piątek, 13 marca 2015

Deadly Whispers, Nervochaos, Absurdity, Master w Bazylu, 12.03.2015 (fotorelacja)

Czekałem na ten koncert z niecierpliwością, gdyż nigdy nie widziałem Master na żywo jednocześnie zdając sobie sprawę z niezaprzeczalnego faktu, iż kapelę Paula Speckmanna śmiało można uznać za protoplastów death metalu (obok Death czy Possessed). Mieszkający od lat w Czechach 51-letni Speckmann swój pierwszy band założył w 1982 roku, z Master nagrał łącznie 12 albumów studyjnych (w tym ogromnie szanowane w podziemiu "Master" z 1990 roku oraz "On the Seventh Day God Created... Master" z 1991 roku), nadto po dziś dzień posiada kilka międzynardowych death metalowych side-projectów, w tym Cadaveric Poison i Speckmann & Johansson. Jako supporty Master miały wystąpić dwa zespoły z Francji, a mianowicie death/thrash metalowy Deadly Whispers i deathcorowy Absurdity, a także death metalowe trio z Brazylii Nervochaos. Koncert rozpoczął się dopiero po 20.30 na skutek sporej obsuwy czasowej związanej ze spóźnieniem jednego z supportów. Na szczęście potem obyło się bez dłuższych przerw, choć np. Brazylijczycy z Nervochaos nie zagrali ostatniego zapowiadanego kawałka. Ale po kolei.

Deadly Whispers to istniejąca od 2005 roku kapela z Tarbes z demem "Deadly Whispers" (2005) i pojedynczym długograjem na koncie "Merchant of War" (2013). Koncert był całkiem solidny, choć thrashująco-corowy death metal Francuzów nie był dla mnie niczym zaskakującym, gdyż tego typu zespołów mamy na scenie od groma. Słuchało się jednak krótkiego występu Francuzów bardzo przyjemnie, wściekła energia emanowała ze sceny, a w trakcie kawałka "Merchant of War" pod sceną zrobiło się małe pogo. Muzycy zaprezentowali m.in. takie utwory jak "Sociality", "Black Mass", "Absolution" czy wspomniany "Merchant of War".

Po krótkim gigu Deadly Whispers poszedłem ze znajomymi na dość skromne stoisko z merchem. No i pierwsze zdziwienie. Płytki Nervochaos i Deadly Whispers za 20 zł, Absurdity za bodaj 30 zł, a albumy Master na CD za 60 zł. Najbardziej rozwaliła mnie cena książki Paula Speckmanna "SPECKMANN - Underground Survivor - The Pictoral", która kosztowała 180 zł! Mimo wszystko postanowiłem zainwestować w Nervochaos i Master, co też uczyniłem po gigu Nervochaos.

Brazylijskie trio Nervochaos zagrało moim zdaniem najlepszy (po Master) koncert wczorajszego wieczoru. Z racji tego że kapela z San Paulo istnieje od 1996 roku i ma już w swoim dorobku 6 długograjów powinni występować przed Master. W każdym razie na kilka dni przed koncertem zapoznałem się na Youtube z dwoma ostatnimi albumami Nervochaos "To the Death" (2012) oraz "The Art of Vengeance" (2014) i oba przypadły mi do gustu, także wiedziałem, że Brazylijczycy zagrają świetny koncert. Włożenie muzyki Nervochaos do szufladki z napisem 'death metal' jest zbyt proste, gdyż w twórczości Brazylijczyków można wyczuć wpływy wczesnej Sepultury czy Sarcofago z domieszką doom metalowej aury. To po prostu old-schoolowy death/thrash metal ze złowieszczą sataniczną atmosferą, który na scenie wybrzmiał niezwykle świeżo i przekonująco. Nie mam pojęcia dlaczego Nervochaos pozostaje nadal w cieniu. Na pewno chętnie zapoznam się z dyskografią tej kapeli, gdy czas mi na to pozwoli. Set-lista Nervochaos wyglądała mniej więcej tak: "All-Out War", "To the Death", "Mind Under Siege", "Dark Chaotic Destruction", "Shadows of Destruction", "Total Satan", "Pazuzu Is Here", "Pure Hemp". Na pewno nie zagrali jednego (albo dwóch) kawałka, gdyż z powodu obsuwy czasowej musieli zejść ze sceny.

Z Absurdity także zapoznałem się przed koncertem i choć raczej nie przepadam za siłowym deathcorem ich muzyka ze względu na użycie industrialnych sampli trochę mnie zaintrygowała. Zaczynali jako kapela death/thrash metalowa inspirowana Carcass, Bolt Thrower czy wczesną Sepulturą, by od 2008 roku wkroczyć na teren deathcore'a z elementami industrialu. I rzeczywiście niemal każdy kawałek zagrany wczoraj przez Absurdity poprzedzony był industrialnym samplem. Koncertowo Francuzi wypadli całkiem intensywnie, acz odniosłem wrażenie, że na ich gigu sala koncertowa u Bazyla dość mocno się przerzedziła. No cóż, nie każdy słuchacz muzyki metalowej przepada za deathcorem/metalcorem... Mimo wszystko w trakcie gigu Absurdity ciężar był momentami okrutny, a niektóre szybkie partie gitarowe skłaniały do żwawego machania łbem.

Wreszcie przyszła kolej na Master Paula Speckmanna. Obecnie Master tworzą Speckmann oraz (od 2003 roku) dwaj muzycy czeskiego thrash metalowego Shaark: gitarzysta Ales Nejezchleba oraz perkusista Zdeněk Pradlovský. Szczery i przekonujący death/thrash metal Master nadal tkwi zakorzeniony w charakterystycznym dla lat 80-tych brzmieniu, muzyka Master jest niczym nie poddający się erozji monolit, co dla fanów zespołu stanowi powód do dumy, a dla innych może być oznaką twórczego skostnienia. Mnie akurat niezmienność Master cieszy, a sam Speckmann bez dwóch zdań pozostaje death metalową ikoną. Master na żywo to wciąż granie pełne entuzjazmu, porywające energią i na wskroś staromodne. Także społeczno-polityczna warstwa liryczna Master od początku istnienia zespołu pozostaje niezmienna, co zbliża Master do kapel punkowych czy hardcorowych. Na obecną chwilę nie jestem w stanie przypomnieć sobie dokładnej set-listy z wczorajszego wieczoru (bogatą dyskografię Master znam wybiórczo), ale publika najgłośniej domagała się "Funeral Bitch" (w końcu Speckmann uległ i zagrał ten kawałek sprzed "stu lat" :-)), nadto zagrane zostały "Judgement of Will" oraz "Submerged in Sin".

wtorek, 10 marca 2015

Opuszczone miasta Fukushimy



















11 marca 2011 roku miała miejsce katastrofa w elektrowni atomowej Fukushima Daiichi będąca następstwem trzęsienia ziemi i tsunami Tōhoku w wyniku którego zginęło 15889 ludzi, a 2601 osób uznano za zaginione. Strefa zamknięta wokół elektrowni atomowej Fukushima Daiichi obejmuje obszar o powierzchni 800 km kwadratowych. Miasta widma opuszczone przez ich mieszkańców to Futaba, Okuba, Tomioka i Namie. Do Futaba mieszkańcy mogą przyjechać zaledwie na kilka godzin w miesiącu. Wszystkie te cztery miasta znajdują się w strefie zamkniętej. Z Namie ewakuowano 21 000 mieszkańców - strefa ewakuacji wokół Fukushimy wyniosła 32 km. Opuszczone domy, sklepy, ulice, zardzewiałe poprzewracane samochody, chwasty i trawa porastające rozpadliny w chodnikach i ulicach. Znaki ostrzegawcze informujące kierowców aby z powodu skażenia nie opuszczali pojazdów, nie otwierali okien i nie stykali się z tamtejszym powietrzem. Tysiące worków na śmieci położonych jedne na drugich i zawierających skażoną ziemię, gałęzie, krzaki oraz inne radioaktywne odpady. Post-apokliptyczny krajobraz zniszczenia i radioaktywnej kontaminacji. Do strefy zamkniętej mieszkańcy miast widm będą mogli wrócić najwcześniej w roku 2017 o ile nie później. Pytanie czy w ogóle zechcą tam wrócić. Rząd japoński bardzo by tego chciał, gdyż mógłby w ten sposób zaoszczędzić pieniądze.

niedziela, 8 marca 2015

Kurhan "Głód" (2015) - recenzja

























Katowicki Kurhan istnieje od 2004 roku i do tej pory miał w swojej niezbyt obszernej dyskografii dwa dema "Szlam" (2009) i "Cel" (2011), których nie miałem jeszcze sposobności posłuchać. Rok 2015 przynosi jednak pierwszy długograj Kurhan wymownie zatytułowany "Głód". Już od pierwszych chwil obcowania z "Głodem" zaskoczyła mnie niepohamowana wściekłość tego materiału, zabójcza energia i moc zdmuchująca wszystko co stanie na jej drodze niczym fala uderzeniowa po detonacji nuklearnej. Kurhan czerpie z tradycji black metalu, thrash metalu i death metalu lat 80-tych i początku lat 90-tych, ale czyni to z wprawą grając muzykę pełną wulgarnej furii. Gdybym miał podać jakieś odnośniki w kierunku których należy podążać to wymieniłbym na przykład rodzimy Voidhanger, niemiecki Sodom czy norweski Nocturnal Breed. Chodzi mi tutaj przede wszystkim o destrukcyjną intensywność zagranego z opętańczą precyzją materiału, który jest starannie przemyślany i dopracowany. Na pochwały zasługuje mięsista produkcja "Głodu" za którą odpowiada Nihil z Furii. Riffy są ostre jak żyleta, zróżnicowanie i skłaniające do machania łbem, zróżnicowanie występuje także w obrębie struktur poszczególnych utworów. Za krzyczane wokale Kurhanu odpowiada Krzysztof Mazur, który z agresją wyśpiewuje polskie liryki. Podoba mi się także gęsta, chwilami wręcz maniakalna praca perkusji Namtara (Furia, Massemord). Jestem cholernie ciekaw jak zabrzmiałby materiał z "Głodu" odegrany na żywo. Nie od dziś wiadomo że szef białostockiej Arachnophobia Records potrafi wyłowić z polskiego podziemia nie lada perełki - czego Kurhan jest kolejnym niezaprzeczalnym dowodem. Nie umiem na razie wyróżnić moich ulubionych utworów - ale w tej chwili najbardziej chodzi mi po głowie "Cisza". Jesteście głodni i spragnieni mocno wkurwionego i szybkiego black/death metalu z domieszką thrashowej motoryki? "Głód" powinien zaspokoić Wasze potrzeby w dwójnasób.

czwartek, 5 marca 2015

Muzyczne odkrycie na dziś: Oxist

























Upstrzona tysiącami jezior Finlandia nieodmiennie kojarzy mi się z jedną z najciekawszych i najobszerniejszych scen doom metalowych. Unholy, Skepticism, Thergothon, Unburied, Dolorian, Aarni, Woods of Belial, Yearning, Swallow the Sun, Colosseum, Barren Earth, KYPCK, Ghost Brigade, Stabat Mater, Shape of Despair... każdy kto lubi funeral doom, black doom, death doom czy melodyjny doom metal znajdzie wśród tych kapel coś dla siebie. Ostatnio wpadły mi w ręce dwa albumy fińskiego kwartetu Oxist z Riihimäki, a mianowicie "Nil" (2012) oraz "One Eon" (2015). Obowiązki wokalne pełni w Oxist Jani Koskela, którego fani fińskiego metalu być może kojarzą z takich zespołów jak Let Me Dream (mam gdzieś w kolekcji na CD ich album "My Dear Succubus" z 1995 roku) czy Saattue. Oczywiście przyjdzie teraz czas na zaszufladkowanie twórczości Oxist - osobiście podoba mi się określenie dark doom. Rzeczywiście muzyka Oxist może się trochę kojarzyć z dark metalem wczesnego Bethlehem czy z włoskimi piewcami depresji Forgotten Tomb, ale tak czy owak rdzeniem muzyki Finów pozostaje posępny, utrzymany w umiarkowanych/wolnych tempach żałobny doom metal, acz zagrany z wyobraźnią i melodyjnym zacięciem. Wokale Jari Koskela black metalowe, pełne nienawiści i nihilizmu, pojawiają się także sporadyczne czyste śpiewy (posłuchajcie chociażby "Conclusion" czy "No Life to Bother" - kawałka zamykającego "One Eon"). Nie jest to być może poziom Dolorian z czasów "When All the Laughter Has Gone" (1999), nie mniej dark doomowej mizantropii Oxist słucha się z zainteresowaniem. Obiecujący zespół; być może ktoś z moich czytelników go polubi.

Posłuchajcie sami 0 X í S T (Zero Exist):

http://0xist.bandcamp.com/

Kocie oczy: "Eye of the Cat" (1969) i "Blacker than the Night" (1975) - recenzje



















Koty stanowią wdzięczny atrybut wielu horrorów, zatem dziś pokrótce omówię dwa filmy grozy w których się pojawiają.

1. Eye of the Cat (1968) - Fryzjerka Cassia Lancaster (Gayle Hunicutt) odszukuje Wyliego, zabiera go do siebie i za pomocą zabiegów kosmetycznych przywraca chłopakowi atrakcyjny wygląd. Cassia jest fryzjerką bogatej wdowy Aunt Danny (Eleanor Parker), którą opiekuje się Luke (Tim Henry). Jednak to Wylie był ulubionym siostrzeńcem Danny. Jeśli Wylie nie wróci do niej cały spadek po wdowie zostanie przekazany schronisku dla kotów. Cassia wraz z Wylim postanawiają zabić cierpiącą na rozedmę płuc Danny i podzielić się pieniędzmi ze spadku. Problem tkwi w tym, że Wylie cierpi na ailurofobię, czyli patologiczny lęk przed kotami od których roi się w okazałej posiadłości Aunt Danny.

Inteligentny, nasycony czarnym humorem scenariusz do "Eye of the Cat" (1969) Davida Lowella Richa napisał Joseph Stefano, który był autorem scenariusza do "Psychozy" (1960) Alfreda Hitchcocka. Akcja filmu toczy się w San Francisco - idealnej lokalizacji dla horrorów i thrillerów. Koty są intrygującym elementem "Eye of the Cat". Przebiegłe, chytre, działające w stadzie; ich nieprzewidywalne zachowanie nadaje filmowi aurę niepewności. Trenerem występującej w "Eye of the Cat" armii kotów był Ray Berwick, który pracował także z ptakami na planie słynnego dreszczowca Alfreda Hitchcocka "The Birds" (1963). Najciekawszą postacią w "Eye of the Cat" jest niewątpliwie zagrana przez Gayle Hunicutt Cassia Lancaster, niebezpieczna i dominująca kobieta. Sporo napięcia, charakterystyczny dla lat 60-tych promiskuityzm, a nawet sugestia kazirodztwa, zaskakujące zwroty akcji i wspaniała scena z Eleanor Parker zjeżdżającą ze wzgórza na wózku inwalidzkim. Dobry, choć zapomniany thriller.

2. Más Negro Que la Noche/ Blacker than the Night (1975) - W meksykańskim "Blacker than the Night" (1975) mamy do czynienia z pojedynczym, ale ważnym dla fabuły filmu czarnym kotem nazwanym Bequer. Początkująca aktorka Ofelia mieszka z trójką współlokatorek (bibliotekarką Aurorą, modelką Martą i Pilar) w zatłoczonym apartamencie. Dziewczyna dowiaduje się że po zmarłej ciotce Susan odziedziczyła okazały dom. Ofelia wraz z przyjaciółkami niezwłocznie wprowadzają się do rezydencji, którą opiekuje się Sofia. Kiedy kanarek Aurory zostaje zabity przez kota zwierzę znika, a jego zwłoki zostają odnalezione kilka dni później w piwnicy. Wkrótce młode kobiety zaczynają słyszeć odgłosy płaczu i głos przyzywający Bequera, po czym zaczyna nawiedzać je ubrana na czarno zjawa ciotki dzierżąca laskę.

Intrygująca, choć nieco ospała ghost story w reżyserii Carlosa Enrique Taboady. Taboada był jednym z najbardziej cenionych meksykańskich reżyserów kina grozy, ale z jego filmami (w szczególności z "The Witch's Mirror" i "Tonight, Even the Wind is Afraid") dopiero będę musiał się zapoznać. W przypadku "Blacker than the Night" mamy do czynienia z subtelnym, acz sugestywnym horrorem, w którym najważniejsza jest wzorcowo wykreowana atmosfera wyczekiwania na coś strasznego, co ma wkrótce nastąpić. Piękne kobiety (Claudia Islas, Helena Rojo, Susana Dosamantes i Lucia Mendez), starannie budowany nastrój grozy w pomieszczeniach 'ciemniejszej niż noc' rezydencji (a także poza nią!) oraz tajemniczy i przerażający kot. W 2014 roku Henry Bedwell nakręcił remake "Blacker than the Night", ale nie miałem okazji go oglądać i sądząc po raczej negatywnych recenzjach nie jest mi śpieszno do jego projekcji.