wtorek, 20 grudnia 2022

Unfyros "Alpha Hunt" (2022) - recenzja

                                                            
Dolorian obok Unholy uznaję za protoplastów fińskiego awangardowego black doom metalu. Wszystkie trzy albumy studyjne Dolorian były dla mnie niezwykłe, dziwne, abstrakcyjne, mocno odrealnione, podszyte niepokojem. Ale po kolei: na "When All the Laughter Has Gone" (1999) Finowie brzmieli black doom metalowo, ambientowo i depresyjnie. Ogromnie posępny materiał, który po dziś dzień uwielbiam!

https://www.youtube.com/watch?v=nB7Gu_NxvLo

Na "Dolorian" (2000) zniknęły black metalowe wokale, a w zamian pojawiły się niepokojące szepty. To taki szeptany doom metal/darkwave, któremu bliżej do eteryczności włoskiego Monumentum niż do awangardowej agresji Unholy. Równie posępny materiał co debiut. 

https://www.youtube.com/watch?v=QUGmHBN0V-g 

Natomiast ostatni album Dolorian "Voidwards" (2006) to intrygująca mieszanina dwóch pierwszych albumów obficie podlana dark ambientem. To doprawdy niezwykła porcja muzyki, która wprawia w piękny trans. Szepty, black metalowe wokale, a nawet growl plus cudownie odrealniona atmosfera, jakby nie z tego świata. Ten album zaprasza słuchacza w stronę pustki.  

https://www.youtube.com/watch?v=jCapl7-YkfE

Jakież było moje zdziwienie gdy dowiedziałem się, że Anti Ittna H. wokalista Dolorian ma już nowy zespół zwany Unfyros i powraca za sprawą albumu "Alpha Hunt" (2022) do black doom metalowych brzmień. Black metal w wykonaniu Unfyros utrzymany jest w raczej powolnym, zrytualizowanym i hipnotycznym tempie z oszczędnym użyciem klawiszy, zatem można Unfyros porównać do Dolorian, choć mam wrażenie, że poprzedni zespół Anti Ittna H. był o wiele bardziej specyficzny. Niemniej jednak "Alpha Hunt" gorąco polecam tym nielicznym słuchaczom, którzy kojarzą ambientowy doom metal Dolorian. Poniżej odsłuch tego niepokojącego albumu:

https://unfyros.bandcamp.com/releases

Swoją drogą bardzo przydałyby się re-edycje wszystkich albumów Dolorian (np. via Svart Records), gdyż nie mam żadnego na CD.  Tak samo dwóch pełniaków i EP-ki niezwykłego Decoryah (via Metal Blade).

sobota, 17 grudnia 2022

W głębiny: morderstwo na łodzi podwodnej (2020) - recenzja

                                                     
Po obejrzeniu poruszającego filmu dokumentalnego "Wulkan: Ewakuacja z Whakaari" (2022) stwierdziłem, że najwyższa pora obejrzeć na Netflixie jakiś dokument true crime. Wybór padł na "W głębiny" i był to bardzo dobry wybór. Oczywiście sprawa koszmarnego morderstwa dokonanego na szwedzkiej dziennikarce Kim Wall przez ekscentrycznego konstruktora z Danii Petera Madsena była mi znana od dawna, jednakże chętnie ją sobie odświeżyłem. W skrócie Madsen wespół z grupą wolontariuszy skonstruował mini-łódź podwodną "UC3 Nautilus" i 10 sierpnia 2017 roku zabrał na jej pokład szwedzką dziennikarkę Kim Wall, która pisała m.in. dla "The New York Times" i "Guardian", po czym oboje wyruszyli w podwodny rejs. Madsen celowo zatopił "UC3 Nautilus" i został uratowany przez załogę statku. Po Kim Wall nie było śladu. Niestety w następnych dniach duńska policja odnajdywała rozmaite fragmenty zwłok dziennikarki: tors, nogi, głowę, a także jej ubrania, nóż i piłę. Okazało się, że Madsen (co wyszło na jaw w późniejszym czasie), związał Kim, torturował dziennikarkę nożem i śrubokrętem, udusił ją (bądź poderżnął jej gardło), po czym ciało rozczłonkował piłą i próbował części ciała Kim utopić w wodzie zatoki. Wyniki badań torsu post-mortem wskazywały na rany kłute genitaliów i klatki piersiowej.

Madsen w "Into the Deep" wielokrotnie jawi się jako sadystyczny psychopata, narcyz i kłamca. Jednak pracujący z nim przy projektach (łódź podwodna, rakiety) wolontariusze i stażyści są Peterem oczarowani. Nie mają pojęcia, że to człowiek o podwójnym obliczu, zły do szpiku kości, zafascynowany prawdziwymi nagraniami morderstw (dekapitacji) kobiet (miał je na dysku komputera w swoim laboratorium), lubiący seks z podduszaniem, imprezy fetyszystyczne w Kopenhadze i pragnący zabić jakąkolwiek kobietę na pokładzie "UC3 Nautilus". Z dokumentu wynika, że umówiona z nim na wywiad Kim Wall nie była zaplanowaną ofiarą. Po prostu nadarzyła się okazja i Madsen ją wykorzystał. Chciał dominować, zadawać ból i zabić.  

Co mnie zaniepokoiło to 'żartobliwe' komentarze i wiadomości Madsena skierowane do reżyserki dokumentu oraz zafascynowanej nim wolontariuszki, z których wynikało, że z tym facetem jest coś nie w porządku. Zresztą "Into the Deep" przyczynił się do skazania Petera Madsena na dożywotnie pozbawienie wolności za okrutne morderstwo Kim Wall. To raczej posępny i ciut nieprzyjemny dokument obrazujący jak jeden uzdolniony człowiek potrafi nabrać otoczenie i starannie się maskować. 

Na zdjęciach Kim Wall oraz jej morderca Peter Madsen. Warto poczytać artykuły Kim Wall np. o amerykańskich próbach nuklearnych na Wyspach Marshalla.

czwartek, 15 grudnia 2022

David Zimmer "Planeta wirusów" - recenzja

                            

Wpadła mi ostatnio w ręce dość krótka książka popularnonaukowa Davida Zimmera "Planeta wirusów" (wydawnictwo Copernicus Center Press) i stwierdziłem, że warto ją przeczytać, tym bardziej w dobie pandemii koronawirusa Sars-Cov-2, która jeszcze się nie zakończyła, choć straciła już swój impet. "Planeta wirusów" to kolekcja dwunastu wciągających esejów, które miały na celu przybliżyć wirusologię laikom. Przykładowo rozdział o wirusie mozaiki tytoniowej opisuje w jaki sposób doszło do odkrycia wirusów. W innym rozdziale dotyczącym rinowirusów dowiemy się w jaki sposób nasz układ odpornościowy (immunologiczny) broni się przed atakiem patogenów (świetny opis mechanizmów obronnych). Kolejny rozdział o wirusie ospy prawdziwej opisuje w jaki sposób ten groźny zarazek został eradykowany (wariolizacja i opracowanie szczepionek). W rozdziale o wirusie HIV (ludzkim wirusie niedoboru odporności) czytelnik dowie się w jaki sposób wirusy odzwierzęce (zoonotyczne) przeskakują na ludzkich gospodarzy i jakie są warianty odkrytego po raz pierwszy w 1981 roku wirusa HIV wywołującego chorobę AIDS (zespół nabytego niedoboru odporności). Rozdział o koronawirusie SARS-Cov-2 oprócz trzymającej w napięciu historii tego podstępnego patogenu, który tak mocno namieszał w gospodarkach na całym świecie oferuje także podstawowe informacje o wcześniejszych wybuchach epidemii koronawirusów SARS i MERS. Z kolei w eseju o wirusie gorączki Zachodniego Nilu jest mowa o jego wektorach, czyli komarach i o tym jak trudno jest pozbyć się tego zarazka (inne wirusy roznoszone przez komary to ZIKA i chikungunya). Czego jeszcze dowiemy się z "Planety wirusów"? Ano tego, że posiadamy w naszym ludzkim DNA tzw. endogenne retrowirusy. Autor usiłuje także odpowiedzieć w eseju o żyjących w oceanach mega-wirusach z dużymi genomami i tzw. wirofagach czy wirus jest organizmem żywym czy martwym. Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta. Zimmer opisuje także przełomowe odkrycie bakteriofagów, czyli wirusów atakujących chorobotwórcze bakterie. Szkoda, że do najnowszej edycji "Planety wirusów" nie został dołączony esej o wirusie gorączki krwotocznej Ebola. W zamian mamy rozdział o koronawirusie Sars-Cov-2 wywołującym chorobę Covid-19. 

Generalnie świetne eseje wirusologiczne, które nie wymagają od czytelnika żadnego biologicznego przygotowania. Wady książki są dwie: brak rozdziału o afrykańskich wirusach zoonotycznych Ebola i Marburg oraz liczne drobne literówki. Niemniej jednak "Planetę wirusów" przeczytałem z żywym zainteresowaniem i zabrałem się za kolejną książkę: tym razem o sztucznej inteligencji (SI) - recenzja wkrótce. 

Z innej beczki: wczoraj dowiedziałem się, że kultowy w Poznaniu klub koncertowy u Bazyla zostanie zamknięty wskutek wypowiedzenia umowy najmu. Po prostu kurwa pięknie. Dziesiątki godzin spędzonych tam na koncertach i mnóstwo muzycznych wspomnień. Nie ukrywam, że szykowałem się na kilka bazylowych koncertów w 2023 roku (np. Origin i Monstrosity, Diary of Dreams, The Exploited, etc.), a tutaj taki nius. Poznań coraz bardziej podupada pod względem alternatywnej kultury, robi się nudny i zapyziały. Jak tak dalej pójdzie to koncerty metalowe czy gotyckie będą się tutaj odbywały bardzo rzadko. Upadek klubu u Bazyla w obecnej lokalizacji nie jest pierwszy, ani ostatni: wcześniej przestały funkcjonować Pogłos w Warszawie oraz Akademia we Wrocławiu. Jednakże klub u Bazyla był moim subiektywnym zdaniem najlepszym klubem koncertowym w Poznaniu. Miejscem, gdzie koncertowało mnóstwo mniej lub bardziej znanych zespołów sceny alternatywnej (punkowych, metalowych, gotyckich). Żywię nadzieję, że nie jest to definitywny koniec tego miejsca. 

Osładzając sobie nieco gorzkie poczucie rozczarowania zakupiłem w Empiku elegancką re-edycję "Dead Again" (2007) Type O Negative. Bardzo lubię ostatni album TON, gdyż jest to wypadkowa nieomal wszystkich muzycznych wpływów zespołu, bez zbędnych ambientowych wypełniaczy. Mamy na "Dead Again" kawałki szybkie, punkowe jak np. "Halloween in Heaven", w którym gościnnie zaśpiewała Tara z Lycia, ale też doom metalowe monstra z black sabatthowskimi riffami ("The Profit of Doom"). Kapitalna płyta oraz fajna dwupłytowa re-edycja Nuclear Blast dla fanów tego unikalnego zespołu oraz jego wokalisty Petera Steele'a (Steele zmarł 14 kwietnia 2010 roku). Nie wolno dopuścić do sytuacji, aby ten znakomity album znajdował się w cieniu także świetnych "Bloody Kisses" (1993) oraz "October Rust" (1998).

Odsłuch: https://www.youtube.com/watch?v=VMsyF6wItVs

środa, 7 grudnia 2022

Moonage Daydream (2022) - recenzja

                                                      

Z racji tego, że nie udało mi się być na koncertach Raison d'Etre i Brighter Death Now 4 grudnia we Wrocławiu i Wardruna 6 grudnia w Poznaniu postanowiłem chociaż przejść się do poznańskiego kina Muza na seans "Moonage Daydream" (2022) Bretta Morgena, oszałamiającego wizualnie dokumentu o Davidzie Bowie. Z muzyką Davida mam podobnie jak z The Cure: wolę jego eksperymentalną, mroczniejszą i bardziej melancholijną twórczość niż tą celującą w mainstream, piosenkową. Szczególnie cenię albumy "Low", "Heroes", "Earthling" czy "Blackstar". Jednak zmarły 10 stycznia 2016 roku na raka wątroby David Bowie to prawdziwy człowiek renesansu: artysta na wskroś niezwykły, nieskończenie kreatywny, działający na rozmaitych poletkach sztuki: śpiewał, pisał piosenki, malował akryle, rzeźbił, bawił się eksperymentalną sztuką audiowizualną, grał w filmach (np. lesbijski horror wampiryczny "Zagadka nieśmiertelności" z 1983 roku).

"Moonage Daydream" to wizualna orgia zmysłów oparta na setkach godzin materiałów archiwalnych z osobistych zbiorów Davida (podobnie jak "Wulkan miłości" oraz "The Fire Within" - dwa tegoroczne filmy dokumentalne oparte na materiałach archiwalnych pozostawionych przez parę nieustraszonych wulkanologów, Maurice'a i Katię Krafft). David Bowie był artystą niezwykle przenikliwym i ciekawym świata, chłonącym sztukę i muzykę, wcielającym się niczym kameleon w różne postaci w trakcie długiej, nieprzewidywalnej i eklektycznej kariery muzycznej (Ziggy Stardust, Halloween Jack, Thin White Duke). Sam dokument jest mocno dezorientujący, by nie rzec psychodeliczny. Znalazły się w nim ujęcia Davida Bowie w Berlinie Zachodnim (lata 1976-79), w USA czy w Japonii, wywiady telewizyjne, fragmenty koncertu "Ziggy Stardust and the Spiders from Mars" (1973) czy trasy z 1984 roku. Jest także krótka wzmianka o jego ślubie z somalijską modelką Iman w 1992 roku. Na krótko przed śmiercią Bowiego Iman napisała (zapamiętałem ten cytat): "Czasem nie docenia się chwil, dopóki nie staną się wspomnieniami". Jednak (jak widać) Bowie nie został zapomniany nawet po śmierci.

Bowie na pewno był nietuzinkowy, gdyż nie chciał być człowiekiem (artystą) nijakim. Stał się androgynicznym symbolem seksu, muzycznym eksperymentatorem, ikoną stylu, wszechstronnym erudytą. Interesowały go chaos i izolacja jednostki obecne we współczesnym mu i nam świecie. To Bowie jest głównym narratorem "Moonage Daydream" - jego narracja tchnie wrażliwością i głęboką mądrością ("ważne jest to, co w życiu robisz, a nie to, ile pozostało ci czasu"). Konkludując, "Moonage Daydream" to dzieło oszałamiające, niekiedy narkotyczne, niekiedy wysublimowane. Fascynujący film dokumentalny! Warto wybrać się na niego do kina. 

Neonowa halucynacja, fantasmagoria. 

O Davidzie Bowie blogowałem tutaj wielokrotnie:

https://dtbbth.blogspot.com/search?q=Bowie

Przy okazji polecanka muzyczna. Pojawił się trzeci kawałek młodego rodzimego zespołu Burial Fields. Żwawa, energiczna i sympatyczna piosenka z intrygującym żeńskim wokalem. Sprawdźcie ten zespół.

https://burialfields.bandcamp.com/ 

Aby do końca nie było tak łagodnie polecam także nowy klip niemieckich funeral doom metalowców z Ahab. "20 000 mil podmorskiej żeglugi" i Nautilus w animowanym teledysku.

https://www.youtube.com/watch?v=_y16EPGFK2E

wtorek, 6 grudnia 2022

To Kill a Dead Man (1994) - recenzja

Jako że ostatnio przesłuchałem/odświeżałem wszystkie trzy albumy stuudyjne Portishead ("Dummy", "Portishead" i mocno awangardowy/eksperymentalny "Third") plus nowojorską koncertówkę Roseland przyszedł czas na krótki seans "To Kill a Dead Man". To czarno-biały kryminał w estetyce kina noir będący hołdem dla kina szpiegowskiego z lat 50-tych, 60-tych i 70-tych.

Snajper w długim płaszczu zabija pewnego mężczyznę, męża Beth Gibbons. Kobieta trafia do szpitala i tam zaczyna wyobrażać sobie różne scenariusze...

Fajnie uchwycony klimat kina noir i doskonała muzyka Portishead ilustrująca zagmatwaną fabułę. Sam pomysł nakręcenia krótkiego filmu jako uzupełnienia ikonicznego juz albumu "Dummy" (1994) genialny. Lubię mroczny, melancholijny i mocno kinematograficzny (by nie rzec gotycki) trip hop Portishead i szanuję ten zespół, gdyż rzadko wydają muzykę. W końcu po co tworzyć na siłę, jeśli tworzenie przestaje być satysfakcjonujące? Nic dziwnego, że wielkim fanem Portishead jest m.in. Aaron Stainthorpe, wokalista My Dying Bride. Cover "Roads" Portishead w wykonaniu MDB jest naprawdę świetny.

https://www.youtube.com/watch?v=zU450iMsdOk

Natomiast jeśli chodzi o Portishead to moim ulubionym albumem Brytyjczyków jest (niepopularna opinia) "Portishead" z 1997 roku - subiektywnie to album wiele mroczniejszy i silniej działający na wyobraźnię niż siłą rzeczy popularniejszy "Dummy" (1994). 

No to trzeba zaprezentować młodszym czytelnikom i czytelniczkom "Cowboys" i "Elysium".

https://www.youtube.com/watch?v=ApQpx-MVk0w 

https://www.youtube.com/watch?v=9emetvyFwY4 

Natomiast jutro zabiorę się za recenzję "Moonage Daydream" (2022).

czwartek, 1 grudnia 2022

Rome w Bazylu, 30 listopada 2022 roku (fotorelacja)

                                       








Mój trzeci koncert Rome (Jerome Reutera) i zapewne nie ostatni. Rome to dla mnie obecnie czołówka neofolka/dark folka - 17 albumów studyjnych na koncie, w tym ostatni "Hegemonikon" (2022), którego premiera miała miejsce 25 listopada. Po raz pierwszy usłyszałem Rome wiele lat temu - pamiętam, że były to piosenki "To Die Among Strangers" i "The Torture Detachment". No i oczywiście urzekły mnie one na tyle poruszającą melancholią, że postanowiłem sprawdzić trochę materiałów Rome. Z czasem zainteresowanie muzyką Jerome Reutera ciut u mnie opadło, gdyż twórczość Luksemburczyka jest dla mnie ciut nierówna. Obok piosenek absolutnie zachwycających znajdziemy w twórczości Jerome'a także piosenki nie zapadające w pamięć, aczkolwiek kreatywności i energii twórczej Rome odmówić nie można. Po wczorajszym koncercie Rome w Bazylu obiecałem sobie, że na spokojnie sprawdzę całą dyskografię tego projektu/zespołu. Kilka albumów już znam, ale inne materiały muszę dopiero przesłuchać.

Tak czy owak koncert Rome w Bazylu był świetny, melancholijny, wprawiający w refleksyjny nastrój. Set mocno przekrojowy, zarówno piosenki ze starszych albumów, jak i trzy z "Hegemonikon" (2022).  Piękny, chwytający za serce wokal Jerome'a i rozmaity nastrój zagranych na żywo piosenek (od martial industrialu po smutny neofolk). Urzekło mnie osobiście mocne zaangażowanie i wsparcie Rome dla Ukrainy. Artysta planuje w 2023 roku dwa koncerty w Lwowie i Kijowie. Zresztą mocnym akcentem wczorajszego koncertu była przepiękna ballada "The Ballad of Mariupol". 

Set-lista Rome: "Like Lovers", "Celine in Jerusalem", "Die Nelke", "Sons of Aeeth", "Solar Caesar", "The Torture Detachment", "Neue Erinnerung", "Kali Yuga Uber Alles", "No Second Troy", "The Brightest Sun", "Der Wolfsmantel", "Das Feuerordal", "Families of Eden", "Hearts Mend", "Achtung, Baby!", "Going Back to Kyiv", "Who Only Europe Knew", "Uropia O Morte", "One Lion's Roar", "The Ballad of Mariupol", "One Fire", "Yellow & Blue", "Swords to Rust - Hearts to Dust". Oczywiście zabrakło mi "To Die Among Strangers", trudno.

Kilka słów o najnowszym albumie "Hegemonikon". Z początku jakoś do mnie nie przemówił, ale na pewno zyskał przy okazji kolejnego odsłuchu. Na "Hegemonikon" jest sporo ejtisowej elektroniki i nowej fali, generalnie czuć na tym krótkim albumie kinematograficzne echa Ulver. "Solar Caesar" (póki co mój ulubiony numer z "Hegemonikon"), "Hearts Mend" i "No Second Troy" mają dużą szanse stać się 'hitami' Rome tak jak "To Die Among Strangers", "Swords to Rust - Hearts to Dust" czy "Celine in Jerusalem". Podoba mi się antarktyczna okładka najnowszego albumu Rome. Jest naprawdę rewelacyja i intrygująca! 

Odsłuch w trakcie pisania tej relacji. Alien Vampires "Fuck Off and Die" (2008) - jeden z moich ulubionych albumów dark electro/EBM. Włosi wystąpią na Castle Party 2023 i już jest jeden z głównych powodów, by do Bolkowa zajrzeć.

https://alfamatrix.bandcamp.com/album/fuck-off-and-die 

poniedziałek, 21 listopada 2022

Retrospective i Antimatter w 2Progi, 19 listopada 2022 (fotorelacja)

                                                       




Z nieukrywaną przyjemnością wybrałem się na koncert Antimatter do poznańskiego klubu 2Progi, gdyż zespół Micka Mossa znam i cenię od lat. To była pierwsza moja wizyta w 2Progi i muszę przyznać, że to całkiem fajny klub, który mieści się w podziemiach. Co prawda w pewnym momencie mojego życia straciłem zainteresowanie rockiem progresywnym na rzecz innych gatunków muzycznych, Antimatter w zasadzie został jedynym zespołem tego gatunku muzycznego, który stale słucham - przede wszystkim ze względu na poruszający głos Micka Mossa oraz ogromny ładunek melancholii tkwiący w muzyce Brytyjczyków. Muzyki otwierającego zespołu z Leszna, Retropsective nie znałem zupełnie i muszę przyznać, że koncert Polaków odebrałem bardzo pozytywnie. Żwawy, energiczny, fajnie zaaranżowane i rozbudowane piosenki, ciekawe żeńskie i męskie wokale. Do tej pory przesłuchałem tylko najnowszy (piąty) album Retrospective "Introvert" (2022), który gorąco polecam.

https://retrospectivepl.bandcamp.com/album/introvert

Ósmy album Antimatter "A Profusion of Thought" (2022), który ukazał się zaledwie kilka dni temu to piosenki pochodzące z długoletniego archiwum Micka Mossa, które nie znalazły się na wcześniejszych albumach Antimatter. Album bardzo udany, co stwierdziłem już po jego pierwszym odsłuchu. Ilekroć widzę zespół Micka Mossa na żywo to jestem naprawdę pod wrażeniem. Energia, przejmująca melancholia, doskonałe zgranie się muzyków, humorystyczne interakcje Micka i pozostałych muzyków z widownią. Nie inaczej było w 2Progach. Zapamiętałem wypowiedź 47-letniego Mossa, że "muzyka Antimatter jest dla niego terapią". Bez niej by zniknął. Poza tym Mick Moss często współpracuje wokalnie z zespołami metalowymi (doom death metalowcy z Clouds, black metalowcy z Eudaimony), zatem ma wszechstronny gust muzyczny. Tak czy owak Antimatter zagrali bardzo przekrojowy set obejmujący w zasadzie wszystkie albumy zespołu (plus trzy kompozycje z "A Profusion of Thoughts"). 

Set-lista z Poznania: "The Third Arm", "This Is Not Utopia", "Partners in Crime", "Can of Worms", "Black Eyed Man", "The Last Laugh", "Monochrome", "Angelic", "Fold", "No Contract", "Wish I Was Here", "Kick the Dog", "Leaving Eden", "Paranova", "Redemption".

https://open.spotify.com/album/6P83JPvL9LTJ9wp8RH1cWg

niedziela, 13 listopada 2022

Vévaki "Fórnspeki" (2022) - recenzja

                                         
Zaskoczył mnie drugi album studyjny islandzkiego projektu animistyczno-folkowego Vévaki, gdyż jest nieziemsko kojący, piękny i melancholijny. Vévaki początkowo był projektem jednoosobowym założonym przez Willa Huntera, obecnie funkcjonuje już jako pełnoprawny zespół (skład zasilili Sigurboði Grétarsson, Hrafnhildur Inga Guðjónsdóttir i Gísli Gunnarsson). Nie słyszałem debiutanckiego albumu Vévaki "Edda" (2020), co oczywiście będę musiał w przyszłości nadrobić. Póki co cieszę się jednak odsłuchem "Fórnspeki", drugiego albumu studyjnego Islandczyków, który ukazał się ponad dwa tygodnie temu via Season of Mist. 

Pogański folk Vévaki przypomina pod kątem namacalnego i eterycznego klimatu twórczość zespołów pokroju Wardruna, Heilung czy Forndom (z naciskiem na słynny zespół Einara Selvika), jednakże nadal jest to muzyka wciągająca, przesycona delikatną melancholią, z której aż bije fascynacja animizmem, pogańskimi rytuałami i uwielbieniem Natury. Piosenki (pogańskie pieśni) składające się na całość "Fórnspeki" są głęboko medytacyjne, intymne, przenikające słuchacza, wprawiające w rytualny trans. Służą temu bogactwo tradycyjnego i współczesnego instrumentarium, wyśmienite wokale oraz staranna aranżacja. To zaiste idealna muzyka do wędrówki po porannym, zamglonym lesie albo do obserwacji spokojnej erupcji lawowej na Islandii (choć wówczas warto się wsłuchać także w jej dźwięki i rytm).

Świetny album, który powinien przypaść do gustu wielbicielom nordyckiego folka. Trudno mi wyróżnić w tej chwili ulubione utwory na "Fórnspeki". Może siedmiominutowy, mocno filmowy i medytacyjny "Disablót", przepiękny spirytualny "Vitrun" albo poruszający "Varðloka"?

Odsłuch: https://vevaki.bandcamp.com/

Nie jestem dobrym recenzentem, ale mimo wszystko chcę, aby ciekawa i mniej znana muzyka jakoś docierała do grona odpowiednich słuchaczy. Recenzje muzyczne piszę sporadycznie, muszę mieć na to czas, wenę i wewnętrzny spokój. Interesuje mnie muzyka raczej mroczna, melancholijna, czasem agresywna i brutalna. Zatem jeśli macie zespoły i projekty metalowe (doom metal, z naciskiem na doom death i funeral doom, black metal, death metal, metal industrialny) albo gotyckie (post-punk, rock gotycki, death rock, neofolk, ethereal darkwave, coldwave, dark electro, EBM etc.) to zapraszam do kontaktu (krawczykbart@yahoo.com) - a nuż pojawi się u mnie recenzja, jeśli Wasz materiał mocno przypadnie mi do gustu.

sobota, 12 listopada 2022

Halszka Witkowska „Życie mimo wszystko: rozmowy o samobójstwie” - recenzja

                                                 

Suicydologia w Polsce jest trochę traktowana po macoszemu (samobójstwo jednostki to wciąż w Polsce tabu społeczne, co powoli się zmienia ), zatem z wielkim zainteresowaniem przeczytałem książkę-wywiad z Halszką Witkowską, suicydolożką "Życie mimo wszystko: rozmowy o samobójstwie". Książkę obecnie bardzo potrzebną, gdyż mamy trudne czasy inflacji, coraz większej biedy, niepewności, samotności i odrzucenia. Nie ma dnia, w którym nie docierałyby do mnie medialne doniesienia o czyimś samobójstwie. Oczywiście prawda jest, że mężczyźni zabijają się częściej, natomiast kobiety regularniej podejmują próby samobójcze.

W obszernym i niezwykle ciekawym wywiadzie z dziennikarzem Szymonem Falacińskim Halszka Witkowska porusza m.in. takie tematy jak tabu samobójstwa, przyczyny zachowań suicydalnych, skalę tego zjawiska w Polsce, listy pożegnalne, którym najczęściej towarzyszy ogromny wstyd, mity (stereotypy) narosłe wokół problematyki samobójstwa, samobójstwa dzieci, nastolatków, studentów, seniorów, mężczyzn, lekarzy weterynarii, internetowy hejt (pogarda), samobójstwa w trakcie dotkliwych kryzysów gospodarczych i społecznych takich jak pandemia koronawirusa czy wojna na Ukrainie, pierwsza pomoc emocjonalna osobie w trakcie kryzysu suicydalnego, próby samobójcze, żałoba po udanym samobójstwie osoby bliskiej, etc.

Autorka wypowiada się o samobójcach i osobach po próbach samobójczych z ogromną empatią, stara się wejść w mrok, który takie wrażliwe, osamotnione i odrzucone jednostki roztaczają wokół siebie. Kiedy na szali jest ludzkie życie osoby, która planuje je sobie odebrać trzeba działać szybko i starać się otoczyć jego/ją opieka emocjonalna. Taka podstawowa pomoc emocjonalna nie jest trudna (czasem wystarczy rozmowa, uśmiech, szczere zainteresowanie się problemami potencjalnego samobójcy, wysłuchanie go bez oceniania), choć oczywiście może być dla niektórych obciążająca psychicznie. Ludzie ze skłonnościami samobójczymi potrafią się także dobrze maskować, gdyż nie chcą być obciążeniem dla innych. Myślą o śmierci w czasach, gdy medycyna stara się przedłużyć, udoskonalić ludzkie życie, co samo przez się jest swoistym aktem rozpaczy w konsumpcyjnym świecie, który uniemożliwia szczęście.

W trakcie czytania rozdziału o samobójstwach lekarzy weterynarii przypomniała mi się smutna historia studentki farmacji Aleksandry Maliszewskiej z Łodzi. Dziewczyna targnęła się na swoje życie w ustronnym miejscu 26 maja 2015 roku. Odsyłam do poniższego artykułu.

https://dzienniklodzki.pl/aleksandra-maliszewska-nie-zyje-zwloki-25latki-znaleziono-na-widzewie/ar/3905053

Książkę Halszki Witkowskiej gorąco polecam, ponieważ pozwala ona lepiej zrozumieć osoby znajdujące się z różnych powodów w kryzysie samobójczym (niezależnie od ich wieku i płci), a nawet udzielić im stosownej pomocy w rozproszeniu myśli samobójczych, odegnaniu ich. 

Na zdj. obraz Wilhelma Kotarbińskiego "Mogiła samobójcy" z 1900 roku.

Zawsze przy okazji nowego tekstu polecam muzykę. No to najnowszy album Ukraińców z Drudkh. Bardzo solidny, chwilami agresywny i melancholijny black metal, który od razu wpada w ucho. Wczoraj Ukraina odbiła Chersoń - tak trzymać!

niedziela, 6 listopada 2022

Muzeum (1989) - recenzja

Metafizyczna dystopia. Sowiecki film sci-fi od reżysera urodzonego w Dnipro (Ukraina).

"Muzeum" wygląda na film, który nakręcono w piekle. W odróżnieniu od żótej post-apokaliptycznej dystopii "Listów martwego człowieka" (1986) Łopuszańskiego "Muzeum" to film pomarańczowy, czerwony. Także i tutaj mamy do czynienia ze światem poddanym bliżej nie sprecyzowanej ekologicznej zagładzie. Taka ekologiczna zagłada postępuje obecnie w formie antropogenicznych zmian klimatycznych i tzw. szóstego wymierania. Być może wciąż należy się spodziewać widma nuklearnej apokalipsy.

Pewien wędrowiec (turysta) przybywa do miejsca będącego gigantycznym i skażonym wysypiskiem śmieci. Garstka jego mieszkańców pali ogień, by trzymać z dala od siebie umieszczonych w rezerwatach 'degeneratów'. Mężczyzna pragnie dotrzeć do zatopionego tajemniczego muzeum, w którym być może znajduje się portal do innego świata. W trakcie niebezpiecznej podróży przechodzi transformację.

"Stalker" w ekologicznym piekle. "Muzeum" to film hipnotyczny, przesycony metafizycznym obłędem i nieco depresyjny. Doskonałe zdjęcia ponurych i przesyconych martwotą krajobrazów, pięknie uchwycona estetyka post-apo, świetna gra aktorska. Owszem, niektóre sceny mogą się mniej cierpliwym widzom dłużyć, jednak "Muzeum" niewątpliwie należy do kategorii filmów, które zostają w pamięci widza jeszcze długo po seansie. Konkludując, "Listy martwego człowieka" z 1986 roku są filmem bardziej koherentnym niż "Muzeum", ale oba te filmy warto obejrzeć, najlepiej jeden po drugim.

Przy okazji polecam ten rodzimy album. Muzyka onirycznych przestrzeni, dzikich i bezludnych pustkowi, jesienne piosenki neofolkowe z domieszką black metalu o uwielbieniu natury, depresji i wychodzeniu z niej oraz o zapomnieniu. Dla wielbicieli Tenhi, Kauan, Vali, Forndom czy black folkowego oblicza Ulver.

https://paganrecords.bandcamp.com/album/pustkowia

Poprzednia recenzja:

czwartek, 3 listopada 2022

Samobójstwo młodej matki w Szczecinie

                                                  
Ze smutkiem obejrzałem wczoraj nagranie na Twitterze z 31 października, w którym 30-letnia kobieta wypadła z okna dziesiątego piętra bloku na ulicy Wilczej w Szczecinie. Kobieta siedziała na zewnętrznej stronie parapetu. Zapewne rozmyśliła się i zdecydowała mimo trudności żyć dalej. Próbowała zatem wrócić do wewnątrz mieszkania. W pewnym momencie przy odwracaniu się straciła równowagę i zawisła na parapecie. Dwie osoby (jej siostra i policjant) próbowały wciągnąć ją do środka, ale im się to nie udało. Walka zdesperowanej kobiety o nie spadnięcie trwała kilkanaście sekund i niestety zakończyła się upadkiem z dziesiątego piętra i śmiercią na miejscu. W sieci filmik ten był udostępniany setki razy, ja oczywiście nie zamierzam go tutaj publikować. Pojawiła się też masa kretyńskich komentarzy np. zaniżony wiek kobiety, challenge na Tik-Toku i tym podobne chore plotki, które w przypadku bulwersujących opinię publiczną zgonów mnożą się niczym wirus.

Kobietą, która poniosła śmierć okazała się 30-letnia matka, która cierpiała, gdyż nie mogła widywać się z własnymi dziećmi. To była przyczyna chęci odebrania sobie własnego życia. Poczucie winy, które toczyło ją od środka. Napisał o tym jej brat na fanpejdżu Wiedzy Bezużytecznej. Ten filmik mocno mnie przygnębił, gdyż sam zmagam się z poczuciem winy, ale z diametralnie innych powodów. 

Rodzi się pytanie: czy zasadne jest wrzucanie tego typu nagrań do sieci? Moim zdaniem nie, gdyż takie filmiki godzą w rodzinę pokrzywdzonej i skazują ją na ostracyzm. Jednak w czasie dominacji smartfonów i kamer przemysłowych powstawanie takich materiałów i umieszczanie ich w sieci wydaje się być nieuniknione. Takie nagrania mogą mieć również 'walory' refleksyjne. Niech jako przykład posłuży poruszający dokument "Most samobójców" (2006) o skoczkach z mostu Golden Gate, w którym znajdują się autentyczne nagrania samobójczych skoków. Widziałem go już 2-3 razy i skłonił mnie do przemyśleń nad kruchością i delikatnością ludzkiego życia, nad tym, jak często nie umiemy sobie poradzić z nawarstwiającymi się problemami.

Generalnie suicydologia jest dziedziną, która jest dla mnie bardzo interesująca. Śledzę czasem doniesienia prasowe na temat samobójstw i oto kilka ostatnich przykładów z Polski.

21-letnia Katarzyna Dychus (na zdj.) zaginęła 21 września 2022 roku w Krakowie. Wyszła z mieszkania przy ulicy Celarowskiej i do niego nie powróciła. Jej ciało odnaleźli ratownicy z psem tropiącym 4 października 2022 roku w zaroślach w pobliżu ulicy Radzikowskiego. Dziewczyna wybrała ustronne i trudno dostępne miejsce, by (zapewne) odebrać sobie życie. Czemu piszę o tej sprawie? Ponieważ zajrzałem z ciekawości na jej profil na FB, Katarzyna słuchała metalu, zatem była osobą, z którą z pewnością bym się dogadał (wspólne, tudzież pokrewne zainteresowania muzyczne).

19 października samobójstwo popełnił 16-letni Filip z Obornik Wielkopolskich. Jego zwłoki odnaleziono dwa dni później przy stacji przekaźnikowej. Nastolatek targnął się na swoje życie, bo był w szkole gnębiony przez swoich rówieśników. Też przez to przechodziłem w szkole podstawowej. Wiem, co to znaczy. Prześladowania się skończyły, gdy pobiłem jednego z nękających w trakcie bójki. I nie żałuję tego. Dzieci potrafią być okrutne wobec outsiderów, dzieci nieśmiałych, biednych, odmiennych. Stosują przemoc fizyczną i psychiczną, a także cyberbullying. Szkoły powinny szybko reagować w przypadku stwierdzenia kryzysu suicydalnego u ucznia, a nauczyciele powinni być wyczuleni na bullying wśród uczniów. W tym akurat przypadku winnych zaszczucia Filipa póki co nie ma. 

Jak powszechnie wiadomo w Polsce psychiatra dziecięca jest od dawna w zapaści. A dla czarnkowego Ministerstwa Edukacji ważniejsze jest wychowanie dzieci w duchu żarliwego patriotyzmu i religijnej służalczości, a nie odpowiednie dbanie o dobrostan psychiczny dzieci.

12 października 15-letnia dziewczynka rzuciła się pod pociąg Kolei Dolnośląskich na torach kolejowych w Zgorzelcu. Po prostu wbiegła na torowisko i położyła się na torach. Według świadków miała ona w tym samym czasie rozmawiać z kimś przez telefon. Poniosła śmierć na miejscu. Nie udało jej się w porę pomóc. 

Tytułem dygresji sam lubię spacerować po torach kolejowych (miałem z tego powodu jedną niebezpieczną sytuację ocierając się o śmierć), zwłaszcza tych zarośniętych, nieczynnych, interesują mnie także opuszczone mosty kolejowe i inne obiekty infrastruktury kolejowej.

Wreszcie Warszawa. 26 października z mostu Poniatowskiego skacze 17-letnia dziewczyna. Upada na piaszczystą łachę, tuż przy przęśle mostu. Przy sobie ma list, być może pożegnalny. Niestety nastolatka umiera kilka dni później w szpitalu. 31 października (w Halloween) z tego samego mostu do Wisły skacze 31-letni mężczyzna, jednak udaje się go przytomnego wyłowić z rzeki. 

Takie przykłady można mnożyć i mnożyć. Nie są pierwsze i zapewne nie będą ostatnie. Czasem mam wrażenie, że czyjeś rozterki, problemy, cierpienie, piekło depresji mało kogo obchodzą. Być może gdzieś tam tkwi rozwiązanie, ale osoba w depresji, pogrążona w myślach samobójczych często tego rozwiązania nie widzi, tłumi w sobie poczucie porażki i zniechęcenia, wstydzi się prosić o pomoc, natyka się na mur obojętności ze strony otoczenia, jest całkowicie osamotniona, choć naturalnie może skorzystać z pomocy linii kryzysowej/psychologicznej. Dlatego zawsze warto być życzliwym i empatycznym w kontaktach z innymi, nauczyć się słuchać i nie oceniać. Ilu śmierciom samobójczym można by było zapobiec, gdyby obojętność i chłód relacji międzyludzkich zastąpić życzliwością, zrozumieniem i empatią (niezależnie od tego jaki światopogląd polityczny i gospodarczy prezentujemy)? Ile osób, które mijamy na ulicy rozważa odebranie sobie życia, bo nie widzi innej drogi?

Przy okazji polecam lekturę tej książki. Może sam pokuszę się w przyszłości o jej recenzję.

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5031119/zycie-mimo-wszystko-rozmowy-o-samobojstwie

A jeśli akurat zmagacie się z kryzysem psychicznym to polecam szukać pomocy na tej stronie:

https://zwjr.pl/ 

Z rzeczy, których ostatnio słuchałem zaintrygował mnie projekt DSBM (depressive black metal) None z USA. Rzadko słucham obecnie suicydalnego black metalu (preferuję funeral doom i melancholijny post-punk/darkwave), jednak None tworzy ciekawe, przeszywające i głęboko emocjonalne dźwięki a la Xasthur, Woods of Desolation, Austere czy Nocturnal Depression. 

https://hypnoticdirgerecords.bandcamp.com/album/damp-chill-of-life 

poniedziałek, 24 października 2022

Morderstwa Nadii w Inowrocławiu i Loli w Paryżu

                                                            

Obiły mi się o uszy dwa okrutne morderstwa dokonane ostatnio na dzieciach: jedno w Inowrocławiu, drugie w Paryżu. Obie sprawy kryminalne są ze wszech miar bulwersujące. 13-letnia Nadia została zamordowana przez 18-letniego Mikołaja J. 16 października 2022 roku blisko pustostanu przy jednym z osiedli w Inowrocławiu, w miejscu, do którego często przychodziła lokalna młodzież, by spędzić czas i napić się alkoholu. Nadia wykrwawiła się na śmierć po zadaniu jej przez Mikołaja wielu ran kłutych na szyi i tułowiu. Byłem na profilu Mikołaja. To młody antyfaszysta i anarchista, skinhead słuchający The Exploited (swoją drogą uwielbiam zmetalizowany "Beat the Bastards" z 1996 roku). Podobno motywem tego morderstwa popełnionego ze szczególnym okrucieństwem było narysowanie przez Nadię dla żartu swastyki. Tak czy owak, kompletnie bezsensowny i wyrachowany mord i woda na młyn dla środowisk katoprawicowych (bo jak wiadomo w ich szeregach są sami kryształowi i dobroduszni ludzie niezdolni do stosowania brutalnej przemocy). Mikołaj przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia. Mam nadzieję, że w przyszłości otrzyma jak najsurowszą karę. 

14 października w Paryżu (Rue Manin) została zamordowana 12-letnia gimnastyczka Lola Daviet. Zwłoki dziewczynki zostały znalezione w walizce na podwórzu apartamentu, w którym mieszkała. Obraz z kamer CCTV wykazał, że w ostatnich chwilach życia Loli towarzyszyła jej młoda kobieta, 24-letnia Dahbia Benkired z Algierii. Potem Dahbia wychodziła z apartamentu dźwigając walizkę z ciałem Loli. Jak się okazało kobieta zwabiła Lolę do apartamentu swojej 26-letniej siostry, tam rozkazała gimnastyczce wziąć prysznic. Następnie dziewczynka została zgwałcona (zmuszona do seksu oralnego), jej twarz została owinięta taśmą, jej stopy i nadgarstki zostały związane. Lola została uduszona w jednym z pomieszczeń piwnicznych, na jej szyi widniały także nacięcia, a na jej skórze widoczne były cyfry 0 i 1. Sprawczyni tego okrutnego mordu miała problemy psychiczne i w feralnym czasie była bezdomna. W trakcie transportu walizki z ciałem Loli w środku kupiła w piekarni croissanta. Dahbia w trakcie przesłuchania nie wykazała cienia skruchy, ba, powiedziała policjantom, że 'sama została kiedyś zgwałcona, a jej rodzice umarli na jej oczach'. Swoją drogą przypadki morderstw seksualnych dokonywanych przez kobiety na dzieciach są statystycznie rzadkie (albo niedoszacowane). Tak czy owak, ta sprawa mrozi krew w żyłach będąc koszmarem dla każdego rodzica. 

Z jednej strony fascynują mnie mroczne sprawy kryminalne, z drugiej przeraża to, jak łatwo komuś przychodzi odebrać życie innej osobie. Błahe powody. Banalność zła.

niedziela, 23 października 2022

EO (2022) - recenzja

                                                                         
Kilka dni temu miałem sposobność obejrzeć najnowszy film 84-letniego Jerzego Skolimowskiego zatytułowany "EO" (2022). Refleksyjny i przepełniony symboliką dramat o osiołku, który po uwolnieniu z cyrku przez prozwierzęcych aktywistów zaczyna wędrować z miejsca na miejsce natykając się na różnych właścicieli i doznając od nich empatii, obojętności czy okrucieństwa. Osiołek stara się odszukać Kasandrę (Sandra Drzymalska), cyrkową opiekunkę, która go kochała i się nim opiekowała. Oczywiście "EO" może budzić skojarzenia ze słynnym filmem Roberta Bressona "Au Hasard Balthazar" (1966), a także z w pewnym sensie z szokującym dramatem antywojennym "Idź i patrz" (1985). Nie brakuje w "EO" scen psychodelicznych, smutnych i przejmujących (EO mijający umierającego wilka czy pobity przez wściekłych kiboli), zahaczających o horror (podcięcie gardła jednej z postaci) czy humorystycznych (mecz piłkarski gdzieś na przaśnej polskiej prowincji). Dość powiedzieć, że sekwencja wędrówki osiołka przez las nasuwa na myśl mroczną i surrealistyczną baśń. EO jawi mi się jako zwierzę niewinne, czułe, delikatne, o smutnych brązowych oczach kontrastujące ze zgnilizną, brzydotą i dzikością niektórych ludzkich postaci, które w trakcie odysei napotka. Film za sprawą doskonałych zdjęć bywa hipnotyczny, przejmujący, nieco melancholijny. To w zasadzie moralitet o tym jak ludzkość zatraciła więź z przyrodą i przestała być czuła wobec gospodarskich zwierząt. Ludzie bywają chciwi i obojętni wobec cierpienia, a co za tym idzie skłonni do eksploatowania zwierząt i traktowania ich z sadystycznym okrucieństwem (cyrk, ubojnie, zwierzęta wykorzystywane jako posłuszne źródło transportu, fermy futrzarskie). 

Na plus nieoczywista i nierzadko zaskakująca narracja, symboliczno-hipnotyczny nastrój "EO" oraz eksperymentowanie ze stroną wizualną filmu. Zapadają w pamięć także pulsująca elektroniczna ścieżka dźwiękowa Pawła Mykietyna oraz pierwszorzędne zdjęcia Michała Dymka (film kręcono m.in. na Podkarpaciu). Nic zatem dziwnego, że dramat Skolimowskiego doceniony został przez krytyków na festiwalach w Berlinie, Cannes i Wenecji. 

Dystrybucja Gutek Film. Zapraszam do kin studyjnych. Obok "Wulkanu miłości" (2022) Sary Dosy jedna z najciekawszych tegorocznych premier. 

Niestety nie dojadę na koncert w Zabrzu, ale w pisaniu tej krótkiej recenzji towarzyszyła mi wielowymiarowa i bogata w emocje muzyka Diary of Dreams.

https://diaryofdreams.bandcamp.com/album/hell-in-eden

czwartek, 6 października 2022

Gaerea, Saor i Gaahls Wyrd w Bazylu, 5 października 2022 (fotorelacja)

                                             










Pamiętam dość dobrze koncert Gaahls Wyrd w poznańskim Bazylu w 2019 roku (supporty: Idle Hands, Uada i Tribulation), zatem nadarzyła się okazja, by zobaczyć norweskich black metalowców ponownie, której nie wolno było ominąć. Bilet kupiłem na dzień przed koncertem i przed 18 ruszyłem z mojego miejsca pobytu do Bazyla. Trochę spóźniłem się na otwierający koncert Portugalczyków z Gaerea z powodu sporej kolejki, ale tylko trochę. Od razu po sprawdzeniu biletu ruszyłem pod scenę, by posłuchać black metalu Gaerea. 

Mam wrażenie, że Gaerea to obecnie jedna z najbardziej rozpoznawalnych portugalskich kapel  metalowych, choć oczywiście sporo jeszcze Portugalczykom brakuje do sławy Moonspell. Oczywiście czuć w brutalnej i intensywnej muzyce Portugalczyków inspirację Mgłą czy Behemoth, aczkolwiek mocny black metal kwintetu z Porto nie pozbawiony jest delikatniejszych i melancholijnych post-metalowych elementów. Intensywne trasy po Europie i intrygujące klipy na pewno przyczyniły się do coraz większej rozpoznawalności zespołu w środowisku metalowym. Portugalczycy kilka dni temu uraczyli słuchaczy trzecim albumem "Mirage" (2022), który miałem okazję przesłuchać dopiero raz. Koncertowo wypadli doskonale: czuło się brutalność, intensywność, gęstość i swoistą teatralność ich występu. To mroczna i gniewna muzyka z pełnymi agonii wokalami, która wymaga w trakcie odsłuchu cierpliwości i skupienia. Chciałem kupić "Mirage" na CD, ale odstraszyła mnie cena 100 zł za płytę. O tym jednak napiszę na końcu.

Odsłuch: https://gaerea.bandcamp.com/

Set-lista (nie wiem na razie na ile prawidłowa): "Conspiranoia", "Salve", "Glare", "Null", "Mantle", "Urge". 

Z atmosferycznym/melodyjnym black metalem Saor miałem do tej pory czynienia w znikomym stopniu. W trakcie fajnego skądinąd występu Szkotów z Glasgow wychwyciłem sporo folkowych naleciałości i wpływów heavy metalowych. Jedno jest pewne: koncert istniejącego od 2013 roku Saor był wczoraj najbardziej przyjazny dla słuchaczy, co wcale nie oznacza, że zupełnie delikatny. Zespół (a w zasadzie jednoosobowy projekt Andy'ego Marshalla) ma już na koncie aż 5 albumów studyjnych, z których ostatni "Origins" ukazał się w czerwcu 2022 roku. Szczerze znam je dość słabo, ale znajdę czas, by to nadrobić. Na pewno tkwi w tej muzyce melancholia oraz uwielbienie szkockiej natury i historii. 

Set-lista (jw.): "Call of the Carnyx", "Beyond the Wall", "The Ancient Ones", "Origins", "The Awakening", "Aura", "Tears of a Nation", "Fallen"

Odsłuch: https://saor.bandcamp.com/

Lubię psychodeliczny i szamański black metal Gaahls Wyrd (Bergen, Norwegia), gdyż jest mocno specyficzny, nieco odrealniony, zaśpiewany czystymi wokalami. Tak, Gaahl (ex-Gorgoroth, Trelldom, ex-God Seed) potrafi świetnie śpiewać. Zarówno na "GastiR - Ghosts Invited" (2019), jak i na "The Humming Mountain" (2021) można wychwycić wpływy dark folkowe/neofolkowe a la Wardruna czy Hexvessel, prog metalowe czy post-metalowe. Gaahl w Gaahls Wyrd nie stroni od eksperymentowania, za co należy mu się aplauz. Tak czy owak, oprócz delikatniejszych "Carving the Voices" czy "The Humming Mountain" na koncercie Gaahls Wyrd nie zabrakło black metalowej agresji w postaci coverów Gorgoroth, Trelldom czy God Seed. Gaahl spokojnie spacerował po scenie i robił wrażenie ponurym wyglądem, aczkolwiek okazał się sympatycznym muzykiem, który witał się z widownią, a po koncercie robił z ludźmi wspólne zdjęcia i podpisywał płyty. Także pamiątkowa fotka na koniec trzaśnięta. 

Set-lista: "Ghosts Invited", "Carving the Giant" (Gorgoroth), "Wound Upon Wound" (Gorgoroth), "The Humming Mountain", "The Dwell", "Awakening Remains - Before Leaving", "Carving the Voices", "Aldrande Tre" (God Seed), "From the Spear", "Slave till el kommende natt" (Trelldom), "Sanhet, smerte og dod" (Trelldom), "Through and Past and Past", "Exit - Through Carved Stones" (Gorgoroth), "Alt Liv" (God Seed). 

Odsłuch: https://gaahlswyrd.bandcamp.com/

No i na koniec kwestia cen płyt. Nie chcę wyjść na marudę, ale cena za płyty CD 100 zł na merchu jest lekko wygórowana, tym bardziej, że oba materiały Gaahls Wyrd można dostać taniej choćby na fan.pl. Podobnie ma się sprawa z albumami Saor i Gaerea. Nie tędy droga. Rozumiem, że koszty organizacji tras koncertowych rosną, co przedkłada się na droższe bilety i merch, ale byłem w tym roku na dwóch koncertach (Linea Aspera we Wrocławiu i Akhlys, Fides Inversa i Chaos Invocation w Poznaniu), gdzie kupiłem płyty za 50 zł. Dla mnie akceptowalna cena za płytę CD to 70 zł. Do pozostałego merchu i jego cen się nie odnoszę: koszulki kupuję rzadko, hoodies jeszcze rzadziej, winyli wcale. Natomiast wciąż lubię kupować płyty CD ulubionych wykonawców, choć nie robię już tego tak regularnie jak kiedyś. Tak czy owak, warto czy wręcz trzeba chodzić na koncerty, bo jest to wsparcie dla zespołów, które jeszcze aktywnie koncertują.