środa, 21 października 2015

Antimatter w Bazylu 20 października 2015 roku (fotorelacja)

.

















Ominął mnie koncert Antimatter na tegorocznym Castle Party, gdyż w dniu kiedy grali nie było mnie w Bolkowie (Castle Party odwiedziłem w 2015 roku tylko na jeden dzień - dzień Wardruny). Po niedawny koncercie Outre i Infernal War miałem też przemożną ochotę posłuchać łagodniejszych i melancholijnych dźwięków. Często zahaczam o tego typu dźwięki, jeśli wypływają z nich szczere emocje. W muzyce metalowej poszukuję nie tylko agresji, wściekłości, nihilizmu, brzydoty, transu, ale też smutku, szarzyzny, mroku, melancholii. Wielu artystów wywodzących się spoza sceny metalowej np. projekty dark ambientowe, neofolkowe, neoklasyczne czy post-rockowe są mi w stanie zagwarantować przepływ właściwych emocji. Nie chodzi o to że jestem skrajnym pesymistą, bo tak nie jest (choć odrobina pesymizmu i rozczarowania światem nie zaszkodzi), po prostu muzyka smutna i posępna zostaje w słuchaczu na dłużej, łatwiej mi jest się z nią zidentyfikować. Dość tych dywagacji, wracam do koncertu.

Pierwsze niemiłe zaskoczenie to brak jakiegokolwiek merchu Antimatter. Czemu? Nie mam pojęcia, tym bardziej że zespoły supportujące kolektyw Micka Mossa miały płyty do sprzedania. Na pierwszy ogień poszła poznańska kapela instrumentalno-post-rockowa Beyond the Event Horizon. Koncert całkiem przyjemny, acz ździebko monotonny i w tej chwili trudno mi sobie przypomnieć jakiekolwiek kompozycje, które wczoraj zagrali. Inna sprawa, że z muzyką BTEH zapoznałem się bardzo pobieżnie na krótko przed koncertem. Zwykle tak robię gdy danej kapeli w ogóle nie znam. Utkwiły mi w pamięci wizualizację w trakcie zagranego w finale porywającego utworu: erupcje wulkaniczne, tornada, teleskopy. Może dlatego że interesuję się zarówno katastrofami naturalnymi, jak i astronomią i kosmologią. Nadto fajna nazwa zespołu, którą można przetłumaczyć jako Poza Horyzont Zdarzeń (przypis: Czarnej Dziury), czyli tam skąd nie ma już powrotu. Granica obszaru, z którego nie może wydostać się informacja o jakimkolwiek zdarzeniu zachodzącym w jego wnętrzu. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu że nastrój muzyki Beyond the Event Horizon był chwilami kosmiczny, do czego przyczyniały się ciekawe partie klawiszowe.

Obecnie po sludge doom czy atmosferyczny sludge sięgam dość rzadko, choć kilka lat temu miałem na tego typu dźwięki dość mocną zajawkę i uwielbiałem kapele pokroju Cult of Luna, Isis czy Pelican. Ta muzyka jednak trochę mi się przejadła, niemniej od czasu do czasu mogę posłuchać tego typu dźwięków. Poznański Butterfly Trajectory widziałem już kilkakrotnie (supportowali w Poznaniu m.in. Leech, Obscure Sphinx i Blindead), zatem ich muzyka nie była mi obca (przynajmniej w wydaniu koncertowym). Nie miałem okazji zapoznać się z najnowszym albumem "An Act of Name Giving" (2015), ale z pewnością to kiedyś uczynię, tym bardziej że muzycy BT zagrali wczoraj z niego kilka kawałków. Momentami potężny i wgniatający w glebę atmosferyczny sludge/post-metal przeplatany łagodniejszymi aranżacjami post-rockowymi. Mało jest w Polsce tego typu zespołów, ale generalnie odnoszę wrażenie że w Polsce muzyka doom metalowa czy ocierająca się o doom metal jest traktowana nieco po macoszemu. Polska stoi death i black metalem.

Czytałem kiedyś mało pochlebną opinię o muzyce Antimatter. Ktoś w czeluściach Internetu stwierdził że jest płaczliwa i adresowana głównie do kobiet. Rzeczywiście na wczorajszym koncercie Antymaterii przedstawicielek płci pięknej było całkiem sporo, a co do płaczliwości muzyki Antimatter to mnie taka płaczliwość odpowiada. Mick Moss jest wrażliwym człowiekiem i przekuwa ową wrażliwość na kompozycje Antimatter. Inna sprawa, że wczorajszy, trwający ponad 90 minut koncert Antimatter nie był pozbawiony rockowego pazura. Momentami gitary brzmiały ciężko, wręcz metalowo, a wokale Mossa poruszały w słuchaczkach i słuchaczach czułe struny. O to chodzi w pięknej i zapadającej w pamięć muzyce: ma poruszać, a nie służyć jako tło. Zespół skupił się na prezentowaniu kawałków z najnowszego albumu "The Judas Table" (2015), który traktuje o zdradzie w stosunkach międzyludzkich, ale też zagrali kilka kompozycji z "Fear of a Unique Identity" (2013). Osobiście zabrakło mi cudownie smutnych numerów z "Planetary Confinement" (2005) czy "Leaving Eden" (2007) np. "Legions", "Epitaph" czy ""Fighting for a Lost Cause", ale nie można mieć wszystkiego. Set-lista (zapewne niepełna, gdyż nie pamiętam wszystkich zagranych piosenek) Antimatter była następująca: "Killer", "Paranova", ""Firewalking", "The Black Eyed Man", "Monochrome", "Uniformed and Black", "Can of Worms", "Leaving Eden" plus jeszcze parę kawałków, w tym jeden utwór projektu Sleeping Pulse z którym nie jestem zaznajomiony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz