sobota, 16 maja 2015

Madeline Swan "Historia kotów" - recenzja


















Tym razem recenzja czegoś lekkiego i przyjemnego. "Historię kotów" przeczytałem w przerwie między lekturą dwóch książek popularnonaukowych z zakresu matematyki i fizyki klasycznej. Swoją drogą dawno nie widziałem tak reklamowanej książki w mojej księgarni - tak jakby wydawnictwo Znak chciało trafić "Historią kotów" w gusta kociar i kociarzy. Sam mogę się zaliczyć do grona wielbicieli kotów, gdyż miałem ongiś dwa koty i lubię tych mruczących indywidualistów. Jak sam tytuł wskazuje "Historia kotów" przedstawia kocią historię oraz związki kotów z ludźmi - od starożytnego Egiptu, Rzymu czy antycznej Grecji, po burzliwe Średniowiecze, okres Reformacji, wiktoriański romantyzm po XX-wiek i czasy współczesne. W "Historii kotów" czytelnik odnajdzie sporo anegdot związanych z kotami i ich dumnymi posiadaczami (poetami, pisarzami, kompozytorami, wodzami, aktorami, etc.) Dowiemy się np. który z XIX-wiecznych autorów był wielbicielem kotów - i tutaj możemy wymienić chociażby Charlesa Baudelaire'a, Edgara Allena Poe, Alexandra Dumasa czy Emily Jane Brontë. Jak dla mnie najbardziej interesujący był rozdział dotyczący wysokiej pozycji kota w starożytnym Egipcie (kocia bogini Bastet i jej centrum kultu Bubastis, mumifikacje kotów), a także część książki dotycząca prześladowań kotów przez religijnych oprawców Kościoła. Jak powszechnie wiadomo kot był uznawany za familiariusza wiedźm, a co za tym idzie te piękne zwierzęta oskarżano o konszachty z Szatanem i uznawano za nikczemne. Dlatego też były torturowane i mordowane. Przytoczę tutaj pewien fragment pochodzący z innej książki (Janusz Tazbir, "Okrucieństwo w nowożytnej Europie")

"Jeśli idzie o zwierzęta domowe, to ze szczególnym upodobaniem prześladowano koty. Dotyczyło to zwłaszcza czarnych kotów, pozostających - jak wiadomo - na usługach diabła, który lubił często przybierać postacie tego zwierzęcia. Zdaniem niektórych lingwistów niemiecka nazwa kacerze (der Katzer) wywodzi się właśnie od kota (die Katze). W wielu krajach palono koty podczas karnawału w środę popielcową oraz w dzień św. Jana, a w święto Wniebowstąpienia zrzucano je z wieży kościelnej (to ostatnie miało miejsce również i w Polsce). We Francji worek, względnie kosz, z kotami, wieszano nad stosem, który następnie zapalano. To okrutne widowisko, organizowane 24 czerwca (w dzień św. Jana) trwało od czasu rządów Ludwika XI (1461) co najmniej do początków XVIII stulecia. Zaszczycali je swoją obecnością kolejni władcy, zazwyczaj w towarzystwie delfinów. Aby sprawić synkom przyjemność, pozwalali im właśnie rozniecać ogień. W r. 1654 król francuski (był nim wówczas Ludwik XIV) po raz ostatni uczestniczył w tej okrutnej "zabawie". Z kolei na Wyspach Brytyjskich w kukły przedstawiające papieża wpychano żywe koty. Wrzaski, jakie wydawały, płonąc wraz z wizerunkiem, stanowiły dodatkowe źródło satysfakcji dla antykatolicko nastawionych gapiów. Żywe koty bywały także zakopywane w fundamentach domów, jak również na rozstajach dróg. Szczególną formą ich dręczenia stanowiły tak zwane "kocie organy". Do małej skrzynki wsadzano kilkanaście zwierzaków, lokując je tak ciasno obok siebie, aby nie mogły się ruszać. Następnie przez odpowiednie otwory pociągano za ogon, co koty kwitowały rozpaczliwym miauczeniem. Takim właśnie pokazem kocich tortur powitała w r. 1549 Bruksela Filipa II, który podobno był zachwycony "zestawem kotów od alty do basu." - Katzenklavier.

Tego wszystkiego można się, rzecz jasna, dowiedzieć także z "Historii kotów". Książkę czyta się bardzo szybko; jeśli ktoś dysponuje wolnym dniem to będzie w stanie przez nią przebrnąć w ciągu paru godzin. Okraszona jest licznymi fragmentami literackimi (m.in. piękny esej Emily Jane Brontë o kotach "Le Chat") czy archiwalnymi zdjęciami przedstawiającymi np. paryżanki wybierające się na spacer z kocimi pupilami w roku 1928. Mam tylko jedno zastrzeżenie: czemu Autorka nie napisała nic o "Czarnym kocie" Edgara Allena Poe? Przecież tak wspaniałe opowiadanie grozy aż się prosi choćby o niewielką wzmiankę. H.P. Lovecraft też cenił koty, a nie został w książce nawet wspomniany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz