czwartek, 8 lutego 2018
Hamferd i Downfall of Gaia, 07.02.2018, Kraków (fotorelacja)
Zaczynam coraz bardziej zaniedbywać tego bloga, choć powód ku temu jest prozaiczny: brak czasu. Ale relacje z koncertów nadal będą się tutaj pojawiać, bo po prostu lubię je pisać (wolę je od recenzji płyt). Do Krakowa pojechałem w dużej mierze by zobaczyć po raz pierwszy na żywo farerski Hamferd - kapelę doom death metalową z Wysp Owczych, którą bardzo lubię. Długa podróż pociągiem z Poznania, ale warto było. Musiałem odnaleźć klub studencki Żaczek, w którym nigdy przedtem nie byłem. Inna sprawa że na koncertach metalowych w Krakowie bywam sporadycznie, bo z Poznania jest po prostu daleko. Ale lubię Kraków, jego zagadki i głośne sprawy kryminalne (Kuśnierz i morderstwo Katarzyny Z., Karol Kot) oraz krakowską Mgłę, Outre czy Biesy. Poszwendać się trochę po stolicy Małopolski to rzecz wspaniała i wskazana.
Zanim dotarłem do Żaczka zastała mnie w Krakowie solidna zima. Znajomi, u których później po koncercie nocowałem żartowali że to ja ją do Krakowa przywlokłem. Sam Żaczek to bardzo przyjemny i zadbany klub z miłą obsługą - idealne miejsce na podziemne koncerty metalowe. Przestronne, dobrze zaopatrzone w alkohol, po prostu fajne. Ale wróćmy do koncertu. Zanim Hamferd zaczął grać zaopatrzyłem się w merch (koszulkę plus dwie płyty) i porozmawiałem trochę o farerskim doom metalu.
Hamferd - Tak, chciałem bardzo zobaczyć Farerów na żywo, bo wszystkie trzy ich wydawnictwa wywarły na mnie ogromne wrażenie. Fantastyczny i zagrany z pasją, głęboko emocjonalny doom death o śmiertelności, utracie, izolacji. W dawnych czasach zjawa marynarza, który utonął w morskich głębinach w ramach ostatecznego pożegnania miała się ukazywać jego rodzinie. Jeśli miałbym przyrównać Hamferd do jakiejkolwiek innej kapeli to podałbym nazwę Ahab. Doom death/funeral doom Farerów nurza się w melancholii i mroku. Potężne gitary oraz nie mniej potężna praca perkusji, znakomite wokale Jón Aldará będące skrzyżowaniem mocnego growlingu z podniosłym, nieco operowym śpiewem oraz proste, acz poruszające melodie kreujące iście przenikliwą atmosferę smutku, żałoby, epickości. Koncertowo Hamferd wypadł znakomicie. Zagrali kawałki z wszystkich trzech wydawnictw, w tym z "Evst" (2013) i ostatniego znakomitego albumu "Támsins likam" (2018, ta płyta od momentu jej premiery chodzi za mną dzień w dzień i jeszcze mi się nie znudziła, to chyba dobrze świadczy o jej klasie, nie?). Wychwyciłem m.in. "Deyðir varðar", "Hon syndrast", "Frosthvarv", "Tvístevndur meldur" czy "Stygd". Podoba mi się także elegancki (coś a la Akercocke) sceniczny image muzyków Hamferd - białe koszule, garnitury, etc. Koncert Hamferd trwał godzinkę i nadeszła pora na Niemców z Downfall of Gaia. W kilku słowach: doskonały doom death z progresywnymi naleciałościami i epickim nastrojem.
Downfall of Gaia - Nie znałem wcześniej twórczości tej kapeli poza ich ostatnim albumem "Atrophy" (2016). Niemcy oferują słuchaczom agresywny i apokaliptyczny sludge/post-black metal z ciekawymi gitarowymi melodiami. Koncertowo (choć niestety musiałem wyjść przed końcem ich występu) DoG zaprezentowali się z pasją i energią. Duży plus za wściekłe partie perkusyjne, pełne jadu wokale i specyficzny nastrój melancholii. Chciałbym z większą uwagą śledzić globalną scenę metalową, ale tak naprawdę interesujących zespołów są tysiące. Kiedy mam znaleźć na to czas?
Jeszcze na sam koniec tytułem małej dygresji doom death i funeral doom od lat rezonują we mnie najbardziej (może obok dark ambientu i niektórych (nielicznych) kapel black metalowych). Może dlatego że uwielbiam wolne tempa w metalu, powolnie miażdżenie gitarami i obrazowość tych posępnych dźwięków. Do tego dochodzi nierzadko przytłaczająca tematyka śmierci, tragedii, samotności, śmiertelności jednostki, która powinna być bliska każdemu. Powoli (jako ateistę) zaczyna nużyć mnie dominujący w metalu okultyzm, antychrześcijaństwo czy spirytualizm w jakiejkolwiek formie. Życzyłbym sobie natomiast więcej kapel metalowych poruszających tematy naukowe (astronomia, fizyka, matematyka, post-apokaliptyczne widmo ziemskiej zagłady).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Podziwiam Cię za tę wyprawę, w moich oczach jest tym bardziej niesamowita, że przez lata chodziłem do Żaczka na cokolwiek, bo mieszkałem niecałą godzinę piechotą od tego klubu. Jeżeli pojawiła się tam miła obsługa i akceptowalny alkohol, to świat może się kończyć, lepiej już nie będzie. Dodając do tego farerski metal... Wiele cudów widziałem na tym łez padole, a jeszcze więcej w Krakowie, ale czegoś takiego sobie nie wyobrażałem.
OdpowiedzUsuńA dzięki. Ja byłem pierwszy raz w tym klubie i wspomnienia mam jak najbardziej pozytywne. Jechałem głównie na Hamferd i właśnie gdy piszę odpowiedź leci sobie z CD ich album "Evst" (2013). Inna sprawa że gdy w Polsce jest jakiś koncert kapeli doom death metalowej to jadę zazwyczaj w ciemno (stanowczo ich za mało, a to fantastyczny sub-gatunek metalowy). Pozdrawiam. I dzięki za komentarz.
Usuń