poniedziałek, 21 września 2020

Lebanon Hanover w Poznaniu 20 września 2020, Tama

 







Kilka zdjęć z koncertu Lebanon Hanover na dziedzińcu Tamy - mojego pierwszego od marca 2020 roku, piątego w tym roku. Mam nadzieję, że nie ostatniego, gdyż czuję głód muzyki na żywo. Wziąłem maskę ffp3 i wypełniony formularz odnośnie Covid19, na miejscu czekał też dodatkowo pomiar temperatury. Koncert na świeżym powietrzu, toteż większość ludzi założyła maseczki jedynie w trakcie wpuszczania na dziedziniec. Występ duetu trwał godzinę i był mocno przekrojowy, dwa kawałki poszły na bis. Melancholijna zimnofalowa elektronika/darkwave/post-punk LH obraca się tematycznie wokół samotności, wyalienowania, izolacji i fatalistycznego romantyzmu. Ten rok jest katastrofalny dla szeroko pojętej branży koncertowej. Niektóre zespoły od sześciu miesięcy nie grają żadnych koncertów, w tym LH. Wielu utalentowanych muzyków niszowych traci dochody, promocja płyt w taki sposób odpada. Koncerty zagranicznych wykonawców są w Polsce nie lada rzadkością - albo są przekładane na późniejsze terminy, albo odwoływane. A fani są spragnieni muzyki na żywo, co pokazała duża frekwencja na niniejszym koncercie. Duet muzyków z Lebanon Hanover wypadł na żywo bardzo przekonująco i ekspresyjnie. Byłem naprawdę pod wrażeniem. Premiera nowej (szóstej już płyty) niebawem. Depresja i nihilizm w taneczno-refleksyjnym wydaniu.

'Sadness is Rebellion' - tak brzmi swoiste motto LH. Te słowa doskonale odzwierciedlają niepewność życia w czasie pandemii. Set-lista koncertu na otwartym dziedzińcu w Tamie: "Gallowdance", "Totally Tot", "Alien", "The Last Thing", "Shatter Matter", "Digital Ocean", "Die World II".

piątek, 14 sierpnia 2020

Joshua Foer, Dylan Thuras, Ella Morton "Atlas osobliwości" - recenzja

Szalenie podoba mi się idea przewodnia kryjąca się za "Atlas Obscura", czyli wnikliwe kompendium obejmujące setki ciekawostek geograficznych, miejsc osobliwych, dziwnych, mrocznych i niepokojących, ale też nierzadko pięknych, które są rozsiane po wszystkich siedmiu kontynentach. Czyli coś w stylu Internet Movie Database czy Encyclopedia Metallum, acz tematyka inna. Obecnie współtworzony przez setki użytkowników "Atlas Obscura" liczy ponad 20 000 miejsc, których często próżno szukać w turystycznych przewodnikach. Książka "Atlas osobliwości" (2016) zawiera raczej niewielki wycinek z nich, jednak i tak liczba miejsc opisanych  mniej lub bardziej szczegółowo w książce może przyprawić o zawrót głowy.

Co między innymi można w niej znaleźć? W zasadzie wszystko, co dziwne, abstrakcyjne i osobliwe. 'Zaczarowane' lasy takie jak  ten na portugalskiej Maderze, Krzywy Las koło Gryfina (jeden z kilku polskich akcentów), maluteńki las na aleuckiej wyspie Adak czy japoński las samobójców Aokigahara, jeziora lawy i obszary geotermalne w Etiopii (wulkany Erta Ale i Dallol), lodowe jaskinie wulkanu Erebus na Antarktydzie, ogrody trujących roślin, zamknięte odcinki w londyńskim metrze, kaplice-ossuaria (czaszek w Sedlec czy rodzima w Czeremnej), upiorne mauzolea i grobowce (np. pogrzebanej żywcem dziewczyny na cmentarzu La Recoleta w Buenos Aires), wraki statków takich jak MV "Plassey" (Irlandia), włoskie wyspy-cmentarze ofiar dżumy z opuszczonymi szpitalami psychiatrycznymi (Poveglia w Wenecji), liczne muzea anatomii, patologii i kryminalistyki, kościoły z relikwiami i mumiami, Trupią Farmę, na której antropolodzy sądowi badają tempo rozkładu zwłok przez owady, chińskie muzeum okrytej złą sławą Jednostki 731, książki obite ludzką skórą, odizolowane geograficznie wyspy z agresywnymi plemionami (Sentinel Południowy w archipelagu Andamanów) oraz kryjące tragiczne historie związane z niewolnictwem (Tromelin na Oceanie Indyjskim), opuszczone przez skazańców więzienia, w których można przenocować, łuki skalne, kratery meteorytowe, opuszczone miasta pożerane przez pustynne wydmy (Kolmanskop w Namibii), makabryczne targi voodoo, rdzewiejące wraki wycieczkowców (MV "World Discoverer" na Wyspach Salomona) i samolotów, islandzkie nekro-spodnie, podlodowcowe jeziora na Antarktydzie (Wostok) i krwawe lodowce, dziwaczne projekty architektoniczne (pałaców i domów), których autorami byli częstokroć ekscentryczni artyści, opuszczone luksusowe kurorty (Warozja na Cyprze) oraz zapomniane latarnie morskie, cmentarze dla zwierząt, radioaktywne betonowe kopuły (atol Eniwetok) i eksplodujące jeziora wulkaniczne (Nyos w Kamerunie). Skończę już wymieniać, ale jako wytrwały poszukiwacz różnych dziwnych miejsc geograficznych mógłbym dodać mnóstwo ciekawostek od siebie.

Co najistotniejsze, ta obszerna, ekscentryczna, fantazyjna i bogato ilustrowana książka pobudza wyobraźnię i zachęca nie tyle do samego zwiedzania, co aktywnego eksplorowania, wyszukiwania dalszych informacji na temat danego miejsca. Pochłonąłem ją w cztery dni i chętnie będę do "Atlasu osobliwości" wracał.

środa, 12 sierpnia 2020

Cmentarz zakaźny w Warszawie (Praga) oraz dom Kereta

Jestem w trakcie czytania "Atlasu osobliwości" ("Atlas Obscura") - książki, która w przystępny sposób przedstawia rozmaite ekscentryczne miejsca rozsianie po wszystkich kontynentach i rozbudza w Czytelniku chęć eksplorowania tychże. Całkiem niedawno w trakcie rodzinnego pobytu w Warszawie postanowiłem odwiedzić dwa intrygujące miasta w Stolicy.

1) instalacja artystyczna Dom Kereta na rogu Chłodnej i Żelaznej uchodząca za jeden z najwęższych obiektów mieszkalnych na świecie. W najszerszym miejscu 122 cm, w najwęższym 70 cm. Od czasu do czasu mieszkają w niej artyści. Można umówić się na odpłatne zwiedzanie.

2) zrewitalizowany cmentarz zakaźny (ofiar przecinkowca cholery w latach 1872-73) na Pradze. Położony na peryferiach, blisko torów kolejowych. Zbiorowa mogiła 478 ofiar epidemii cholery z XIX wieku. Przez lata dewastowana, teraz odnowiona. Mimo wszystko nieco zapomniane miejsce, które w dobie pandemii chciałem odwiedzić. Bo te starsze epidemie uczą nas jak zachowywać się w obliczu obecnej. Pochowano tutaj także siedmiu żołnierzy pogan - odstępców od wiary chrześcijańskiej. Jeszcze niedawno miejsce wymagające niebezpiecznego przekraczania czynnych torów kolejowych, obecnie nie ma już takiej potrzeby. Data wizyty: 10 sierpnia 2020.

Na dniach wrzucę zdjęcia urbexowe i nie tylko z Wielkopolski.

wtorek, 4 sierpnia 2020

Masywna eksplozja saletry amonowej w Bejrucie

4 sierpnia 2020 roku do dwóch eksplozji doszło w Bejrucie, stolicy Libanu. Najpierw zapalił się magazyn, w którym trzymano sztuczne ognie, potem (podobno wskutek błędu spawacza?) doszło do eksplozji składowiska 2750 ton saletry amonowej używanej często jako nawóz sztuczny. Do tej drugiej znaczącej eksplozji, która wygenerowała niszczącą falę uderzeniową i tzw. chmurę Wilsona doszło o godzinie 18.08 lokalnego czasu. Ta potężna detonacja została zarejestrowana przez liczne sejsmografy i geofony, m.in. przez sejsmograf w Izraelu w miejscu oddalonym o 70 km na południe od Bejrutu. Ekwiwalent eksplozji to trzęsienie ziemi o magnitudzie 4.0., inna magnituda (mało wiarygodna) to 5.2, USGS podaje ekwiwalent trzęsienia ziemi o magnitudzie 3.3. Ową drugą detonację odczuto w północnym Izrealu i na Cyprze w odległości 240 km od Bejrutu. Tak naprawdę nie jest jasne co było bezpośrednią przyczyną pierwotnej eksplozji. Na pewno doszło do niej za wielkim elewatorem zbożowym, zapewne w magazynie sztucznych ogni, ale padają też sugestie magazynów chemikaliów czy ropy nafotwej. Ja jednak będę trzymał się wersji z fajerwerkami.

2750 ton saletry amonowej zostało skonfiskowanych w 2014 roku z pokładu statku z Mołdawii "MV Rhosus" i składowanych w porcie. Saletra amonowa była przewożona z Batuni w Gruzji do Beira w Mozambiku. Po konfiskacie przez sześć lat 2750 ton tego niebezpiecznego materiału było składowane bez zabezpieczeń w portowym magazynie. Fala uderzeniowa z drugiej eksplozji była tak silna, że przewracała samochody, rozbijała szyby, niszczyła balkony i wywalała framugi drzwi. Zniszczeniu uległ elewator zbożowy dostarczający zasobów żywności mieszkańcom Bejrutu w trakcie pandemii Covid19 i kryzysu gospodarczego. Trzy szpitale zostały kompletnie zniszczone, dwa uszkodzone, w oddalonym od miejsca eksplozji szpitalu Saint George Hospital pacjentów leczono i operowano na pobliskim parkingu, gdyż szpital został zdewastowany i pozbawiony prądu. Uszkodzone zostały budynki ambasad Australii, Finlandii oraz Cypru. Zginęło przynajmniej 118 osób, a ponad 4000 odniosło obrażenia. Oczywiście ten bilans zabitych i rannych nie jest ostateczny. Zginął m.in. libańsko-armeński przedsiębiorca Nazar Najarian. 5 sierpnia został ogłoszony w Libanie dniem żałoby.

Oglądałem liczne nagrania z fali uderzeniowej, która powstała wskutek eksplozji saletry amonowej i widziałem podobne fale uderzeniowe w trakcie erupcji wulkanów np. Tavurvur w Papui Nowej Gwinei 29 sierpnia 2014 roku. Oczywiście pojawili się piewcy teorii spiskowych o eksplozji bomby jądrowej w Bejrucie, ale jakoś na nagraniach nie widać tego charakterystycznego błysku, nie ma też raportów o opadzie radioaktywnym. W każdym razie liczne nagrania pokazujące furię drugiej eksplozji i skalę dewastacji w blast zone mrożą krew w żyłach. Podobnie zdjęcia. Saletry amonowej w formie ANFO użył m.in. Timothy McVeigh w zamachu terrorystycznym w Oklahoma City w 1995 roku.

Przy okazji doskonały artykuł ekspercki o zagrożeniach związanych z saletrą amonową z przytoczonymi wcześniejszymi tragediami. Warto się z nim choćby pobieżnie zapoznać. Zwraca uwagę ten fragment: "Kategorycznie nie wolno palić pa­pie­ro­sów, uży­wać otwar­te­go ognia i urządzeń iskrzących (szlifierki, spawarki) w odległości mniejszej niż 15 m." Jest mowa o tym, że eksplozję spowodował błąd spawacza. Jednocześnie z nagrań wynika, że pożar wybuchł wcześniej w magazynie z ogniami sztucznymi. Czyżby spawanie miało miejsce w trakcie tego pożaru w celu zabezpieczenia zasobów saletry amonowej przed kradzieżą i doprowadziło do dalszej tragedii? Na to wygląda. W każdym razie libańska eksplozja doprowadziła do obalenia ówczesnego rządu kraju oskarżanego o korupcję i doprowadzenie kraju do gospodarczej zapaści.

http://www.wezewo.osp.org.pl/?p=8852

sobota, 1 sierpnia 2020

Abel Klemmensen i masakra w Narsaq















Tym razem mało znana historia kryminalna z Grenlandii, o której są tylko szczątkowe informacje w sieci. Coś dla wielbicieli skandynawskich kryminałów, choć to typowy epizod masowego mordu dokonanego pod wpływem wzburzenia emocjonalnego. W poniedziałek 1 stycznia 1990 roku 18-letni Inuita Abel Klemmensen zastrzelił 7 osób w pomieszczeniach klubu w Ungbo, Narsaq, Grenlandia. Ofiarami Abla byli trzej mężczyźni w wieku 18, 33 i 34 lat oraz cztery kobiety w wieku 18, 19, 26 i 29 lat. Morderca celował w głowy i twarze ofiar. Przyczyną masakry dokonanej przez osiemnastolatka była kłótnia z najlepszym przyjacielem (rówieśnikiem Abla), który stanął w obronie dziewczyny, na którą zdenerwował się Abel. Klemmensen poczuł się zdradzony, zatem "zdrada" wymagała rozlewu krwi. Po dokonaniu masowego mordu miał popełnić na miejscu samobójstwo, ale zamiast tego poszedł do domu spać. W każdym razie Klemmensen na pierwszym piętrze klubu w Ungbo zastrzelił 5 swoich znajomych, a potem kolejnych dwóch. Jedna z ofiar ocalała, gdyż spała na podłodze. Schodząc ze schodów do living roomu Klemmensen natknął się dziewczynę i strzelił do niej. Łącznie oddał 11 strzałów.

Ósmą ofiarą Klemmensena był jego rodzony brat, który został postrzelony w policzek. Po odzyskaniu przytomności młody mężczyzna dostał się o własnych siłach do szpitala i stamtąd zawiadomił policję. Po zatrzymaniu Klemmensen twierdził, iż był w chwili dokonywania masakry pijany, ale nie na tyle pijany, by dokładnie nie pamiętać przebiegu całej masakry. Zginęli 18-letnia Kathrine Broberg, 29-letnia Bibiane Kristiansen, 18-letni Jakob Grønvold, 19-letni Tove Isaksen, 26-letnia Paarnannguaq Godtfredsen, 33-letni Egede Tittusen i 34-letni Henrik Barnabassen.

U Klemmensena zdiagnozowano zaburzenia narcystyczne (megalomanię, NPD) i umieszczono go w więzieniu Herstedvester, w którym przebywają najgroźniejsi mordercy m.in. konstruktor łodzi podwodnych Peter Madsen, który w 2017 roku na pokładzie skonstruowanej łodzi podwodnej UC3 "Nautilus" zamordował i poćwiartował szwedzką dziennikarkę Kim Wall. Kolejny przykład narcystycznego psychopaty, ale to słynna sprawa kryminalna, o której wiele wiadomo i wiele napisano. Z kolei masakra w Narsaq to jedna z najsłynniejszych spraw kryminalnych w historii Grenlandii, która popadła w zapomnienie. W przyszłości planuję opisać więcej spraw kryminalnych z tej wielkiej arktycznej wyspy.

czwartek, 30 lipca 2020

Kryzys psychiczny i poczucie osamotnienia w dobie pandemii



















Coraz częściej rozmyślam o pandemii koronawirusa Sars-Cov2 w aspekcie psychologicznym. Nie mam wykształcenia psychologicznego, ale w pełni zdaję sobie sprawę, że piętno pandemii i lockdownu odciśnie się na psychice tysięcy ludzi na ziemskim globie - także na mojej. Od kwietnia 2020 roku pozostaję bez pracy i nie wiem jaka będzie moja przyszłość i co się wydarzy. Staram się analizować różne scenariusze dotyczące nie tylko mojej przyszłości, ale także przyszłości innych bliskich mi osób, gdyż nie potrafię zamknąć się tylko i wyłącznie we własnym świecie, choć czasem mi się to udaje.

Pandemia koronawirusa Sars-Cov2, która trwa bez przerwy od grudnia 2019 roku do dnia dzisiejszego (w dniu dzisiejszym w Polsce mamy absolutny rekord 615 zakażeń w ciągu doby i 15 zgonów, dominują województwa śląskie, małopolskie i mazowieckie) na pewno będzie traumatyczna dla dziesiątek tysięcy ludzi na Ziemi, gdyż zagraża ona życiu i zdrowiu ludzi, ich bliskich, przyjaciół, dzieci. Przejawia się ona przede wszystkim w ciągłym stresie i poczuciu osamotnienia, niepewności.

Niepokoją mnie moje myśli samobójcze, choć nadal nad nimi panuję i nie są one intensywne. W sytuacjach kryzysowych staram się zachować zimną krew i internalizować głęboko skrywane pragnienia i lęki, ale czasem muszę je wyzwolić: wówczas jestem skłonny do popadania w chwilowe stany emocjonalnego wzburzenia. Stosowanie przemocy i agresji nigdy jednak nie leżało w mojej naturze. Autoagresji już bardziej. Psychologiczna reakcja stresowa nie może być trwała, gdyż prowadzi do nękających psychikę chorób i zaburzeń psychicznych. Działają u mnie muzyka, pasje, pisanie i sporadyczne kontakty międzyludzkie. One są moim azylem, przestrzenią, w której czuję się bezpiecznie.

Kontakty. Bardzo sporadyczne, ale o tym za chwilę.

Osamotnienie.

Brakuje mi powszechniejszych kontaktów międzyludzkich, podróży w ciekawe i ekstremalne miejsca, wypadów na koncerty, etc. Okazji do socjalizowania się, które są potrzebne także osobom introwertycznym. Niepokoi mnie świadomość, że mogę szybko nie znaleźć pracy, która będzie dla mnie czymś istotnym. Nie mam zbyt wielu znajomych, gdyż doszedłem (być może do błędnego wniosku), że na pewnym etapie życia ludzie z otoczenia stają się zbyt zabiegani i nie mają czasu dla innych. Bywam spragniony spotkań towarzyskich, ale jednocześnie jestem świadom, iż mogę się od kogoś zakazić i przekazać koronawirusa osobom starszym z mojej rodziny. A takiego poczucia winy nie chcę mieć na swoich barkach. Stąd ogromna niepewność związana z podróżowaniem, trudna i wyboista nauka odpowiedzialności za innych. I brzemię tęsknoty za kontaktami twarzą w twarz. Za możliwością szczerej rozmowy o moich marzeniach, obawach, wątpliwościach, za wymianą cennych poznawczo spostrzeżeń.

W tym sensie obawiam się zachorowania na Covid19. Bo nie chciałbym dopuścić do sytuacji, że ktoś przeze mnie umrze albo będzie miał długotrwałe powikłania na zdrowiu. Ktoś bliski czy nawet obcy. To takie proste, by nie rzec banalne. Chronić siebie i innych za cenę izolacji społecznej i chłodnego dystansu do drugiej jednostki.

Wiele osób uważa koronawirusa Sars-Cov2 za coś całkowicie niegroźnego, abstrakcyjnego. Buntują się przeciwko obostrzeniom, obowiązkowi zakrywania ust i nosa, wypierają istnienie choroby Covid19. No bo w końcu sami nie zachorowali bądź nie znają nikogo, kto zachorował. Wypierają problem, ale podejrzewam, że wynika to nie tyle z niewiedzy, co ze strachu i poczucia niepewności. Mechanizm wyparcia staje się dla nich strategią radzenia sobie z niepewną rzeczywistością. Dla mnie jednak wirus Sars-Cov2 jest realny i jest zagrożeniem. Izolacja mnie stresuje, mimo że jestem osobowością introwertyczną, raczej wycofaną. Nie czuję się bezpieczny. Lękam się o zdrowie moich bliskich czy nielicznych przyjaciół. W trakcie załamania szukam wsparcia i często nie potrafię go znaleźć. Nie zawsze radzę sobie z własnymi demonami, choć muszę przyznać, że owe demony potrafią być na swój sposób fascynujące. Przynajmniej z naukowego punktu widzenia.

A ludzie wokół potrzebują realnych, a nie wyimaginowanych rozwiązań, planów na przyszłość. Niepewność frustruje i wyzwala stres, napięcie. Gdzieś tam być może czai się powrót do lockdownu. Utalentowani ludzie tracą pracę i dochody, upadają firmy, biznesy. Konsekwencje gospodarcze tej pandemii będą dla wielu branż opłakane, o czym pisałem tutaj niejednokrotnie. Sprawcy domowej przemocy zostają zamknięci wraz ze swoimi rodzinami, a izolacja wyzwala w nich agresję. Ozdrowieńcy po Covid19 cierpią na zespół stresu pourazowego (PTSD). Pandemia potęguje zaburzenia psychiczne osób, które już wcześniej zmagały się np. z kliniczną depresją, zaburzeniami lękowymi i poczuciem wyobcowania, odrzucenia. Chorzy na choroby przewlekłe czy nowotwory nie czują się bezpiecznie, gdyż nie mają dostępu do terapii ratujących życie.

Serio chciałbym wymazać ten rok z pamięci albo zacząć go od nowa. Wybaczcie osobisty wpis, który jest dla mnie wyartykułowaniem pewnych obaw, lęków i frustracji. A może po prostu przemawia przeze mnie wrażliwość, empatia?

Potrzebuję odetchnąć. Znaleźć się w miejscu, które wydaje się być bezpieczne.

czwartek, 23 lipca 2020

John Allen Chau: śmierć samozwańczego misjonarza















Ostatnio rzuciły mi się w oczy liczne artykuły o 27-latku, który wędruje po Polsce z drewnianym krzyżem na ramieniu i wspina się z nim na Giewont chcąc modlić się za Polaków. Ów pielgrzym nocuje na parafiach bądź gości u prywatnych osób, które zapraszają go, karmią, a nawet pomagają mu nieść krzyż. W jakim celu ta w sumie nieszkodliwa maskarada? Aby wartości katolickie w Polsce były bezpieczne. Osobiście modlitwa Michała Ulewińskiego jest mi (jako ateiście) nie potrzebna, ale mimo wszystko chylę czoła za determinację i żelazną konsekwencję w działaniu. 27-latek nie próbuje nikogo na siłę nawracać, przynajmniej tak mi się wydaję. I to się chwali. Z drugiej strony sensowność tego działania jest dla mnie nieco abstrakcyjna. Osób niewierzących takich jak ja i widzących w religiach monoteistycznych nietolerancyjne i konserwatywne systemy nachalnej indoktrynacji taka modlitwa i tak nie przekona. Mniejsza z tym.

Przypomniała mi się jednak historia samozwańczego misjonarza Johna Allena Chau, który próbował nawrócić Sentinelczyków z wyspy North Sentinel (Andamany i Nikobary) na wiarę chrześcijańską i został przez nich zabity 17 listopada 2018 roku. Jak wiadomo Sentinelczycy są jednym z najbardziej odizolowanych plemion na świecie. Członkowie tego plemienia są raczej wrodzy wszelkim próbom wizyt obcych na wyspie. I tak w marcu 1896 roku na wyspę trafili trzej skazańcy z kolonii karnej na Andamanach. Próbowali stamtąd uciec bambusową tratwą, dwóch utonęło, a trzeci został zabity strzałami przez Sentinelczyków. W styczniu 2006 roku dwaj rybacy Sunder Raj i Pandit Tiwari zostali zabici strzałami przez członków plemienia w trakcie nielegalnego połowu krabów. Sentinelczycy uśmiercili i pogrzebali w piasku wszystkie świnie, które badacze pozostawili w latach 70-tych na wyspie próbując nawiązać z nimi kontakt. Jak widać mieszkańcy North Sentinel nie są zbyt wyrozumiali wobec 'cywilizowanych' ludzi.

W każdym razie 14 listopada 2018 roku John Allen Chau dotarł na North Sentinel w nocy i podobno spędził z Sentinelczykami trochę czasu, na co wskazują zapiski w jego dzienniku i szkice ich chat. Chau pisze w dzienniku, że został postrzelony przez "dziecko w wieku 10 lat, być może nastolatka... Ten dzieciak posłał strzałę prosto w Biblię, którą trzymałem przy piersi. Nie chcę umierać. A może trzeba opuścić wyspę i pozwolić komuś innemu kontynuować [misję]? Nie, nie mogę myśleć w taki sposób." Co ciekawe, Chau dostał się na wyspę nielegalnie przy pomocy lokalnych rybaków, którym zapłacił. Obaj wspólnicy zostali potem aresztowani. Misjonarz miał ze sobą własny kajak i kilka razy krążył wokół wyspy.

Populacja wyspy North Sentinel zgodnie z obserwacjami antropologów sięga obecnie 50-100 mieszkańców. Chau uważał wyspę North Sentinel i zamieszkujących ją Sentinelczyków "za ostatnie siedlisko szatana na Ziemi". Chciał między nimi żyć i głosić ewangelię. Ciała samozwańczego misjonarza z Alabamy mimo kilku podejmowanych prób nie udało się odzyskać. Morał tej historii jest jeden: fanatyzm religijny nie popłaca. Z drugiej strony dziennik Chau może być cennym źródłem badawczym dla antropologów i geografów. Sentinelczycy nie zawsze byli totalnie wrodzy wobec antropologów, gdyż przyjmowali od nich kokosy i inne dary. Chau próbował krzewić wiarę, ale przecenił swoje możliwości.

https://www.nationalgeographic.com/culture/2018/12/first-woman-chattopadhyay-contact-sentinelese-andaman/

Na zdj. Sentinelczycy pilnujący łodzi rybackiej po zabiciu dwóch rybaków w 2006 roku i pechowy, choć zdeterminowany ewangelista, o którym świat się dowiedział dzięki jego śmierci.

Pytanie kiedy znowu o Sentinelczykach usłyszymy?

środa, 15 lipca 2020

Ian Curtis i Joy Division (15.07.1956 - 18.05.1980)

Dzisiaj kolejna rocznica urodzin Iana Curtisa, cierpiącego na ataki epilepsji wokalisty Joy Division, zespołu stanowiącego podwaliny post punka i wprowadzającego do mainstreamowej muzyki smutek, rozpacz i beznadzieję, czyli generalnie te negatywne, acz niekiedy oczyszczające emocje, z którymi męczymy się codziennie. Zastanawiam się w tej chwili, który z dwóch pełnometrażowych albumów Joy Division jest dla mnie ważniejszy: intensywny "Unknown Pleasures" (1979) czy może bardziej posępny "Closer" (1980) z cmentarną okładką przedstawiającą grobowiec rodziny Appiani na cmentarzu Staglieno? Wydaje mi się jednak że ten drugi, gdyż można go odczytać jako pełen wewnętrznego bólu i rozterek list samobójczy Iana Curtisa. To z niego pochodzą moje ulubione piosenki Joy Division, a mianowicie "Isolation" czy "The Eternal". Kiedy po raz pierwszy przed wieloma laty usłyszałem tą drugą piosenkę w radiu to byłem zaskoczony i jednocześnie zachwycony, gdyż nie spodziewałem się tak głębokiej melancholii w kompozycji z 1980 roku. Z "Unknown Pleasures" chyba najbardziej lubię "New Dawn Fades".

Ian Curtis na pewno byłby osobą, którą chciałbym poznać. Dzisiaj czytałem stary wywiad z Annik Honore, jego platoniczną sympatią, która zmarła w 2014 roku. Annik wspomina Iana jako osobę "delikatną, grzeczną, cierpiącą, o pięknych oczach i przyjemnym wyglądzie". Słuchali "Low" Davida Bowie w Nashville Rooms (po koncercie Joy Division w Belgii) i Annik zakochała się w nim od razu. Jak wiadomo Ian Curtis w młodym wieku 19 lat ożenił się z Deborah Curtis, co wydawało się być pod koniec lat 70-tych normą w purytańskim społeczeństwie Wielkiej Brytanii. Annik wspomina, że w trakcie koncertów Ian był wulkanem energii, który na scenie pozbywał się dręczących go demonów. Inaczej Curtis zachowywał się już po występach na żywo: był wyczerpany, stawał się wycofany, nieśmiały, kwestionował sukcesy zespołu i własne życie. Przytłaczał go własny talent muzyczny. Presja otoczenia była dla niego czymś odpychającym, okropnym. Annik potwierdza, że ich związek miał charakter czysto platoniczny, dziecięco niewinny. Małżonka Iana, Deborah nienawidziła obecności Annik w życiu Iana, co wywołało w nim rozdarcie i stało się jedną z przyczyn dwóch aktów samobójczych, w tym tego ostatniego w Macclesfield (po obejrzeniu "Stroszka" Wernera Herzoga) nad ranem 18 maja 1980 roku. W ramach ciekawostki dodam, że tego samego dnia wybuchł w USA wulkan Mount Saint Helens zabijając 57 osób i powodując olbrzymie zniszczenia. Dlatego też data 18 maja 1980 roku wryła mi się tak mocno w pamięć, choć nie było mnie wówczas jeszcze na świecie. Annik nie mogła uczestniczyć w pogrzebie Iana, gdyż nie zgodziła się na to Deborah Curtis. "Love Will Tear Us Apart". Miłość nas rozerwie, rozdzieli.

Poczucie winy w miłości bywa obecne. Miłość potrafi być bolesna, niechciana, okrutna. Człowiek potrafi kochać skrycie kogoś innego, potrafi zakochać się nagle w osobie, która jest np. związana z kim innym (Annik w Ianie). I to staje się zarzewiem rozterek, bólu, dyskomfortu, cierpienia. Osoby głęboko wrażliwe nie chcą krzywdzić innych, boją się często tego, że kogoś bliskiego zranią. Wówczas odsuwają się od innych, lękają się zakochać ponownie. Ian wysyłał do Annik listy - w jednym z nich znalazł się wiersz T.S Elliota. Niestety nie wiem jaki.

https://www.reddit.com/r/JoyDivision/comments/ctrzpl/found_an_old_interview_from_annik_honor%C3%A9_in_which/

Czy można zabić się z powodu poczucia winy i presji otoczenia? Owszem, można.

poniedziałek, 13 lipca 2020

Latarnia morska Signalny, Kuryle, Rosja


















I już po wyborach prezydenckich. Nie kryję swojego rozczarowania, gdyż łudziłem się że Polska stanie się krajem bardziej nowoczesnym, otwartym i przyjaznym. Zwyciężyły nieudolna walka z pandemią, wybiórcze tradycje chrześcijańskie, rozbuchane rozdawnictwo, 31 podwyżek podatków, homofobia, ksenofobia oraz niechęć do nauki i kultury. No cóż, każdy Polak mądry po szkodzie. Pora się jednak zdystansować i napisać o pewnej przekrzywionej latarni morskiej smaganej przez morskie bałwany.

Latarnia morska Signalny znajduje się na skale pomiędzy wyspą Hokkaido (Japonia) a Małym Grzbietem Kurylskim. Skonstruował ją latem 1936 roku japoński inżynier Miura Sinobu. Jej instalację ogłosił Związek Radziecki 13 stycznia 1937 roku. Pierwotnie wysepka, na której posadowiona została latarnia morska miała wymiary 700 x 800 metrów. 17 kwietnia 1952 roku nadano jej nazwę Signalny. Z czasem jednak wysepka zatonęła w morzu. Obecnie Signalny znajduje się na piaszczystym brzegu, który czasem staje się widoczny, gdy przypływ jest niski. Od 1964 roku latarnia się przekrzywia i nie jest stabilna. Coraz bardziej niszczeje, a jej konserwacja jest utrudniona. Być może kiedyś zniknie pod powierzchnią wody, która podmywa jej fundamenty.

Na dokładkę kilka innych kurylskich (zazwyczaj opuszczonych, o niepewnym statusie) latarni morskich i Mys Aniva na Sachalinie. Zdj. Jewgienij Kasperski i inni.

Źródło: https://maglipogoda.ru/ostrov-signalnyy-na-kurilskikh-ostr/

sobota, 11 lipca 2020

Aleksiej Sukletin: kanibal z Tatarstanu

Tym razem zamierzchła i makabryczna sprawa kryminalna z Rosji, która jakoś mi umknęła, a dość dobrze orientuję się w seryjnych mordercach z Rosji. Zaciekawił mnie przydomek Sukletina: "Aligator", tudzież "Aligator z Kazania" i postanowiłem odszukać trochę informacji o tym mało znanym seryjnym mordercy i kanibalu z ZSRR (Tatarstan). No cóż, nie będzie to przyjemna lektura. Szkoda że mam tak mało czasu, by pisać o zagadkowych i makabrycznych sprawach kryminalnych, ale jeśli już chcę się na jakiejś skupić to na pewno wolę napisać o przypadkach szerzej nieznanych, rzadko opisywanych. Po co po raz wtóry pisać o Tedzie Bundym, Andrieju Czikatile, Jeffreyu Dahmerze, Edzie Geinie czy Zodiaku?

Sukletin wspólnie z Madiną Shakirovą i Anatolijem Nitkinem zamordowali i zjedli siedem dziewcząt w Tatarstanie, Rosja. Lata działania to 1981-85 bądź 1979-85. Części ciała ofiar Aleksiej trzymał w domowej lodówce. Mięso zamordowanych dziewcząt Sukletin sprzedawał tanio i okazyjnie sąsiadom jako polędwice. Sprzedawał je zarówno dzieciom, jak i lokalnym policjantom. Dziewczęta z wioski Vasileyevo (Wasiljewo) znikały jedna za drugą, ale nikt nie podejrzewał Sukletina, który uchodził za dobrego kompana do picia, był uczynny i gościnny. Ba, potrafił naprawiać dachy i recytować wiersze.

Sukletin był synem pielęgniarki, ale już w wieku nastoletnim zaczął mieć problemy z prawem. Najpierw jako 16-latek został skazany za próbę gwałtu na dziewczynie, potem za rabunek starszej kobiety z użyciem przemocy. Pracował jako strażnik w ogrodowej społeczności blisko wioski Wasilejwo. Tam poznał wówczas 23-letnią Marinę Shakirovą. Generalnie kobiety za nim przepadały, wyroki skazujące w więzieniu spędził na czytaniu książek, by być wygadany i umieć im zaimponować, uchodził za szarmanckiego mężczyznę.

Pierwszą zamordowaną przez Sukletina ofiarą była 22-letnia Ekaterina Osetrova, która dorabiała jako prostytutka. Sukletin zaprosił ją do domu przedstawiając Shakirovą jako siostrę. Potem uprawiał z nią seks w sypialni. Madina, by odwrócić uwagę dziewczyny zaoferowała jej drinka. Sukletin wykorzystał sytuację, po czym uderzył Osetrovą młotkiem ukrytym w szmacie w głowę, związał jej ręce sznurem i poderżnął gardło. Pił krew, gdy tryskała z rany - przynajmniej tak później zeznawał, Shakirova zrobiła to samo. Ciało Osetrovej powiesił i wypatroszył. Chciał spróbować jak smakowało by jej mięso. Zjadł wątrobę, serce i płuca, Shakirova przygotowała ukraiński barszcz i pierożki, które razem skonsumowali. Resztą mięsa Osetrovej nakarmili psy, kości pogrzebali w pobliżu wieży ciśnień.

Kolejne ofiary spotkała makabryczna śmierć. W styczniu 1980 roku od uderzeń młotka i poderżnięcia gardła zginęła 22-letnia Tatiana Illarionova, po czym została zjedzona przez Sukletina i Shakirovą. Ofiary do daczy Sukletina zwabiała Madina. Trzecia ofiara Aleksieja to 16-letnia Rezeda Galimova, która została zgwałcona, po czym zginęła od dwóch uderzeń młotkiem. Rezeda błagała Shakirovą o pomoc, ale się jej nie doczekała. Dziewczyna została zwabiona do daczy Sukletina obietnicą pomocy w nauce.

Sukletinowi mordowanie i kanibalizm zaczęły sprawiać coraz większą przyjemność, więc już nie mógł przestać. Kolejno zostały zamordowane 22-letnia Nadieżda Sityavina oraz 19-letnia Natalia Shkolnikova, znajoma Nadieżdy. Szóstą ofiarą "Aligatora" była 11-letna dziewczynka Valentina Elikova, którą Sukletin zwabił z Kazania pod pretekstem bycia dobrym wujkiem. Maniak zgwałcił dziecko i zamordował je poprzez uderzenie głową w ścianę, po czym zjadł miękkie tkanki jej ciała. Zanim jednak doszło do morderstwa dziewczynka mieszkała z Sukletinem i Shakirovą przez kilka dni. Dręczona wyrzutami sumienia Shakirova usiłowała zabrać dziecko, by je ocalić, ale Sukletin jej przeszkodził. Po tym morderstwie Shakirova wyprowadziła się do matki. Nową pupilką Sukletina stała się 23-letnia Lidia Fedorova. Zachowało się nawet zdjęcie, na którym Lidia stoi blisko swojego przyszłego mordercy. Jednak Lidia zaczęła kłócić się z Sukletinem, gdyż skąpił jej pieniędzy na alkohol i zaczęła go szantażować ujawnieniem morderstw policji. Co zrobił Aleksiej? Zgwałcił i zamordował Lidię w marcu 1985 roku wespół z jej kuzynem Anatolijem Nitkinem. Ciało zostało poćwiartowane, a kanibal z Tatarstanu zjadł miękkie tkanki. Shakirova pomogła Aleksiejowi wyczyścić miejsce zbrodni i uprać ubrania. Głowa Lidii została umieszczona w beczce z wodą. Tam odkrył ją jeden z sąsiadów Sukletina, Gienadij Uglov, z którym razem reperowali dach. Mężczyzna poszedł z tym na policję, ale funkcjonariusze go zignorowali. Nie odpuścił jednak i 4 czerwca 1985 roku Sukletin wraz z Shakirovą zostali aresztowani.

Problemem w sowieckim ZSRR było ukrywanie informacji o seryjnych mordercach i zniknięciach ofiar. W końcu seryjni mordercy byli charakterystyczni dla zgniłego kapitalizmu krajów zachodnich. Działali w ZSRR? Jak to? Ciekawa była rola Shakirovej w serii makabrycznych morderstw Sukletina. Nie zabiła żadnej ofiary, ale pomagała Aleksiejowi je zwabiać, a po danym morderstwie usuwała ślady przestępstw. Próbowała zrobić z siebie kolejną ofiarę twierdząc, iż bała się o własne życie.

W rezultacie Shakirova została skazana na 15 lat więzienia, a Sukletin otrzymał wyrok śmierci wykonany latem 1987 roku. Aleksiej w trakcie procesu był spokojny i ze szczegółami opowiadał o serii morderstw, których dokonał. Nie żałował popełnionych morderstw. "To były prostytutki. Oczyściłem społeczeństwo z amoralnego elementu." "To ja jestem zarówno Bogiem, jak i Diabłem". "Ale boję się śmierci, gdyż żyłem krótko" (44 lata). Pożył do 29 lipca 1987 roku, gdy wyrok na Sukletinie wykonał pluton egzekucyjny.

Na zdjęciach Sukletin i jego przyszła ofiara Lidia Fedorova oraz buciki wykonane przez Sukletina z chleba wykonane w oczekiwaniu na egzekucję.

Makabryczne zdjęcia (dla ludzi o mocnych nerwach) tutaj:

http://www.serial-killers.ru/forum/sukletin-aleksey-vasilevich-t300-30.html

Materiał po rosyjsku:

https://www.youtube.com/watch?v=YvyX0v5bG80