Po dłuższej przerwie powracam do recenzji książkowych.
Nadrabianie zaległości książkowych w trakcie pandemii Covid19 to znakomity pomysł, by odreagować, przenieść się w inną, mniej lub bardziej realną rzeczywistość. Książki stanowią idealną wręcz odskocznię, gdy Czytelnik przebywa w kwarantannie czy stosuje się do zasady dystansowania społecznego. Pomagają przezwyciężyć nierzadko dotkliwe poczucie wyalienowania, szczególnie obecne w trakcie przymusu zamknięcia. Wpadła mi ostatnio w ręce (w sumie dość niespodziewanie) najnowsza antologia opowiadań Stephena Kinga "Jest krew..." (wydawnictwo Prószyński i Spółka). I skoro już do mnie dotarła stwierdziłem, że przeczytam ją z przyjemnością, gdyż literackie horrory i antologie opowiadań grozy Stephena Kinga takie jak "Carrie", "Lśnienie", "Miasteczko Salem", "Nocna zmiana", "Cujo", "Smętarz dla zwierząt" czy "Misery" stanowiły istotną część mojego dzieciństwa i młodości. Potem na długie lata przestałem śledzić poczynania pisarskie Kinga, który jest niezwykle płodnym i kasowym pisarzem posiadającym ogromne grono wielbicieli. "Jest krew..." jest zatem moim powrotem do twórczości Amerykanina po długim okresie odstawienia jego bestsellerowej literatury. Czy powrotem na stałe? Czas pokaże.
Na "Jest krew..." składają się cztery z wprawą skonstruowane i trzymające w napięciu opowieści: "Telefon Pana Harrigana", "Życie Chucka", "Jest krew, są czołówki" i "Szczur". Opowiadanie pierwsze ("Telefon Pana Harrigana") King oparł na zapamiętanym mgliście w czasach dzieciństwa horrorze, w którym główny bohater bojąc się pogrzebania żywcem kazał zainstalować telefon w swojej krypcie. W "Telefonie Pana Harrigana" pojawia się jakże charakterystyczny dla gotyckich dreszczowców motyw zemsty zza grobu - czynnikiem sprawczym karania osób czyniących zło staje się ukryty w kieszeni nieboszczyka model iPhone'a pierwszej generacji. Opowiadanie dowcipne, momentami czułe i empatyczne, momentami budzące grozę. Czy nie chcielibyście zadzwonić pod numer waszego zmarłego przyjaciela czy członka rodziny, by choć ten jeden ostatni raz usłyszeć jego nagrany głos?
"Życie Chucka" to z kolei opowieść chyba najbardziej pokręcona i surrealistyczna, której wiodącą postacią jest umierający na glejaka mózgu 39-letni biznesmen Chuck. Początkowo mocne i apokaliptyczne opowiadanie składa się tak naprawdę z trzech części, w których śmierć, dorosłość i dzieciństwo Chucka zostają nakreślone w odwrotnej kolejności. Pojawiają się wątki nadnaturalne oraz typowa dla twórczości Kinga empatia, szczególnie widoczna w drugim segmencie "Życia Chucka", w którym ten facet o wyglądzie typowego biznesmena spontanicznie zaczyna tańczyć niesiony energiczną muzyką ulicznego bębniarza. I wspomnieniami z czasów muzykowania w podrzędnej kapeli The Retros.
Najdłuższym i najbardziej trzymającym w napięciu opowiadaniem antologii jest "Jest krew, są czołówki". Ciekawa jest geneza powstania tego opowiadania będącego swoistym sequelem "Outsidera", powieści Kinga, której nie miałem jeszcze okazji czytać. King zaczął zauważać, iż istnieje bardzo specyficzna grupa lokalnych korespondentów telewizyjnych, którzy pojawiają się zawsze tam, gdzie dochodzi do wydarzeń ociekających krwią, rozpaczą i traumą: masowych morderstw, katastrof lotniczych, aktów terroryzmu, katastrof naturalnych. Tutaj spragnionym agonii, krwi i cierpienia outsiderem staje się reporter Chet Ondowsky, który zjawia się jako pierwszy na miejscu tragicznego zamachu bombowego w szkole, w którym giną dzieci. Na jego trop wpada odważna detektyw Holly Gibney i w finale dochodzi do złowieszczej konfrontacji. Jest krew. Są nagłówki. Od siebie dodam: jest klikalność.
Osią finałowego opowiadania antologii, czyli "Szczura" jest iście faustowski zakład o odniesienie sukcesu komercyjnego związanego z publikacją pierwszej powieści. Ten zakład zawiera zmagający się z słowem pisanym, gorączkujący i powoli popadający w szaleństwo pisarz ze szczurem, który mówi. Całkiem żartobliwa, acz niepokojąca opowiastka o tym jak wielu pisarzy na świecie walczy z napisaniem powieści, a lepiej wychodzą im opowiadania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz