niedziela, 7 kwietnia 2019

Fields of the Nephilim we Wrocławiu, 05.04.2019 (fotorelacja)



















W późniejszym dzieciństwie oglądałem na piratach i nagrywałem na video wiele horrorów. Pamiętam nawet pierwsze seanse takich klasyków jak "Phenomena" Dario Argento czy "The Evil Dead" Sama Raimiego. Jak leciał horror w telewizji to zawsze musiałem go obejrzeć i ewentualnie nagrać (albo najpierw nagrać, a potem obejrzeć). Jednym z nagranych horrorów był post-apokalityczny i paranoiczny "Hardware" (1990) Richarda Stanleya, w którym oprócz morderczego robota Mark-13 zaintrygowała mnie postać pustynnego Wędrowca (Śmierć, The Grim Reaper), który działał w strefach skażenia i to on odkrył Marka-13 w piasku saharyjskiej pustyni. Oczywiście wówczas nie miałem pojęcia jako dzieciak że Carl McCoy jest liderem Fields of the Nephilim. Ale film bardzo mi się podobał i po dziś dzień robi wrażenie umiejętnym wykorzystaniem niskiego budżetu i halucynacyjną atmosferą.

Mój pierwszy kontakt z muzyką Fields of the Nephilim to teledyski do "Psychonaut" i "Penetration" nagrane z programu niemieckiego Metalla (tak się nazywał). A potem poszło już górki - przyszło poznawanie płyt i zostałem fanem FOTN. Wczoraj trzeci mój koncert Fields of the Nephilim i miejmy nadzieję że nie ostatni. Przekrojowa set-lista nie była dla mnie wcale żadnym zaskoczeniem - m.in. "Moonchild", "Dawnrazor", "Psychonaut", "Preacher Man", "Last Exit for the Lost" i zagrane na bis "Prophecy" i fenomenalny "Mourning Sun" (nie zagrali niestety o ile dobrze kojarzę nic z "Elysium"). Natomiast trudno się nie zgodzić co do zarzutów o rozmycie brzmienia. Można było postarać się nagłośnić ten ponad 90-minutowy koncert nieco lepiej. Z zakupu trójpłytowego "Ceremonies" za pięć dyszek jestem cholernie zadowolony i właśnie sobie przesłuchuję. Cena jak na takie wydawnictwo naprawdę niewygórowana.

Nocny powrót pociągiem do Poznania miałem ciężki, gdyż obejmował dwugodzinne czekanie na dworcu w Ostrowie Wielkopolskim. Ale i tak warto było pojechać na koncert FOTN.