poniedziałek, 14 grudnia 2015

Kringa, Misþyrming, One Tail, One Head, Mgła i Clandestine Blaze w Rotundzie - 12 grudnia 2015 roku (fotorelacja)

Miałem przyjemność uczestniczyć w pamiętnym koncercie Mgły, One Tail, One Head, Svartidaudi, Mare i Bestial Raids w krakowskim Lizard Kingu (7 III 2014 r.), więc wypadało się pojawić na kolejnej edycji Southern Discomfort & No Solace. Podróż pociągiem z Poznania do Krakowa (i odwrotnie) potrafi nieźle człowieka wymęczyć, ale gdy opuszczałem Poznań w sobotę rano cieszyłem się że zobaczę tak zacny skład na żywo. W dodatku tym razem podróżowałem w towarzystwie znajomych, na miejscu czekali nowi (nocleg mieliśmy w hostelu Faust), zatem nic tylko jechać. Wpierw ogarnęliśmy hostel, potem obiad w doborowym składzie i prawie od razu udaliśmy się w stronę klubu. Trochę czasu zajęło naszej grupie odnalezienie Rotundy (wcześniej nigdy w niej nie byłem), ale od Fausta do niej nie było daleko. Poniżej link do relacji z koncertu pierwszej edycji Southern Discomfort & No Solace:

http://dtbbth.blogspot.com/2014/03/bestial-raids-one-tail-one-head.html

Przed klubem byliśmy po 17.30, wpuszczanie do miejscówki było zorganizowane profesjonalnie (działały dwa stanowiska). Pierwsze kroki poczyniłem w kierunku stoisk z merchem, a działały trzy. Imponująca ilość płyt, winyli, koszulek i bluz do nabycia. Podziałało - kupiłem trochę dobra, w tym płytki Misþyrming i Carpe Noctem (oba zespoły z mojej ukochanej Islandii). Na dole Rotundy szatnia, niewielka palarnia (byłem w niej dwukrotnie, by zapalić - szybko wymiękałem), stoiska z merchem, toalety i bar - na górze sala koncertowa, mniejszy bar i toalety. Miejsca dużo dla paru setek miłośników black metalu, którzy stawili się 12 grudnia w Rotundzie.

Black metalowcy z Kringa zaczęli grać krótko po 19. Wyjątkowo nie zdążyłem się zaznajomić z ich muzyką przed koncertem, zatem zastanawiałem się jak wypadną. Wpierw jednak o etymologii nazwy zespołu, bo jest interesująca, a ja lubię takie ciekawostki. Kringa to mała wioska w chorwackiej Istrii, z której pochodzi wampiryczna legenda o Jure Grando. Ów tamtejszy wieśniak w 1656 roku zapadł na tajemniczą chorobę i w jej wyniku zmarł. 16 lat po swojej śmierci Jure postał z grobu jako wampir (strzyga) i zaczął terroryzować mieszkańców wioski. Pukał w drzwi wybranych rodzin i ktoś z tego domu do którego Jure zapukał później umierał. Najodważniejsi z wieśniaków próbowali unicestwić bladego i uśmiechniętego wampira głogowym kołkiem, ale bezskutecznie. Dopiero po egzorcyzmie jeden z wieśniaków ściął wampirowi głowę piłą i spokój powrócił do Kringa. Muzycznie porządny i dość absorbujący atmosferyczny black metal z dwoma wokalistami. Zespół ma w swoim muzycznym CV trzy dema i ubiegłoroczną EP-kę "Total Mental Desecration" (2014), z którą się obecnie zaznajamiam. Myślę że jeszcze o tych młodych Austriakach usłyszymy, tym bardziej że koncertowo wypadli ogromnie żywiołowo. Obiecujący band.

Jednak to jeszcze bardziej żywiołowy koncert następnych w kolejce Islandczyków z Misþyrming zawładnął mną kompletnie. Generalnie uważam islandzki black metal za jedno z najciekawszych zjawisk ostatnich kilku lat, o czym świadczą takie nazwy jak Svartidaudi, Misþyrming, Carpe Noctem, Wormlust, Dynfari czy Mannveira. Mała scena skoncentrowana w dużej mierze w stolicy kraju Reykjaviku, ale prężna i kreatywna. Z szaleńczym i eksperymentalnym black metalem Misþyrming zapoznałem się już kilka miesięcy temu wgryzając się w ich debiutancki album "Söngvar elds og óreiðu" (2015). Na scenie mamy do czynienia z absolutnym żywiołem - muzycy Misþyrming rozbiegani po scenie, ciężko było zrobić im jakiekolwiek sensowne zdjęcia jak się nie ma wejścia do fosy. Black metal Misþyrming jest żwawy i rozgrzany do czerwoności niczym magma wydobywająca się z ziemskich trzewi. Nie da się tej muzyki wyrzucić z głowy. To tak jakby skrzyżować Deathspell Omega (da się wyczuć wpływ zespołu, w którym macza palce Mikko Aspa) z genialnym The Ruins of Beverast. Furia black metalowej erupcji Misþyrming potrafi mile zaskoczyć. Lecz pojawiają się gdzieniegdzie dziwaczniejsze i bardziej atmosferyczne fragmenty np. ambientowe, które umieją zaskoczyć słuchacza. Jedno jest pewne: Misþyrming udało się wykreować straszliwą atmosferę na "Söngvar elds og óreiðu" i hype na ten zespół jest całkiem zasłużony, gdyż nagrali chyba najlepszy black metalowy debiut 2015 roku.

One Tail, One Head z Trondheim nie jest zbyt płodnym zespołem, ale ich odrażającego koncertu wysłuchałem z fascynacją. Wyczyny wokalisty zespołu Luctusa są godne zapamiętania: rzucanie statywem od mikrofonu, krzyki w stronę widowni, popijanie whisky przed wykonaniem każdego granego kawałka, generalnie obłęd i agresja sceniczna. Old-schoolowy black metal One Tail, One Head publika przyjęła z zadowoleniem. Może dlatego że czuć w tej muzyce autentyczną podziemną nienawiść. Lodowatą mizantropię. Sporo blastów, ale też bardziej umiarkowane tempa. No i do tego wybitnie brzydka prezencja sceniczna muzyków One Tail, One Head, choć słyszałem że Luctus poza sceną sprawiał wrażenie spokojnego i nieco zagubionego człowieka. Trochę to niesamowite: człowiek może być skrytym introwertykiem, ale na scenie przepoczwarza się w ogarnięte wściekłością zwierzę. Chętnie zapoznam się z długograjem One Tail, One Head, jeśli kiedykolwiek go nagrają, bo koncertowo robią niezłe piekło.

Na Mgle zrobiło się bardzo tłoczno i choć nogi bolały jak jasna cholera cierpliwie stałem przy barierce. Zadziwia mnie estyma jaką niemal wszędzie darzona jest krakowska Mgła. Zespół zrobił się elitarny (rzadko grywa koncerty w Polsce, a jeśli już to w Krakowie i są wyprzedane), a recenzje ich najnowszego krążka "Exercises in Futility" (2015) trafiają na łamy Heathen Harvest czy Pitchfork. I choć z mglistych dźwięków emanuje ekstremalny nihilizm twórczość zespołu potrafi być melodyjna (ale nie łatwo wpadająca w ucho), wielowymiarowa i dynamiczna. Muzyka Mgły odznacza się starannie wykreowaną i hipnotyczną atmosferą, lecz tkwi w tym zamierzona powściągliwość: nie jest zbyt ekstremalnie, by nie popaść w śmieszność, jest w sam raz. Powściągliwość wyrażana jest także w bezruchu scenicznym zamaskowanych muzyków Mgły: są statyczni, oni po prostu z pasją grają black metal. Nie wyobrażam sobie innego zachowania w przypadku tego akurat zespołu. Mój drugi koncert Mgły, czekam na kolejne. Set-lista Mgły: "Mdłości I", "Further Down the Nest I", "Exercises in Futility I", "Mdłości II", "With Hearts Toward None I", "Exercises in Futility II", "Groza III", "With Hearts Toward None VII", "Exercises in Futility VI".

Na bezkompromisowym i tradycyjnym black metalu Clandestine Blaze, za którym stoi Mikko Aspa znam się słabo, a trzeba przyznać że ów jednoosobowy projekt nagrał od 1998 roku naprawdę imponującą liczbę albumów, dem i splitów. Mikko Aspa od 2002 roku zasilił skład Deathspell Omega, zespołu, który wywarł wpływ na setki kapel black metalowych. Nadto Mikko ma bardzo interesujący dla mnie jako fana ekstremalnego doom metalu projekt funeral doomowy Stabat Mater. W każdym razie wymęczoną do cna czterema poprzednimi koncertami dobił jeszcze Clandestine Blaze, w którym wokalistę Mikko wspomogli na żywo muzycy Mgły. Mikko szalał po scenie ukryty za skórzaną maską sado-maso, koncert Clandestine Blaze był najkrótszy ze wszystkich, ale bardzo intensywny. Czułem wpływy starego Burzum i Darkthrone. Po północy kiedy muzycy Clandestine Blaze i Mgły zeszli ze sceny czas było zwijać się z Rotundy i powrócić do Fausta. A tam się działo potem sporo, ale o tym lepiej zamilknę...

Set-lista CB: "Evocation Under Starlight Sky", "Consumed by Flames", "Psychopathia Sexualis", "Call of the Warrior", "Final Hours of Sacrifice", "Fist of the Northern Destroyer", "Wings of the Archangel".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz