Z początku narzekałem trochę na lineup tegorocznej edycji festiwalu Castle Party w Bolkowie, ale już po powrocie do Poznania zmieniłem nieco swój punkt zapatrywania. Lineup był różnorodny, każdy znalazł coś dla siebie - wielbiciele post-punka, tradycyjnego rocka gotyckiego, EBM/harsh electro, black metalu, neofolka, industrialu czy dark ambientu. Ja np. przyjechałem na CP2023 głównie dla koncertów Of the Wand and the Moon, Suicide Commando, Laibach czy Non Human, inni zapewne mieli innych koncertowych faworytów. Przykładowo zrezygnowałem całkowicie z uczestnictwa w koncertach zespołów folk metalowych, gdyż nie odnajduje się w takich dźwiękach (nie jestem ich adresatem). Mniejsza z tym. W Bolkowie pojawiłem się już w czwartek około godziny 15 i udałem się szybko na pole namiotowe, by zbytnio nie spóźnić się na czwartkowe koncerty parkowe.
Lubię koncerty na małej scenie, gdyż są bardziej kameralne i intymne niż na scenie zamkowej. Zacząłem od koncertu Cierń - zimnofalowych post-punkowców z Berlina. Świetnie zaaranżowany post-punk, chwytliwe i mocno osadzone w brzmieniach z lat 80-tych piosenki, które są społecznie zaangażowane (prawa człowieka, zwierząt, zmiany klimatyczne). Tytułem dygresji coraz więcej zespołów/projektów ze sceny goth śpiewa o antropogenicznym globalnym ociepleniu np. Cierń, Pink Turns Blue czy Zanias. Artyści są coraz bardziej świadomi wielu przyszłych zagrożeń, które są związane ze zmianami klimatycznymi (np. podnoszenie się poziomu oceanów, ekstrema pogodowe takie jak susze, powodzie, tornada, wędrówki ludów) i apelują o ścięcie emisji CO2, by proces zmian klimatycznych wyhamować. Koncert Cierń bardzo fajny, żywiołowy, dla mnie pięknie otwarcie festiwalu. Kojarzę że zagrali "Glass Houses", "Bloody Rites", "The Emperor Rx" i "Reclamation".
https://ciern.bandcamp.com/album/the-emperor-rx
Kolejny czwartkowy koncert, który widziałem to Gotterdammerung z Niemiec, czyli "Zmierzch bogów" (1894), czwarta część dramatu muzycznego "Pierścień Nibelunga" Wagnera (pochodzenie nazwy zespołu). Istniejący od 1991 roku zespół death rockowy/post-punkowy, którego muzyki do tej pory nie słyszałem, co świadczy o tym, że Niemcy nie są zbyt znanym zespołem. Z drugiej strony zespołów sceny gotyckiej są tysiące (istniejących i nieistniejących), zatem nie sposób znać je wszystkie. Zawsze jak nie znam jakiegoś zespołu, a chcę poznać jego muzykę to staram się choćby pobieżnie przesłuchać jego twórczość, ale tutaj poszedłem na żywioł. Koncertowo jest energicznie, gitarowo i mrocznie. Zachęcam do odsłuchu ostatniego albumu Gotterdammerung - a nuż komuś przypadnie do gustu.
https://gotterdammerung.bandcamp.com/album/intensity-zone
Koncerty zespołów Psychoformalina (Polska) i Frank the Baptist (Niemcy) widziałem fragmentarycznie, gdyż wyszedłem na zewnątrz scenicznego namiotu, by się socjalizować ze znajomymi. Warto jednak napisać o nich choć kilka słów. Psychoformalina powstał we Wrocławiu w połowie lat 90-tych, pierwsza płyta rodaków "Psychoformalina" ukazała się jednak w 2008 roku. To ciekawy twór muzyczny, którego coldwave/post-punk jest przesycony dużą dawką psychodelii i odrealnionej dekadenckiej poezji. Na żywo zabrzmieli intrygująco, duszno, posępnie i całkiem ciężko. Na pewno jest to muzyka antykomercyjna i surowa, raczej skierowana do wyrobionej grupy słuchaczy.
Odsłuch "Chimera": https://psychoformalina.bandcamp.com/album/chimera
Żwawy gig Frank the Baptist z Berlina jakoś szczególnie mnie nie zachwycił, ale niektórym moim znajomym z kręgów gotyckich się podobał. No cóż, gusta mamy odmienne i nie ma co się spierać. Mimo całkiem mrocznej warstwy lirycznej to bardzo przyjazny dla ucha indie goth rock z lekko psychodeliczną atmosferą i dość specyficznym męskim wokalem kojarzącym mi się z psych rockiem lat 70-tych. Swoją drogą znowu Berlin - czasem mam wrażenie, że Berlin stał się europejską stolicą muzyki gotyckiej (nie tylko klubowych imprez techno i rave parties).
https://frankthebaptist.bandcamp.com/album/road-omen
W czwartek najbardziej czekałem na ostatni koncert gotycko rockowego The House of Usher (od "Zagłady domu Usherów" Poego). I rzeczywiście jak dla mnie był to koncert dnia. Śmiało można powiedzieć, że The House of Usher to jedni z weteranów niemieckiego rocka gotyckiego, którzy istnieją od 1990 roku i mają już na koncie aż 14 albumów studyjnych.Tak czy owak, Niemcy grają znakomicie zaaranżowany i energiczny rock gotycki, który powinien przypaść do gustu wszystkim wielbicielom tradycyjnego goth rocka z lat 80-tych i 90-tych. Ja sam wyszedłem z koncertu Niemców na tyle zachwycony, że kupiłem (po zasięgnięciu opinii znajomego) dwie płyty CD: album z 2005 roku "Radio Cornwall" oraz "Black Sunday Chronology" z 1998 roku. Będę miał co słuchać w najbliższych miesiącach. Tymczasem:
https://www.youtube.com/watch?v=bVlo4Fi0IVs
Aby odegnać zmęczenie nocowania na polu namiotowym (oj, w czwartek muzyka grała tam głośno praktycznie przez całą noc) w sobotni poranek udałem się na mały spacer po Bolkowie. Najpierw zamek, aby zerknąć na scenę koncertową i rozkładające się dopiero stoiska, a potem w kierunku opuszczonej garbarni (malownicza ruina) oraz opuszczonego hotelu Bolków obok którego znajduje się opuszczone kino (?). Oba te obiekty jako urbexer eksplorowałem już kilka razy, zatem odpuściłem włażenie do nich (wejścia do hotelu zamurowane) i zrobiłem kilka zdjęć z zewnątrz. Rozruszałem się trochę, po czym wróciłem na pole namiotowe, by odpocząć. Pierwszy koncert, który zobaczyłem na scenie zamkowej to Zee Van Ovitz - zaśpiewany w ojczystym języku przyzwoity rock gotycki z Warszawy. Zespół obecnie mało 'popularny', zatem warto przesłuchać ich album. Zwróciłem uwagę na piosenkę "Lokis" tytułem nawiązującą do subtelnego polskiego horroru z 1970 roku.
https://alcheravisions.bandcamp.com/album/po-nocy-cie
Koncerty Runika (folk metal) i Decadent Fun Club (kojarzę ich gig w Poznaniu, gdy ongiś supportowali New Model Army) odpuściłem i udałem się na Las Trumien na małej scenie. Soczysty sludge/stoner doom prosto z Katowic, pełen jadowitych wokali i inspirowany seryjnymi mordercami (Ian Brady, Bogdan Arnold, Edmund Kolanowski, którego anonimowy grób sfotografowałem ongiś na cmentarzu Miłostowo i masa innych). Czyli liryczne klimaty Macabre, Church of Misery i paru innych zespołów. Koncertowo chłopaki wypadli świetnie, wszystko mi się zgadzało. Więcej doom metalu na Castle Party? Oczywiście jestem na tak, choć przydałyby się na małej scenie także nigdy nie goszczące na CP kapele funeral doom metalowe a la Ahab, Evoken, Shape of Despair czy Bell Witch.
https://lastrumien.bandcamp.com/album/g-d-zabijania
Koncertu Whalesong (industrial metal/experimental) nie widziałem, bo zagadałem się na zewnątrz sceny ze znajomymi. Ale co nieco słyszałem i mi się podobało. Poleciałem natomiast na dużą scenę, by zobaczyć Niemców z Girls Under Glass. Powstały w 1986 roku w Hamburgu GUG to jeden z najdłużej działających (z przerwami) zespołów niemieckiej sceny gotyckiej. Flirtowali na swoich albumach z electro-industrialem a la Skinny Puppy czy Front Line Assembly, synth popem, industrialnym rockiem czy industrialnym metalem. Ślady industrial metalu a la Ministry znajdziemy choćby na ich albumie "Darius" z 1992 roku. 2 czerwca 2023 roku ukazał się ich ostatni jak dotąd album "Backdraft", z którego zagrali parę numerów. Niemcy wypadli naprawdę fantastycznie, czuć było w tym pasję grania i dzielenia się muzyką, wybrzmiał chociażby ich szlagier z "Darius" (1992), czyli "Reach for the Stars". To był bodaj ich pierwszy koncert na festiwalu Castle Party.
https://girlsunderglass1986.bandcamp.com/album/darius
Ominął mnie koncert Grendel, bo zapragnąłem posłuchać punkowo black metalowego projektu 3/4 muzyków Mgły, czyli Owls Woods Graves. To zdecydowanie był jeden z najbardziej wściekłych koncertów tegorocznej edycji CP, intensywny, zwarty i arogancki. Są tnące riffy, pokłady agresji, chórki i chwytliwe piosenki a la "Antichristian Hooligan", "Return of Satan" czy "Idzie Diabeł", które są idealne do zanucenia w trakcie kaca. Owls Woods Graves to w każdym razie nic zobowiązującego, ale ten agresywny mariaż punka i black metalu może się naprawdę podobać.
https://malignantvoices.bandcamp.com/album/secret-spies-of-the-horned-patrician
Nigdy nie byłem fanem The 69 Eyes, ba, kiedy siedziałem dość mocno w metalu to kompletnie nie rozumiałem fenomenu Finów, choć znałem kilka ich piosenek. Zespoły pokroju HIM czy The 69 Eyes kojarzyły mi się z muzyką dla nastoletnich gotek. Jednak z wiekiem nabrałem pokory i wyzbyłem się bzdurnego młodzieńczego elitaryzmu. Stwierdziłem, że zobaczę The 69 Eyes po raz pierwszy na żywo i nie żałuję, choć gdy wybrzmiał najbardziej znany hit Finów, czyli "Brandon Lee" zrobiłem kurs powrotny na małą scenę. Muzyka The 69 Eyes to chwytliwy dark rock, albo inaczej goth'n'roll zaśpiewany w żywiołowy sposób przez charakterystycznego frontmana z kruczoczarnymi włosami a la Peter Steele z Type O'Negative, Jyrkiego 69.
https://www.youtube.com/watch?v=gKm4yZura_o
A poleciałem na scenę parkową, by zobaczyć enigmatyczny zespół Dolch z Berlina. Subiektywnie to jedno z moich odkryć koncertowych tegorocznego CP. W obiegu funkcjonuje taki termin jak 'nocturnal music' i flirtujący z ethereal darkwave a la Lycia i ambientem drone doom/occult rock Dolch doskonale się w ramy tego terminu wpisuje. 'Nocturnal music', czyli muzyka nocnej jazdy samochodem bez wyraźnego celu, nocnego spaceru po lesie czy nocnego urbexu. Doskonałe żeńskie wokale (mistyczne i tajemnicze) i transowy minimalizm, senno-odrealniona atmosfera. Prześwietny koncert, choć niestety nie widziany w całości. Zresztą sami się przekonajcie i dajcie się ponieść lynchowskiemu "Nacht" (2022):
https://dolch.bandcamp.com/album/nacht
Istniejący od 1980 roku Laibach ze Słowenii to zespół zjawisko, dlatego musiałem po prostu zobaczyć ten kolektyw na żywo. Nie znam szczerze mówiąc całości przepastnej twórczości Słoweńców, ale swego czasu słuchałem "Opus Dei", "Jesus Christ Superstars", "Nova Akropola", "Laibach", "Kapital" czy "Volk". Laibach nigdy nie wchodził mi od razu i nadal nie wchodzi. Ale nie da się ukryć, że wpływ Laibach na martial industrial, eksperymentalny industrial czy neoclassical darkwave jest niepodważalny. Słoweńcy niejednokrotnie parodiowali systemy totalitarne, autokratyczne i nacjonalistyczne przez co budzili kontrowersje (użycie mundurów, totalitarna estetyka zespołu). Zwracał też na siebie barytonowy wokal Milana Frasa, niewątpliwa inspiracja dla Tilla Lindemanna z Rammstein. W sierpniu 2015 roku Laibach zagrał dwa koncerty w Pjongjangu (Korea Północna). Pojawiały się też informacje, że Laibach to zespół komunistyczny, przy czym większość ich materiałów jest powiązana z komunizmem. Ja jednak mam wrażenie, że totalitarna estetyka Laibach jest celowo przesadzona, wyolbrzymiona, parodystyczna. Do najsłynniejszych piosenek Laibach należą "God Is God", "Life Is Life" oraz taneczny "Tanz mit Laibach". Konkludując, awangardowy, mocno teatralny i bogaty w wizualizacje spektakl Laibach był dla mnie fascynującym zjawiskiem, choć momentami trudno jest muzykę Laibach uznać za łatwo zrozumiałą. Na pewno to unikalny zespół.
https://www.youtube.com/watch?v=Glu9wA4HjE0
https://www.youtube.com/watch?v=2BqLv2T8vSc
Sobota miała być najgorętszym dniem Castle Party. Istna patelnia z temperaturami sięgającymi ponad 30 stopni Celsjusza. No cóż, jeszcze trochę i doczekamy się w Polsce iście tropikalnych temperatur. Dobrze zatem było się zaszyć przed koncertami w barze blisko Leszego i raczyć się zimnym piwem z przyjacielem. W planach miałem głównie koncerty na małej scenie parkowej poza dwoma wyjątkami. Trochę żałuję koncertów The Beauty of Gemina i Dawn of Ashes, ale zwyciężyła chęć zobaczenia zespołów na mniejszej scenie. Nie mam niestety zdolności teleportacji/bilokacji.
Pierwszym występem o jaki zahaczyłem w cieplarnianą sobotę był ambient drone Michała Krawczuka z rodzimego projektu neofolkowego By the Spirits, który nawiasem mówiąc nagrał cover "Wintry Mantle" Of the Wand and the Moon na tegorocznym tribute albumie. Spokojny i kontemplacyjny ambient drone inspirowany urbexem, górami i lasami. Posłuchajcie poniżej:
https://michalkrawczuk.bandcamp.com/album/giants
Mimo wszechogarniającego upału wróciłem na zamek, by zobaczyć zimnofalowy koncert undertheskin z Warszawy, rodzimego zespołu post-punkowego, który zdobył już pewną niszową popularność za granicą. Co ciekawe, undertheskin wystąpi w grudniu 2023 roku w Warszawie jako support Turków z She Past Away. Zamkowy koncert zespołu Mariusza Łuniewskiego przypadł mi do gustu, mimo żaru lejącego się z nieba był przesycony chłodem, smutkiem i melancholią. Wybrzmiały m.in. "End This Summer" oraz zapowiedź najnowszego albumu, czyli "Freezing Lights" (2023).
https://underskin.bandcamp.com/track/freezing-lights-2023
Musiałem niestety zrezygnować z koncertu Amerykanów z Dawn of Ashes, gdyż kolidował mi z NNHMN (Non Human) z Berlina. Berliński duet występuje w Polsce rzadko, zatem nadarzyła się okazja, której nie należało zmarnować. Swoją drogą znam ich twórczość wybiórczo, ale bardzo lubię takie piosenki jak "Cold Eyes", "Haxan" czy "Der Unweise". Generalnie jestem tak ostatnio przytłoczony nadmiarem muzyki, że w zasadzie od lat zaprzestałem poznawania pełnych dyskografii zespołów (oczywiście są od tego wyjątki). Leci kilka kawałków np. Lycia, a potem sięgam po funeral doom Shape of Despair, potem po hiszpański neofolk, itd. Wracając do koncertu Non Human: oj tak, był doskonały. Sensualna dark electro skłaniająca do kołysania się i rozmarzenia. Serio NNHMN jest jednym z moich ulubionych tworów dark electro/darkwave, gdyż muzyka duetu jest hipnotyczna, zmysłowa, oniryczna. Posłuchajcie chociażby "Tomorrow's Heroine". Rewelacja!
https://www.youtube.com/watch?v=nF0aVPeUNp4
Na szwedzkim mistrzu dark ambientowym Desiderii Marginis przechodziłem mały kryzys związany z kolejną nieprzespaną nocą. Hałaśliwe pole namiotowe potrafi dać człowiekowi w kość. No cóż, pisząc te słowa przypomniał mi się rewelacyjny kawałek Delphine Coma "We Never Sleep". Wróćmy jednak do dark ambientu, który jest muzyką mocno hermetyczną, introspektywną, która (podobnie jak funeral doom) wymaga od słuchacza skupienia, wtopienia się w te mroczne i przenikliwe dźwięki. Melancholijny dark ambient Desiderii Marginis (Johana Levina) jest idealny do wędrówek wśród apokaliptycznych ruin opuszczonych kościołów, mauzoleów czy przestrzeni industrialnych. Esencjonalna 'nocturnal music'. Jeśli polubicie się z dark ambientem Desiderii Marginis to polecam także Northaunt i Svartsinn.
https://www.youtube.com/watch?v=wfkPJETfs4c
https://desiderii.bandcamp.com/album/the-night-slept-on-my-arm
Lekka obsuwa i małą sceną zawładnęli Francuzi z Derniere Volonte, których można zaszufladkować jako martial industrial/neofolk z wpływami synth popu. Znowu nie znałem twórczości Francuzów na tyle dobrze, by pisać na jej temat pochwalne elaboraty, ale koncertowo wypadli wspaniale. Publika dużo tańczyła przy ich żywiołowym i chwytliwym martial industrialu/neofolku. Cieszę się, że mogłem doświadczyć militarystycznej muzyki duetu Derniere Volonte na żywo, gdyż Francuzi koncertują jedynie okazjonalnie. Ach, jak mi się marzy koncert Dark Sanctuary, tudzież Elend!
https://tescogermany.bandcamp.com/album/cristal
Koncert Of the Wand and the Moon Kima Larsena był jednym z najbardziej przeze mnie wyczekiwanych na Castle Party 2023. Zapewne dlatego, że projekt/zespół Kim Larsena to czołówka eksperymentalnego neofolku i muzyka poruszająca, głęboko emocjonalna, ogromnie melancholijna. Lubię zarówno wczesne runiczno-pogańskie brzmienia neofolkowe Of the Wand and the Moon, jak i te eksperymentalne, z trąbką i z ostatnim rewelacyjnym albumem "Your Love Can't Hold This Wreath of Sorrow" (2021) na czele. Koncert Of the Wand and the Moon był przesycony smutkiem, tęsknotą, autentycznie nastrojowy i niezwykły (ach, te lilie i tajemnicze wizualizacje). Z neofolkiem Kima niezwykle łatwo stworzyć emocjonalną więź, gdyż muzyka Of the Wand and the Moon snuje delikatne opowieści o samotności, tęsknocie, rozstaniu, nieodwzajemnianej miłości. Doskonały koncert, jeśli nie najlepszy! Usłyszałem m.in. "Your Love Can't Hold This Wreath of Sorrow", "Whispers of the Past", "Sunspot", "I Crave for You" i "Let's Take a Ride (My Love)". Tymczasem "Megin Runar" z "Lucifer" (2003) - darzę tą piosenkę wielką miłością, bo to esencja Of the Wand and the Moon:
https://www.youtube.com/watch?v=eSIJJ5mIfDk
Po koncercie Of the Wand and the Moon wróciłem jeszcze na Zamek, by zostać do końca na koncercie Deine Lakaien. Także doskonałym, także melancholijnym i poruszającym, choć może w nieco mniejszym natężeniu. Tak czy owak, muzyka Deine Lakaien to wysmakowany mariaż awangardowej elektroniki, darkwave i neoclassical. To jednocześnie zespół ogromnie zasłużony dla sceny gotyckiej, choć twórczość Deine Lakaien (podobnie zresztą jak Laibach) wymyka się prostym klasyfikacjom. Nie będę przytaczał tutaj całej setlisty Deine Lakaien, gdyż nie widziałem całości koncertu, ale Alexander Veljanov przepięknie zaśpiewał chociażby "Gone", "Farewell", covery Patti Smith i The Cure "Because the Night" i "The Walk", "Dark Star" i obowiązkowo "Love Me to the End" w trakcie bisu.
https://deinelakaien.bandcamp.com/album/dual-1
Noc spędziłem na rozmowach ze znajomymi w Hacjendzie i polu namiotowym. Snu oczywiście praktycznie w ogóle nie było, ale taka jest cena fizjologiczna aktywnego uczestnictwa w jakimkolwiek festiwalu. Niedzielę postanowiłem spędzić głównie na Zamku i zejść na dół tylko na koncert Alien Vampires. Tak też zrobiłem. Najpierw jednak zerknąłem na koncert CattaC - niemieckiego duetu darkwave, EBM i industrial. Przyzwoity koncert z wokalistą, którego śpiew przypominał mi mocno nieodżałowanego Petera Steele'a z Type O'Negative. Rola otwieraczy festiwali jest nieco niewdzięczna, gdyż są to raczej nieznane zespoły z zazwyczaj niewielkim dorobkiem artystycznym.
https://darktunes.bandcamp.com/album/deliverance
Następnym zespołem, który miałem przyjemność zobaczyć po raz pierwszy na żywo był niemiecki Golden Apes. Z tego co się orientuję Niemcy sporo koncertują i są mocno rozpoznawalni w kraju ojczystym, ale także poza jego granicami. W każdym razie na Castle Party wystąpili wcześniej dwukrotnie na małej scenie, a w niedzielę zadebiutowali na dużej scenie. I był to fajny, żywiołowy i przyjemny koncert. Wokalista Golden Apes, Peer Lebrecht dysponuje naprawdę ciekawym i chwytającym za serce wokalem - idealnym do gotycko rockowej/post-punkowej estetyki. I sporo pali na scenie. Polecam mocno zapoznanie się z wciągającą muzyką Golden Apes - można łatwo wpaść w sidła melancholii "From the Sky","Grey" czy "Hold Me":
https://goldenapes.bandcamp.com/album/from-the-sky-23
No i przyszła kolej na koncert post-punkowców z Vancouver (Kanada), czyli Actors. I również tutaj byłem zachwycony. Co za prezencja sceniczna (lateks i tatuaże), co za fantastyczny koncert! Muzyka Actors jest co prawda nieco wesoła i bardzo przebojowa (choć czasem czuć w niej zadumę i melancholię), ale w trakcie gigu miałem wrażenie jakbym cofnął się w czasie w lata 80-te i znalazł się na koncercie Sisters of Mercy z set-listą złożoną z kawałków z "Floodland" (1987). Actors jest zespołem uwielbianym w Kanadzie i to chyba (obok Traitrs) najlepszy towar eksportowy z tego kraju, jeśli chodzi o post-punk. Totalna energia na scenie i doskonała zabawa! 18 lipca Actors zagrali wyprzedany koncert w Warszawie, także fajnie, że ja zobaczyłem ich akurat na CP 2023. Spójrzcie na liczbę entuzjastycznych komentarzy na bandcampie. Dużo jak na zespół, który jest młody stażem.
https://actors.bandcamp.com/album/acts-of-worship-lp
Koncerty Suicide Commando (Belgia) i Alien Vampires (Włochy) opiszę łącznie, gdyż oba projekty/zespoły tworzą w nurcie dark electro/EBM/electro-industrial, z tym że w AV czuć dodatkowo wpływy black metalowe. I jednocześnie nie stronią od prowokacji i perwersji, zarówno w warstwie lirycznej, jak i w wizualizacjach. Suicide Commando słynie chociażby z nurzania się w takiej tematyce jak np. tortury, samobójstwo, sadomasochizm, wojna, nienawiść, przemoc, seryjne i masowe morderstwa. Każdy, kto choć trochę liznął EBMu/dark electro na pewno słyszał takie klubowe hity Suicide Commando jak "Hellraiser", "See You in Hell", "Die Motherfucker Die" czy "Love Breeds Suicide". Nie da się ukryć, że muzyka Suicide Commando jest zimna, mroczna i agresywna, co akurat nie dziwi, gdyż Johan van Roy jest wielkim fanem Skinny Puppy czy Klinik. A tak w ogóle Johan jest porywającym frontmanem, szalał na scenie niezmordowanie, a duszną atmosferę koncertu Suicide Commando podsycały niekiedy brutalne wizualizacje. Publiczność bawiła się jednak na SC doskonale mnie nie wyłączając. Rok temu Hocico, teraz Suicide Commando. :-)
Alien Vampires także zagrali dziki i intensywny koncert, który zapewne wielu cybergotów zapamięta na długo. Jeden z muzyków, Nysrok Infernalien skomponował i nagrał swego czasu trzy albumy z industrial black metalowcami Aborym (mam "Generator" w kolekcji CD) i współpracował też z Bloodline (nihilistyczny black metal ze Szwecji). Alien Vampires słynie z sataniczno-bluźnierczej otoczki, w ich wizualizacjach pojawiają się cyber zakonnice w lateksie. Trochę żałuję, że nie zostałem na całości koncertu AV (widziałem jakieś 40 minut), ale na długo zapamiętam taneczne szaleństwo publiki na małej scenie i bliski kontakt wokalisty z widownią w pierwszym rzędzie (też w nim byłem). Uwaga! Będzie dużo muzyki do posłuchania.
https://suicidecommando.bandcamp.com/album/mindstrip-redux
https://alfamatrix.bandcamp.com/album/drag-you-to-hell-uncensored-bonus-tracks-version
Zwieńczeniem Castle Party 2023 był Therion ze Szwecji. Zespół, który na początku grał świetny szwedzki death metal, a później zaczął ewoluować w stronę symfonicznego metalu i metalowej opery. Tak na dobrą sprawę zakończyłem słuchanie Therion na "Lemuria/Sirius B" (albo na "Gothic Kaballah"), później widziałem jakieś teledyski z nowszych materiałów, ale twórczością zespołu się nie interesowałem. Niewykluczone, że z czasem nadrobię, bo koncert Therion przypadł mi do gustu. Było przekrojowo, żywiołowo, przyjaźnie dla słuchacza. Można się zżymać, że Szwedzi już dawno odeszli od death metalu z "Of Darkness" (1991) i "Beyond Sanctorum" (1992), ale wciąż tworzą dość oryginalną muzykę. Natomiast zastanawiam się czy fani operowo-metalowego Therion trawią to wczesne death metalowe oblicze Therion. Ogromnie cieszę się, że zobaczyłem Szwedów na żywo, choć nie wiem czy kiedykolwiek zaopatrzę się w ich płyty nagrane po "Gothic Kabbalah" (2007).
https://www.youtube.com/watch?v=fWkcXIx5Bgg
Konkludując, znowu udany towarzysko i muzycznie Castle Party i kolejny raz jestem na całości tego unikalnego festiwalu. Czekam na CP 2024 i zastanawiam się jakie niespodzianki organizatorzy przygotują tym razem. No i zastanawiam się czy nie zaproszą Diary of Dreams czy XII Stoleti, choć oczywiście liczę na to, że wystąpi jak najwięcej zespołów, które jeszcze dotąd na CP nie występowały np. La Scaltra, Traitrs, Tempers, Velvet Acid Christ, Empyrium, Tenhi, może jakieś zespoły ambient funeral doom metalowe a la Shape of Despair czy ambientowo black metalowe a la Vemod? Jako headlinery mogłyby być Katatonia i Skinny Puppy, ewentualnie ponownie Fields of the Nephilim. No i pionierski industrial metal Godflesh na małej scenie.
Traitrs grali na dużej scenie CP w 2018 roku, natomiast co do innych propozycji, też bym wiedział Godflesh w Bolkowie. Myślę, że kapela tej rangi spokojnie mogłaby wystąpić na scenie głównej.
OdpowiedzUsuńOk. Rzeczywiście Traitrs grał w niedzielę w trakcie CP2018. Niestety niedziela mnie ominęła. Byłem w trakcie owej edycji jedynie przez dwa dni. Dziękuję za komentarz.
Usuń