sobota, 6 października 2018

Orkan, One Tail, One Head, Bölzer i Taake w Bazylu 4.10.2018 (fotorelacja)



















Relacja trochę spóźniona, ale nie zawsze mam czas czy chęci, by cokolwiek pisać. Na pewno był to jeden z frekwencyjnie najgęstszych koncertów metalowych w jakich uczestniczyłem w Bazylu. Przyszło ponad 400 osób, choć koncert nie został wyprzedany (bez problemu nabyłem bilet na ten gig dzień wcześniej w Empiku). Jak wiadomo na koncerty metalowe nie przychodzi się tylko i wyłącznie w celu posłuchania i doświadczenia ciężkich brzmień, ale także w celu zawarcia nowych znajomości i odnowienia starych. Na niniejszym koncercie spotkałem przynajmniej ze trzy osoby, których nie widziałem już od kilku lat i naprawdę miło było je zobaczyć i pogadać.

Opóźnienie we wpuszczaniu ludzi do środka klubu zrekompensowały planowe rozpoczęcia koncertów. Na początek Norwedzy z Orkan - przyzwoity black thrash, bardzo dynamiczny i wciągający na żywo. Zresztą zespół tworzą muzycy Taake i Byfrost, zatem nie dziwi iż Orkan gra jako koncertowy support Taake. Dopiero będę musiał zaznajomić się z ich muzyką, ale koncertowo mnie do siebie Orkan przekonał.

One Tail, One Head z Trondheim wchodzą w skład niewielkiego zgrupowania (mini-sceny) Nidrosian Black Metal obok zrytualizowanego black metalowego Mare (ich album "Ebony Tower" to obecnie moja ulubiona black metalowa płyta 2018 roku) oraz np. Kaosritual, Dark Sonority, Vemod, Sarath, Selvhat, Celestial Bloodshed, Saligia i Black Majesty. Wszystkie te zespoły są związane z wytwórnią Ole A. Aune Terratur Possessions z Trondheim, która specjalizuje się w zimnym i mrocznym norweskim black metalu drugiej fali. Koncerty One Tail, One Head słyną z dzikości i wulgarnej siły oraz z użycia krwi i corpsepaintów. Wokalista One Tail, One Head Luctus słynie z nieobliczalnego i ekstremalnego zachowania na scenie. Nie inaczej było tym razem - gwałtowny koncert OTOH (mój trzeci po dwóch przeszłych w Krakowie) nie należał do subtelnych, choć brzmienie blisko sceny kulało. Oprócz kawałków z najnowszego znakomitego albumu "Worlds Open, Worlds Collide" (2018) kapela zaprezentowała także starsze i ograne już koncertowo numery takie jak "One Tail, One Head" czy "The Splendour of the Trident Tyger".

Bölzer to duet z Surychu, którego black death metal jest na tyle unikatowy i niekonwencjonalny iż zdobył sobie spory rozgłos w podziemiu. Na pewno jest to muzyka zdumiewająco ciężka, masywna, mroczno-psychodeliczna i mająca ciągoty w kierunku miażdżącego doom metalu. W black death metalu Bölzer czuć mistyczną atmosferę i iście piekielną moc. Koncerty Bölzer są proste i zdumiewająco ciężkie - KzR stoi na przodzie sceny, śpiewa, krzyczy i po prostu gra na gitarze, natomiast HzR kryje się z tyłu za perkusją. Na koncercie Szwajcarów brzmienie się poprawiło, stało się bardziej klarowne, generalnie ich występ wgniótł mnie w ziemię. Nie pierwszy mój koncert Bölzer i zapewne nie ostatni.

Na sam koniec około 22.30 sceną Bazyla zawładnęli norwescy black metalowcy z Taake (po norwesku 'mgła') promujący na trasie ostatni siódmy już album "Kong vinter" (2018). Hoest od lat tworzy zimny i majestatyczny norweski black metal, w którym (zwłaszcza na ostatnich albumach) pojawiają się rockowe, a nawet folkowe naleciałości. Sam koncert pełen był infekującej publikę energii, a lider zespołu generalnie nie oszczędzał się na scenie. "Kong vinter" zbiera w sieci dość spolaryzowane recenzje, być może Taake najlepsze i najbardziej atmosferyczne dokonania ma już za sobą, ale nadal warto zobaczyć Norwegów na żywo. Warto dodać iż na tym koncercie była moja znajoma, którą poznałem osobiście po raz pierwszy właśnie na koncercie Taake... pięć lat temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz