Miałem miłe wspomnienia z ubiegłoroczną edycją Wrotycz Festival, zatem trzeba było wziąć udział w drugiej edycji 11 kwietnia 2015 roku. Lokalizacja ta sama, czyli Nowa Gazownia przy ulicy Ewangelickiej 1. Moja obecność musiała być obowiązkowa, gdyż w Polsce większe imprezy skierowane do publiczności rozkochanej w szeroko pojętej muzyce gotyckiej czy dla wielbicieli dark ambientu są raczej sporadyczne. Przed Nową Gazownią pojawiłem się krótko po 18 wcześniej natykając się na Łukasza z dark ambientowego Abandoned Asylum. Jako pierwszy przy znikomej jeszcze publiczności zaprezentował się rodzimy projekt artysty dźwiękowego i multiinstrumentalisty Huberta Wińczyka pod nazwą Urinatorium. Chyba jeszcze nie byłem gotów na dłuższe słuchanie muzyki (kusili znajomi oraz stoisko z płytami uginające się od CD z dark ambientem, noisem i neofolkowymi brzmieniami), zatem na występ Urinatorium zerknąłem jedynie pobieżnie. Na pewno jest to intrygująca eksperymentalna porcja dźwięków, gdyż podczas występów czy nagrań Hubert wykorzystuje (cytuję) "narzędzia, odpadki z metalu i tworzyw sztucznych, generator akustyczny, nagrania terenowe, dyktafony, głos (nie)ludzki, mikrofony kontaktowe, radio, dziecięce instrumenty, efekty gitrarowe, rezonans, skrajnie niskie i skrajnie wysokie częstotliwości".
Występ Haven widziałem już w całości i przypadł mi do gustu. Porywający mariaż trip-hopu, industrialu i muzyki klubowej z intrygującym pierwiastkiem kosmicznym. Do tego rewelacyjne wizualizacje: rozmaite formy geometryczne, aktywne sieci połączeń neuronalnych, kawałki kosmicznego gruzu, etc. Widać że dla muzyków Haven (Marcin Jarmulski i Radosław Deruba) koncept wizualny jest nie tyle dopełnieniem występu, co jego równorzędnym elementem.
Norweski projekt dark ambientowy Svartsinn Jana Rogera Pettersena wystąpił w 2008 roku w Poznaniu w Piwnicy 21, ale zabrakło mnie na tamtym koncercie. Svartsinn to dark ambient taki jaki cenię: przestrzenny, mroczny, przenikliwy, głęboki niczym najczarniejsza otchłań. Oczywiście już od pierwszych minut występu Jana Rogera dałem się ponieść ciemnym falom generowanego przez niego dark ambientu. Jako wizualizacje posłużyły (niekiedy spowolnione) sekwencje z jednego z moich ukochanych włoskich horrorów, a mianowicie "Inferno" (1980) w reżyserii Dario Argento. Nie mogło oczywiście zabraknąć chociażby słynnej sekwencji (którą wyreżyserował Mario Bava) nurkowania Irene Miracle w znajdującym się pod wodą pomieszczeniu. I choć split Northaunt & Svartsinn "The Borrowed World" wypełniają dwie kompozycje zainspirowane post-apokaliptyczną powieścią Cormaca MacCarthy'ego "Droga" wizualizacje ze stylowego horroru Argento idealnie pasowały do zaprezentowanego "Ashes of the Late World" z rzeczonego splitu. W każdym razie występ Svartsinn wgniótł mnie w ziemię.
Kolejną niespodzianką była dla mnie austriacka formacja The Devil and the Universe, tym bardziej że wcześniej nie znałem nietuzinkowej muzyki (określanej mianem "goat wave") tria w maskach kozłów. Co prawda odziani w mnisie habity muzycy mieli na sobie maski jedynie na początku występu, ale ich koncert został niezwykle żywiołowo przyjęty. Mamy tutaj do czynienia z satanizmem i okultyzmem w oparach absurdu - oprócz satanicznych wizualizacji i scen z satanicznych horrorów ("Satan's Blood" Carlosa Puerto z 1977 roku, czyli naga kobieta prowadząca pewną parę do rozrysowanego na podłodze pentagramu) w wizualizacjach przewijały się humorystyczne akcenty z trzema postaciami w maskach kozłów. Jak dla mnie bomba, czego niestety nie da się powiedzieć o następnym koncercie Hiszpanów z Ô Paradis.
Obejrzałem może ze 20 minut koncertu Ô Paradis i wyszedłem znudzony zaczerpnąć świeżego powietrza. Ich eksperymentalny pop-folk wydawał mi się zbyt rozwleczony i delikatny. Może to nie była odpowiednia pora, aby około 23 prezentować takie eteryczne i przesycone wrażliwością dźwięki. W każdym razie sala koncertowa Nowej Gazowni podczas występu tria z Ô Paradis znacznie się przerzedziła. Ci co jednak zostali nagradzali zespół oklaskami.
Na zwieńczenie Wrotycza 2015 Nową Gazownią zawładnął Geoffroy D. z Dernière Volonté, któremu towarzyszył Andy Julia z Soror Dolorosa jako perkusista. Obaj muzycy dali wyborny i porywający koncert - czuło się płynącą ze sceny dzikość i energię. Dla rzeszy fanów przybyłych na miejsce Geoffroy D. zaprezentował następujące piosenki: "Au Travers Des Lauriers", "L'Ombre Des Reverberes" (utwór bisowany), "Corps Languissant", "Impossible", "A Jamais", "Toujours" i "Mon Meilleur Ennem", czyli generalnie materiał z dwóch ostatnich płyt Dernière Volonté. Piękny mariaż wojskowej perkusji, elektroniki oraz popowych melodii, a bębny Andy'ego Julia brzmiały po prostu nieziemsko.
Tym razem afterparty miało miejsce w poznańskiej Strefie B, ale zostałem na nim jedynie 45 minut. Wróciłem do domu około 3.30 w nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz