środa, 10 lutego 2016

Blood Sisters/ Krwawe siostry (1987) - recenzja

"Blood Sisters" rozpoczyna się od zastrzelenia grubej prostytutki i jej klienta przez młodego chłopca. Do podwójnego morderstwa dochodzi w luksusowym domu publicznym znajdującym się w okazałej rezydencji. Mija 13 lat. Linda (Amy Brentano), członkini żeńskiego bractwa Kappa Gamma Tao zabiera siedem kandydatek na członkinie bractwa do opuszczonego domu publicznego. Tam ma się odbyć ich inicjacja, której pomóc mają liczne pułapki i straszące rekwizyty umieszczone w budynku przez męskich członków bractwa. W dawnym burdelu czają się także zjawy prostytutek i tajemniczy morderca.

Roberta Findlay, jedna z najbardziej płodnych reżyserek kina grozy i eksploatacji zasłynęła przede wszystkim z nakręcenia wraz z ówczesnym mężem Michaelem Findlayem argentyńskiego filmu eksploatacji "Slaughter" (1971), do którego producent Allan Shackleton dodał nowe szokujące zakończenie - tak powstał "Snuff" (1974) i narodziła się miejska legenda o filmach ostatniego tchnienia. W latach 60-tych Findlayowie kręcili tzw. roughies, a w latach 80-tych Roberta już sama (jej mąż Michael zginął w 1977 roku w wypadku helikoptera) zrealizowała szereg niskobudżetowych horrorów. Za jej najlepszy film z tego okresu uchodzi "Tenement" z 1985 roku. "Blood Sisters" (w polskim katalogu Video Comfort "Krwawe siostry") to dość przyzwoity slasher z elementami nadnaturalnymi. Musi jednak minąć prawie godzina zanim dojdzie do pierwszego morderstwa kandydatki na członkinię bractwa. Scenariusz jest wtórny, krwawych scen praktycznie nie ma, suspens występuje w śladowych ilościach, lecz film ogląda się przyjemnie. Morderstwa obejmują m.in. uduszenie podwiązką, powieszenie czy upadek w dół schodów. Sporo nagości, ale to norma w większości niskobudżetowych slasherów. "Blood Sisters" jest raczej przeznaczony wyłącznie dla koneserów sub-gatunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz