poniedziałek, 10 marca 2014

Blödaren/ The Bleeder (1983) - recenzja




Wymieniam się na moje szwedzkie DVD z kumplem, zatem wypada pokusić się o krótki komentarz.

"Blödaren" Hansa Hatwiga uchodzi za pierwszy szwedzki slasher. O zgrozo! Cóżem ja nieszczęsny uczynił powtórnie oglądając ów film? Sam siebie ukarałem... Po mdławo zagranym koncercie żeńska grupa rockowa The Rock Cats z późniejszą wokalistką heavy metalowego Stitch Sussi Ax na czele podróżuje mini-busem po kraju. Na drodze koło lasu ich samochód odmawia posłuszeństwa. Piątka dziewcząt wkracza w dzikie ostępy w poszukiwaniu pomocy i dociera do zdewastowanej rezydencji nad jeziorem. Muzyczny kwintet nie zdaje sobie sprawy, iż w pobliżu grasuje zdeformowany i żądny krwi maniak, któremu krew cieknie się z oczu: ‘The Bleeder’!!!

Pomimo całkiem poprawnej realizacji slasher Hansa Hatwiga praktycznie nie nadaje się do oglądania. We wzburzonym oceanie miernoty pogrąża go tragiczne aktorstwo szpetnych panien, kompletny brak poszanowania logiki, zero suspensu oraz paraliżująca nuda. Szaleniec o krwawiących oczodołach zamiast grozy wzbudza jedynie gorzki uśmiech politowania. Do tego jeszcze jego na wskroś idiotyczna maniera wystawiania języka przed niemal każdym morderstwem mająca w zamierzeniu pokazywać, że jest niespełna rozumu. No bo wiecie, on pcha dziecięcy wózek z ludzką czaszką w środku i wygląda niemalże jak George ‘Antropofag’ Eastman. I jeszcze przed trzema miesiącami uciekł z zakładu dla obłąkanych, a teraz błąka się po okolicy w poszukiwaniu durnych ofiar i natrafia na brzydule z kiczowatej kapeli rockowej... Co gorsza, wszystkie bez wyjątku mordy następują poza kadrem. To przecież niewybaczalne! Nie ma w "The Bleeder" dających się polubić postaci, nie ma ni krztyny oryginalności. Film Hatwiga bezczelnie kopiuje pomysły zawarte w "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną" Tobe Hoopera i "Piątku trzynastego" Seana S. Cunninghama, a ścieżka dźwiękowa zbyt mocno cuchnie "Halloween" Johna Carpentera. :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz