13 września 2022 roku 22-letnia Iranka Mahsa Amini została aresztowana przez irańską policję obyczajową za niewłaściwie noszony hidżab, trafiła do furgonetki, w której była bita i uderzana w głowę. Wskutek bicia doznała uszkodzenia mózgu, co skutkowało jej śmiercią w szpitalu Kasra w Teheranie w dniu 16 września. Po tragicznej śmierci Amini we wszystkich większych miastach irańskich doszło do gwałtownych antyrządowych protestów i starć z policją/siłami bezpieczeństwa. Amini szybko stała się symbolem przemocy wobec kobiet w krajach, w których od lat (w Iranie od 1979 roku) rządzi fundamentalizm religijny. A jak wiadomo wiodące religie monoteistyczne (nie jest to problem ograniczony wyłącznie do islamu) traktują kobiety przedmiotowo. Generalnie mam wrażenie, że w Iranie doszło do schizmy pomiędzy wyedukowanymi i świeckimi młodymi ludźmi, a stetryczałymi religijnymi fundamentalistami. Iran to dziwny kraj: kraj cenzury i opresji, w którym muzyka metalowa (generalnie każda muzyka, która jest gniewna, antysystemowa) jest nie tyle zakazana, co starannie monitorowana, koncerty metalowe się tam raczej nie odbywają, nie ma też klubów metalowych czy punkowo-gotyckich, w których muzycy i fani mogą się spotykać i nawiązywać cenne znajomości. Za granie ciężkiej i antyreligijnej muzyki można zostać w Iranie aresztowanym. Nie dziwią zatem wyczyny tamtejszej policji moralnej, która zwalcza wszelkie odstępstwa od normy. Nie dziwi mnie też opór irańskich kobiet, które mają dosyć patriarchalnej opresji i narzucania im przez fundamentalistów konserwatywnego stylu życia. Przypomina mi to trochę nieudolne próby wpływania polskiej katoprawicy na edukację przynajmniej części młodego pokolenia. Zwłaszcza świadome swoich wyborów kobiety nie dają się łatwo omamić.
Mahsa Amini nie zostanie zapomniana, choć niestety nie jest pierwszą ofiarą radykałów religijnych. Póki co podczas zamieszek w Iranie zginęło 9 osób, w tym trzech funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa.
Tymczasem w Rosji Putin i Szojgu ogłosili częściową mobilizację na przegrywaną wojnę z Ukrainą. Na wielu rosyjskich mężczyzn padł strach, bo kto normalny (poza szumowinami i psychopatami) chce brać udział w wojnie po stronie agresora? Rosjanie próbują uciec do Stambułu, Gruzji czy Armenii, byle dalej od przymusu brania udziału w wojnie za Putina i grupę bogatych oligarchów. Tonący brzytwy się chwyta, bo Rosjanie dostali od Ukraińców pod Charkowem srogie baty. Niemniej jednak niepokoi mnie eskalowanie tej wojny, bo do straszenia przez Rosję uderzeniami jądrowymi już się przyzwyczaiłem. Myślę, że wojna na Ukrainie prędko się nie zakończy. I tylko zadaje sobie pytanie: w imię czego walczą Rosjanie? Za co oddają życie? Za podstarzałego dyktatora, bandę jego klakierów i propagandzistów, którzy wciąż pławią się w luksusach? Czy jest sens umierać za jakiegokolwiek autokratę i jego najbliższą świtę? Jestem przekonany, że owa mobilizacja dobitnie pokaże jak popularna w społeczeństwie rosyjskim jest wojna na Ukrainie. Bo owszem, można w sieci głosić wyższościowe 'patriotyczne' bzdury i szukać wrogów w zgniłym moralnie Zachodzie, jednak życie mamy jedno. To hańba brać udział w wojnie po stronie agresora i żadna propagandowa agitka tego nie zmieni.
Aha, pobór rekrutów w Rosji nie dotyczy oficjeli, urzędników, deputowanych, etc. Czyli mięsem armatnim (kandydatem na Gruz 200 i 300) ma być szary rosyjski obywatel, najlepiej nędzarz z prowincji. Nic dziwnego, że Rosjanie już spierdalają do Turcji, Gruzji, Armenii czy Dubaju. Oczywiście ci, co mają jeszcze trochę oszczędności na kontach. Pieniądze = więcej możliwości np. ucieczka albo łapówka. Biedniejszym rekrutom pozostaje złamanie ręki.
Putin już nie pamięta jaką rolę w obaleniu caratu odegrała niezadowolona z bycia mięsem armatnim armia.
Tymczasem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz