poniedziałek, 19 grudnia 2016

Metalowa Wigilia 2016 - Au-Dessus, Morthus, Furia, Watain, Mayhem (fotorelacja)



















Rok temu miałem przyjemność uczestniczyć w Metalowej Wigilii 2015, zatem wskazane było uczestnictwo w tegorocznej edycji imprezy. Magnesem mającym do niej przyciągnąć rzesze fanów black metalu miały być występy Szwedów z Watain i Norwegów z Mayhem - obie kapele miały zagrać na żywo dwa albumy z ich twórczego dorobku - "Casus Luciferi" (2003) i "De Mysteriis Dom Sathanas" (1994). Naturalnie przyciągał także koncert katowickiej Furii - zespołu hołubionego przez wielbicieli i wielbicielki rodzimego black metalu, ale niedawno odkrytego przez pewnego mainstreamowego dziennikarza muzycznego (toż to "młody i obiecujący zespół"). Jeszcze przed koncertem na Facebooku wydarzenia gruchnęła wiadomość od Massive Music o dwugodzinnej przerwie technicznej przewidzianej między koncertami Furii a Watain i Mayhem i niewypuszczaniu ludzi na zewnątrz z klubu (za wyjątkiem palarni na świeżym powietrzu), co niektórych fanów nieźle rozjuszyło. Osobiście nie miałem nic przeciwko tej przerwie - zleciała ona bardzo szybko. Miałem czas, by pogadać z licznymi znajomymi, wyskoczyć na papierosa do palarni, pokręcić się trochę po klubie. Oczywiście ludzi było w Progresji mnóstwo, czasem musiałem się wręcz przedzierać przez tłum, co bywało irytujące, ale z uczestnictwa w kolędowaniu jestem zadowolony. Zatem po kolei.

Na otwierający koncert Litwinów z Au-Dessus ździebko się spóźniłem, ale było to spóźnienie iście marginalne. Image muzyków z Au-Dessus kojarzył mi się trochę z Behemoth czy Mgłą, choć muzycznie to inna bajka. Litwini skupili się na odegraniu zawartości dema "Au-Dessus" (2015) - jedynego materiału, który do tej pory przedstawili światu. Ich muzykę można scharakteryzować jako przyzwoity i dość wciągający post-black metal z elementami progresywnymi. Po półgodzinnym koncercie Au-Dessus przyszła kolej na krótki gig rodzimego Morthus z Warki. Melodyjny black/death metal w stylu Dissection, zagrany z werwą i entuzjazmem, poprawny i całkiem przyzwoity. W trakcie koncertu Morthus pod sceną zaczął robić się pierwszy młyn, jednak ja czekałem na Furię.

Furia gra znakomitą muzykę - uwielbiam eksperymentalne zacięcie tego wspaniałego zespołu, specyficzną pogańsko-psychodeliczno-poetycko-kopalnianą atmosferę. Zniewalający klimat dekadenckiej poezji, nihilizmu i śląskich szybów kopalnianych. Jest w black metalu Furii (czy aby na pewno materiał z "Guido" czy "Księżyc milczy luty" można wciąż jeszcze nazywać black metalem?) coś elektryzującego, świeżego, abstrakcyjnego. Nie wszystkim coraz bardziej eksperymentalny kierunek Furii odpowiada - ja jednak jestem zachwycony. Z "Księżyc milczy luty" usłyszałem "Zabieraj łapska" i "Ciało", reszta kompozycji zagranych przez Furię sobotniego wieczoru to m.in. "Ogromna noc" czy "Zamawianie drugie". Od znajomego dowiedziałem się że Furia skróciła swój koncert o jedną kompozycję. Szkoda. Nihil w znakomitej formie wokalnej. Mam nadzieję że Furia będzie dalej pogrążać się w coraz odważniejszych eksperymentach w black metalowej materii. Obok Mgły i Cultes des Ghoules jest to w tej chwili najlepsza polska formacja black metalowa. Wiele osób uznało koncert Furii za wyjątkowy.

Mój drugi koncert Watain i muszę przyznać że całkiem udany, choć brzmienie momentami zlewało się w ścianę dźwięku. Odegranie na żywo "Casus Luciferi" (2003) tak czy owak okazało się strzałem w dziesiątkę, bo to dziki i nienawistny kawał antychrześcijańskiego black metalu. Charyzmatyczny wokalista Watain Karl Erik Stellan Danielsson szalał na scenie, a sam koncert przypominał bluźnierczy rytuał ze świecami i wylewaniem krwi (dwukrotnym) z kielicha na stojącą najbliżej barierek widownię (ja się nie załapałem, bo stałem za daleko). Niektórym z oblanych posoką się to nie podobało, inni podobno byli zachwyceni.

Mayhem to zespół obrosły legendą. Obok Burzum, Thorns, Immortal i Darkthrone prekursorzy zimnego norweskiego black metalu. Wokół Mayhem niemal od początku istnienia zespołu wiąże się wiele kontrowersji: brutalne i dzikie koncerty, samobójstwo ekscentrycznego wokalisty Yngve Per Ohlina w 1991 roku (pseudonim "Dead" z racji chorobliwej fascynacji śmiercią i umieraniem), okładka "The Dawn of the Black Hearts" przedstawiająca jego zwłoki, związek z masowym paleniem kościołów w Norwegii oraz zamordowanie w 1993 roku gitarzysty i założyciela Mayhem, Øysteina "Euronymousa" Aarsetha przez Varga "Count Grishnackha" Vikernesa (założyciela Burzum) w trakcie pracy nad kultowym albumem "De Mysteriis Dom Sathanas" (1994), który został w sobotę przez Mayhem w całości odegrany. Na scenie dominował wokalista zespołu Attila Csihar w długiej kapłańskiej pelerynie i stule z krzyżem. Poruszał się nieco teatralnie po scenie głosząc bluźniercze kazania przy ołtarzu z dwoma długimi świecami. Nasadził też trupią czaszkę na mikrofon. Miało być black metalowe misterium zła i perwersji - i rzeczywiście takie było. I choć brzmienie znowu kulało występ Mayhem wbił mnie w ziemię. Warto było zobaczyć Norwegów po raz drugi (pierwszy raz widziałem ich na Asymmetry Festival 2013 wraz z Agalloch i Vader - pamiętny dla mnie koncert ze względu na poznanie grupy znajomych z Wrocławia).

Zobaczymy jaki będzie koncertowy rok 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz