czwartek, 2 stycznia 2014

Płyta tygodnia: Woebegone Obscured "Marrow of Dreams" (2013)





















W Polsce funeral doom nigdy nie cieszył się zbytnim powodzeniem; gdzieś tam grobowy doom grały kiedyś Ysigim i Gallileous, a obecnie Oktor czy Egzekwie. Generalnie odnoszę wrażenie, że doom metal jest najrzadziej słuchanym gatunkiem metalu w ogóle, a już szczególnie funeral doom. Niewiele osób potrafi złapać skrajnie posępny klimat tej muzyki, przetrawić ślimacze tempa i wielominutowe kompozycje. Ja natomiast uwielbiam ten styl. No i dochodzimy do sedna sprawy czyli do duńskiego Woebegone Obscured.

W 2007 roku Woebegone Obscured wydał swój pełnometrażowy debiut "Deathstination" - blisko 50-minutowy kawał extreme funeral doom metalu wypełniony po brzegi sonicznymi krajobrazami pustki. Sześć lat przyszło nam czekać na następcę tamtej płyty, czyli recenzowany tutaj drugi album zespołu "Marrow of Dreams". Dlaczego aż tyle? Jeden z muzyków WO przez ten czas zmagał się z depresją. Niech was nie zwiedzie świetlista i eteryczna okładka owej płyty; muzyka zawarta na niej jest zdecydowanie ponura, ale... jednocześnie zaskakuje bogactwem dźwięków i wpływów. Jasne, można tutaj wyczuć chociażby inspiracje takie jak Thergothon, Evoken czy Mournuful Congregation. Woebegone Obscured na "Marrow of Dreams" nie wpada też w pułapki funeral doom metalu: 80 minut czasu trwania płyty mija błyskawicznie, żaden riff nie powtarza się w nieskończoność, muzyka po prostu nie nudzi, ba, duński zespół ma wyraźnie ciągoty do eksperymentowania. Mamy tutaj zróżnicowanie temp: wolne, umiarkowane, szybkie oraz zróżnicowanie wokali: piękny czysty śpiew, demoniczny growling i black metalowy rzyg. Poza tym na "Marrow of Dreams" (podobnie zresztą jak na "Deathstination") występuje idealna synergia będącego rdzeniem funeral doom metalu i będących jego dopełnieniem death metalu i black metalu, a także... delikatnego ambientalnego post-rocka. Czyste wokale zapewniają szerokie spektrum emocji, są znakomitym urozmaiceniem niełatwej w odbiorze muzyki. Podoba mi się zwłaszcza 16-minutowy kolos "Vacuum Ocean": odgłos fal uderzających o brzeg tytułem wprowadzenia plus delikatna, niknąca gitara, wreszcie miażdżący funeral doom. Znakomicie przenikają się w tym kawałku trzy rodzaje wokali. W innym, tym razem 20-minutowym kolosie "Into the Mindcloud" znalazło się miejsce na melancholijne jazzowe wtręty i post-rockowe inklinacje. I taki właśnie jest Woebegone Obscured. Zespół nieprzewidywalny, odważny, łamiący schematy, atmosferyczny, ociekający śmiercią i ciemnością. Jak dla mnie rewelacja. Jeden z najlepiej strzeżonych sekretów sceny funeral doom metalowej wreszcie nagrał płytę! Ciekawe co na to Nortt i jego pure depressive black funeral doom metal? :-)

Do posłuchania "Vaccum Ocean":

http://www.youtube.com/watch?v=QHb9d_w8XyA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz