czwartek, 4 lutego 2021

Marilyn Manson vs oskarżenia jego byłych partnerek o znęcanie się

                                                             

                                          
                                                    
Ostatnio głośno jest nie tylko w prasie muzycznej o oskarżeniach, jakie wniosły wobec Marilyna Mansona jego byłe partnerki i inne kobiety, w tym Evan Rachel Wood, Ashley Lindsay Morgan, Sarah McNeilly, Chloe Black i Gabrielle. Oskarżeń o znęcanie się fizyczne i psychiczne nie potwierdziła jedynie eks-żona muzyka Dita Von Teese. Z Mansonem współpracę zerwała jego dotychczasowa wytwórnia Loma Vista Recordings. Stanowczo odciął się od niego Trent Reznor z Nine Inch Nails - producent dwóch pierwszych albumów MM.

Osobiście nigdy nie miałem regularnej styczności za twórczością Marilyna Mansona, choć raz miałem okazję widzieć tego artystę na żywo: w poznańskiej Arenie w 2003 roku. Pamiętam, że koncert subiektywnie mi się podobał, był mocny, nieco perwersyjny i ekscentryczny. Ale jakoś mnie to zbytnio nie przekonało do muzyki Briana Warnera, ot, lubię ledwie kilka kawałków i miałem bodaj jego dwa albumy na CD ("Antichrist Superstar" i "Holly Wood"). Bardziej ciągnęło mnie do muzyki wspomnianego powyżej Nine Inch Nails, Ministry, Godflesh, Front Line Assembly, etc. Pamiętam jednak jak z ciekawością śledziłem informacje o masakrze w Columbine z 20 kwietnia 1999 roku. Za masowy mord Dylana Klebolda i Erica Harrisa niektórzy politycy i dziennikarze obwinili zespoły, które sprawcy słuchali np. Rammstein, KMFDM i Marilyn Manson. Szczególnie Manson stał się wówczas kozłem ofiarnym, naczelnym deprawatorem amerykańskiej młodzieży. Brian bronił się najlepiej jak mógł i udało mu się ten kryzys wizerunkowy jakoś przetrwać.

Nie było wielką tajemnicą, że Marilyn Manson traktował ludzi okropnie, zarówno członków swojego zespołu, jak i asystentki czy dawne partnerki. Wystarczy przeczytać jego biografię z 1998 roku "Long Hard Road Out of Hell" (ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Kagra) czy poszukać informacji odnośnie 'zaginionego' filmu Mansona zatytułowanego wymownie "Groupie". Zdziwienia i szoku większego nie ma. Rozsądek i empatia nakazuje mi w tym akurat przypadku stanąć po stronie skrzywdzonych kobiet, czyli ofiar.  Żyjemy obecnie w czasach MeToo, gdzie przestępstwa znęcania się psychicznego, molestowania seksualnego i przemocy seksualnej są błyskawicznie nagłaśniane w mediach społecznościowych i wieści bardzo szybko się rozchodzą. Manson tłumaczy się, że wszelkie relacje intymne z kobietami, które wcześniej miał były w pełni konsensualne. Czy aby na pewno? 

Owszem, zdarzały się przypadki fałszywego oskarżenia o gwałt, ale są one statystycznie rzadkie. Przestępstwa seksualne i akty domowej przemocy wobec kobiet są też często (stanowczo zbyt często) ignorowane, bagatelizowane przez organy ścigania, a kobiety zazwyczaj wstydzą się przyznać, że padły ofiarą wampirów emocjonalnych i seksualnych drapieżców. Ruch MeToo ośmielił je, sprawił, że przestały się bać i co rusz dochodzi do takich smutnych, aczkolwiek koniecznych coming outów. 

Przeczytałem opis asystenta Mansona Dana Cleary, który stanął po stronie Evan Rachel Wood i sprzeciwił się nazywaniu oskarżających muzyka kobiet kłamczyniami. Warto przeczytać i samemu wyrobić sobie zdanie:

https://twitter.com/DanCleary79/status/1304976908489076739

Czy obecny skandal wokół Mansona sprawi, że ów artysta spadnie z hukiem z piedestału tak jak np. Bill Cosby? Być może. Czas pokaże. Ja jednak nie zamierzam nikogo zniechęcać do słuchania Marilyna Mansona i kupowania jego płyt, gdyż jestem zwolennikiem oddzielenia sztuki od osoby artysty. Dla wielu słuchaczy i słuchaczek jego muzyka coś kiedyś znaczyła, dla mnie akurat nie. Nie przepadam też za cenzurowaniem sztuki w drastycznej formie. Wychowałem się na horrorach (zarówno literackich, jak i filmowych) oraz na black i death metalu. Wielu cenionych artystów miało swoje mroczne odchyły, ćpało na potęgę, zachowywało się obscenicznie i traktowało innych ludzi podle, skandalicznie i z wyrachowaniem. Nie pierwszy taki przypadek i nie ostatni. Oczywiście należy być przyzwoitym wobec innych, a już szczególnie wobec kobiet, które bardzo często są ofiarami przemocy domowej, seksualnej, emocjonalnej. Wykazać zainteresowanie, wspierać i nigdy nie osądzać. Pewne zachowania traumatyzujące innych muszą być jednak społecznie piętnowane - niezależnie od tego jak znany i straumatyzowany był sam sprawca. Jeśli celowo i z rozmysłem niszczymy kogoś fizycznie czy psychicznie to nie zasługujemy na żaden poklask, a jedynie na dezaprobatę, ostracyzm. Plamy na reputacji nie da się łatwo zmazać. Zwłaszcza w dobie zainicjowanego w USA ruchu MeToo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz