To nie będzie typowa recenzja, bardziej zlepek moich luźnych przemyśleń odnośnie mojego stosunku do muzyki smutnej, poruszającej. Ale o "Burial" też skrobnę kilka słów. Zacząłem słuchać ciężkiej muzyki metalowej w liceum, ale w trakcie wielu lat obcowania z szeroko pojętą muzyką metalową raczej nieśmiało zaglądałem w rejony post-punkowe i gotycko rockowe. Przyczyniły się do tego audycje radiowe w rodzaju "Mrocznych przestrzeni" w poznańskim radiu Afera, ale także moja naturalna skłonność do szukania w muzyce nie tylko agresji, brutalności, ale też mroku, szarości, smutku, głębokiej melancholii. Przykładowo moja długoletnia fascynacja posępnym doom death metalem czy pogrzebowym doom metalem zaprowadziła mnie na ścieżki atmosferycznego post-rocka, neofolku, neoclassical darkwave a la Dark Sanctuary czy dark ambientu (Northaunt, Desiderii Marginis, Raison d'Etre, itd.). Zahaczyłem też chwilowo o depresyjny black metal a la wczesny Bethlehem, Lifelover czy Forgotten Tomb. Wizytowałem także kilka razy festiwal gotycki Castle Party w Bolkowie, ale początkowo tylko dlatego że się zmetalizował i pojawiły się na nim koncerty dark ambientowe. Jednakże dopiero niespełna dwa lata temu uświadomiłem sobie że brzmienia post-punkowe, zimnofalowe czy rockowo gotyckie potrafią być równie mroczne i posępne jak np. funeral doom czy depressive black metal. I to tak naprawdę pionierzy post-punka czy gotyckiego rocka w rodzaju Joy Division, The Sound, The Cure czy Bauhaus wprowadzili do muzyki na początku lat 80-tych piętno smutku i melancholii inspirując tym samym całą rzesze wykonawców wywodzących się z różnorodnych subkultur muzycznych.
Smutek nierzadko bywa postrzegany w sposób jednoznacznie negatywny. Z tego względu dla niektórych ludzi nienormalne może wydawać się że ktoś taki jak ja znajduje przyjemność w słuchaniu ponurej i smutnej muzyki. To samo można odnieść do mnogości artystów tworzących melancholijne kompozycje. Smutna i refleksyjna muzyka od dawna ma dla mnie wymiar katartyczny, gdyż dzięki zanurzeniu się w niej kanalizuję w sobie takie negatywne emocje jak smutek, lęk czy gniew. Zatracam się w niej, przestaję choć na moment myśleć o pożerającej światowe gospodarki pandemii koronawirusa. Z mojego mózgu wydziela się hormon zwany prolaktyną i dzięki niemu zamiast poczucia osamotnienia i rozpaczy pojawia się ten wspaniały stan wyciszenia, wewnętrznego spokoju (obniża się poziom hormonu stresu - kortyzolu). Smutna muzyka wzmacnia moją głęboką empatię. Dzięki niej łatwiej przychodzi mi współodczuwać, postawić się w sytuacji innej jednostki. Jestem bardziej skłonny, by troszczyć się o moich bliskich, przyjaciół, znajomych. Duże znaczenie ma także warstwa liryczna danej piosenki czy towarzyszący danej płycie koncept, z którą/którym można się identyfikować. Niektóre melancholijne piosenki przywołują także przeszłe wspomnienia - ich odsłuch powoduje nagły przypływ nostalgii. Refleksyjna i smutna muzyka jest po prostu dobrym kompanem w trakcie chwil osamotnienia, braku zrozumienia, niepewności związanej chociażby z kryzysem pandemicznym. To piękny wyimaginowany towarzysz, który trwa przy jednostce niezależnie od okoliczności.
Dochodzimy do nowego projektu z Górnego Śląska zwanego Stridulum i EP-ki "Burial" (2020), która jest już dostępna na bandcampie labelu z Wrocławia Bat-Cave Production. Zespół tworzy dwójka utalentowanych muzyków z Dolnego Śląska. Skład jest damsko-męski. Debiutancka EP-ka "Burial" obejmuje trzy główne kompozycje ("Burial", "Unreal" i "Visceral") oraz krótkie intro oraz outro. Mamy tutaj do czynienia z muzyką odrealnioną, wciągającą, chłodną, aczkolwiek przystępną i taneczną, ze zróżnicowanymi żeńskimi wokalami - niekiedy delikatnymi, eterycznymi (np. początek numeru tytułowego czy przede wszystkim ogromnie nastrojowy i chyba najbardziej refleksyjny, najsmutniejszy "Visceral"), innym razem mocnymi, gniewnymi, bardziej stanowczymi (tutaj prym wiedzie ekspresyjny "Unreal"). Podoba mi się jak ta muzyka płynie, przenika słuchacza, wkracza w mglisty świat marzeń sennych. I choć emanuje z niej chłód to jednak chwilami (paradoksalnie) odczuwałem otulające mnie delikatne ciepło tych dźwięków, krótkotrwałe poczucie złudnego bezpieczeństwa. Ułuda to jednak słowo-klucz. Gdybym miał obrazowo opisać zawartość "Burial" to określiłbym ją jako zniewalająco gotycką. W tej muzycznej opowieści zakorzenia się ziarno smutku i straty. Obiecujący materiał na niewielkiej rodzimej scenie darkwave. I być może to zapowiedź czegoś wielkiego. Warto wspierać taką niszową muzykę, gdyż według oferuje znacznie więcej słuchaczowi niż obecna w mediach muzyka popularna.
Minoar powinien spodobać się fanom Hante, Minuit Machine, Kaelan Mikla, Boy Harsher, She Past Away czy Lycia.
Odsłuch:
https://batcaveproductions.bandcamp.com/album/burial
wtorek, 7 kwietnia 2020
Stridulum "Burial" (2020) - recenzja
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Myślałem, że się coś dowiem, ale zaczynając czytać "o nie będzie typowa recenzja, bardziej zlepek moich luźnych przemyśleń odnośnie mojego stosunku do muzyki smutnej, poruszającej." odechciało mi się, bo każdy ma pewien stosunek do muzyki, jedzenia czy polityki ale w recenzjach powinno się być obiektywnym i w dzisiejszych czasach znacznie mniej rozwlekłym. To jaka jest ta płyta? Nie miałem czasu się dowiedzieć, trochę szkoda. Może po prostu posłucham, zamiast poczytać...
OdpowiedzUsuńJednym się spodoba moja pisanina, innym nie. Takie życie. Tak czy owak dzięki za wypowiedź.
UsuńSuper recenzja. Warto poczytać o źródłach (!), i o uczuciach. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDziękuję za przeczytanie.
Usuń