środa, 30 czerwca 2021

Studnia, wahadło i nadzieja (1983) - recenzja

Z tego co się zorientowałem to nigdy na blogu nie recenzowałem nic z mrocznych filmów/animacji Jana Svankmajera, zatem trzeba nadrobić. W tym przypadku mamy do czynienia z autentycznie mrocznym filmem krótkometrażowym będącym adaptacją "Studni i wahadła" Edgara Allana Poego oraz "Tortury nadziei" Auguste Villiers de l’Isle-Adama. Niniejszy krótki metraż to najczystszy surrealistyczny koszmar, nakręcony z pierwszej perspektywy (POV), pełen mroku, smutku, napięcia, szczurów i cieni. Autentycznie przerażający z doskonałą animacją podkreślającą posępną atmosferę terroru. Tak jak ktoś słusznie zauważył wielu reżyserów horrorów mogłoby uczyć się od czeskiego mistrza surrealizmu umiejętności budowania atmosfery grozy i niesamowitości. Czas trwania: 15 minut.

Do obejrzenia: https://vimeo.com/501406210

niedziela, 27 czerwca 2021

Mano Destra aka Right Hand (1986) - recenzja

                                                              
Intrygujący, utrzymany w eleganckiej czarno-białej tonacji lesbijski film bondage wyreżyserowany przez Cleo Übelman. Nie mam nic przeciwko sadomasochizmowi i relacji dominacja-uległość, jeśli występuje na to obopólna zgoda zaangażowanych w praktyki BDSM partnerów. Można potraktować "Mano Destra" jako minimalistyczne i lodowate studium erotycznego uprzedmiotowienia, w którym twarz dominy wprawnie posługującej się białymi sznurami jest doskonale widoczna w kontraście do jej uległej partnerki, która zawsze ma oblicze zakryte/zasłonięte i jest anonimowa. Co znamienne, w "Mano Destra" nie ma w ogóle nagości, dużo natomiast w tym filmie bezruchu i antycypacji np. uległa partnerka słyszy odgłosy wysokich obcasów dominy czy zamykających się drzwi. 

Czarno-biała tonacja "Right Hand" nadaje filmowi BDSM szwajcarskiej reżyserki tajemniczego, nieco gotyckiego i industrialnego posmaku. Podobnie soundtrack zapomnianej żeńskiej grupy darkwave The Vyllies, której głównym źródłem inspiracji była grupa The Siouxsie and the Banshees. Płyty "Lilith" z 1985 roku i "Sacred Games" z 1987 roku do odsłuchu poniżej:

https://www.youtube.com/watch?v=7oFV8MOqnGI

https://www.youtube.com/watch?v=zXJCU4Fr2Gw 

"Mano Destra" był jednym z filmowych źródeł inspiracji dla stylowego lesbijskiego dramatu "The Duke of Burgundy" (2014) Petera Stricklanda, brytyjskiego reżysera, któremu nieobce są także włoskie filmy giallo i erotyczne Eurohorrory z lat 70-tych.

Czerń skórzanego stroju Cleo, białe sznury, drgające mięśnie, pończochy, symbioza kontroli i uległości. Oto "Mano Destra" w kilku słowach i wspomnieniach.

poniedziałek, 21 czerwca 2021

Katla (2021) - recenzja pierwszego sezonu i trochę o samym wulkanie

                                                               
Podlodowy wulkan Katla znajdujący się pod lodowcem Mýrdalsjökull uchodzi potencjalnie za jeden z najgroźniejszych islandzkich wulkanów. Słynie z wielu silnych erupcji szczelinowych pod lodowcem i poza lodowcem, które topią pokrywę lodową i powodują niszczycielskie powodzie glacjalne. Do ostatniej silnej erupcji wulkanu Katla doszło w 1918 roku. Przyszła erupcja Katli może okazać się niemałym kłopotem dla Islandii. I stała się tłem nowego serialu sci-fi w reżyserii Baltasara Kormakura pod tytułem "Katla" (2021), który miał swoją premierę na Netfliksie kilka dni temu. Więcej o tym słynnym islandzkim wulkanie możecie przeczytać klikając ten link: 

http://wulkanyswiata.blogspot.com/2021/06/katla-najgrozniejszy-wulkan-islandii.html

W niedzielę obejrzałem cały pierwszy sezon i jestem pod wrażeniem. Co prawda akcja toczy się powoli, aczkolwiek jest całkiem wciągająca.  Fabuła dotyczy tzw. odmieńców (doppelgangerów, sobowtórów, ludzkich kopii), którzy pojawiają się (powracają do świata żywych) w miasteczku Vik w związku z trwającą erupcją podlodowego wulkanu Katla - tak jakby wybuch Katli przywracał do życia osoby zmarłe czy uchodzące za zaginione. W serialu ścierają się ze sobą zahaczająca o fanatyzm wiara w Boga, wiara w lokalny folklor i wreszcie nauka (wulkanologia, czy ogólnie rzec biorąc geologia).

I choć rzadko sięgam po seriale, gdyż preferuję filmy długometrażowe i krótkometrażowe "Katla" przypadł mi do gustu. Pięknie uchwycona atmosfera izolacji, potencjalnego niebezpieczeństwa, wszystko zdaje się tonąć w post-apokaliptycznym brudzie, popiele wulkanicznym, głębokiej czerni i szarzyźnie krajobrazu. Doprawdy znakomite zdjęcia surowej islandzkiej natury, w tym miasteczka Vik, czarnych plaż wulkanicznych i pokrytego tefrą z wulkanu lodowca. Postaci są dobrze zarysowane, pojawiają się także sporadyczne sceny dość gwałtownej i brutalnej przemocy. Serial "Katla" to typowy nordycki noir, powolny i raczej posępny, tragiczny, w którym rzeczywistość często miesza się z wyblakłymi i bolesnymi wspomnieniami czy udrękami. Ciekaw jestem czy będzie sezon drugi. Oby! Nie mam nic przeciwko. 

Ogromny aplauz dla znanej jako GDRN lokalnej artystki Gudrun Eyfjord w roli Grimy. Toż to znakomita kreacja aktorska.

sobota, 19 czerwca 2021

Possibly in Michigan (1983) - recenzja i popularność dzięki TikTokowi

                                                            
"Possibly in Michigan" to przykład totalnie surrealistycznego i ekscentrycznego krótkiego metrażu. Wyreżyserowany przez reżyserkę Cecilię Condit i okraszony dziwacznym soundtrackiem elektronicznym niejakiej Karen Skladany. Na uwagę zasługują stonowane kreacje aktorskie i dziwne monotonne dialogi. Filmik jest mocno pro-kobiecy i feministyczny. Centrum handlowe, manekiny, kanibal w masce podążający za dwiema przyjaciółkami, zawalający się budynek, wreszcie akt kanibalizmu... Wielbiciele filmów Davida Lyncha powinni zerknąć na "Possibly in Michigan". A ja nadal próbuję rozkminić o co w tym filmiku chodzi.

Oświecił mnie nieco wywiad z reżyserką Cecilią Condit. Zamaskowany 'Animal/Cannibal Man" imieniem Arthur podąża za dwiema przyjaciółkami do centrum handlowego. Potem sam staje się ofiarą obu kobiet, które dopuszczają się aktu kanibalizmu. Arthur zmienia kształt, gdyż jest mężczyzną, który nosi maskę. Zmienia się np. z Czarującego Mężczyzny w Kanibala z ciągle otwartą buzią. Jak sama przyznaje w w wywiadzie Cecilia w swoich filmach nienawidziła mężczyzn albo inaczej: nienawidziła toksycznej męskości. Wywiad możecie przeczytać poniżej:

 https://morbidlybeautiful.com/interview-filmmaker-cecelia-condit/

Interesujący jest w przypadku "Possibly in Michigan' (1983) mechanizm powstawania sieciowego virala. Filmik stał się najpierw popularny na Reddit (w roku 2015) jako "Possibly the creepiest thing I've ever watched", a potem w 2019 roku na TikToku. Tysiące TikTokerów dowiedziało się o tym filmiku dzięki dwóm sympatycznym piosenkom Karen Skladany: "“Oh no, no, no, no…silly” i “Animal/Cannibal.”

 https://www.reddit.com/r/creepy/comments/34ejws/possibly_the_creepiest_thing_ive_ever_watched/

Podobnym sieciowym viralem dzięki użytkownikom TikToka stał się paradokumentalny horror "Megan Is Missing" z 2011 roku. Jego popularność na TikToku eksplodowała w listopadzie 2019 roku, potem film stał się popularny na Twitterze. Oba przytoczone przykłady są dość interesujące, gdyż pokazują, iż czyjaś twórcza praca/przejaw kreatywności (w tym przypadku filmy) może zostać doceniona dzięki sile social media dopiero po latach.  

"Possibly in Michigan" możecie obejrzeć poniżej:

 https://www.youtube.com/watch?v=iLJNSD3H5sg&t=1s

sobota, 12 czerwca 2021

Lycia "Casa Luna" (2021) - recenzja

Lycia to dla mnie zespół bardzo ważny. Powstał pierwotnie jako jednoosobowy projekt ethereal darkwave w 1988 roku z inicjatywy multiinstrumentalisty Mike'a VonPortfleeta. Mroczne, lodowate dźwięki z albumów takich jak "Ionia" (1991) czy "A Day in the Stark Corner" (1993) darzę szczególnym sentymentem, gdyż wciągnęły mnie bez reszty. Zresztą nie tylko mnie. Lycia była jednym z absolutnie ulubionych zespołów lidera Type O'Negative, Petera Steela, który zabrał zespół we wspólną trasę. Uwielbiany w Polsce, niestety zmarły od 2010 roku frontman Type O'Negative nazwał Lycia z czasów "A Day..." najbardziej depresyjną muzyką, jaką kiedykolwiek usłyszał." Nic w tym dziwnego, gdyż niektóre piosenki Lycia zawierają ogromny ładunek mroku i smutku. To muzyka atmosferyczna, głęboko nastrojowa, odrealniona, oniryczna. Mike przyznał w jednym z wywiadów, że w młodości był fanem Joy Division, Bauhaus, wczesnego Killing Joke czy Echo and the Bunnymen, zatem chciał przemycić do Lycia podobny ładunek emocjonalny. I udało mu się to w dwójnasób. Fanami zespołu oprócz Petera Steele'a są jeszcze Scott Conner z depressive black metalowego Xasthur czy funeral doom metalowcy z fińskiego Shape of Despair (udany cover "Estrella"). 

Osobiście uważam, że Lycia jest zespołem pionierskim dla eterycznego darkwave'a - tak jak Christian Death dla death rocka, Sisters of Mercy, Bauhaus czy Fields of the Nephilim dla rocka gotyckiego czy Throbbing Gristle i SPK dla industrialu. Jeśli lubicie oniryczne brzmienia shoegaze a la Slowdive czy My Bloody Valentine oraz eteryczny darkwave zespół Mike'a i Tary Vanflower po prostu trzeba znać. 

Po "Casa Luna", najnowszym mini-albumie Lycia spodziewałem się logicznej kontynuacji brzmień zawartych na poprzednim długograju Amerykanów "In Flickers" (2018). I w tej materii absolutnie się nie zawiodłem. Dodam jeszcze, że "In Flickers" to genialny, wciągający bez reszty, niezwykle oniryczno-transowy album z mocno zróżnicowaną, doskonale zaaranżowaną i zaśpiewaną muzyką, w skład której wchodzą numery taneczne, ale też bardziej wyciszone, nastrojowe. W zasadzie jedynym większym zaskoczeniem na "Casa Luna" jest numer drugi "Do You Bleed?", zgrzytliwy, posępny, industrialny, który skojarzył mi się w trakcie pierwszego odsłuchu z Godflesh. Na pewno nawiązuje on brzmieniowo do czasu "Wake", "Ionia" oraz do debiutu Bleak. To zdecydowanie najcięższy utwór na "Casa Luna". Reszta zawartości "Casa Luna" to najczystszy ethereal darkwave z numerami tanecznymi ("Except", "Galatea"), ale też pięknymi, refleksyjnymi, rozmarzonymi ("On the Mezzanine", "Salt & Blood"). Oczywiście wspomniane piosenki taneczne tj. "Except" czy "Galatea" przesycone są nastrojem chwytającej za serce melancholii. To smutna potańcówka przeznaczona dla ludzi wrażliwych, introwertycznych, szukających w muzyce doznań i emocji. Konkludując, Lycia na "Casa Luna" wciąż brzmi świeżo i marzycielsko. W końcu nie mogło być inaczej. 

Chciałbym, aby Lycia był zespołem bardziej znanym w Polsce. Na koniec mała dygresja: znam obecnie tylko dwie rodzime niszowe audycje muzyczne (Melodie Mgieł Nocnych czy Kontrapunkt), w których prezentowana jest mroczna i melancholijna muzyka (post-punk, darkwave, rock gotycki, shoegaze, neofolk, neoclassical, dark ambient, dark electro, etc.) Próbowałem zainteresować takimi brzmieniami redakcję Radia Nowy Świat czy Radia 357, ale bez powodzenia. Szkoda.

Dla zachęty "Except":

https://www.youtube.com/watch?v=FRBIILG1-cQ

I całość "Casa Luna" do odsłuchu:

https://lycia.bandcamp.com/album/casa-luna 

środa, 9 czerwca 2021

Listy martwego człowieka (1986) - recenzja

Niezwykle opresyjny, przesycony smutkiem i intensywną melancholią radziecki film post-apo o fizyku-nobliście, który w świecie post-nuklearnych zgliszcz i zagłady ukrywa się z grupą ocalałych (w tym z umierającą żoną) w piwnicach biblioteki i w swoim umyśle pisze listy do martwego (?) syna. Listy, które nigdy nie zostaną przez odbiorcę odczytane.

"Listy martwego człowieka" wyreżyserował Konstantin Łopuszanski, podwładny Andrieja Tarkowskiego (słynny "Stalker" z 1979 roku). Wpływ filmów Tarkowskiego w "Listach" jest zauważalny: powolne i kontemplacyjne tempo akcji, nierzeczywista, mocno kojarząca się z industrialnym urbexem wizja zgliszcz współczesnego świata, zielonkawy akcent monochromatycznej kinematografii wzmacniający atmosferę wszechobecnego rozkładu i dojmującej niepewności.

Niepokojąca i pesymistyczna wizja w "Listach martwego człowieka" zakłada, że ludzkość poprzez arogancką pychę i nieustanną chciwość nieuchronnie zmierza ku samozagładzie. Być może istnieje jednak nadzieja, gdyż film kończy się humanitarnym cytatem ze słynnego apelu Alberta Einsteina i Bertranda Russela: "There lies before us, if we choose, continual progress in happiness, knowledge, and wisdom. Shall we, instead, choose death, because we cannot forget our quarrels? We appeal as human beings to human beings: Remember your humanity, and forget the rest!" Czy można w ogóle wyobrazić sobie Ziemię bez ludzkości?

Najpiękniejszym cytatem z filmu, który od razu utkwił mi w pamięci jest jednak ten poniższy:

"And love created art, an art which reflects our unbearable yearning for perfection, our immense despair, our endless cry of terror...”

Wybitne, posępne i brutalnie realistyczne kino.