poniedziałek, 10 czerwca 2013

W oczekiwaniu na misterium Dead Can Dance




Nie załapałem się na ubiegłoroczny koncert Dead Can Dance w warszawskiej Sali Kongresowej, gdyż bilety rozeszły się w ciągu zaledwie 1-2 dni. Czerwcowa trasa Lisy Gerrard i Brendana Perry pod szyldem DCD obejmuje trzy miejsca: Wrocław, Zabrze i Sopot. Udaję się jutro do Wrocławia, aby spełnić jedno ze swoich muzycznych marzeń. Po raz pierwszy doświadczyć muzyki Lisy i Brendana na żywo. Ciężko jest tak naprawdę opisać muzykę Dead Can Dance bez popadania w nadmierną egzaltację. Ich neo-klasyczny darkwave pełen jest pasaży niewysłowionego rozmachu i olśniewającego piękna. Nie będę w tym miejscu ukrywał, że najbardziej cenię sobie wczesny okres twórczości Dead Can Dance do albumu "The Serpent's Egg" (1988), z którego pochodzi bodaj ich najsłynniejszy utwór "The Host of Seraphim". Natomiast magnum opus zespołu jest dla mnie i zawsze będzie "Within the Realm of a Dying Sun" (1987) - arcydzieło melancholii i żałobnego piękna, którego okładkę zdobi rzeźba z grobowca chemika i fizjologa Francoisa Vincenta Raspaila z paryskiego cmentarza Père-Lachaise. Jak dla mnie płyta kompletna, absolutny majstersztyk, na której nie ma słabej kompozycji, wszystkie tworzą zwarty monolit neo-klasycznej metafizyki. Słuchanie tej płyty po zmroku przyprawia o dreszcze - niesamowite wokale Brendana i Lisy z naciskiem na ekspresję wokalną Gerrard doskonale się równoważą. "Cantara", "Xavier", "Persephone (The Gathering of Flowers)", "Summoning of the Muse"... te przecudowne kompozycje nigdy się nie zestarzeją... a "Within the Realm of a Dying Sun" chyba już na zawsze pozostanie moją płytą numer jeden. Polecam również niewtajemniczonym w DCD ich debiutancki (i najbardziej gotycki) album z 1984 roku zatytułowany po prostu "Dead Can Dance".  Pozostaje tylko czekać na jutrzejszy koncert... dłuższa relacja pojawi się na naTemat.pl, gdzie piszę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz