niedziela, 2 stycznia 2022

Don't Look Up/ Nie patrz w górę (2021) - recenzja

                                                 



Wokół "Nie patrz w górę" (2021) w reżyserii Adama McKaya powstał ostatnio ogromny internetowy buzz, zatem chciałem się z tym filmem jak najszybciej skonfrontować. Po ofertę Netflixa sięgam jednak okazjonalnie głównie oglądając horrory, thrillery, dokumenty true crime oraz popularnonaukowe. Oprócz "Nie patrz w górę" z gwiazdorską obsadą (Jennifer Lawrence, Leonardo DiCaprio, Ron Perlman, Cate Blanchett, itd.) w Sylwestra obejrzałem także kiepski feministyczny remake kultowego slashera z 1974 roku "Black Christmas" (2019) oraz dwa dokumenty o brytyjskich seryjnych mordercach, o których wspomnę na sam koniec niniejszego wywodu. Teraz skupię się na "Nie patrz w górę".

O tym filmie napisano już dziesiątki analiz, artykułów, recenzji czy rekomendacji. Polecali go dziennikarze (nawet prawicowi np. Marcin Rola), aktywiści klimatyczni z Extinction Rebellion, klimatolodzy i wielu recenzentów. Ogólnie rzecz biorąc "Nie patrz w górę" to mroczna satyra przedstawiająca w krzywym zwierciadle bierną reakcję polityków, mediów, bogaczy i społeczeństwa na jakiekolwiek zagrożenia egzystencjalne (w filmie owym zagrożeniem jest zbliżająca się do Ziemi kometa odkryta teleskopem przez astronomkę Jennifer Lawrence, której rychłe uderzenie zmiecie z powierzchni Ziemi całą ludzkość), z którymi zmagamy się obecnie bądź możemy mieć do czynienia w przyszłości: pandemia Covid19 czy innego niebezpiecznej choroby, antropogeniczne zmiany klimatyczne czy gigantyczna erupcja superwulkanu. A w zasadzie brak stosownej reakcji na nadciągające zagrożenie skutkujące natychmiastową bądź stopniową zagładą ludzkości.

Główną ideą "Don't Look Up" jest zatem szerzenie się błahych informacji, fake newsów i wszelkiej maści teorii spiskowych/bzdur. Mamy tutaj dwójkę naukowców (Jennifer Lawrence i Leonardo DiCaprio) próbujących usilnie przekonać niekompetentną, wzorowaną na Donaldzie Trumpie prezydentkę (Meryl Streep), aby podjęła stosowne działania wobec nadchodzącej zagłady ludzkości (uderzenie komety w Ziemię). Jak wiadomo posłuch naukowców wśród społeczeństwa jest znikomy, co udowadnia pandemia Covid19 i szerzące się w Polsce (i na świecie) nierzadko histeryczne próby wyolbrzymiania zagrożenia szczepionkami i bagatelizowania/wypierania pandemii. Inna sprawa, że naszym krajem rządzi banda skompromitowanych kłamców i manipulatorów z zakusami autorytarnymi, nic zatem dziwnego, że skuteczne poradzenie sobie z pandemią nie leży w interesie rozmodlonych konserwatystów z PiSu. Za niekompetencję demokratycznie wybranych polityków przyjdzie nam drogo zapłacić, ponieważ w przypadku rządu Morawieckiego króluje zasada "po trupach do celu", czyli stare dobre pieniądze, kolesiostwo i władza za wszelką cenę. Już za to płacimy coraz dotkliwszą inflacją i najwyższą umieralnością rodaków od czasów II WŚ, do czego przyczynia się także antysanitarna postawa części polskiego społeczeństwa. 

Kolejna postać z filmu, o której warto wspomnieć to technologiczny miliarder Peter Isherwell, swoisty amalgamat Elona Muska, Marka Zuckerberga, Jeffa Bezosa i Billa Gatesa. Chciwy technokrata i drapieżny kapitalista z ambicjami podróży międzyplanetarnych, mający w poważaniu zagrożenie egzystencjalne w postaci mknącej ku Ziemi komety, chcący po prostu na niej szybko zarobić (wydobycie pierwiastków ziem rzadkich tj. jak itr czy terb, które są niezbędne dla rozwoju high tech). Swoją drogą większość miliarderów marzy o podboju kosmosu. W razie jakiegokolwiek zagrożenia oni pierwsi będą próbowali z Ziemi spierdolić albo chociaż ukryć się w prywatnych podziemnych schronach wraz z ochroną i przynajmniej częścią zgromadzonego majątku. Celem nadrzędnym tych technokratów jest spełnianie naszych rozbuchanych potrzeb konsumpcyjnych, w zamian otrzymują od nas gigantyczne pieniądze, monopol i wielką władzę. Zuckenberg i jego współpracownicy doskonale wiedzą jak nas uzależnić od Facebooka i Instagrama, a w trakcie pandemii to dezinformacja i jej milcząca aprobata służą im do ciągłego powiększania majątków. 

Osoba kwestia poruszona w filmie to komunikacja medialna w postaci np. telewizji śniadaniowej, w której informacja ma być podana w przystępny sposób i musi mieć wydźwięk pozytywny. Uderzenie komety czy szkodliwe zmiany klimatyczne to nie są nośne tematy, lepiej skupiać się na 'burzliwych' związkach i rozstaniach celebrytów z Instagrama, którzy non-stop monetyzują naszą atencję i zaangażowanie. Kult celebry ponad wszystko. Generalnie odnoszę wrażenie, że popularyzowanie jakiejkolwiek nauki w mediach nastawionych na lifestyle i rozrywkę jest raczej trudne i niewdzięczne, choćby dlatego, że trzeba drastycznie spłycić temat i mówić zrozumiale (bez operowania naukowym żargonem), by trafić do potocznego odbiorcy. Zazwyczaj też ludzie utwierdzeni w swoich przekonaniach wiedzą 'lepiej' i czasem wręcz kwestionują długoletnie ustalenia badaczy, choć nie mają ku temu żadnych kompetencji/predyspozycji. Wolą wierzyć wszelkiej maści celebrytom, którzy plotą bzdury, szerzą teorie spiskowe i zarabiają na ignorancji części społeczeństwa, która woli poczytać ploteczki o celebrytach czy przejrzeć zdjęcia jakiejś uroczej influencerki zrobione w modnym Dubaju niż wzbogacić się o solidną wiedzę ekspercką o zmianach klimatycznych, kometach czy patogenach. Inna sprawa, że dopóki będziemy konsumować ile wlezie, wierzyć w mit nieskończonego wzrostu gospodarczego czy uważać się za panów tego świata, którym wszystko wolno to nie ma szans w najbliższym czasie na rozwiązanie palącego problemu zmian klimatycznych. To musi być kolektywny i szalenie trudny wysiłek, na podjęcie którego większość społeczeństwa póki co nie stać. Konkludując, informacje ważne i definiujące życie nasze i przyszłych pokoleń muszą poczekać, gdyż nie są dla masowego odbiorcy wystarczająco atrakcyjne, ważniejsze wciąż pozostają magiczne sukcesy, cudowne diety, bajońskie zarobki, intymne związki, bajeczne podróże czy luksusowe ubiory/marki celebrytów, prowokacyjne/wołające o atencję filmiki czy urocze bądź dramatyczne nagrania (z ratowania) kotków i piesków. 

I jeszcze jedno: film pokazuje marginalizację kobiet w świecie nauki. Kate (Jennifer Lawrence) odkrywa zmierzającą ku Ziemi kometę, jednak jej odkrycie nie zostaje w pełni zauważone, docenione. Często pada stwierdzenie, że "Don't Look Up" nie przekazuje nic nowego, bo po prostu tacy jesteśmy. Jednak pandemia Covid19 uzmysłowiła mi w pełni monstrualną skalę dezinformacji w sieci, antynaukowej ignorancji, samooszukiwania się i krótkowzroczności ludzi. Zamiast walczyć z globalnymi problemami wypieramy je czy negujemy, wolimy schować głowę w piasek i przeczekać żywiąc nadzieję, że naukowcy wespół z mądrze rządzącymi politykami ocalą ten świat. To jednak utopia, gdyż naukowcy (wirusolodzy, epidemiolodzy, klimatolodzy, przyrodnicy) wciąż nie są wystarczająco słuchani.

Obejrzałem także dwa solidne dokumenty o brytyjskich seryjnych mordercach Peterze Williamie Sutcliffie ("Rozpruwacz z Yorkshire") oraz Dennisie Nilsenie, a mianowicie "Rozpruwacz z Yorkshire" (2020) oraz "Pamiętniki mordercy: Taśmy Dennisa Nilsena" (2021). W pierwszym z nich poraża niekompetencja policji z Yorkshire, która przez 5 lat nie była w stanie złapać seryjnego mordercy kobiet, który zabił i straszliwie okaleczył młotkiem, nożem czy śrubokrętem w latach 1975-80 13 kobiet i zranił 7. Sutcliffe był wyjątkowo groźnym seryjnym mordercą, który atakował w ustronnych miejscach prostytutki, uczennice, studentki, po prostu kobiety. O jego złapaniu w styczniu 1981 roku przesądził czysty przypadek. Faktem jest natomiast, że brytyjska policja była słusznie krytykowana za mizoginiczne podejście do prostytuujących się ofiar, gdyż prostytutki to łatwe ofiary z kategorii tych, których śmierć prawie nikogo nie obchodzi. Na niewidoczne ofiary (męskie prostytutki, bezdomnych gejów czy heteroseksualistów) polował również homoseksualny seryjny morderca i nekrofil Dennis Nilsen, który w latach 1978-83 udusił i poćwiartował w Londynie 15 młodych mężczyzn. Nilsen oferował swoim ofiarom schronienie, jedzenie i alkohol w dwóch mieszaniach w Północnym Londynie, po czym je dusił, rozczłonkowywał, wreszcie ich szczątki palił na stosie w ogrodzie bądź spłukiwał w toalecie (zablokowanie kanalizacji przez ludzkie tkanki i kości doprowadziło do jego ujęcia). Nilsen nie mógł przestać zabijać i choć mordowanie nie sprawiało mu przyjemności "cenił akt i sztukę śmierci". W dokumencie odnajdziemy sporo cytatów z jego opublikowanej post-mortem w styczniu 2021 roku więziennej autobiografii oraz z nagranych taśm. Zapewne niektórzy moi czytelnicy pamiętają też posępny "Killing for Company" zespołu Swans z albumu "The Great Annihilator" (1985):

https://www.youtube.com/watch?v=wfvjKD6D_Zo

Pierwszy post w 2022 roku, a już się rozpisałem. :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz