Dawno nie pisałem o muzyce, bo jakoś nie miałem weny. Słucham jej duże ilości, aczkolwiek na koncerty przestałem uczęszczać, gdyż w czasie pandemii ich brak (i zapewne - nie ma się co oszukiwać - prędko nie wrócą). Jednak fenomen norweskiego zespołu Wardruna nie przestaje mnie zadziwiać. Pamiętam początki tego zespołu (czasy "Runaljod - gap var Ginnunga" z 2009 roku i dalej), gdy nie był jeszcze szerzej ogółowi znany. Siedziałem wówczas dość mocno w muzyce metalowej, aczkolwiek często sięgałem po melancholijną muzykę takich zespołów jak Heathen Harnow (obecnie Forndom), Vali, Tenhi, Kauan, Empyrium, itd. I już wówczas nordycki folk Wardruny intrygował, fascynował. Jestem ciekaw czy Einar Selvik zdawał sobie wtedy sprawę, że jego zespół będzie wyprzedawał koncerty, a albumy takie "Kvitravn" (jego pierwotna premiera miała mieć miejsce 5 czerwca 2020 roku, ale ostatecznie z powodu pandemii mocno przesunęła się na 22 stycznia 2021 roku) będą lądowały wysoko na liście krajowych box-office'ów pod kątem liczby sprzedanych egzemplarzy (pierwsze i w pełni zasłużone miejsca na charts w Polsce i Austrii). 14 milionów odsłon genialnie atmosferycznego singlowego teledysku "Lyfjaberg" także robi wrażenie. Który zespół muzyka z wyraźnymi korzeniami black metalowymi stać na takie oszałamiające wyniki? Muzyka Wardruny jak widać łączy gusta rzeszy ludzi: subkultur metalowej, gotyckiej, społeczności pogańskiej, ale też osób, które w ogóle nie słuchają cięższych brzmień. Wardruna to niewątpliwie folkowo-ambientowy fenomen.
A właśnie black metalowe korzenie Einara Selvika? Warto o nich wspomnieć, gdyż Einar w latach 90-tych XX wieku bębnił jako Kvitrafn w mniej lub bardziej znanych zespołach black metalowych wywodzących się z Bergen. Tutaj trzeba wymienić założony w 1995 roku folk black metalowy Bak de Syv Fjell (czyste wokale w "From Haavardstun" przypominały mi materiały Ved Buens Ende czy Fleurety), Det Hedenske Folk, Ildkrig czy Mortify (z wokalami niejakieg Øisteina Selvika - czyżby brata?) Bębnił także w Gorgoroth (w latach 2000-2004),Jotunspor (ten projekt Kvitrafn współtworzył z King ov Hell), Dead to This World czy Sigfader. Kvitrafna na perkusji (z długimi włosami i w corpsepaincie) można zobaczyć na osławionym DVD Czarnej Mszy Gorgoroth w Krakowie z 2004 roku . To wówczas Gorgoroth został oskarżony w katolickiej Polsce o bluźnierstwo, gdyż na scenie pojawiły się nabite na kolce głowy owiec, nadzy ukrzyżowani ludzie i inne obrazoburcze treści. A nie był to jeszcze czas, w którym samodzielnie rządzili wyznaniowi dewoci z PiSu. A dzisiaj niezwykle łatwo jest obrazić cudze uczucia religijne, jakimkolwiek abstraktem by one nie były.
"Kvitravn" to doprawdy niezwykły album, perfekcyjny w każdym calu. Genialnie zaśpiewany przez Einara i Lindy Hay Fella, obecnie jedynych stałych członków Wardruny, a także gościnnie przez zaproszoną grupę śpiewaków tradycyjnych norweskich brzmień. Nie będę tutaj analizował wszystkich numerów po kolei, ale póki co najbardziej przemawiają do mnie "Skugge", "Kvitravn", "Fylgjutal" czy zamykający album "Andvevarjold". Mam też nieodparte wrażenie, że bogata brzmieniowo, magiczna, medytacyjna i głęboko osadzona w poetyce nordyckiej mitologii muzyka Wardruny staje się jeszcze głębszym niż dotychczas, uwznioślającym doświadczeniem spirytualnej podróży w głąb siebie, odkrywania związków jednostki z Naturą. Inspiruje też rzesze ludzi do odkrywania animizmu, czytania skandynawskich poematów (Eddy) i zachwycania się pięknem ożywionego świata przyrody, rozległymi, surowymi i dziewiczymi krajobrazami takimi jak leśne knieje, zimne i ośnieżone szczyty, poszarpane fiordy, uśpione wulkany czy żyjące lodowce.
Oglądałem materiały Einara dotyczące powstawania pomysłów na utwory Wardruny. Einar wspomniał w nich, że przychodzą mu do głowy chociażby w trakcie samotnych wędrówek przez leśne ostępy. Piękna sprawa. Wielu artystów tworzy w taki sposób, gdy są sam na sam z własnymi myślami, refleksjami, wspomnieniami. Najpierw przychodzi zachwyt dziewiczą scenerią, a potem np. w cieniu kurhanu z odległej przeszłości kiełkuje pomysł, idea. Sama wędrówka poprzez norweski las potrafi być zarzewiem tworzenia. "Kvitravn" jako całość buzuje od obrazów, tradycji i idei: animizm i umiłowanie Natury, zwierzęce duchy, cienie, głęboka mądrość płynąca ze starych przypowieści i mitów, zapierająca dech w piersiach sceneria norweskiej przyrody. To płyta szczera, autentyczna, pełna symbolizmu. Bo "wszystko, co wartościowe, ma swoją cenę." (kontekst wspinaczki na górę uzdrowienia, Lyfjaberg, Einar Selvik, teledysk nakręcony został częściowo w masywie górskim Tustna na wyspie o tej samej nazwie). Szczerość i autentyczność muzyki Wardruna przyciąga do tego zespołu tysiące fanów. W końcu sztuka powinna być właśnie szczera, chwytająca za serce i autentyczna. Szczerości i autentyczności często i bezowocnie poszukujemy w innych osobach z naszego otoczenia. To jednak długa, kręta i wyboista droga we mgle, która nie zawsze kończy się powodzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz