czwartek, 7 września 2017
Of the Wand & the Moon w Poznaniu, 07.09.2017 (fotorelacja)
Pierwszy mój koncert od pewnego czasu. Muzykę duńskiego zespołu Of the Wand & the Moon znam od wielu lat, ale jeszcze nie miałem okazji widzieć neofolkowego zespołu Kima Larsena na żywo. Koncert miał się odbyć w nowym Lesie, który obecnie znajduje się na Grunwaldzkiej 22 (konkretnie Scena Robocza). Kompletnie nowe dla mnie miejsce, do tej pory nieznane (nie pochodzę z Wielkopolski, ale z Mazowsza). Brak jakiegokolwiek baru, niemniej scena tak na oko nieco większa niż w pierwotnym Lesie.
Jako pierwszy wystąpił projekt Michała Turowskiego z Warszawy Gazawat. Dark ambient pełen trzasków, sampli, odgłosów wojennych i cierpienia, dość jednostajny i przygnębiający, acz niewątpliwie warty fizjologicznego doświadczenia. Raczej ciężka i dla większości słuchaczy niestrawna muzyka będąca idealnym soundtrackiem do wojny, rzezi, żałoby i niewyjaśnionych historii kryminalnych (np. Hinterkaifeck - pisałem o tej tajemniczej masowej zbrodni jakoś krótko po powołaniu tego bloga do życia). Gazawat idzie jak burza z wydawnictwami, których możecie posłuchać poniżej:
https://gazawat.bandcamp.com/
Trochę szkoda że jako dodatkowy support nie wystąpił black metalowy Grift ze Szwecji, bo to niesamowity projekt. Tak czy owak koncert Duńczyków z Of the Wand & the Moon rozpoczął się jakoś po 21.05 i trwał około 80 minut. Melancholia to w przypadku muzyki zespołu Kima Larsena (ex-Saturnus) słowo-klucz. Poruszająca melancholia, szarpiąca serca nostalgia, poczucie boleści i straty, ancestralny niemiecki poganizm. Z tego wszystkiego utkane są hipnotyzujące dźwięki Duńczyków. Od czasu koncertu Rome na Castle Party 2017 dawno nie byłem tak urzeczony koncertem neofolkowym. Of the Wand & the Moon to muzyka-zaklęcie, idealna do zamknięcia oczu i introspekcji. Set-lista następująca: "Immer Vorwärts", "Caught in Winter Weave", "Lost in Emptiness", "Time Time Time", "A Song for Deaf Ears In Empty Cathedrals", "I Crave for You", "We Are Dust", "I Called Your Name", "Sunspot", "A Tomb of Seasoned Dye" oraz zagrane na bis "My Devotion Will Never Fade" i "The Lone Descent".
Na krótko przed koncertem pozwoliłem sobie na mały urbex i spenetrowałem opuszczony budynek na Głogowskiej. Nie wiem co się w nim wcześniej mieściło, ale jest ciekawy architektonicznie. Zrobiłem to bez latarki, na spontanie, dla adrenaliny. Jedno z najbardziej zdewastowanych i przegniłych miejsc, w których miałem okazję być. Najczystsza estetyka rozkładu. Obok opuszczony sex shop, do którego brak wstępu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz