Coraz częściej rozmyślam o pandemii koronawirusa Sars-Cov2 w aspekcie psychologicznym. Nie mam wykształcenia psychologicznego, ale w pełni zdaję sobie sprawę, że piętno pandemii i lockdownu odciśnie się na psychice tysięcy ludzi na ziemskim globie - także na mojej. Od kwietnia 2020 roku pozostaję bez pracy i nie wiem jaka będzie moja przyszłość i co się wydarzy. Staram się analizować różne scenariusze dotyczące nie tylko mojej przyszłości, ale także przyszłości innych bliskich mi osób, gdyż nie potrafię zamknąć się tylko i wyłącznie we własnym świecie, choć czasem mi się to udaje.
Pandemia koronawirusa Sars-Cov2, która trwa bez przerwy od grudnia 2019 roku do dnia dzisiejszego (w dniu dzisiejszym w Polsce mamy absolutny rekord 615 zakażeń w ciągu doby i 15 zgonów, dominują województwa śląskie, małopolskie i mazowieckie) na pewno będzie traumatyczna dla dziesiątek tysięcy ludzi na Ziemi, gdyż zagraża ona życiu i zdrowiu ludzi, ich bliskich, przyjaciół, dzieci. Przejawia się ona przede wszystkim w ciągłym stresie i poczuciu osamotnienia, niepewności.
Niepokoją mnie moje myśli samobójcze, choć nadal nad nimi panuję i nie są one intensywne. W sytuacjach kryzysowych staram się zachować zimną krew i internalizować głęboko skrywane pragnienia i lęki, ale czasem muszę je wyzwolić: wówczas jestem skłonny do popadania w chwilowe stany emocjonalnego wzburzenia. Stosowanie przemocy i agresji nigdy jednak nie leżało w mojej naturze. Autoagresji już bardziej. Psychologiczna reakcja stresowa nie może być trwała, gdyż prowadzi do nękających psychikę chorób i zaburzeń psychicznych. Działają u mnie muzyka, pasje, pisanie i sporadyczne kontakty międzyludzkie. One są moim azylem, przestrzenią, w której czuję się bezpiecznie.
Kontakty. Bardzo sporadyczne, ale o tym za chwilę.
Osamotnienie.
Brakuje mi powszechniejszych kontaktów międzyludzkich, podróży w ciekawe i ekstremalne miejsca, wypadów na koncerty, etc. Okazji do socjalizowania się, które są potrzebne także osobom introwertycznym. Niepokoi mnie świadomość, że mogę szybko nie znaleźć pracy, która będzie dla mnie czymś istotnym. Nie mam zbyt wielu znajomych, gdyż doszedłem (być może do błędnego wniosku), że na pewnym etapie życia ludzie z otoczenia stają się zbyt zabiegani i nie mają czasu dla innych. Bywam spragniony spotkań towarzyskich, ale jednocześnie jestem świadom, iż mogę się od kogoś zakazić i przekazać koronawirusa osobom starszym z mojej rodziny. A takiego poczucia winy nie chcę mieć na swoich barkach. Stąd ogromna niepewność związana z podróżowaniem, trudna i wyboista nauka odpowiedzialności za innych. I brzemię tęsknoty za kontaktami twarzą w twarz. Za możliwością szczerej rozmowy o moich marzeniach, obawach, wątpliwościach, za wymianą cennych poznawczo spostrzeżeń.
W tym sensie obawiam się zachorowania na Covid19. Bo nie chciałbym dopuścić do sytuacji, że ktoś przeze mnie umrze albo będzie miał długotrwałe powikłania na zdrowiu. Ktoś bliski czy nawet obcy. To takie proste, by nie rzec banalne. Chronić siebie i innych za cenę izolacji społecznej i chłodnego dystansu do drugiej jednostki.
Wiele osób uważa koronawirusa Sars-Cov2 za coś całkowicie niegroźnego, abstrakcyjnego. Buntują się przeciwko obostrzeniom, obowiązkowi zakrywania ust i nosa, wypierają istnienie choroby Covid19. No bo w końcu sami nie zachorowali bądź nie znają nikogo, kto zachorował. Wypierają problem, ale podejrzewam, że wynika to nie tyle z niewiedzy, co ze strachu i poczucia niepewności. Mechanizm wyparcia staje się dla nich strategią radzenia sobie z niepewną rzeczywistością. Dla mnie jednak wirus Sars-Cov2 jest realny i jest zagrożeniem. Izolacja mnie stresuje, mimo że jestem osobowością introwertyczną, raczej wycofaną. Nie czuję się bezpieczny. Lękam się o zdrowie moich bliskich czy nielicznych przyjaciół. W trakcie załamania szukam wsparcia i często nie potrafię go znaleźć. Nie zawsze radzę sobie z własnymi demonami, choć muszę przyznać, że owe demony potrafią być na swój sposób fascynujące. Przynajmniej z naukowego punktu widzenia.
A ludzie wokół potrzebują realnych, a nie wyimaginowanych rozwiązań, planów na przyszłość. Niepewność frustruje i wyzwala stres, napięcie. Gdzieś tam być może czai się powrót do lockdownu. Utalentowani ludzie tracą pracę i dochody, upadają firmy, biznesy. Konsekwencje gospodarcze tej pandemii będą dla wielu branż opłakane, o czym pisałem tutaj niejednokrotnie. Sprawcy domowej przemocy zostają zamknięci wraz ze swoimi rodzinami, a izolacja wyzwala w nich agresję. Ozdrowieńcy po Covid19 cierpią na zespół stresu pourazowego (PTSD). Pandemia potęguje zaburzenia psychiczne osób, które już wcześniej zmagały się np. z kliniczną depresją, zaburzeniami lękowymi i poczuciem wyobcowania, odrzucenia. Chorzy na choroby przewlekłe czy nowotwory nie czują się bezpiecznie, gdyż nie mają dostępu do terapii ratujących życie.
Serio chciałbym wymazać ten rok z pamięci albo zacząć go od nowa. Wybaczcie osobisty wpis, który jest dla mnie wyartykułowaniem pewnych obaw, lęków i frustracji. A może po prostu przemawia przeze mnie wrażliwość, empatia?
Potrzebuję odetchnąć. Znaleźć się w miejscu, które wydaje się być bezpieczne.