poniedziałek, 8 lutego 2016

The Ghouls/ Cannibal Dead (2003) - recenzja

Do "The Ghouls" (2003) Chada Ferrina mam dość duży sentyment, ponieważ widziałem ten niskobudżetowy horror w trakcie Festiwalu Niezależnych Filmów Grozy Horror Fiesta, który odbył się w kinie Domu Sztuki w Warszawie w dniach 5-7 listopada 2004 roku. Minęło prawie 12 lat od czasu tamtego seansu i niemieckie wydanie "The Ghouls" zasiliło moją kolekcję DVD. Brodaty Timothy Muskatell gra tutaj Erica Hayesa, który nagrywa kamerą przestępstwa, pożary, wypadki, mordy i wszelkie przejawy deprawacji, po czym nagrany materiał sprzedaje temu, kto zaoferuje więcej pieniędzy. Eric klnie jak szewc, non-stop pali papierosy, dużo pije i jest już moralnym bankrutem. Pewnego wieczoru po wyjściu z baru natyka się na trójkę bezdomnych, którzy zbiorowo gwałcą krzyczącą kobietę. Przynajmniej tak mu się wydaje, więc chwyta za kamerę i kręci. Jednak nie jest to zbiorowy gwałt... ale kanibalistyczna uczta. Po ucieczce z miejsca zdarzenia Eric dostarcza materiał Lewisowi (Joe Pilato), lecz w jego biurze okazuje się że zapomniał załadować taśmy do kamery. Wraz ze swoim kumplem Clintem (Trent Haaga) postanawiają wrócić na miejsce jatki i odszukać kanibali.

Los Angeles w "The Ghouls" jawi się jako rozświetlony neonami rynsztok, w którym rządzi przemoc i nie ma miejsca na przejawy altruizmu. Żeruje na tym Eric, postać zdecydowanie mało sympatyczna. W "Cannibal Dead" sporo jest makabry i kanibalizmu, ale bez przesadnego epatowania okrucieństwem. Przypadła mi także do gustu kakofoniczna jazzowa ścieżka dźwiękowa, która znakomicie współgra z brudem i nihilizmem całości. I choć niski budżet "The Ghouls" rzuca się w oczy wyczuwam w tym filmie szczerość i pasję. Mikro-budżetowy horror zrobiony całkiem porządnie. Kosztował zaledwie 15 000 dolarów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz