środa, 17 lipca 2019
Castle Party 2019 (fotorelacja)
Na festiwal Castle Party w Bolkowie póki co jeżdżę co roku. Tym razem dla mnie to swoisty rekord - byłem w Bolkowie przez trzy dni, a nie zazwyczaj przez dwa czy jeden. I choć line-up w tym roku nie był elektryzujący wróciłem 14 lipca do Poznania zadowolony. Co prawda żałuję nieobecności na kilku koncertach m.in. na God Module czy Eivor, ale nie można mieć wszystkiego. Zmęczenie mnie pokonało. Tym razem nie nocowałem jednak na polu namiotowym, ale w naprędce zorganizowanej przez znajomego z Krakowa kwaterze. Tak czy owak szacunek dla niego, gdyż zdecydował się pojechać na Castle Party mimo złamanej krótko wcześniej ręki. Kwatera na Kościuszki 16 prowadzona przez sympatycznych gospodarzy, niedaleko stamtąd na malownicze ruiny zamku w Świnach. Ale o tym później.
W czwartek 11 kwietnia widziałem dwa koncerty na małej scenie. Szczególnie zależało mi na koncercie Soror Dolorosa z Paryża. Odkąd usłyszałem Francuzów na płycie "No More Heroes" (2015) stałem się ich fanem. Inspirowany post-punkiem i zimną falą melodyjny gotycki rock Soror Dolorosa z charyzmatycznym wokalistą Andym Julią wypadł niezwykle świeżo i energetycznie. Muzyka SD przesycona jest afektem i melancholią - to urokliwie mroczne i romantyczne dźwięki, które oddziałują na słuchacza. Właśnie ten element w muzyce lubię najbardziej: gdy emocje zaklęte w smutnych i refleksyjnych piosenkach udzielają mi się, zakotwiczają się w moim umyśle wywołując wrażenie całkowitego oderwania się od rzeczywistości, obrazowego szybowania w przestworzach wyobraźni. Wiele zespołów muzycznych, w tym Soror Dolorosa posiadło jakże istotną umiejętność posługiwania się szeroką paletą emocji w różnorodnych barwach. I za to im chwała.
Drugi koncert czwartkowego wieczoru w którym uczestniczyłem to Near Earth Orbit z Berlina. Niepokojąca i chwilami melancholijna porcja skrajnie futurystycznej elektroniki okraszona intrygującymi wizualizacjami zahaczającymi o takie tematy jak rozrost sztucznej inteligencji (AI), zagadnienie totalnej algorytmicznej inwigilacji, miniaturyzacja tzw. rojów dronów na potrzeby wojska, transhumanizm, liczne zagadnienia fizyki cząstek, eksploracja przestrzeni kosmicznej, projekt SETI (póki co bezowocne poszukiwanie śladów pozaziemskich cywilizacji w kosmosie), przyszłe marsjańskie kolonie. Koncert NEO przypadł mi do gustu: to kawał intrygującej mistyczno-kosmicznej muzyki pobudzający wyobraźnię i na swój sposób filozoficzno-refleksyjny. Na pewno sprzyjający snuciu ciekawych dyskusji już po.
W drodze powrotnej zahaczyłem na chwilę o opuszczony hotel Bolków. Chciałem pobyć w tym miejscu nocą. Nazajutrz odwiedziłem tą posępną ruinę ponownie. Potem udałem się do polecanej mi pizzerii naprzeciw remontowanego Kościoła ewangelickiego i ruszyłem na zamek. Chciałem jak najczęściej omijać rozkopany i zamieniony w jałową betonową pustynię rynek w Bolkowie - miejsce pozbawione drzew i na obecną chwilę wyglądające po prostu fatalnie. Odnoszę przykre wrażenie że w Polsce usilnie i bez sensu walczy się z przyrodą, bo liczy się przede wszystkim zarobek dla developerki oraz częstokroć opatrznie pojmowana wygoda dla lokalnych społeczności. Nigdy nie pojmę jednak durnej wycinki drzew - naszych najpewniejszych sprzymierzeńców w walce z coraz bardziej dokuczliwym i zabójczym kryzysem klimatycznym. Po cholerę to robić?
Dwa pierwsze koncerty obejrzane na scenie zamkowej w piątek 12 lipca, czyli Basnia i Helroth bardzo poprawne, ale bez szału. Basnia całkiem przypadła mi do gustu - przyjemny eteryczny pop nawiązujący brzmieniem do wielu zespołów z cenionej wytwórni 4AD. Muzyka oniryczna i szybko wpadająca w ucho, mająca wręcz niekiedy radiowy potencjał. To był debiutancki koncert Basni (wokalistka Baśnia Lipińska oraz inni członkowie zespołu) na Castle Party 2019. Składający z kilku muzyków folkowo/pagan metalowy Helroth z Warszawy obejrzałem już tylko z ciekawości. Nie moja działka, preferuję bardziej melancholijny folk/neoclassical a la Tenhi czy Vali, a po folkowo-metalowe brzmienia sięgam bardzo rzadko, jednak nie można odmówić muzykom Helroth talentu i zgrania. Następnego dnia z czystym sumieniem odpuściłem koncert Żywiołak - to już kompletnie nie moja działka, muzyka zbyt wesoła i po prostu nie dla mnie. :-)
Pierwszy wspaniały koncert piątkowy to Whispers in the Shadow z Austrii. Kwintesencja gotyckiego post-punka, muzyka mroczna, alarmistyczna, przejmująca (jak chociażby w ponurym "Exit Gardens", "The Rat King" i "Morning Falls" z ostatniego albumu), hipnotyczna. Z tego co się orientuje ten austriacki zespół ma już na swoim koncie aż 9 albumów studyjnych z czego przynajmniej cztery spaja koncept magiczno-okultystyczny. W każdym razie na koncercie Austriaków bawiłem się wyśmienicie, a zespół był w świetnej koncertowej formie. W trakcie wykonania choćby takiego "Morning Falls" (piosence o utracie bliskiej osoby) wzruszyłem się - przypomniała mi się sytuacja z Castle Party 2018 kiedy jeszcze w trakcie imprezy zostałem w taki właśnie sposób naznaczony śmiercią i od tamtej pory mój odbiór muzyki stał się inny, intensywniej spersonalizowany, jeszcze głębszy niż był do tej pory.
Doskonale odebrałem także następny w kolejności koncert Niemców z Aeon Sable. I tutaj nie zabrakło szerokiego spektrum emocji zawartego w zmetalizowanym gothic rocku AS. Od smutku, żalu, romantycznej tęsknoty po zadumę, gniew, wściekłość, bunt, niezgodę na otaczającą nas rzeczywistość. Nie znam jeszcze całkowicie twórczości Aeon Sable (z czasem nadrobię), ale czuć że w tej muzyce ścierają się tak naprawdę rozmaite wpływy gatunkowe: od black czy doom metalu po zimną falę, shoegaze czy melancholijny post-rock. I to czyni z Aeon Sable zespół nader zjawiskowy, by nie rzec jedyny w swoim rodzaju. Autentycznie niesamowita kapela. Warto było zobaczyć ich niezwykły koncert i usłyszeć takie utwory jak choćby balladowy "Elysion" czy "Follow the Light".
Kompletną niespodzianką był dla mnie natomiast koncert Dawn of Ashes, gdyż nazwa tej kapeli gdzieś tam kiedyś obiła mi się o uszy, ale muzyki kompletnie nie znałem. To był zdecydowanie najbardziej agresywny i brutalny koncert z piątkowych występów na Zamku. Połączenie elektronicznych partii z industrialnym black death metalem, z riffami gitarowymi jakby żywcem wyjętymi z albumów Fear Factory. Czuć było w muzyce Dawn of Ashes brud, jad, opętanie, wściekłość. Na koniec występu zespół zaserwował dwa numery stricte elektroniczne, które nieźle rozbujały widownię.
O następnym koncercie Merciful Nuns niestety zbyt dużo się nie wypowiem, gdyż wyrwałem się z niego na spotkanie ze znajomym z Legnicy, który czekał na mnie pod Zamkiem. I tutaj mała dygresja: sporo osób dociera pod zamek w Bolkowie właśnie po to by się socjalizować bez konieczności zakupu biletu. Można wówczas spotkać życzliwe osoby, których nie widziało się przez kilka lat i po prostu odnowić znajomość. Widziałem zaledwie kilka utworów Merciful Nuns, ale sam występ wywarł na mnie wrażenie: był złowieszczy i niepokojący. Przeplatały się w nim zarówno elementy kosmiczne, jak i okultystyczne. Nie da się ukryć że w gotyckim rocku Merciful Nuns można usłyszeć stylistyczne wpływy Sisters of Mercy czy Fields of the Nephilim, ale mi te zapożyczenia w sumie nie przeszkadzały. Jestem także świadom że moja wiedza odnośnie gotyckiego rocka czy jego pochodnych nadal jest w powijakach.
Piątkową noc zwieńczył koncert Szwedów z Deathstars. Słyszałem dość spolaryzowane opinie od moich znajomych odnośnie koncertu w Krakowie - mojej znajomej się podobało, mojemu znajomemu nie. Osobiście nie wypowiem się, gdyż nie miałem przyjemności być na rzeczonym koncercie. Występ supergrupy gotyckich industrial metalowców z Deathstars (w którym - jak wiadomo - grają muzycy Dissection, Ophthalamia i Swordmaster) przypadł mi do gustu, choć brzmienie trudno nazwać selektywnym. Ale piosenki Deathstars są chwytliwe, odznaczają się fajnymi riffami i sporą dozą elektroniki. Śmiało można porównać Deathstars do Norwegów z The Kovenant. Konkludując, bardzo żywiołowy koncert, który obejrzałem z zainteresowaniem.
Sobota w moim przypadku okazała się niezwykle leniwym dniem pod kątem koncertowym. Wpierw poranna wyprawa z grupą z kwatery na ruiny zamku Świny, potem jeszcze w ramach urbexu zajrzałem na chwilę do opuszczonego hotelu w Bolkowie. Pierwszym koncertem, który zobaczyłem na scenie zamkowej był fenomenalny występ Darkher. Brakowało mi na tegorocznej edycji posępnego doom metalu i dostałem namiastkę tego wspaniałego gatunku właśnie w postaci koncertu gitarzystki/wokalistki Jayn H. Wissenberg. W muzyce Darkher nie brakuje doom metalowego smutku, mrocznej melancholii i śmiało można zaklasyfikować albumy takie jak "Realms" (2016) jako doom metalowe z domieszką ambientu i posępnego folka. Przyjaciółka uświadomiła mnie zresztą że w Darkher bębni eks-perkusista My Dying Bride i Anathemy Shaun Taylor-Steels. Jedna ciekawostka związana z tym koncertem: w jego trakcie najpierw świeciło Słońce, a potem (mniej więcej w połowie koncertu) zaczęło padać, co dodało występowi Jayn dodatkowego ponurego kolorytu.
Potem wszystkie koncerty na dużej scenie zamkowej odpuściłem i znalazłem się w doborowym towarzystwie na małej scenie. Dead Factory to dark ambientowo industrialny projekt z Katowic. Bardzo mroczny i posępny, by nie rzec wręcz post-apokaliptyczny w obrazowaniu przemysłowego rozpadu wielkich fabryk i kopalni. To idealny soundtrack do łażenia po ruinach potężnych kompleksów przemysłowych i fabrycznych. Miałem okazję być w kilku takich miejscach - wrażenia niezapomniane! Opuszczone cukrownie, cegielnie, zakłady naprawcze taboru kolejowego, kotłownie, fabryki porcelany jak ta w Wałbrzychu, industrialne kompleksy, w których rządzi rdza, zgnilizna i agonia. Wyśmienite wizualizacje w sugestywny sposób obrazujące przemysł górniczy Śląska i jego konwulsje jeszcze mocniej zaakcentowały hipnotyczny charakter mrocznego jak diabli dark ambientu/industrialu Dead Factory.
Ostatnim koncertem CP 2019 jaki miałem okazję zobaczyć był występ folkowo-ambientowego Forndom z Norwegii. Z początku nie kojarzyłem kompletnie tego projektu, dopiero w tracie koncertu uświadomiłem sobie że słuchałem kiedyś EP-ki "Flykt" i bardzo mi się spodobała. Występ Forndom był niezwykle atmosferyczny, choć odrobinkę monotonny, co mi jednak wcale nie przeszkadzało. Na pewno jest projekt wart uwagi dla miłośników skandynawskiego folkloru oraz tamtejszej natury @ mitologii. Hipnotyczny nastrój kreowany przez Forndom jest dość specyficzny - to atmosfera tonącego we mgle lasu, w którym niezwykle łatwo się zagubić i pozostać w nim na zawsze. Mroczna i piękna muzyka dla wielbicieli Wardruny i Ulver.
https://forndom.bandcamp.com/album/dau-ra-dura
Mała dygresja na koniec - zazwyczaj wybieram na Castle Party zespoły tworzące muzykę mroczną, melancholijną, introspektywną i głęboko emocjonalną. Obecnie nie jestem już w stanie słuchać jakiejkolwiek wesołej muzyki bez poczucia towarzyszącej temu straty czasu. Pragnę muzykę odczuwać, a nie jedynie odbierać. Stąd szczególną estymą darzę doom metal w wielu jego sub-gatunkach, atmosferyczny black metal (zwłaszcza industrialny, kosmiczny), melancholijny neofolk, posępny rock gotycki, mroczną elektronikę czy emocjonalny post-punk/dark wave. Dla wielu ludzi z mojego otoczenia jest to dziwne, acz tak po prostu mam (jako osoba raczej wrażliwa i melancholijna). Jeśli w 2020 roku wybiorę się znów na Castle Party (co zapewne nastąpi, bo takie są plany) to na pewno spotkacie mnie na koncertach takich właśnie zespołów.
poniedziałek, 13 maja 2019
"Tylko nie mów nikomu" Sekielskiego - krótki komentarz
To nie będzie tradycyjna recenzja, raczej krótki komentarz odnośnie filmu dokumentalnego Tomasza Sekielskiego "Tylko nie mów nikomu" o pedofilii w polskim kościele katolickim uzurpującym sobie prawo do umoralniania innych, który na obecną chwilę obejrzało w Polsce (i na świecie - tak jest, nawet za granicą ten film oglądają, stąd angielskie i hiszpańskie napisy) ponad 7 milionów widzów.
Pedofilia w polskim kościele katolickim istnieje i ma się dobrze, co udowadnia poruszający dokument Sekielskiego, w którym dziennikarz pokazuje konfrontacje po latach pomiędzy pedofilami w sutannach a ich ofiarami oraz zagłębia się w temat bezdusznego zamiatania takich szokujących występków pod dywan przez hierarchów i wyższych urzędników kościelnych. Oglądając "Tylko nie mów nikomu" odczuwałem smutek, obrzydzenie, wściekłość. Ten film utwierdził mnie jedynie w przekonaniu że nie chcę mieć z tak zdeprawowaną instytucją jak Kościół katolicki nic wspólnego. No bo każda instytucja, której członkowie niszczą dzieciństwo niewinnym ofiarom nie zasługuje na jakiekolwiek wsparcie. Tutaj mamy do czynienia z autentycznym cierpieniem jednostek, które nie potrafią sobie poradzić w dorosłym życiu z traumą związaną z gwałtem i seksualnym molestowaniem ze strony księdza. Kapłana, który dla wielu religijnych osób miał być wzorem moralności, postępowania, orędownikiem rzekomego dobra. To cierpienie widać na twarzach ofiar księży pedofilów - niewinnych ofiar, które miały odwagę wystąpić w tym filmie. Kiedyś szczerze wierzących i uległych, by nie rzec zniewolonych ofiar instytucji o potężnych wpływach, która je tak bardzo zawiodła, zniszczyła im życie.
Kościół katolicki, hierarchowie, urzędnicy kościelni, niektórzy wierni - wszyscy oni usilnie wypierają się tych haniebnych czynów dokonanych przez ich braci we wierze, ba, winą są często obarczane ofiary gwałcone i maltretowane seksualnie przez księży w czasie dzieciństwa. Przeraża w tym filmie najbardziej całkowicie odczłowieczona machina obojętności, zimna zmowa milczenia wokół setek przestępstw seksualnych popełnionych na przestrzeni dekad przez duchownych. A potem następują puste przeprosiny, kłamliwe frazesy o chęci poprawy czegoś co jest zepsute do szpiku kości, a proceder ukrywania sprawców, przenoszenia do innych parafii nadal trwa i zapewne będzie trwał. Oczywiście nie twierdzę że ten dokument (przynajmniej chwilowo) nie przyniesie jakichś pozytywnych skutków, zmian na lepsze, przynajmniej jednostkowych, bo to już się dzieje np. odsunięcia winnych nadużyć seksualnych od działalności duszpasterskiej czy wydalenia z zakonów (inna sprawa że powinni odpokutować za swoje czyny w więzieniu), ale czy ofiary nadużyć seksualnych ze strony księży wreszcie zaczną być traktowane poważnie? W to śmiem powątpiewać. Za jakiś czas (gdy minie szum medialny wokół filmu Sekielskiego) zapewne wszystko wróci do normy, a ukrywanie sprawców i kościelna zmowa milczenia znowu staną się powszechne. W końcu przez dekady można tkwić w obłudzie i zakłamaniu.
Obym się jednak w tej materii pomylił.
Kompletnie nie trafiają do mnie argumenty o nakręceniu filmów o pedofilii wśród artystów, nauczycieli, lekarzy, sędziów, kierowców, po prostu innych warstw zawodowych. Przede wszystkim dlatego że sprawcy przestępstw seksualnych dokonywanych na dzieciach wywodzący się z tych innych warstw zostają zazwyczaj postawieni w stan oskarżenia i mniej lub bardziej należycie ukarani (kara pozbawienia wolności, dożywotni zakaz pracy z dziećmi, ostracyzm społeczny), a nie są systematycznie przenoszeni gdzie indziej, chowani, ukrywani po innych parafiach (i co pokazuje "Tylko nie mów nikomu" mogą nadal odprawiać nabożeństwa czy mieć kontakt z najmłodszymi w trakcie rekolekcji). A tacy skażeni ludzie jak prałat Henryk Jankowski stają się patronami szkół i stawiane są im pomniki. Pedofilia w polskim kościele jest niestety zjawiskiem istniejącym i częstokroć przemilczanym. Czas najwyższy z tym skończyć.
Film obejrzałem w dniu premiery - czyli 11 maja 2019 roku. Jakoś krótko po 15 zacząłem go oglądać, co też robiłem z przerwami. Dokument Sekielskiego ma o wiele większą siłę rażenia niż "Kler" (2018) Smarzowskiego. I bardzo dobrze że Sekielski chce nakręcić jego ciąg dalszy. Niech kolejni pedofile w sutannach zaczną się bać.
Dwugodzinny dokument Sekielskiego do obejrzenia tutaj. Powinni go obejrzeć ateiści, agnostycy, ale też przede wszystkim ludzie głęboko wierzący. Zarówno młodzi (nastolatki i studenci), jak i osoby dojrzałe, starsze. Gdyż nie jest to jak sugerował jeden z polskich dostojników kościelnych "byle co".
https://www.youtube.com/watch?v=BrUvQ3W3nV4
piątek, 10 maja 2019
Thijs H. - morderca właścicieli psów z Holandii?
Zerkając na statystyki tego bloga najczęściej czytane były moje teksty o morderstwach, samobójstwach, zniknięciach i zagadkowych zgonach. Myślę że co pewien czas będę wracał do takiej tematyki, choć po prostu brakuje mi czasu, by częściej aktualizować tego bloga. Tym razem świeża sprawa kryminalna z Holandii, która mnie zaintrygowała 'nietypowym' doborem ofiar mordercy. Co o niej do tej pory wiemy?
W sobotę 4 maja 56-letnia Japonka wychodzi ze swojego domu w Scheveningen pomiędzy 14.30 a 15.00 po południu. Codziennie wyprowadza swoje dwa psy: jeden z nich (czarny labrador) jest niepełnosprawny i potrzebuje chodzika. O godzinie 15.40 na zwłoki kobiety natyka się przechodzień. Leżą w krzakach w Galgenpad, ciała pilnują oba psy. Morderca dopadł ofiarę i zadźgał.
W poniedziałek na terenie wrzosowisk w Brunssummerheide, Limburg odnalezione zostają zwłoki dwóch innych osób wyprowadzających psy: 68-letniego mężczyzny i 63-letniej kobiety. Oba ciała z ranami kłutymi na ciele znajdują się blisko siebie, w pobliżu obu krążą psy zamordowanych zabrane potem przez psi ambulans.
Holenderska policja rozpoczyna poszukiwania osoby podejrzanej. W środę wieczorem w Limburgu zatrzymany zostaje 27-letni student Thijs H. Wcześniej policja ostrzega przed potencjalnym sprawcą 'w mentalnie niestabilnym stanie'. 27-latek mieszka w Hadze, studiował antropologię kulturową na Uniwersytecie w Leiden, posiada dyplom ukończenia ekologii przemysłowej z Uniwersytetu Delft. Podejrzany Thijs H. może kontaktować się jedynie ze swoim adwokatem. Koledzy ze studiów opisują go jako inteligentnego i uprzejmego, ale posępnego i smutnego człowieka. Młoda kobieta opisała jak Thijs H. szedł za nią gdy spacerowała z psem na wrzosowisku Brunssummerheide (na zdjęciu). Zaniepokoiła się gdyż nie prowadził ze sobą psia, miał dziwne spojrzenie i niepokojący śmiech. Inny świadek naoczny z Limburga opowiedział że Thijs H. po prostu stał z rękoma w kieszeniach i rozglądał się wokół siebie.
Przypomina mi się głośna sprawa kryminalna z Katowic z 9 listopada 2016 roku. 62-letnia kobieta Danuta B. ginie zamordowana w parku Kościuszki 20 minut po wyjściu na spacer z psem. Morderca zamordował ją nożem, o czym świadczyły rany kłute i podcięte gardło. Śledztwo umorzono wskutek niewykrycia przypadkowego sprawcy. Analogia nasuwa się sama.
czwartek, 9 maja 2019
Doombringer, Revenge i Mgła w Bazylu, 8 maja 2019 roku (fotorelacja)
Spodziewałem się ogromnej frekwencji na tym koncercie i ją dostałem. Nadal nie mogę się nadziwić ogromnemu sukcesowi Mgły w Polsce i na świecie. W końcu kapela gra dość ortodoksyjny, acz nie pozbawiony melodii black metal, a słuchają ją ludzie często nie siedzący głębiej w muzyce metalowej. Zresztą czy to ma jakiekolwiek znaczenie w krótkim jednostkowym życiu. Kłótnie o to co jest prawdziwe, a co pozerskie są dobre na czas piaskownicy. Sam ostatnio dzięki jednej osobie dryfuje dość mocno w kierunku gotyckiego rocka, post-punka czy zimnej fali, a muzyki metalowej słucham w mniejszych niż zazwyczaj dawkach.
Ale na tym koncercie byłem i nie żałuję, gdyż bawiłem się wybornie. Na początek Doombringer z Kielc. Black death metal tego zespołu ma taki specyficzny staroświecki klimat jednoznacznie kojarzący mi się ze starymi horrorami o wiedźmach, sabatach, łowcach czarownic (przykładowo "Matthew Hopkins: Witchfinder General" z 1968 roku) czy bałkańskich wioskach nawiedzanych przez wampiry ("Leptirica" z 1973 roku). Bardzo mroczna i obskurna aura tkwi we wszystkich materiałach Doombringer z ostatnim albumem kapeli "Walpurgis Fires" (2019) na czele, którego jeszcze nie nabyłem. Jestem jak najbardziej na tak.
https://doombringer.bandcamp.com/album/walpurgis-fires
Natomiast z intensywnym war black death metalem nigdy jakoś specjalnie nie było mi po drodze. Owszem, w tej muzyce rządzą ultra-brutalność i chaos, jednak kawałki często brzmią jednakowo. Szczerze to wolę monotonię pogrzebowego doom metalu czy doom death metalu, gdyż generalnie uwielbiam wolne tempa i masywne zwolnienia w ciężkim graniu. Oczywiście mogę wymienić kilka kapel war black death metalowych: Blasphemy, Conqueror, Axis of Advance, Bestial Raids, Truppensturm (Niemców lubię), Angel Corpse, Archgoat, etc. No i właśnie Kanadyjczyków z Revenge. Nie da się ukryć że ich koncert to była intensywna zagłada. Istny huragan brutalności. Kipiący od agresji chaos. I tak naprawdę owa monotonia Revenge i tym podobnych kapel potrafi być całkiem hipnotyczna. Przy tak bestialskiej i pełnej nienawiści muzyce można odreagować wszelkie niepowodzenia i przeciwności dnia. Pod sceną szalone pogo i przepychanki, trzymałem się z boku. Nie stanę się oddanym fanem Revenge, ale nie widzę problemu by czasem posłuchać muzyki Kanadyjczyków. Warto było zobaczyć trio z Edmonton na żywo. Właśnie leci ich "Behold. Total. Rejction" (2015) gdy piszę ową mini-relację.
https://revengeofficial.bandcamp.com/album/behold-total-rejection
Mgła to już kapela na tyle rozpoznawalna i znana w polskim podziemiu metalowym że nie ma sensu się rozpisywać. To doskonały zespół koncertowy i zdecydowana czołówka, jeśli chodzi o rodzimy black metal. Hipnotyzujące riffy, wspaniała praca perkusji, lodowato-nihilistyczna atmosfera. Żyjemy w przełomowych czasach, w których działalność ludzi stopniowo przyczynia się do coraz większej degradacji środowiska i szóstego wymierania gatunków, a spowodowane przez czynnik ludzki (spalanie paliw kopalnych) globalne ocieplenie będzie stopniowo coraz bardziej utrudniać homo sapiens życie aż w końcu (być może) nadejdzie zagłada. Muzyka Mgły idealnie wpisuje się w nadchodzące, pełne niepewności dekady. Set-lista:
"Exercises in Futility I", "Exercises in Futility IV", "Mdłości II", "With Hearts Toward None I", "Further Down the Nest II", "Exercises in Futility II", "Groza III", "With Hearts Toward None VII", "Exercises in Futility VI", "Exercises in Futility V".
Jeszcze przed koncertem kapeli M. i Darkside'a kupiłem wreszcie na CD ostatni album Kriegsmaschine "Apocalypticists" (2018) na CD oraz Deus Mortem "Kosmocide" (2019). Będzie słuchane. Lubię kupować płyty na koncertach, gdyż widzę w tym bezpośrednie wsparcie dla zespołu bez potrzeby udziału jakichkolwiek pośredników. Tak jest najlepiej.
https://ksmpl.bandcamp.com/album/apocalypticists
https://malignantvoices.bandcamp.com/album/kosmocide
Subskrybuj:
Posty (Atom)