niedziela, 31 sierpnia 2014

Hellspawn i Pandemonium u Bazyla, 30 sierpnia 2014 roku (fotorelacja)

Znowu szybka decyzja o zajrzeniu do Bazyla na koncert metalowy. Tym razem na rodzime Pandemonium (ich koncert widziany ostatnio na Castle Party 2014) i Hellspawn. Na miejscu od razu rzuciła się w oczy słaba frekwencja. Na Facebooku ktoś wrzuca wydarzenie koncertowe, chęć przyjścia deklaruje ponad 110 osób (ja nie zadeklarowałem, tak naprawdę decyzja o wbiciu na ten koncert była spontaniczna), a nie przychodzi nawet połowa. Polscy maniacy metalu powinni wspierać rodzimą scenę i pamiętać o tak znaczących kapelach jak Pandemonium, ale bywa inaczej. Na przyszłych koncertach Vader i Behemoth sale koncertowe pewnie będą pękać w szwach.

Death metalowy Hellspawn z Wielunia, który supportował Pandemonium zaczął grać jakoś przed 21. Przyznam się bez bicia, że ich muzykę usłyszałem po raz pierwszy - może dlatego, że death metalowego gruzu słucham od kilku lat coraz rzadziej skupiając się (wybiórczo) na doom metalu i black metalu. Intensywny, brutalny i szybki death metal Hellspawn sprawił mi jednak całkiem sporo radochy. Interesujące riffy, ciekawe rozwiązania aranżacyjne, soczysta i wyrachowana brutalność skondensowana w 2-3 minutowych ciosach, ale bez popadania w nudną i jałową przesadę. Jest szybko i ekstremalnie, ale też pojawiają się miażdżące wolne partie, które nadają death metalowi Hellspawn odpowiedniej dozy zróżnicowania. Będę musiał sięgnąć po jakieś ich wydawnictwo, najpewniej po "The Great Red Dragon" (2012), gdyż wyczułem w muzyce Hellspawn inspiracje Morbid Angel, Nile czy Deicide.

Weterani z Pandemonium zawładnęli sceną Bazyla jakoś po 22 i zagrali ponad 50-minutowy diaboliczny gig. Każdy kto interesuje się choć w niewielkim stopniu historią polskiego death metalu powinien słyszeć o Pandemonium. Ostatnio ukazała się wydana przez GodzOvWar Production rozszerzona re-edycja ich kultowego demo z 1992 roku "Devilri", którą, rzecz jasna, warto nabyć. Koncert Pandemonium okazał się oczywiście strzałem w dziesiątkę. Zespół zabrzmiał potężnie i złowieszczo, usłyszałem m.in. "The Black Forest" z "Misanthrophy" (2012) czy tytułowy "Devilri". Pod sceną grupa młodych maniaków urządziła szaleńcze pogo - przynajmniej w trakcie odegrania początkowych numerów z set-listy (później byli zbyt wymęczeni). Mniej więcej w połowie koncertu poleciałem na stoisko z merchem, aby pogrzebać trochę w płytach CD. Eryk z Old Temple sprzedaje płyty w śmiesznej cenie 18 zł za sztukę (takie ceny CD to rozumiem!), zatem zacząłem szperać szukając krążków death doomowych czy funeral doomowych. Zakupiłem sobie re-edycję "Shadows of the Unknown" (1994) holenderskiego Mystic Charm wzbogaconą o demo z 1992 roku oraz rosyjski Abstract Spirit "Tragedy and Weeds" (2009). Szkoda, że nie wziąłem więcej kasy ze sobą. :-)

Pozdrowienia dla Magdy i Sebastiana, których kojarzyłem z Castle Party 2014 i miałem okazję wczoraj poznać. Na pewno zwracają na siebie uwagę przebywając na koncertach w charakterystycznych maskach. Tak trzymać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz