sobota, 12 października 2013

Bestial Raids, Necros Christos i Grave Miasma w Bazylu - 11 października (fotorelacja)


























Na ten koncert napalałem się od dawna, ponieważ jestem ogromnym fanem okultystycznego death metalu. Po 18 odebrałem dwójkę znajomych, którzy przyjechali do Poznania spod Warszawy i w drogę do Bazyla. Na miejscu pierwszy zgrzyt - Necros Christos i Grave Miasma nie dojechali na czas. Koncert zaczyna się opóźniać. To źle dla mnie wróży, bo powrót do mojego miejsca zamieszkania mam fatalny...

W klubie trwa oczekiwanie na koncerty. Tłoczno. Przyjechali ludzie z całej Polski: ze Śląska, Krakowa, Warszawy. Tłok panuje przy stoisku z płytami CD i koszulkami. Płyty CD w bardzo niskich cenach od 18 zł do 25-30 zł - kumpel z Obornik Śląskich kupuje ich siedem. Znajomy z Wyszkowa sprawia sobie koszulkę Cultes des Ghoules. Stoiska z merchandisem Necros Christos i Grave Miasma nie ma (chciałem na nim pogrzebać), bo zespoły nadal w drodze (przed koncertem Bestial Raids były w okolicach Leszna)...

Jakoś po 21 na scenę wychodzą Bestial Raids z Kielc. I atakują zgromadzoną publiczność bestialskim death/black metalem z mocną okultystyczną otoczką. Pod sceną zaczyna się piekło, totalny młyn, a że stoję bardzo blisko sceny nie jestem w stanie robić dobrych zdjęć (co chwila ktoś na mnie wpada i muszę go wpychać w kłębowisko szalejących ludzi). Kawałki krótkie, acz cholernie intensywne, wokale Sadista brzmią niczym demoniczny ryk z najgłębszych czeluści piekieł. Brzmienie gitar surowe, podziemne i brudne, praca perkusisty rewelacyjna (zarówno Necron, jak i Desolator ukryci za maskami gazowymi). Nie jest to jednak wbrew pozorom prymitywna sieka, są miażdżące zwolnienia i inne atmosferyczne wtręty. Widownia w amoku, po każdym wybuchu brutalności (czytaj: utworze) rozlega się krzyk z wielu gardeł: "Bestial Raids!". Kapela wydała od 2003 roku kilka demówek i splitów oraz dwa długograje "Reversed Black Trinity" (2007) oraz "Prime Evil Damnation" (2011).

Około 22.30 na scenie Bazyla zaczynają się instalować spóźnieni Niemcy z Necros Christos. Idzie im bardzo sprawnie i szybko zaczynają grać. Nie będę ukrywał, że poznałem tą kapelę dość późno, a grają już niemal od dekady. Przed dwoma ostatnimi albumami "Triune Impurity Rites" (2007) i "Doom of the Occult" (2011) wydali sporo demówek i splitów. Specyfiką muzyki Necros Christos są liczne intra, instrumentale oraz interludia o charakterze rytualistycznym pomiędzy poszczególnymi black/death metalowymi wałkami. Na żywo siłą rzeczy tego zabrakło, co mi w ogóle nie przeszkadzało. W trakcie gigu Necros Christos pod sceną znowu szaleństwo, w pewnym momencie musiałem się cofnąć po tym jak kumpel z Obornik Śląskich wciągnął mnie na chwilę do młyna. Stanąłem obok kolesia z rozbitym nosem. Jego krew zdobiła podłogę klubu, ale on zdawał się wcale tym nie przejmować. To się nazywa dedykacja dla sceny! Poza tym w trakcie koncertu Necros Christos jakiś pijany idiota stojący gdzieś obok rozbił o podłogę szklankę po piwie. Rozumiem, że ludzie lubią oddać się nieskrępowanemu szaleństwu na najbrutalniejszych metalowych sztukach (co w końcu jest wyrazem uznania dla danej kapeli), ale to już jest lekkie przegięcie. Generalnie mało mnie interesuje los obcych mi osób, ale niech ktoś z mosh-pitu runie na to walające się szkło i o nieszczęście nietrudno. A potem koncert zostaje przerwany i zaczynają się problemy. Zresztą na koncercie Grave Miasma też co pewien czas słyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Mniejsza z tym. Koncert Necros Christos był porywający, istna destrukcja Sodomy i Gomorry - tak jak z coveru "Doom of the Occult", który zdobi obraz XIX-wiecznego malarza Johna Martina.

Grave Miasma. Kurczę, ale podoba mi się nazwa tej brytyjskiej kapeli. Grobowy miazmat. Odór grobu. Nazwa adekwatna do twórczości brytyjskiej occult black/death metalowej kapeli. Ich debiutancki album "Odori Sepulcrorum" (2013) słuchałem przed koncertem wiele razy i jest autentycznie dobry. Ba, jeden z najlepszych albumów death metalowych, jakie miałem okazję słuchać w tym roku (obok świetnego debiutu ukrytych za habitami Szwedów z Irkalllian Oracle). Bluźnierczy blackened death metal, w którym dominują umiarkowane tempa i posępne doomowe miażdżenie. Nie wiem jak inni, ale ja widząc Grave Miasma na żywo czułem się częścią jakiegoś obscenicznego rytuału. Te monstrualne doomowe riffy, ten przerażający dźwiękowy chaos; erupcje metalowej furii stopniowo przechodzące w ziejący ciemnością doom. Im bardziej penetruję scenę scenę occult death metalową tym ciekawsza mi się wydaje (Dead Congregation, Muknal, Teitanblood, Irkallian Oracle, Embrace of Thorns, etc.) Bo jest w tej muzyce coś autentycznie złego, pierwotnego. Antyczny horror. Czarna magia z otchłani. A koncert Grave Miasma... rewelacyjny! W trakcie grania na żywo "Ossuary" z ostatniego albumu poleciałem kupić ich koszulkę.

No cóż, teraz pozostaje czekać na Incantation i Impiety 16 listopada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz