niedziela, 13 kwietnia 2014
Morowe "S" (2014) - recenzja
Trochę spóźniona recenzja, ale w gruncie rzeczy nie dbam o to. Tak naprawdę wgryzłem się w najnowszy album Morowe dopiero niedawno - po zakupie płyty CD na koncercie Furii i Bloodthirst. Dopiero wtedy zacząłem "S" słuchać regularnie. Nasamprzód muszę przyznać, że nazwa Morowe jest idealna, gdyż znakomicie komponuje się z eklektycznymi black metalowymi dźwiękami tworzonymi przez ów wspaniały projekt Nihila. No bo w końcu "mór" to nic innego niż poczciwa dżuma. Atra Mors. Czarna Śmierć. Morowa zaraza. Warto nadmienić, że postać płucna dżumy może rozprzestrzeniać się drogą kropelkową lub aerozolową (stąd też morowe powietrze), z tym że tego typu zarażenia są raczej rzadkie. Podstawowym rezerwuarem dżumy są szczury, a także pasożytujące na cielskach tychże pchły w których rozwija się bakteria Yersinia pestis.
"Wiosną tego roku mór począł w przedziwny sposób okrutne spustoszenia czynić. Choroba nie objawiała się u nas tak, jak na Wschodzie, gdzie zwykłym znamieniem niechybnej śmierci był upływ krwi z nosa. Zaczynała się ona równie u mężczyzn jak u kobiet od tego, że w pachwinach i pod pachą pojawiały się nabrzmienia, przyjmujące kształt jabłka albo jajka i zwane przez lud szyszkami. Wkrótce te śmiertelne opuchliny pojawiały się i na innych częściach ciała; od tej chwili zmieniał się charakter choroby: na rękach, biodrach i indziej występowały czarne albo sine plamy; u jednych były one wielkie i rzadkie, u drugich skupione i drobne. Na chorobę tę nie miała środka sztuka medyczna; bezsilni byli też wszyscy lekarze"- cytat z "Dekamerona".
Wydany przez Witchinghour Productions drugi album studyjny Morowe "S" to płyta na wskroś eksperymentalna, tonąca w miazmatach psychodelii i... morowego powietrza. Potrzeba czasu, aby zasmakować w tym przepysznym owocu, który od środka toczy lubieżna zgnilizna. Na pewno "S" jest płytą odważną, alternatywną, wymykającą się prostym kwalifikacjom, lecz groteskowemu teatrzykowi okrucieństwa i masek ciągle Morowe towarzyszy black metal. Weźmy np. drugi po wprowadzeniu "W pokoju magii" - z początku bardzo agresywny utwór, później z wyjątkową gracją wkraczający na grząskie tereny psychodelii. Zachwycam się tym kawałkiem i jego spójnością, bogatą paletą dźwięków. Później jest podobnie: nietuzinkowe aranżacje, łobuzersko-wisielczy klimat i nade wszystko ów dymieniczny (znowu z rozmysłem nawiązuję do dżumy) posmak psychodelii. Ambitna zabawa zarówno dźwiękiem, jak i słowem. "Nocna strawą" można delektować się do woli, zwłaszcza w obecności obsiadających trupa "Much". "S" jako całość słucha się po prostu wybornie; toż to hipnotyczna fantasmagoria, fantastycznie zmiksowana, żaden dźwięk nie jest tutaj przypadkowy (surowizna gitar, kanonady blastów, czyste wokale przeplatane blackowymi), wszystko jest spójne, należycie zbalansowane i nieprzewidywalne. "Oni przyjdą". W blasku krwawego księżyca. Ukryci za bielą masek. Ich ciała szarpane zarazą morową. Śmierdzące. Upstrzone plamami.
Kapitalna płyta będąca wykwitem chorej wyobraźni Hansa i Nihila. Czekam na odpowiedź Furii. Oby jeszcze w tym roku... zaprawdę zatęchłym morowym powietrzem można się rozkoszować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz