sobota, 27 lutego 2021

Bad Blood for the Vampyr (1984) - recenzja

Urocza, abusrdalna i amatorska produkcja osadzona w Berlinie Zachodnim. Skrajnie niskobudżetowa, utrzymana w ekspresjonistycznej czarno-białej tonacji opowieść o samotnym wampirze, który poszukuje 'dobrej krwi' dziewicy, gdyż zraził się do 'złej krwi'. Nieśmiertelny wampir pragnie umrzeć, ale to niewykonalne. Narratorem tej kiczowato-atmosferycznej opowiastki jest niejaki Dorian Gray :-)

20-minutowa kapsuła przedstawiająca subkulturę gotycką i punkową Berlina Zachodniego w 1984 roku. W obsadzie m.in. Blixa Bargeld z Einstürzende Neubauten w roli Złego Księdza. Muzyka Einstürzende Neubauten, Die Arzte czy The Golden Vampire. Początek filmu nakręcono w słynnym zachodnio-berlińskim klubie Risiko (Risk), w którym ongiś gościli Nick Cave, Christiane F., Jim Jarmusch czy Wim Wenders. Słuszna nazwa, gdyż było to miejsce, w którym noce upływały na piciu i zażywaniu narkotyków. Do zapamiętania ironiczna scena krwawej uczty wśród scenerii urbexowego rozkładu.

Niskobudżetowy hołd dla oniryczno-ekspresjonistycznego "Vampyr" (1932) Carla Dreyera, ale także dla filmów Russa Meyera z Turą Sataną oraz Eda Wooda. Wyczytałem, że ten krótki metraż mógł być źródłem inspiracji dla "Only Lovers Left Alive" (2013) Jima Jarmuscha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz