sobota, 17 maja 2014
Outre, Worship i Loss we Wrocławiu - 16 maja 2014 roku (fotorelacja)
Kiedy dowiedziałem się, że Worship i Loss mają zagrać we wrocławskiej Ciemnej Stronie Miasta jako miłośnik funeral doom metalu nie mogłem po prostu odpuścić tego koncertu. Po pierwsze, zarówno Worship, jak i Loss to kapele cieszące się szacunkiem wśród wielbicieli posępnych pogrzebowych dźwięków. Po drugie, oba zespoły miały wystąpić w Polsce po raz pierwszy i do tego na jedynym koncercie. Po trzecie, kultowe demo Worship (jeszcze z ich pierwszym wokalistą Maxem Varnierem, który popełnił samobójstwo skacząc z mostu) z 1999 roku "Last Tape Before Doomsday" uważam za kamień milowy funeral doom metalu. Naprawdę rzadko trafia się na takie perełki w obrębie pogrzebowego doom metalu: skrajnie negatywne, opresyjne, ponure, zwiastujące niekończącą się agonię.
Wrocław przywitał mnie brzydką pogodą i opadami deszczu. Co znamienne, ponad miesiąc temu uczestniczyłem w koncercie Esoteric, Procession i Isole we Wrocławiu i wtedy też padało. Można by powiedzieć, że aura odpowiednia na doom metalową deprechę. Do Ciemnej Strony Miasta zawitałem po raz pierwszy i muszę przyznać, że to całkiem fajne miejsce na podziemne koncerty. Można pogawędzić z prowadzącym klub, jest całkiem przestronnie i przyjemnie. Koncert rozpoczął się z całkiem sporą obsuwą czasową, gdyż bus z muzykami Worship i Loss zgubił się (?) we Wrocławiu. Publiczności 25, góra 30 osób (nie licząc członków kapel), zaledwie 28 biletów sprzedanych, a szkoda... no cóż, pogrzebowy doom metal rzadko trafia w gusta nastawionych na szybkie tempa i agresję słuchaczy metalu. Małe stoisko z merchem, na którym można było zakupić koszulki Worship i Loss, płyty Worship, w tym re-edycję "Last CD Before Doomsday" (zakupiona!), kasetę polskiego funeral doomowego Egzekwie plus świeżutki split Loss & Hooded Menace.
Najpierw na scenie Ciemnej Strony Miasta pojawili się black metalowcy z krakowskiego Outre. Nazwa ta obijała mi się o uszy już od jakiegoś czasu, ale tak naprawdę posłuchałem ich ze skupieniem na krótko przed wczorajszym koncertem (zarówno EP-kę "Tranquility", jak i split z sosnowieckim Thaw, oba materiały z 2013 roku). W muzyce Outre wprawny słuchacz od razu wychwyci wpływy norweskiej szkoły black metalu, ale też trochę prog/post-rockowych inklinacji (vide saksofon w "Hear the Voice"). Dominuje oczywiście siarczysty łomot, co dało się odczuć w trakcie koncertu. Trzydziestominutowy gig Outre momentami był bardzo zadziorny i agresywny, a wokalista zespołu Andrzej Nowak zszedł ze sceny do nielicznie zgromadzonej publiczności i tam śpiewał. Nieszablonowa twórczość Outre powinna przypaść do gustu wielbicielom nowoczesnego post-black metalu. Osobiście moim faworytem (zagranym zresztą przez Outre) jest fenomenalny numer "Sea of Mercury".
No i doczekałem się wreszcie hołubionego przeze mnie Worship. Pisałem o tym zespole (wytrwale kierowanym przez Daniela "The Doommongera" Pharosa) jakiś czas temu właśnie w związku z ich jedynym koncertem w Polsce. Worship zaserwował zgromadzonym ponad godzinną dawkę posępnego funeral doom metalu. Muzyki, przy której zamknąłem oczy i odpłynąłem... wczuwając się w jej pozornie monotonny, acz jednocześnie nienawistny klimat. Fenomenalna praca gitar The Doomongera i Satachrista: przeszywająca, zniekształcona, lamentacyjna; brutalny growling Daniela z kilkoma partiami mówionymi (np. przy zagranym na sam koniec "Whispering Gloom"), totalne skupienie na twarzy gitarzysty Satachrista, który zdawał się być w innym świecie. Z założenia antykomercyjny i ospały funeral doom Worship nie trafi do każdego, ale mnie taka muzyka wciąga bez reszty w otchłań melancholii. Cieszę się, że wreszcie mogłem zobaczyć Niemców na żywo. A zagrany na sam koniec "Whispering Gloom" uważam za jedną z najlepszych funeral doomowych kompozycji w ogóle. Potworny grobowy dół zakończony smutnymi i niknącymi odgłosami pianina. Setlista - zapytacie? 5-6 utworów. Na pewno wybrzmiały "Zorn a Rust Red Scythe" z "Dooom" (2007) i "Fear Is My Temple" z "Terranean Wake" (2012), chyba jeszcze "Worship" z dema z 1999 roku.
Amerykanie z Loss zdobyli sobie uznanie fanów doom metalu przede wszystkim ciepło przyjętym albumem "Despond" (2011). Lubię ten zespół i ich depresyjny death doom z głębokim growlingiem a la Thergothon. Ich muzyka na żywo wypada nieco żwawiej niż Worship, ale i tak potrafi być przygnębiająca. Pięknie wypadły zagrane wczoraj "Cut Up, Depressed and Alone", "Conceptual Funeralism unto the Final Act (of Being)" czy "Open Veins to a Curtain Closed": wolne i zniekształcone partie gitar, łagodne gitarowe interludia (obecne także u Worship), miażdżące riffy, wspaniała praca basu, do tego mocny growl Mike'a Meachama odzianego w koszulkę Ildjarn "Forest Poetry", który potrafi też rzygnąć black metalowym jadem. Meachamowi zdarzało się nawet trochę konwersować z widownią w przerwach pomiędzy graniem poszczególnych kompozycji Loss. Stwierdził, że Polska to piękny kraj i dwukrotnie zachwalał Worship ("They are fucking awesome!"). Nic w tym dziwnego, w końcu Loss i Worship wspólnie dzielili w 2005 roku split. Czekam na następcę "Despond" i życzę sobie więcej doom metalowych koncertów w Polsce, gdyż ów sub-gatunek metalu także i tutaj ma swoich oddanych fanów... i tylko ubolewać trzeba, że tego typu koncerty przechodzą w środowisku metalowym praktycznie bez echa, gdyż przychodzi na nie jedynie garstka słuchaczy. Niestety analogiczna sytuacja miała miejsce w 2009 roku w poznańskim Bazylu, kiedy zagrały Longing For Dawn, Mourning Beloveth i Mournful Congregation.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz