niedziela, 30 marca 2014
Wrotycz 2014 - Raison d'Etre, Spiritual Front, itd. (fototrelacja)
Kiedy gruchnęła wieść, że szykuje się w Poznaniu festiwal Wrotycz 2014 upamiętniający 10-lecie istnienia poznańskiej wytwórni Wrotycz, która specjalizuje się w wydawaniu muzyki dark ambient, neofolk czy industrial nie mogłem sobie odmówić pojawienia się w Pawilonie Starej Gazowni przy ulicy Ewangelickiej. W dużej mierze kierował mną sentyment: pamiętam chociażby koncerty Spiritual Front (17 września 2006 roku) czy Visions, Gustaf Hildebrand i Karjalan Sissit (10 września 2006 roku) w nieistniejącej już Piwnicy 21, w których miałem przyjemność uczestniczyć, a za których organizacją stał Wrotycz. Poza tym zobaczyć Raison d'Etre i Spiritual Front (ponownie) na żywo - tego nie można było ot tak sobie odpuścić! Żadnych wymówek.
Z informacją o rezerwacji udałem się zatem do Starej Gazowni, zapłaciłem 90 zł za bilet i od razu zacząłem penetrować stanowisko z płytami, których ceny oscylowały wokół 30-35, a w niektórych przypadkach 50 zł. Łup wczorajszego dnia to: zremasterowany soundtrack Riza Ortolaniego do "Cannibal Holocaust" (1980), Arditi "Spirit of Sacrifice" (2005), elegancka re-edycja "Enthralled by the Wind of Loneliness" (1994), drugiego albumu projektu dark ambientowego Petera Anderssona oraz najświeższe dokonanie Raison d'Etre "Mise en Abysme" (2014). Generalnie preferuję kupować płyty CD na koncertach, bo wychodzi taniej niż zamawianie przez sieć. Lecz to chyba zrozumiałe.
Na początek pokaz wizualny, któremu towarzyszył dark ambient rodzimego projektu Contemplatron (w 2013 roku nakładem Wrotycz ukazał się trzeci album Contemplatron "Prabhashvara"). Spirytualny dark ambient towarzyszył obrazom buddyjskich bóstw i demonów, tybetańskich świątyń i postrzępionych szczytów górskich, a także cytatom z Tybetańskiej Księgi Umarłych. Pokaz stanowił doskonałe wizualne dopełnienie mistycznej i medytacyjnej muzyki Contemplatron.
Pierwszym projektem, który zaprezentował się na żywo w Starej Gazowni był Kratong z Kaliningradu. Rosjanie dali krótki, acz atmosferyczny występ, w którym oprócz niepokojących dark ambientowych pejzaży wyczułem neo-folkowe wpływy. Zaraz po Kratong na scenie pojawiła się dwójka muzyków z kaliningradzkiego Sunset Wings. Nie wiedziałem czego się spodziewać po ich koncercie, bo nie znałem ich twórczości. A tu spora niespodzianka, tudzież miłe zaskoczenie... delikatny, rozmarzony neofolk z podziałem na damski i męski wokal, melancholijne partie gitarowe, a także intrygujące instrumentarium: dzwonki, cymbałki, flet, a nawet (w trakcie zwieńczenia koncertu) urzekające dźwięki nakręcanych pozytywek.
O ile muzyka Sunset Wings była przyjemna dla ucha, o tyle Bocksholm nie znał litości. Ów szwedzki harsh dark ambientowy/industrialny projekt tworzą Peter Andersson z Raison d'Etre i Lina Baby Doll z Deutsch Nepal. Obaj w dzieciństwie zamieszkiwali w szwedzkiej miejscowości Boxholm i chyba nie mają z tym okresem zbyt miłych wspomnień. Muzyka Boxholm jest zgrzytliwa, pełna dronującej surowizny, rozdzierająco metaliczna i mimo wszystko... bardzo emocjonalna. Ma się nieodparte wrażenie znalezienia się w skrajnie opresyjnym środowisku, które tłumi wszelkie niespełnione ambicje jednostki i nie dopuszcza do wyrwania się z przemysłowego piekła maszynerii i smaru. Doskonały balans pomiędzy kaleczącym industrialnym terrorem a chwilami wyciszenia i zarazem jeden z najlepszych występów na Wrotyczu.
Jeśli chodzi o niemiecki Antlers Mulm to niestety ich muzyka raczej do mnie nie przemówiła. Zdaję sobie sprawę, że specyficzną cechą tria z Berlina jest swoisty dźwiękowy surrealizm, niemniej ich kompozycje wydawały mi się nużące... a czasem wręcz irytujące. Z drugiej strony doceniam to, że Niemcy starają się tworzyć dźwięki niebanalne, fantasmagoryczne, eklektyczne. Ciekawy jest także melancholijny, oszczędny w formie i nieco monotonny wokal Hansa Johma. Niemniej koncert Antlers Mulm dłużył mi się niemiłosiernie, gdyż czekałem na Raison d'Etre.
Istniejący od 1991 roku Raison d'Etre (Powód istnienia) to jeden z najbardziej zasłużonych projektów dark ambientowych. Liderem wydawanego ongiś przez Cold Meat Industry Raison jest Peter Andersson, a w 2014 roku ukazał się kolejny album projektu "Mise en Abyme" (umieszczając w otchłani). Jak już się dobrze osłucham z tym materiałem to pewnie go tutaj zrecenzuję, ale wpierw wrażenia z występu Raison d'Etre w ramach Wrotycz 2014. Przede wszystkim stałem jak wryty dając się ponieść dark ambientowej ciemności kreowanej przez Raison d'Etre. Uczucie bezgranicznej pustki, izolacji potęgowały efektowne wizualizacje pochodzące z krótkometrażowego filmu Petera Anderssona i Larsa Bosma "Natura Fluxus" (2005), nakręconego w posępnych ruinach polskich i szwedzkich fabryk. Ponure wnętrza ośnieżonych zakładów, gruz i wszechobecna wilgoć, przesypujący się śnieżny puch, zimno i przerażająca pustka nagich ścian, dziury w betonowym podłożu, kapanie wody. Jakież to było efektowne tło wizualne dla dark ambientowego mare infinitum Petera Anderssona. Pojawiły się także rzędy czaszek i abstrakcyjne konstrukty z ludzkich kości z ossuarium w Sedlec.
Wreszcie Spiritual Front akustycznie w okrojonym dwuosobowym składzie. Pamiętam dość dobrze koncert Włochów w Piwnicy 21, który odbył się 8 lat temu. Wtedy byłem pod niemałym wrażeniem płyty SF "Armageddon Gigolo" (2006), pięknej, wdzięcznej, hedonistycznej i samobójczej. Już przed koncertem Spiritual Front na sali zaroiło się od oddanych wielbicielek charyzmatycznego wokalisty Spiritual Front, Simone Salvatoriego. No bo Simone to facet bezsprzecznie czarujący, żywiołowy, bijący na głowę charyzmą setki innych wokalistów. Nic zatem dziwnego, że płeć piękna była wpatrzona w niego jak w obrazek. Jako tło wizualne koncertu stylowy włoski melodramat z lat 60-tych ("Włóczykij" Pasoliniego?) A muzyka? Genialna. Pełna erotycznego zatracenia i romantycznego patosu mieszanka suicydalnego popu i neofolka, coś świeżego i oryginalnego na scenie dark folkowej. Uśmiechnięty i żywiołowy Simone przekomarzał się z widownią i pięknie odśpiewał 'szlagiery' Spiritual Front takie jak "Slave", "Bastard Angel", "I Walked the (Dead)line", "Jesus Died in Las Vegas" (ok, w Polsce :-)) czy "Song for the Old Man". Po burzy oklasków wieńczącej koncert Spiritual Front nie pozostało nic innego jak udać się ze znajomymi do Trochę Kultury na afterparty.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz