąca frustracja seksualna) pcha do masowej zbrodni. Nie miał przyjaciół, choć ci którzy próbowali się do niego zbliżyć twierdzą, że im na to nie pozwalał (co też mogło stanowić barierę ochronną). Był także werbalnie poniżany i dręczony przez innych, a to jest akurat normą w murach szkolnych i środowisku składającym się z klik (wiem coś o tym, jako introwertyk i typowy outsider też nie miałem łatwo w szkole podstawowej). Sfrustrowany przeciągającym się dziewictwem chciał krzywdzić i zabijać aktywne seksualnie pary. No cóż, presja szkolnego otoczenia potrafi być w tej kwestii nieubłagana, a to samo przez się rodzi seksualną frustrację. Nieco przychylniej jest też traktowane kobiece dziewictwo ("czystość" kobiety), natomiast mężczyzna będący prawiczkiem w późnym wieku... z nim chyba musi być coś nie tak. Przynajmniej takie stereotypowe myślenie w naszym oportunistycznym społeczeństwie dominuje. Późne męskie dziewictwo bywa stygmatyzowane, to niezaprzeczalny fakt.

Feministki podchwyciły temat i od razu zasugerowały, że Rogerem kierowała mizoginistyczna nienawiść do kobiet. Nieważne, że czwórka jego ofiar to mężczyźni; nieważne, że Roger nienawidził też mężczyzn jako potencjalnych konkurentów, którzy rozszyfrowali sekret udanych relacji damsko-męskich. Generalnie problem jest szerszy: poszukiwanie akceptacji wśród grup rówieśniczych, które potrafią być ściśle hermetyczne, izolacja i systematyczne poniżanie tych, którzy nie spełniają oczekiwań, gdyż są outsiderami, introwertykami, ekscentrykami czy nie są urodziwi. W szkole podstawowej, liceum (które zmieniałem trzykrotnie) i na studiach miałem podobnie, ale już dawno minął u mnie czas pragnienia przynależności do jakiegoś środowiska. Cieszę się z małej grupki znajomych którą mam. Ona mi wystarczy, chyba że zaprzyjaźnię się z kimś nowym ze względu na np. wspólne zainteresowania. Natomiast potrafię sobie wyobrazić jakim piekłem musiała być dla Rogera amerykańska szkoła. Kliki nie znają litości dla niedostosowanych społecznie outsiderów, ten czas należy po prostu przetrwać z podniesioną głową (albo też odegrać się na prześladowcach), bo po skończeniu uczelni i wchłonięciu przez pracownicze tryby ludzie się oddalają, przychodzi czas obojętności... (pomijam w tym momencie hierarchię pracowniczą, gdzie często ludzie leczą własne kompleksy i niepowodzenia wyżywając się na podwładnych).

Tylko czekać, aż kolejny 'zgorzkniały loner' zapoluje na innych. W końcu masowe morderstwo to zazwyczaj nic innego jak samobójstwo pociągające za sobą dodatkowe ofiary. Samotność, brak zrozumienia, alienacja - jesteśmy niczym "cząstki elementarne zderzające się nagle i niespodziewanie, lecz tak rzadko się łączące". Michel Houellebecq w tej kwestii miał rację. Owa nieszczęsna potrzeba akceptacji, bycia lubianym, rozumianym, chcianym jest nierozerwalnie związana z odczuwaniem człowieczeństwa w pełni, poczuciem komfortu psychicznego. Jednego wszak nie rozumiem: Roger był bogaty (albo inaczej: miał bogatych rodziców), miał środki finansowe i zasoby, by zmienić otoczenie, zerwać z dotychczasowym środowiskiem, wyjechać gdzieś daleko, znaleźć kochanki, przyszłą żonę... czemu tego nie spróbował? Jego socjalna fobia mu to uniemożliwiała? A może dlatego, że Roger był (podobnie jak milenijna generacja) narcystyczny, materialistyczny, domagający się ciągłej uwagi i nie potrafiący się zmienić. Był także młodym mężczyzną z nieustającym kompleksem ofiary, acz starannie kalkulującym i precyzyjnie planującym swoje poczynania.To, czego się dopuścił jest przerażające, ale jednocześnie pokazuje do czego potrafi doprowadzić nadwrażliwą jednostkę ostracyzm społeczny ze strony otoczenia. Kiedy jest się obok, a nie w grupie. Elliot był jednostką kompletnie osamotnioną; ukrywał się przed otoczeniem, miał trudności z nawiązaniem kontaktu wzrokowego, odzywał się sporadycznie, samotnie przemierzał kalifornijskie wybrzeże czarnym BMW, miewał ataki paniki, zamknął się w świecie online. Szkoda, że ktoś przed tą tragedią nie wyciągnął do niego ręki.

Adam Lanza, 20-letni sprawca masakry w szkole Sandy Hook (14 grudnia 2012 roku zastrzelił 20 dzieci i 6 opiekunów, po czym popełnił samobójstwo) - u niego również zdiagnozowano syndrom Aspergera (socjalna izolacja, trudność z utrzymaniem kontaktu wzrokowego i koncentracji, kłopoty ze snem, trudności w nauce).

Manifest Elliota Rodgera tutaj (Breivik zapoczątkował pewien trend samemu wzorując się na manifeście Teda Unabombera Kaczynskiego)): http://pl.scribd.com/doc/225960813/Elliot-Rodger-Santa-Barbara-mass-shooting-suspect-My-Twisted-World-manifesto
https://docs.google.com/file/d/0B6cEdhSWOOmjMzZ6Ry1wQlBRb3c/edit
Video: http://digg.com/video/elliot-rodger-video
http://www.liveleak.com/view?i=a44_1400927090
Kanał Youtube: https://www.youtube.com/channel/UCgsBey7KX53-0qm-FSGTOyQ 

czwartek, 29 maja 2014

Impresje funeralne z wiedeńskiego cmentarza






























































Ostatnie kilka dni spędziłem z rodziną u siostry w Wiedniu. Dzięki temu przepadł mi koncert Mayhem, Voidhanger i Merrimack 29 maja w Proximie (nad czym ubolewam), ale z drugiej strony nie można mieć wszystkiego. Przebywając we Wiedniu postanowiłem się udać na tamtejszy Cmentarz Centralny, największą wiedeńską nekropolię i (podobno) największy cmentarz w Europie. Chciałem zobaczyć wspaniałe kontemplacyjne rzeźby funeralne przedstawiające anioły, płaczki, Śmierć, a nawet skrzaty. Oczywiście ornamentyka funeralna kojarzy mi się niezmiernie z pogrzebowym doom metalem a la Pantheist czy zwłaszcza czeski Mistress of the Dead. Nie jestem osobą religijną, ale lubię przechadzki cmentarnymi alejkami, uspokajają mnie wewnętrznie; podziwiam też kunszt wykonawczy artystów tworzących żałobną rzeźbę cmentarną. Poza tym na Wiedeńskim Cmentarzu Centralnym pochowani są tak znamienici kompozytorzy jak Strauss, Beethoven, Ligeti, Schubert, Brahms, a także austriacki fizyk Ludwig Boltzmann na którego grobie wyryto wzór S = k log W. Boltzmann umarł śmiercią samobójczą, powiesił się. Wybiórcza galeria powyżej.

Chwila - Kazimierz Ratoń

"Zatrzymać, choć na krótko taką chwilę
Zatrzymać ją pełną światła i ciszy
Chwilę nieprzerwanej nadziei,
Która wyprowadzić by nas mogła
Z krwawiącej nocy i mgły
Z daremnego życia i śmierci
Zatrzymać choć na krótko taką chwilę."

czwartek, 22 maja 2014

Podziemny świat Bukaresztu




















Bukareszt, stolica Rumunii. Pod ulicami tej tętniącej życiem metropolii w sieci kanałów i tuneli żyje społeczność ćpunów i wyrzutków społeczeństwa kierowana przez niejakiego Króla Kanałów, Bruce'a Lee. Kiedy w 1990 roku upadł reżim dyktatora Ceausescu wiele programowo urodzonych dzieci porzuconych przez rodziców w sierocińcach znalazło się na ulicy. Ćpając wybrały życie w kanałach miasta. Tam kłębią się niczym szczury, zażywają narkotyki, niektóre powołują na świat kolejne pokolenie straceńców. Tam śpią i po południu wychodzą przez dziurę w chodniku na rozjaśniony słońcem świat. Nierzadko towarzyszą im hordy psów i kotów. Aby dostać się do podziemnego świata trzeba uzyskać zaproszenie od bossa, czyli Bruce'a Lee. Tam na dole panuje żar nie do zniesienia, czuć zapach Aurolacu czyli metalicznej farby wdychanej z torebek przez narkomanów, rozbrzmiewa muzyka klubowa, głośno gra telewizja. Wszyscy z kanałów chorują na HIV, niektórzy mają zaawansowaną gruźlicę. Bruce Lee jest królem podziemia, sprzedaje narkotyki, opiekuje się słabszymi. Przynajmniej nie umierają na ulicy. Jest to jakaś lepsza alternatywa.

Droga Alicji w głąb króliczej nory okazuje się być drogą do podziemnego piekła. Dokument można obejrzeć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=TwadpGdskCM

Galeria: http://www.boredpanda.com/underground-sewer-life-bruce-lee-bucharest/

środa, 21 maja 2014

Degelen, Plutonowe Góry



















Wschodni Kazachstan, granitowy masyw górski Degelen. Sowieci używali Degelen do przeprowadzenia ponad 200 podziemnych detonacji nuklearnych w 207 tunelach wydrążonych w górskich zboczach. Miały one miejsce w pobliżu tajnego miasta Semitpalatinsk-21. Obejmowały zarówno konwencjonalne eksplozje nuklearne, jak i testy zabezpieczające przed potencjalną detonacją głowic nuklearnych. Kiedy ZSRR chylił się ku upadkowi (1991 rok), a co za tym idzie Kazachstan zaczęli opuszczać rosyjscy naukowcy i personel militarny w tunelach wydrążonych w masywie Degelen pozostało wystarczająco dużo niezdetonowanego plutonu, by z niego skonstruować kilka bomb nuklearnych. Amerykanie w drugiej połowie lat 90-tych zablokowali dostęp do tuneli, ale po 2001 roku niektóre z wejść sforsowali złodzieje, którzy kradli wszystko co im wpadło w lepkie ręce: miedź z przewodów elektrycznych, szyny do transportu ładunków nuklearnych, itd. Wówczas Amerykanie wespół z Rosją i Kazachstanem ruszyli z tajną (kosztującą 150 milionów dolarów) operacją zabezpieczenia/oczyszczenia z ukrytego w tunelach Degelen plutonu. Tunele i otwory zacementowano/zasypano. Okres połowicznego rozpadu plutonu wynosi 24 110 lat, zatem przyszłość masywu Degelen wciąż jest niepewna. Świat rzekomo stał się bezpieczniejszy od 2012 roku, kiedy operacja zabezpieczająca została zakończona. Czyżby? Jakie jeszcze sekrety skrywa sieć tuneli w Degelen?

Miłośnicy wspinaczki powinni się bliżej zainteresować tym urokliwym masywem górskim. :-) O ile nie zawrócą ich na posterunkach przy Poligonie.

sobota, 17 maja 2014

Outre, Worship i Loss we Wrocławiu - 16 maja 2014 roku (fotorelacja)


























Kiedy dowiedziałem się, że Worship i Loss mają zagrać we wrocławskiej Ciemnej Stronie Miasta jako miłośnik funeral doom metalu nie mogłem po prostu odpuścić tego koncertu. Po pierwsze, zarówno Worship, jak i Loss to kapele cieszące się szacunkiem wśród wielbicieli posępnych pogrzebowych dźwięków. Po drugie, oba zespoły miały wystąpić w Polsce po raz pierwszy i do tego na jedynym koncercie. Po trzecie, kultowe demo Worship (jeszcze z ich pierwszym wokalistą Maxem Varnierem, który popełnił samobójstwo skacząc z mostu) z 1999 roku "Last Tape Before Doomsday" uważam za kamień milowy funeral doom metalu. Naprawdę rzadko trafia się na takie perełki w obrębie pogrzebowego doom metalu: skrajnie negatywne, opresyjne, ponure, zwiastujące niekończącą się agonię.

Wrocław przywitał mnie brzydką pogodą i opadami deszczu. Co znamienne, ponad miesiąc temu uczestniczyłem w koncercie Esoteric, Procession i Isole we Wrocławiu i wtedy też padało. Można by powiedzieć, że aura odpowiednia na doom metalową deprechę. Do Ciemnej Strony Miasta zawitałem po raz pierwszy i muszę przyznać, że to całkiem fajne miejsce na podziemne koncerty. Można pogawędzić z prowadzącym klub, jest całkiem przestronnie i przyjemnie. Koncert rozpoczął się z całkiem sporą obsuwą czasową, gdyż bus z muzykami Worship i Loss zgubił się (?) we Wrocławiu. Publiczności 25, góra 30 osób (nie licząc członków kapel), zaledwie 28 biletów sprzedanych, a szkoda... no cóż, pogrzebowy doom metal rzadko trafia w gusta nastawionych na szybkie tempa i agresję słuchaczy metalu. Małe stoisko z merchem, na którym można było zakupić koszulki Worship i Loss, płyty Worship, w tym re-edycję "Last CD Before Doomsday" (zakupiona!), kasetę polskiego funeral doomowego Egzekwie plus świeżutki split Loss & Hooded Menace.

Najpierw na scenie Ciemnej Strony Miasta pojawili się black metalowcy z krakowskiego Outre. Nazwa ta obijała mi się o uszy już od jakiegoś czasu, ale tak naprawdę posłuchałem ich ze skupieniem na krótko przed wczorajszym koncertem (zarówno EP-kę "Tranquility", jak i split z sosnowieckim Thaw, oba materiały z 2013 roku). W muzyce Outre wprawny słuchacz od razu wychwyci wpływy norweskiej szkoły black metalu, ale też trochę prog/post-rockowych inklinacji (vide saksofon w "Hear the Voice"). Dominuje oczywiście siarczysty łomot, co dało się odczuć w trakcie koncertu. Trzydziestominutowy gig Outre momentami był bardzo zadziorny i agresywny, a wokalista zespołu Andrzej Nowak zszedł ze sceny do nielicznie zgromadzonej publiczności i tam śpiewał. Nieszablonowa twórczość Outre powinna przypaść do gustu wielbicielom nowoczesnego post-black metalu. Osobiście moim faworytem (zagranym zresztą przez Outre) jest fenomenalny numer "Sea of Mercury".

No i doczekałem się wreszcie hołubionego przeze mnie Worship. Pisałem o tym zespole (wytrwale kierowanym przez Daniela "The Doommongera" Pharosa) jakiś czas temu właśnie w związku z ich jedynym koncertem w Polsce. Worship zaserwował zgromadzonym ponad godzinną dawkę posępnego funeral doom metalu. Muzyki, przy której zamknąłem oczy i odpłynąłem... wczuwając się w jej pozornie monotonny, acz jednocześnie nienawistny klimat. Fenomenalna praca gitar The Doomongera i Satachrista: przeszywająca, zniekształcona, lamentacyjna; brutalny growling Daniela z kilkoma partiami mówionymi (np. przy zagranym na sam koniec "Whispering Gloom"), totalne skupienie na twarzy gitarzysty Satachrista, który zdawał się być w innym świecie. Z założenia antykomercyjny i ospały funeral doom Worship nie trafi do każdego, ale mnie taka muzyka wciąga bez reszty w otchłań melancholii. Cieszę się, że wreszcie mogłem zobaczyć Niemców na żywo. A zagrany na sam koniec "Whispering Gloom" uważam za jedną z najlepszych funeral doomowych kompozycji w ogóle. Potworny grobowy dół zakończony smutnymi i niknącymi odgłosami pianina. Setlista - zapytacie? 5-6 utworów. Na pewno wybrzmiały "Zorn a Rust Red Scythe" z "Dooom" (2007) i "Fear Is My Temple" z "Terranean Wake" (2012), chyba jeszcze "Worship" z dema z 1999 roku.

Amerykanie z Loss zdobyli sobie uznanie fanów doom metalu przede wszystkim ciepło przyjętym albumem "Despond" (2011). Lubię ten zespół i ich depresyjny death doom z głębokim growlingiem a la Thergothon. Ich muzyka na żywo wypada nieco żwawiej niż Worship, ale i tak potrafi być przygnębiająca. Pięknie wypadły zagrane wczoraj "Cut Up, Depressed and Alone", "Conceptual Funeralism unto the Final Act (of Being)" czy "Open Veins to a Curtain Closed": wolne i zniekształcone partie gitar, łagodne gitarowe interludia (obecne także u Worship), miażdżące riffy, wspaniała praca basu, do tego mocny growl Mike'a Meachama odzianego w koszulkę Ildjarn "Forest Poetry", który potrafi też rzygnąć black metalowym jadem. Meachamowi zdarzało się nawet trochę konwersować z widownią w przerwach pomiędzy graniem poszczególnych kompozycji Loss. Stwierdził, że Polska to piękny kraj i dwukrotnie zachwalał Worship ("They are fucking awesome!"). Nic w tym dziwnego, w końcu Loss i Worship wspólnie dzielili w 2005 roku split. Czekam na następcę "Despond" i życzę sobie więcej doom metalowych koncertów w Polsce, gdyż ów sub-gatunek metalu także i tutaj ma swoich oddanych fanów... i tylko ubolewać trzeba, że tego typu koncerty przechodzą w środowisku metalowym praktycznie bez echa, gdyż przychodzi na nie jedynie garstka słuchaczy. Niestety analogiczna sytuacja miała miejsce w 2009 roku w poznańskim Bazylu, kiedy zagrały Longing For Dawn, Mourning Beloveth i Mournful Congregation.

środa, 14 maja 2014

Dirge "Hyperion" (2014) - recenzja




















Obiecywałem recenzję niniejszej płyty i obietnicy dotrzymuję. Koncert z 10 maja w trakcie którego paryski Dirge z Francji supportował Obscure Sphinx był moim dziewiczym kontaktem z tym zespołem. Zakupiłem ich ostatni album "Hyperion" po uprzednim przesłuchaniu kilku kawałków na niezawodnym Youtube (na koncercie była dobra ku temu okazja). Słynnej powieści Dana Simmonsa "Hyperion" co prawda nie czytałem ("Terror" natomiast jak najbardziej), nie mniej muszę przyznać, iż charakterystyczny lodowy księżyc Saturna o wyglądzie upstrzonej kraterami gąbki, czyli Hyperion jest jednym z moich ulubionych ciał niebieskich. Poprzedni album studyjny Dirge "Elysian Magnetic Fields" (2011) miałem okazję słyszeć na Youtube i wywarł na mnie spore wrażenie. Był też do kupienia na koncercie, ale zdecydowałem się na tytaniczny "Hyperion". I, rzecz jasna, nie żałuję.

Muzyka zawarta na "Hyperion" jest wielowymiarowa, pełna interesujących smaczków i detali, wymagająca skupienia w trakcie słuchania. Określenie atmosferyczny sludge doom z elementami ambientowymi zdaje się do niej pasować najpełniej. Kiedy słucham Dirge na myśl przychodzą mi takie kapele jak rozwiązany już Isis, Neurosis czy Rosetta. Na najświeższym albumie Dirge fajnie zazębiają się ze sobą ostre, krzykliwe wokale z delikatnym damskim śpiewem i czystym męskim wokalem a la Nick Holmes z Paradise Lost. Oczywiście osoby nie obeznane z post-metalem mogą nie przełknąć dość letargicznego tempa "Hyperion", niemniej przy gęstej ścianie dźwięków serwowanej przez Dirge można zamknąć oczy i znaleźć się w innym świecie: desperacji i żałoby, co akcentuje pełna symbolizmu warstwa liryczna "Hyperion". 6 długich kompozycji na szóstym albumie studyjnym Dirge to najczystsza poetycka introspekcja. Dodatkowy plus za czarną płytę kompaktową!

wtorek, 13 maja 2014

Umiera H.R Giger





















Smutna wiadomość na początek dnia. Jak informują szwajcarskie media 12 maja 2014 roku w wieku 74 lat umiera H.R. Giger. Przyczyną śmierci tego słynnego szwajcarskiego artysty i kreatora ksenomorfów (Obcych) z serii "Alien" były obrażenia związane z nieszczęśliwym upadkiem ze schodów w domu artysty w Zurychu. Biomechaniczna twórczość H.R. Gigera była jedyna w swoim rodzaju. Maszyny zniewalające ludzkość, futurologiczny świat przyszłości pełen samotności, bezduszny, pozbawiony ludzi i zwierząt, zdominowany przez biomechanikę. Prace Gigera zdobiły okładki wielu płyt metalowych np. Atrocity "Hallucinations" (1990), Carcass "Heartwork" (1993), Celtic Frost 'To Mega Therion" czy Triptykon (oba albumy z 2010 i 2014) roku. Pełen wykaz tutaj:

http://www.metal-archives.com/artists/H._R._Giger/14231

Charon "Sulphur Seraph (The Archon Principle)" (2012) - recenzja




























Kolejna płyta, która kompletnie mnie zaskoczyła, gdyż jest po prostu doskonała. W skład niemieckiego Charon (aktywnego w podziemiu od 1997 roku) wchodzi dwoje muzyków: odpowiedzialny za instrumentarium R.cc. i wokalista A. Deathmonger, znany z death metalowej hordy Hatespawn. Charon, mitologiczny przewoźnik dusz przez rzekę Acheron, tudzież Styks (a w mitologii Etrusków demon śmierci), a także naturalny satelita planety karłowatej Pluton. Natomiast serafin (seraph) to anioł z najwyższego hierarchicznie chóru anielskiego, tutaj połączony z siarką. I właśnie siarczysty stanowi dobre określenie black/death metalu zawartego na debiutanckim albumie Charon. Ależ tej płyty znakomicie się słucha! Jest niesamowicie precyzyjna i zarazem cholernie intensywna. Niemieckiemu duetowi muzyków udaje się wykreować gęstą aurę zła i perwersji taplając się przy tym w ostrym jak żyleta black thrash metalu, okultystycznym death metalu i bestialskim black metalu. "Sulphur Seraph" jest płynny niczym roztopiona siarka i nade wszystko zróżnicowany, także w zakresie wokalnym, gdyż usłyszymy dzikie wrzaski, brutalny growling i złowróżbne szepty. Black metal stanowi kościec "Sulphur Seraph" pomimo wydatnej obecności thrash metalowych riffów. Intensywność. Szybkość. Chaos. Słowa klucze otwierające labirynt kłębiącej się ciemności. Pozytywna niespodzianka i trochę wstyd, że zasmakowałem diabolicznej orgii Charon dopiero teraz.