środa, 8 października 2014

Wölfrider, Beastmilk i In Solitude w Firleju, 7.10.2014 (fotorelacja)



















Odrobinę zniechęcony odwołaniem koncertu Behemoth w poznańskim Eskulapie ruszyłem do Wrocławia, by zobaczyć Beastmilk i In Solitude na żywo. Zwłaszcza ten pierwszy band dobrze mi robi, gdyż to kawał apokaliptycznego i zagranego z pasą death rocka. Do Wrocławia dotarłem pociągiem, trochę połaziłem po centrum miasta i przed godziną 19 udałem się pod wrocławski Firlej. Koncert zaczął się punktualnie o 20. Jako pierwsi zaprezentowali się z krótkim setem Wölfrider z Wrocławia. Melodyjna i wyrafinowana technicznie heavy metalowa muzyka przypadła mi do gustu, choć generalnie heavy metalu (a jeszcze bardziej power metalu) staram się unikać, bo to kompletnie nie moja bajka. Z niecierpliwością czekałem na występ Finów z Beastmilk.

I nie zawiedli, ba, koncert kapeli Khvosta (znanego z Code, Dodheimsgard czy Hexvessel) uważam za prawdziwą erupcję energii. Ubiegłoroczna płyta Beastmilk "Climax" szybko stała się nie lada objawieniem zachwalanym m.in. przez Fenriza z Darkthrone ("Jestem uzależniony od Beastmilk"). Była to niezwykle wybuchowa mieszanina post-punka, death rocka i cold wave'u osadzona wśród zgliszcz umierającego post-apokliptycznego świata, którym zawładnęła nuklearna zima. Wcześniej helsiński Beastmilk wydał pozytywnie odebraną przez słuchaczy czteroutworową EP-kę "Use Your Deluge" (2012). W trakcie porywającego koncertu w Firleju Beastmilk zaprezentował przede wszystkim kawałki z "Climax" m.in. "Death Reflects Us", "Genocidal Crush" czy "Children of the Atom Bomb" i "Void Mother" z EP-ki. Widownia oszalała bawiąc się przy muzyce Finów, Khvost wyśpiewywał z pasją przesycone zagładą liryki utworów zespołu ("Holding on to love in a cold world/I'm holding on to love/Crying out in a dead universe/I'm holding on to love") kreując wyśmienity soundtrack apokalipsy. Trochę zaskakujące jest dla mnie to jak bardzo Beastmilk przypadł do gustu metalowcom, gdyż widziałem pozytywne recenzje "Climax" w wielu webzinach czy blogach metalowych. Okazało się również, że lider Behemoth Adam Nergal Darski jest fanem Beastmilk, gdyż świetnie bawił się na koncercie Khvosta i jego kapeli, a stałem może dwa-trzy kroki od niego. Pochwały dla dźwiękowca za brzmienie w trakcie gigu Beastmilk, gdyż odwalił kawał dobrej roboty. Konkludując, fantastyczny gig fińskich piewców nuklearnej apokalipsy.

Przed koncertem In Solitude zapoznałem się z ostatnim jak dotąd albumem Szwedów "Sister" (2013) i muzyka na nim zawarta mnie nie powaliła. Ot, dość przyjemna i łagodna porcja heavy metalowego grania mocno osadzona w gotyckim sztafażu i nawiązująca nieco do gothic rocka. Koncertowo Szwedzi z In Solitude przekonali mnie bardziej. Niestety w tym przypadku brzmienie było zbyt głośne i męczące. W pewnym momencie już pod sam koniec gigu In Solitude musiałem ze znajomymi wyjść z sali, by po prostu odpocząć. Muszę jednak przyznać, że muzycy In Solitude to istny żywioł na scenie. Znakomita ekspresja sceniczna (zwracał na siebie uwagę zwłaszcza basista kapeli Gottfrid Ahman, brat wokalisty Pelle Ahmana), ogromna żywiołowość, ciekawe zagrywki gitarowe plus mocny melodyjny, acz wyraziście mroczny wokal Pelle Ahmana. Niestety publiczność na koncercie In Solitude znacznie się przerzedziła. Z tego co się orientuję In Solitude skupili się przede wszystkim na utworach z "Sister" (np. numer tytułowy czy "Inmost Nigredo"), ale trudno mi wskazać dokładną set-listę, gdyż twórczość In Solitude poznałem do tej pory zbyt powierzchownie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz