piątek, 30 grudnia 2016

Poznańskie szachty (glinianki) oraz opuszczona cegielnia Kotowo



















Dziś mroźnym porankiem w ramach ostatniej wyprawy urbexowej w 2016 roku wybrałem się nad poznańskie glinianki (wyrobiska górnicze po odkrywkowej eksploatacji gliny, inaczej szachty, stawy powyrobiskowe), aby dotrzeć do ruin cegielni Kotowo, która zaprzestała działalności w latach 90-tych XX wieku. Jakoś nigdy nie było mi po drodze z gliniankami Rudnicza i starą cegielnią, a tereny są to piękne i warte długiego spaceru. Stara cegielnia przez wiele lat produkowała materiały budowlane aż w końcu zaprzestała działalności. Pozostała smutna i przygnębiająca ruina malowniczo położona nad stawami. Nikt tego obiektu nie pilnuje, choć ku mojemu zaskoczeniu został on odgrodzony taśmami na świeżo umiejscowionych palikach. Czyżby jakiś developer chce w przyszłości wyburzyć to miejsce pod kolejne niezbędne dla ludzkości osiedle? Wcale bym się nie zdziwił. Obecnie niektóre opuszczone miejsca są wyburzane, wysadzane, poddawane rozbiórce pod osiedla mieszkalne, domy handlowe czy inne developerskie fantazje. Typowy przykład to Pstrąże, ale doszły mnie ostatnio słuchy o rozbiórce niedokończonego parkingu we Wrocławiu. Miejsca tak szybko znikają z powierzchni ziemi że warto je fotografować ku potomności - wielbiciele miejskiej eksploracji to robią i za to im chwała. Widzę w takim działaniu jakiś głębszy sens. Zamrozić takie miejsca w czasie, zachować je na zdjęciach dla tych, którzy kiedyś w nich żyli, pracowali i snuli plany. A także dla kolejnych pokoleń. Opuszczone miejsca to zwiastuny depopulacji.

Wszystkiego najlepszego z okazji nadchodzącego 2017 roku dla moich Czytelników, jeśli w ogóle jacyś są. Blogowania i urbexu w nadchodzącym roku nie zarzucę, choć mogę działać w tych kierunkach rzadziej.

Zapis filmowy wyprawy (nie stracicie dużo czasu - to gwarantuję):

https://www.youtube.com/watch?v=5YCUkrA4RHU
https://www.youtube.com/watch?v=EImlRTyH4eg
https://www.youtube.com/watch?v=-DA5dl_r11s
https://www.youtube.com/watch?v=7qFuSGpKr4I
https://www.youtube.com/watch?v=BB66qTe4tNc
https://www.youtube.com/watch?v=7mVPWvrrpIM
https://www.youtube.com/watch?v=OlqaK9vfQYs

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Furia "Księżyc milczy luty" (2016) - recenzja














Coraz rzadziej piszę recenzje płyt za co z góry przepraszam. Ostatnio rzadko mam czas, aby uważnie przesłuchiwać wypluwane przez scenę metalową (i nie tylko) nowe albumy. Uważam że muzykę należy smakować, zagłębić się w nią, a nie od tak sobie wrzucić by leciała jako tło. Niestety dziesiątki innych bodźców, okoliczności czy stresorów rozprasza powodując deficyt uwagi - nadto albumów z faworyzowaną przeze mnie ogólnie pojętą muzyką metalową wychodzi codziennie przynajmniej kilka. Nie jestem w stanie wszystkiego co mnie zainteresuje przesłuchać, choćbym nawet chciał. Poza tym mam inne obowiązki i zainteresowania - blog niniejszy nie miał być blogiem stricte muzycznym i recenzenckim, bo takich blogów są w Polsce dziesiątki (niektóre są pisane przez ludzi, którzy znają się lepiej na ciężkim graniu niż ja). Miał jednak stanowić wypadkową moich różnorodnych zainteresowań - naukowych, muzycznych, jak i pozamuzycznych, itd. Ale niektórych płyt, które do mnie trafiają nie sposób zignorować. Taka jest Furia "Księżyc milczy luty" (2016) - album, który dostrzegła nawet mainstreamowa prasa (z reguły ignorująca metal i pochodne). Płyta, która w osobistych rankingach wielu dziennikarzy i blogerów muzycznych z Polski zawędruje zapewne na początek rankingu najlepszych krążków 2016 roku. Ja jednak w takie rankingi się nie bawię, bo i po co?

Już w przypadku mini-albumu "Guido" (2016) zachwycałem się skłonnością Furii do eksperymentowania w obrębie black metalowej konwencji. Nie inaczej jest w przypadku "Księżyc milczy luty" - pierwsze co się rzuca w oczy podczas słuchania tego materiału to jego bluesowość, ba, niektóre fragmenty "Za ćmą w dym" czy "Tam jest tu" kojarzyły mi się z muzyką do spaghetti westernów. Katowicka Furia szczyci się tworzeniem muzyki melancholijnej, psychodelicznej, abstrakcyjnej, zapętlonej, mistrzowskiej pod kątem operowania zmianami tempa, co zostaje pierwszorzędnie uwypuklone na "Księżyc milczy luty". Nie brakuje oczywiście bardziej agresywnych black metalowych fragmentów (jak np. eksplozja hałaśliwej agresji w "Tam jest tu"), ale są one w mniejszości. Generalnie "Księżyc milczy luty" jest albumem na tyle zróżnicowanym i eklektycznym że powinien przyciągnąć (i przyciąga) także ludzi nie mających do tej pory styczności z black metalem i jego mroczno-mizantropijną estetyką. Coś a la krakowska Mgła, która ma fanów nawet wśród hipsterów.

Znowu intryguje mnie niejednoznaczna warstwa liryczna Furii mocno osadzona w śląskim folklorze oraz kłaniająca się tamtejszym kopalniom i górniczym hałdom (ciekaw jestem czy wśród górników znajdą się fani Furii czy Morowe?) "Za ćmą, w dym" - Dlaczego ćmy są wielbicielkami ognisk i rozświetlonych lamp? Wedle teorii kompasu świetlnego ich latarnią morską były Księżyc czy gwiazdy - nocne motyle nie odróżniają jednak światła sztucznego od naturalnego. Ono je przyciąga, po czym miotają się wokół niego i giną. Wełnowiec to zaś część dzielnicy Katowic granicząca z Siemianowicami Śląskimi - w Wełnowcu funkcjonowały od XVII i XVIII wieku kopalnie oraz huta cynku "Helena". Jednym słowem małe zagłębie górniczo-hutnicze. Siemianowice Śląskie to oczywiście kolejne kopalnie i huty, w tym słynna huta "Laura" (wybudowana w 1836 roku, potem znana jako "Jedność") dawniej produkująca wyroby stalowe, rury i szyny. Na "Księżyc milczy luty" Nihil nawiązuje też do słowiańskiego kultu ognia, na którego czele stały pogańskie bóstwa Swarożyc i Swaróg. W "Ciele" żar świata skłania część duszy do wyrywania się z ciała. Zaintrygowało mnie także sformułowanie w "Grzej" - "do chrostu ci pod brzuchem pójdę" - "chrosta" to po prostu krosta (wokalista Furii lubi bawić się slangowymi formami językowymi, często niepoprawnymi). "Jak iskra w płomienie rośnie" - wystarczy jedna iskra i pożar gotowy. Może to być np. iskra spod kół hamującego pociągu, która wywołała największy w Polsce pożar (Rudy Raciborskie, rok 1992). Z kolei w "Zwykłe czary wieją" wyraźnie czuć zapach hałd - obok przytoczonej już huty "Laura" pojawia się także tajemnicza huta "Luna" (Księżyca) oraz pustelnia w odosobnieniu której należy szukać odpowiedzi.

Takie moje osobiste dywagacje. Lubię dzięki płytom muzycznym dowiadywać się nowych rzeczy. Niestety wyczytałem że siemianowicka huta "Laura" została wyburzona. Po przemyśle w Siemianowicach zostały tylko wspomnienia. Nie ma to jak niszczyć opuszczone zakłady przemysłowe pod mieszkania i niezbędne do życia pasaże handlowe. Jako miłośnika Urban Exploration wkurwia mnie to bardzo.

http://www.straznicyczasu.pl/viewtopic.php?t=2703
http://maciejmutwil.blogspot.com/search/label/Siemianowice%20%C5%9Al%C4%85skie

Nie związane z tematem, ale dziś zmarła Vera Rubin (1928-2016) - wybitna astronom, która przyczyniła się do odkrycia niewidocznej ciemnej materii (poprzez obserwacje rotacji galaktyk) i za swoje badania nad nią nie otrzymała Nagrody Nobla. Z kobiet nauki w tym roku odeszła także fizyk Deborah Jin.

sobota, 24 grudnia 2016

Kevin Dutton, Andy McNab "Odkryj w sobie psychopatę" - recenzja

Z ogromną rezerwą, by nie rzec niechęcią podchodzę do złotoustych mówców czy trenerów motywacyjnych, którzy za grube pieniądze próbują zmotywować ludzi do działania i osiągania sukcesów. Owszem, jest to sprytny pomysł na biznes i golenie słabszych jednostek z kasy, ale równie dobrze można pójść do księgarni i zakupić jakąkolwiek książkę motywacyjną i próbować stosować się do zawartych w niej rad. No dobrze, może nie jakąkolwiek, bo większość pozycji z tego segmentu wydawniczego jest gówno warta. Jednak "Odkryj w sobie psychopatę" Kevina Duttona i Andy McNaba warto zakupić i przeczytać, tym bardziej jeśli się wcześniej miało styczność z wcześniejszą książką Duttona "Mądrość psychopatów" (którą przeczytałem i polecam). Kevin Dutton to brytyjski psycholog specjalizujący się w psychopatii - pracę naukową dzieli między badania laboratoryjne i popularyzację psychologii. Czarujący i bezwzględni w swych poczynaniach psychopaci fascynują go i to im poświęca swoje książki. Laikom psychopata zazwyczaj kojarzy się z okrutnym i pozbawionym empatii mordercą/przestępcą, który perfekcyjnie zarzuca sieć, osacza swoją ofiarę i osiąga wirtuozerię w sztuce manipulacji. Rzeczywiście tacy mordercy funkcjonowali w społeczeństwie np. Ted Bundy, Richard Kuklinski czy Dusiciele z Hillside. Ludzie pozbawieni wszelkich skrupułów, zimni jak lód, nieczuli na ból i cierpienie innych osób. Jednak to mylne i niepełne wyobrażenie, ponieważ Dutton wprowadza podział na złych i dobrych psychopatów. Dobrzy psychopaci charakteryzują się emocjonalnym oddaleniem od innych i odnoszą sukcesy jako dyrektorzy generalni korporacji, prawnicy, dziennikarze, sprzedawcy, neurochirurdzy, policjanci, żołnierze jednostek specjalnych, maklerzy giełdowi czy pracownicy służby cywilnej. Wiele psychopatycznych cech posiada przyjaciel Duttona i dawny żołnierz SAS Andy McNab, autor poczytnej (choć częściowo podbarwionej fikcją) książki "Bravo Two Zero" (1993), który często wypowiada się w "Odkryj w sobie psychopatę" przytaczając rozmaite historie z czasów młodości, służby w jednostce specjalnej oraz niebezpiecznych misji wojskowych. Jakie są zatem wyznaczniki psychopatycznej osobowości? Wdzięk, charyzma, odwaga, odporność na stres, zorientowanie na cel (te dwa wyznaczniki brzmią jakby były żywcem wyjęte z wielu ogłoszeń o pracę - uwaga! psychopaci poszukiwani :-)), brak skrupułów nie wykluczający jednak całkowitego braku empatii (chyba że jest się tym złym psychopatą), wreszcie mentalna twardość (czyli po prostu bycie twardym jak bruk). Dzięki tym cechom można być produktywnym w biznesie, polityce czy w życiu prywatnym, można stać się skutecznym człowiekiem sukcesu. Trzeba jednak umieć te cechy należycie wypoziomować, aby nie zrujnować życia osobom z bliskiego otoczenia. Dobry psychopata umie to zrobić. Książka Duttona i McNaba jest nieco kontrowersyjna, gdyż nawet ci 'dobrzy' psychopaci potrafią być niebezpieczni, bezwzględni, pozbawieni empatii i poczucia odpowiedzialności. Po lekturze książki zacząłem się zastanawiać czy osobowość introwertyczna (czyli wypisz wymaluj ja) może stać się osobowością pewną siebie, odważną, bezwzględną, chłodną emocjonalnie? Czy jest to w ogóle możliwe? W pewnym zakresie zapewne tak, ale na pewno nie jest to takie proste. Dutton jako przykład osobowości psychopatycznej przywołuje m.in. Winstona Churchilla. Niebezpiecznie zaczyna robić się wówczas gdy suwaki z cechami psychopatycznymi zostają podkręcone na maksimum - tak jak już wspominałem trzeba umieć te cechy wypoziomować, redukować. Wyłączyć empatię, kiedy trzeba, przestać się bać w sytuacjach stresowych, nie przejmować się niepowodzeniami czy odrzuceniem (mieć to gdzieś, pieprzyć to), być przygotowanym na wyłamanie się z grupy, kiedy zajdzie taka potrzeba, ignorować negatywne opinie innych, ba, śmiać się z przytyków i wyzwisk, wreszcie należy skupić się na teraźniejszości, a nie rozpamiętywać niepowodzenia z przeszłości i obawiać się przyszłości. I choć ton "Odkryj w sobie psychopatę" bywa niekiedy żartobliwy w książce zawartych jest sporo interesujących informacji z zakresu psychologii eksperymentalnej czy psychopatii, a także cennych rad, które można spróbować zastosować, by stać się bardziej bezwzględnym i twardym w usłanym cierniami życiu.

Na zdjęciu autor książki Kevin Dutton i Michael C. Hall, odtwórca serialowej roli laboranta analizy krwi i zarazem seryjnego mordercy Dextera Morgana.

wtorek, 20 grudnia 2016

John Gribbin "Prawda ostateczna" - recenzja

Nadchodzą nastawione na komercję Święta. Sugeruję jako prezenty kupować książki popularnonaukowe, tudzież dobre krążki muzyczne.

70-letni astrofizyk John Gribbin jest jednym z najbardziej niestrudzonych popularyzatorów nauki. Spektrum tematyki, którą przedstawia w swoich książkach jest doprawdy imponujące: biografie wybitnych naukowców, mechanika kwantowa, kosmologia, astrofizyka, zmiany klimatyczne, ewolucja człowieka, itd. Nakładem wydawnictwa Prószyński i Spółka ukazała się niedawno jego najnowsza książka "Prawda ostateczna: Jak odkryliśmy narodziny Wszechświata".

Książka rozpoczyna się od nieco przypadkowego odkrycia w 1965 roku przez Arno Penziasa i Roberta Wilsona kosmicznego mikrofalowego promieniowania tła (promieniowania reliktowego) będącego dowodem na powstanie Wszechświata w Wielkim Wybuchu. Jego istnienie przewidywał już w latach 40-tych fizyk George Gamow wraz ze współpracownikami. Owo odkrycie promieniowania reliktowego przyczyniło się do ugruntowania teorii o Wielkim Wybuchu i odrzucenia teorii Wszechświata stacjonarnego, której orędownikami byli między innymi twórca ogólnej i szczególnej teorii względności Albert Einstein oraz brytyjski astronom Fred Hoyle, który wraz z Thomasem Goldem opracował model stanu stacjonarnego. Obecnie to właśnie teoria Wielkiego Wybuchu jest powszechnie akceptowana jako najlepiej opisująca pochodzenie Wszechświata, którego wiek kosmolodzy precyzyjnie określili na 13.8 miliarda lat. W jaki sposób tego dokonali? O tym opowiada "Prawda ostateczna", w której Gribbin omawia kluczowe zagadnienia mechaniki kwantowej, kosmologii i astrofizyki XX i XXI wieku np. rozpad radioaktywny, budowę jądra atomowego, tunelowanie kwantowe, pierwotną i gwiezdną nukleosyntezę, określanie wieku Ziemi i gwiazd, rozszerzanie się Wszechświata, wspomniane mikrofalowe promieniowanie tła, inflację czy odkrycie zimnej ciemnej materii i ciemnej energii. Każdy z ośmiu rozdziałów "Prawdy ostatecznej" rozpoczyna się od przywołania wyjątkowej liczby (przykładowo tytuł ostatniego "13.8 Przeglądy nieba i satelity"). W książce przewijają się najwybitniejsi naukowcy XIX i XX wieku m.in. Max Planck, Albert Einstein, Hans Bethe, Georges Lemaitre, Fritz Zwicky, Lord Kelvin, George Gamow, Edwin Hubble, Vesto Slipher czy Fred Hoyle, pojawiają się także trzy kobiety: Maria Curie (rad i polon), Henrietta Swan Leavitt (odkrycie zależności pomiędzy okresem cefeidy a jej jasnością absolutną) i Cecilia Payne (odkryła że Słońce i inne gwiazdy składają się w dużej mierze z wodoru).

Rozszyfrowanie precyzyjnego wieku Wszechświata wymagało interdyscyplinarnej współpracy naukowców specjalizujących się w wielu dziedzinach nauk ścisłych np. chemii, geologii, fizyki jądrowej, fizyki teoretycznej, mechaniki kwantowej, elektroniki czy radioastronomii. Obfitowało w wątpliwości, fałszywe tropy, pomyłki i nietrafione koncepcje. Jednak taka powinna być rzetelna i głęboka nauka - w końcu wątpliwości, problemy i błędy prowadzą do zadawania kolejnych pytań i formowania się kolejnych (być może weryfikowalnych, a co za tym idzie trafnych) koncepcji. Ciekawość, dociekliwość, kreatywność badaczy nie zna granic - eksploracja kosmosu, gwiazd, krążących wokół nich planet, księżyców i planetoid trwa w najlepsze. Czy doczekamy się w przyszłości wyjaśnienia tajemnic ciemnej materii i ciemnej energii? Chciałbym aby tak było.

Recenzja niniejsza ukazała się także na portalu naTemat.pl. Na zdjęciu fizyk Paul Dirac.

Atak na świąteczny jarmark w Berlinie















Piszę posta z pewnym opóźnieniem, ale mamy powtórkę rozjeżdżania ciężarówką ludzi w Nicei. 19 grudnia około godziny 20 lokalnego czasu kierujący ciemną ciężarówką marki Scania R-450 nieznany sprawca wjechał w ludzi zgromadzonych na jarmarku świątecznym w Breitscheidplatz w Berlinie zabijając 12 osób i raniąc 48. Policja niemiecka traktuje ten zamach jako akt terroryzmu. Według świadków zdarzenia przemieszczająca się od Budapester Strasse ciężarówka przejechała 50-80 metrów po chodniku niszcząc budki świąteczne, zabijając i raniąc ludzi i wreszcie zatrzymując się na zewnątrz protestanckiego kościoła Kaiser Wilhelm Memorial. W środku ciężarówki na fotelu pasażerskim znaleziono martwego Polaka (ciężarówka miała polskie numery rejestracyjne i należała do firmy spedycyjnej Usługi Transportowe Ariel Żurawski), a sprawca masowego mordu zbiegł. Początkowo głównym podejrzanym był 23-letni Naved B. (urodzony 1 stycznia 1993 roku), który przybył do Niemiec jako uchodźca w lutym 2016 roku. Zamordowanym Polakiem okazał się 37-letni kuzyn Ariela Żurawskiego Łukasz Urban, z którym rodzina utraciła kontakt około godziny 16. Prawdopodobnie wówczas został zamordowany, a jego ciężarówkę porwał sprawca późniejszej masakry, który uczył się nią manewrować, by potem użyć wehikułu do zabijania. Dla przypomnienia 14 lipca w Nicei ciężarówka kierowana przez Tunezyjczyka Mohameda Lahouaiej-Bouhlela zabiła 86 osób na tamtejszej promenadzie.

Kolejny atak, który udowadnia jak dziurawy i niekompetentny jest system weryfikacji uchodźców ubiegających się o azyl. Jestem przekonany że to robota Państwa Islamskiego, które niejednokrotnie nawoływało do wjeżdżania w grupy ludzi samochodami. Jest to taktyka mordercza i skuteczna. Wspominałem o niej gdy pisałem o Nicei:

http://dtbbth.blogspot.com/2016/07/atak-w-nicei-i-zabojcze-pojazdy.html

Zastanawiam się ilu z takich potencjalnych terrorystów z fałszywymi tożsamościami krąży swobodnie po państwach UE podając się za uchodźców?

EDIT: Rzekomo zamachowiec z Berlina to jednak nie Naved B. i człowiek ten pozostaje nadal na wolności uzbrojony i niebezpieczny. Ciekawe. Naved B. został zwolniony z powodu braku dowodów. ISIS w dniu dzisiejszym przyznało się do zamachu.

EDIT 2: Wychodzą na jaw nowe fakty. Obecnie głównym podejrzanym jest 24-letni Tunezyjczyk z Oueslatia Anis Amri (jego dokumenty odnaleziono pod fotelem kierowcy ciężarówki), który od lipca 2016 roku był poddawany procedurze wydalenia z Niemiec. Był on znany niemieckim służbom bezpieczeństwa i miał powiązania z ISIS. Polski kierowca Łukasz próbował go powstrzymać przed dokonaniem zamachu i według ustaleń prasy został kilkakrotnie pchnięty nożem i zabity strzałem w głowę. Anis posiadał liczne fałszywe dokumenty tożsamości i posługiwał się sześcioma różnymi aliasami. Spędził cztery lata we włoskim więzieniu. W momencie uderzenia ciężarówki w jarmark świąteczny albo wskutek walki z dzielnym polskim kierowcą Łukaszem Amri został ranny. Nadal go jednak nie odnaleziono. Poprzedniego podejrzanego 23-letniego Pakistańczyka Naveda Balucha zatrzymano tylko dlatego że przekroczył ulicę na czerwonym świetle (nie miał krwi na ubraniu ani nie był ranny).

http://www.telegraph.co.uk/news/2016/12/21/catalogue-blunders-left-berlin-terrorist-free-kill/

EDIT 3: Tunezyjczyk Anis Amri został w nocy 23 grudnia 2016 roku zastrzelony na terminalu San Giovanni dworca w Mediolanie w trakcie rutynowej kontroli dokumentów. Amri wyjął broń z plecaka i strzelił do policjanta (policjant jest ranny). W jego plecaku znajdował się bilet wskazujący że Amri przyjechał z Francji.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Metalowa Wigilia 2016 - Au-Dessus, Morthus, Furia, Watain, Mayhem (fotorelacja)



















Rok temu miałem przyjemność uczestniczyć w Metalowej Wigilii 2015, zatem wskazane było uczestnictwo w tegorocznej edycji imprezy. Magnesem mającym do niej przyciągnąć rzesze fanów black metalu miały być występy Szwedów z Watain i Norwegów z Mayhem - obie kapele miały zagrać na żywo dwa albumy z ich twórczego dorobku - "Casus Luciferi" (2003) i "De Mysteriis Dom Sathanas" (1994). Naturalnie przyciągał także koncert katowickiej Furii - zespołu hołubionego przez wielbicieli i wielbicielki rodzimego black metalu, ale niedawno odkrytego przez pewnego mainstreamowego dziennikarza muzycznego (toż to "młody i obiecujący zespół"). Jeszcze przed koncertem na Facebooku wydarzenia gruchnęła wiadomość od Massive Music o dwugodzinnej przerwie technicznej przewidzianej między koncertami Furii a Watain i Mayhem i niewypuszczaniu ludzi na zewnątrz z klubu (za wyjątkiem palarni na świeżym powietrzu), co niektórych fanów nieźle rozjuszyło. Osobiście nie miałem nic przeciwko tej przerwie - zleciała ona bardzo szybko. Miałem czas, by pogadać z licznymi znajomymi, wyskoczyć na papierosa do palarni, pokręcić się trochę po klubie. Oczywiście ludzi było w Progresji mnóstwo, czasem musiałem się wręcz przedzierać przez tłum, co bywało irytujące, ale z uczestnictwa w kolędowaniu jestem zadowolony. Zatem po kolei.

Na otwierający koncert Litwinów z Au-Dessus ździebko się spóźniłem, ale było to spóźnienie iście marginalne. Image muzyków z Au-Dessus kojarzył mi się trochę z Behemoth czy Mgłą, choć muzycznie to inna bajka. Litwini skupili się na odegraniu zawartości dema "Au-Dessus" (2015) - jedynego materiału, który do tej pory przedstawili światu. Ich muzykę można scharakteryzować jako przyzwoity i dość wciągający post-black metal z elementami progresywnymi. Po półgodzinnym koncercie Au-Dessus przyszła kolej na krótki gig rodzimego Morthus z Warki. Melodyjny black/death metal w stylu Dissection, zagrany z werwą i entuzjazmem, poprawny i całkiem przyzwoity. W trakcie koncertu Morthus pod sceną zaczął robić się pierwszy młyn, jednak ja czekałem na Furię.

Furia gra znakomitą muzykę - uwielbiam eksperymentalne zacięcie tego wspaniałego zespołu, specyficzną pogańsko-psychodeliczno-poetycko-kopalnianą atmosferę. Zniewalający klimat dekadenckiej poezji, nihilizmu i śląskich szybów kopalnianych. Jest w black metalu Furii (czy aby na pewno materiał z "Guido" czy "Księżyc milczy luty" można wciąż jeszcze nazywać black metalem?) coś elektryzującego, świeżego, abstrakcyjnego. Nie wszystkim coraz bardziej eksperymentalny kierunek Furii odpowiada - ja jednak jestem zachwycony. Z "Księżyc milczy luty" usłyszałem "Zabieraj łapska" i "Ciało", reszta kompozycji zagranych przez Furię sobotniego wieczoru to m.in. "Ogromna noc" czy "Zamawianie drugie". Od znajomego dowiedziałem się że Furia skróciła swój koncert o jedną kompozycję. Szkoda. Nihil w znakomitej formie wokalnej. Mam nadzieję że Furia będzie dalej pogrążać się w coraz odważniejszych eksperymentach w black metalowej materii. Obok Mgły i Cultes des Ghoules jest to w tej chwili najlepsza polska formacja black metalowa. Wiele osób uznało koncert Furii za wyjątkowy.

Mój drugi koncert Watain i muszę przyznać że całkiem udany, choć brzmienie momentami zlewało się w ścianę dźwięku. Odegranie na żywo "Casus Luciferi" (2003) tak czy owak okazało się strzałem w dziesiątkę, bo to dziki i nienawistny kawał antychrześcijańskiego black metalu. Charyzmatyczny wokalista Watain Karl Erik Stellan Danielsson szalał na scenie, a sam koncert przypominał bluźnierczy rytuał ze świecami i wylewaniem krwi (dwukrotnym) z kielicha na stojącą najbliżej barierek widownię (ja się nie załapałem, bo stałem za daleko). Niektórym z oblanych posoką się to nie podobało, inni podobno byli zachwyceni.

Mayhem to zespół obrosły legendą. Obok Burzum, Thorns, Immortal i Darkthrone prekursorzy zimnego norweskiego black metalu. Wokół Mayhem niemal od początku istnienia zespołu wiąże się wiele kontrowersji: brutalne i dzikie koncerty, samobójstwo ekscentrycznego wokalisty Yngve Per Ohlina w 1991 roku (pseudonim "Dead" z racji chorobliwej fascynacji śmiercią i umieraniem), okładka "The Dawn of the Black Hearts" przedstawiająca jego zwłoki, związek z masowym paleniem kościołów w Norwegii oraz zamordowanie w 1993 roku gitarzysty i założyciela Mayhem, Øysteina "Euronymousa" Aarsetha przez Varga "Count Grishnackha" Vikernesa (założyciela Burzum) w trakcie pracy nad kultowym albumem "De Mysteriis Dom Sathanas" (1994), który został w sobotę przez Mayhem w całości odegrany. Na scenie dominował wokalista zespołu Attila Csihar w długiej kapłańskiej pelerynie i stule z krzyżem. Poruszał się nieco teatralnie po scenie głosząc bluźniercze kazania przy ołtarzu z dwoma długimi świecami. Nasadził też trupią czaszkę na mikrofon. Miało być black metalowe misterium zła i perwersji - i rzeczywiście takie było. I choć brzmienie znowu kulało występ Mayhem wbił mnie w ziemię. Warto było zobaczyć Norwegów po raz drugi (pierwszy raz widziałem ich na Asymmetry Festival 2013 wraz z Agalloch i Vader - pamiętny dla mnie koncert ze względu na poznanie grupy znajomych z Wrocławia).

Zobaczymy jaki będzie koncertowy rok 2017.