Mimo stale rosnącej liczy przypadków zakażeń szczepem delta (zwłaszcza na Podlasiu i Lubelszczyźnie) postanowiłem wybrać się do Wrocławia na pierwszy mój koncert klubowy od czasu festiwalu Castle Party 2021. Po pierwsze, jestem od 4 miesięcy zaszczepiony, co trochę niweluje ryzyko ciężkiego przechorowania Covid-19, choć ryzyko zakażenia na koncercie klubowym (wśród wielu ludzi) istnieje i będzie istnieć, dopóki koronawirus Sars-Cov-2 nie zniknie w społeczeństwie (co jest w najbliższej przyszłości wątpliwe). Po drugie, może to ostatnia okazja, by zobaczyć bieżącą jesienią koncerty zagranicznych wykonawców na żywo, gdyż niektóre zespoły np. Eluviete czy Borknagar już odwołały europejskie trasy. Także w pełni świadom ryzyka wybrałem się do Wrocławia na koncert Twin Tribes i Lebanon Hanover. Klubu wcześniej nie znałem, zatem do Zaklętych Rewirów zawitałem po raz pierwszy - po spotkaniu ze znajomą i krótkiej włóczędze po Wrocławiu.
Muszę się przyznać, że jechałem głównie na Twin Tribes, gdyż Lebanon Hanover widziałem na żywo do tej pory dwa razy. Gdyby nie support Amerykanów to raczej bym nie przyjechał. I tak z powodu nocnego powrotu pociągiem do domu nie mogłem zobaczyć koncertu Lebanon do końca. Ogromnie lubię Twin Tribes z Teksasu. To esencjonalny darkwave/post-punk/coldwave, brzmieniowo nawiązujący choćby do pierwszych albumów The Cure. Także image duetu jest na wskroś gotycki. Ogromnie cenię w subkulturze gotyckiej to, że jest unikatowo tożsamościowa, pięknie akceptująca odmienność (przynajmniej tak powinno być, w realu z tym bywa różnie). Wracając jednak do koncertu Amerykanie zagrali znakomicie. Żywiołowo, z zaraźliwą pasją, po prostu pełna profeska i zaangażowanie. Duet z Teksasu czuje brzmienia gotyckie wybornie i nic dziwnego, że uznawany jest za obiecujący zespół.
Set-lista Twin Tribes: "Intro", "Shadows", "The Vessel", "Heart & Feather", "The River", "Portal to the Void", "Tower of Glass", "Dark Crystal", "VII", "Talisman", "Perdidos", "Obsidian" i w finale "Fantasmas".
Czekając na koncert Lebanon Hanover dowiedziałem się, że w trakcie masakry w Kongsbergu zginęła Andrea Haugen znana z Aghast czy Hagalaz Runedance. Tragiczna śmierć artystki zabitej z łuku przez zapewne chorego psychicznie fanatyka, ponieważ znalazła się w złym miejscu o nieodpowiednim czasie. Posłuchajcie "Hexenrei im zwielicht der finsternis" (1995) poniżej. A co do koncertu Lebanon Hanover nie jestem ogromnym fanem tego zespołu, choć mają piosenki, które bardzo lubię np. "The Last Thing". Jednak ich koncerty niewątpliwie potrafią przyciągać tłumy. I tak było w Zaklętych Rewirach. Czuć było sceniczne zaangażowanie zarówno Larissy, jak i Williama. Na pewno jednak ich minimal wave potrafi być hipnotyczny, intensywny, nostalgiczny, mocno specyficzny. Fenomen tego zespołu (tj. Molchat Doma czy She Past Away) wydaje się być zasłużony.
Set-lista: "Intro", "Golden Child", "Alien", "Die World II", "No One Holds Hands", "Favourite Black Cat", "Northern Lights", "Stahlwerk", "Albatross", "Digital Ocean", "I Have a Crack", "Gallowdance", "Kunst", "Schwarzenegger Tears", "Totally Tot", "The Last Thing", "Come Kali Come".
Do posłuchania Aghast:
https://ordomcm.bandcamp.com/album/aghast-hexerei-im-zwielicht-der-finsternis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz