niedziela, 24 września 2017

Przemysław Semczuk "Kryptonim Frankenstein" - recenzja

Dziennikarza Przemysława Semczuka warto czytać, gdyż nikt obecnie tak wprawnie nie opisuje kryminalnej historii PRL-u. Jego poprzednia książka "Wampir z Zagłębia" wywarła na mnie ogromne wrażenie, ponieważ odznaczała się doskonałym researchem i wnikliwym opisem rzeczywistości Polski Ludowej. Ze Zdzisława Marchwickiego władze PRL-u zrobiły kozła ofiarnego czyniąc z niego sprawcę 14 morderstw kobiet i 6 usiłowań - domniemanego wampira i jego brata Jana zamordowano po pokazowym procesie w majestacie prawa. W najnowszej książce Semczuka seryjny morderca seksualny jest realny - to Joachim Knychała, tzw. "Wampir z Bytomia", któremu udowodniono 5 morderstw kobiet (w tym 12-letniej dziewczynki) oraz 8 usiłowań. Knychała był jednym z najbardziej interesujących przypadków rodzimych seryjnych morderców obok Bogdana Arnolda czy Edmunda Kolanowskiego. Atakował kobiety na terenie Górnego Śląska (Bytom, Chorzów, Piekary Śląskie, Siemianowice - w pobliżu górnośląskiej linii tramwajowej nr 6), zabijał za pomocą uderzeń tępym narzędziem w tył głowy (np. siekierką), prawie wszystkie morderstwa ubranego w charakterystyczną kurtkę budrysówkę Knychały miały wyraźne tło seksualne. Już po schwytaniu Knychała napisał pamiętnik, w którym opisuje swoją historię i przebieg kryminalnej kariery - to raczej rzecz dla ludzi o mocnych nerwach, przytoczona w całości w "Zabójcy z motywów seksualnych: Studium przypadku" Jana Widackiego. Ów pamiętnik stanowi doskonałą wiwisekcję umysłu seryjnego mordercy seksualnego, pozwala odczytać jego psychikę. Zresztą to właśnie Jan Widacki badał Knychałę przy użyciu poligrafu.

Semczuk w "Kryptonimie Frankenstein" snuje fabularyzowaną opowieść opartą na faktach autentycznych. I choć niektóre fragmenty książki (np. dialogi) są kreacją literacką książkę czyta się wybornie. Autor w licznych dialogach posługuje się śląską mową, co było dla mnie miłym zaskoczeniem. Nie brakuje także słownictwa związanego z górnictwem - Knychała pracował jako górnik (konkretnie cieśla) w kopalni "Andaluzja". Był osobą skrytą, małomówną, reagował agresją, gdy ktoś na niego krzyczał. W dzieciństwie Knychała wychowywał się bez ojca, był bity i poniżany przez babkę, a matka odnosiła się do niego z dystansem i obojętnością. Nie czuł się kochany, zaczął marzyć o rodzinie, w której wszyscy się wzajemnie wspierają i kochają. Wrogość wobec kobiet kumulowała się w Knychale od czasu młodości, w 1971 roku Joachim został skazany za usiłowanie gwałtu zbiorowego, wyszedł na wolność po półtorarocznej odsiadce i mimo że poznał dziewczynę i ożenił się z nią już miesiąc po ślubie zaczął napadać na kobiety. Znał doskonale miejsca potencjalnych ataków i drogi ucieczki, był wyrachowany i bezwzględny. Podwójna osobowość: z jednej strony kochający i czuły mąż oraz ojciec (choć zdarzało mu się małżonkę zdradzać i prowadzić hulaszczy tryb życia), z drugiej seryjny morderca zorganizowany. Swoisty Doktor Jekyll i Mister Hyde - jak wielu innych seryjnych morderców.

W "Kryptonimie Frankensteina" oprócz Knychały dużą rolę odgrywają żona Joachima oraz jej młodsza siostra, milicjanci próbujący schwytać Wampira, dziennikarz Edi Kozak oraz sam Przemysław Semczuk. Pozwala to na świeżość kilku perspektyw. Książka jest dobrze napisana i wciąga nawet wówczas gdy o Joachimie Knychale słyszeliśmy już to i owo. Mocna rzecz. Podobno kolejnym antybohaterem u Semczuka będzie słynny krakowski Karol Kot.

czwartek, 21 września 2017

Waldemar Ciszak, Michał Larek "Mężczyzna w białych butach" - recenzja

Tadeusz Kwaśniak (1951-1991) - morderca pięciu chłopców w wieku 8-13 lat, przyznał się także do dwóch usiłowań. O tym trochę zapomnianym seryjnym mordercy dzieci traktuje przypominająca reportaż kryminalny powieść adwokata Waldemara Ciszaka oraz dziennikarza Michała Larka "Mężczyzna w białych butach". Ponad dwa lata temu miałem okazję przeczytać "Martwe ciała" tychże autorów - książkę o poznańskim seryjnym mordercy i nekrofilu Edmundzie Kolanowskim. Tym razem Larek i Ciszak wzięli się za niechlubną postać pedofila i mordercy Kwaśniaka, który (tak jak Kolanowski) także został pochowany na cmentarzu Miłostowo. Kwaśniak był postrachem każdego rodzica. Polował na nieletnich chłopców w większych polskich miastach (Poznań - konkretnie osiedle Piastowskie, Oława, Kutno, Radom i Szczecin), nagabywał dzieci przed blokami i podając się za pracownika ZURiTU (Zakładu Usług Radiotechnicznych i Telewizyjnych) dostawał się do ich mieszkań pod pretekstem odebrania np. kwitu, tam wybranego na ofiarę chłopca gwałcił i dusił mokrym ręcznikiem, a w mieszkaniach dokonywał kradzieży. Policyjna akcja mająca na celu schwytanie dewianta nosiła kryptonim "Zemsta", ponieważ Kwaśniak pozostawiał na miejscach morderstw kartki i napisy w rodzaju "Zemsta" (Kutno) czy "Nareszcie dokonałem oczekiwanej zemsty B" (Oława). Tym samym wymierzał sprawiedliwość mszcząc się na ojcu, który zniszczył mu dzieciństwo i jednocześnie uwalniał się od poczucia winy. Dokładny opis serii morderstw Tadeusza Kwaśniaka odnajdziecie tutaj:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Kwa%C5%9Bniak

O tej bulwersującej sprawie zrobiło się swego czasu bardzo głośno z powodu przedstawienia jej w programie "997" Michała Fajbusiewicza. W "Mężczyźnie w białych butach" mamy do czynienia z analizą psychiki seryjnego mordercy dzieci oraz z przedstawieniem policyjnego śledztwa mającego na celu schwytanie "Ręcznikowego dusiciela". Opisane zostają wizje lokalne z udziałem Kwaśniaka podczas których wzburzeni ludzie chcieli dokonać na sprawcy linczu. Co ciekawe, Kwaśniak drobiazgowo opisywał same akty morderstw na chłopcach, ale wstydził się mówić o gwałtach. Będąc jeszcze na wolności zażywał także przez pewien czas dożylnie lek przeciwbólowy Cofedon. W trakcie poszukiwań potencjalnych ofiar miał przy sobie dyplomatkę (męską teczkę). Znienawidzony przez współwięźniów na Młyńskiej Kwaśniak sam sobie wymierzył sprawiedliwość wieszając się na bandażu 24 lipca 1991 roku. W końcu dopadło go przygniatające poczucie winy.

Książka zdecydowanie wciąga. Przeczytałem ją w ciągu kilku godzin. Czas zabrać się za "Kryptonim Frankenstein" Semczuka.

środa, 20 września 2017

Urbex: Browar Mycielskich i opuszczony młyn



















We wrześniu wciąż aktywnie eksploruję. Można powiedzieć że się trochę uzależniłem od urbexu - adrenalina i serotonina dają o sobie znać w trakcie i po eksploracji. W Poznaniu wraz z Janem z Ciemnej Strony Poznania zwiedzaliśmy opuszczony browar Mycielskich wraz z dobrze zachowanymi kadziami fermentacyjnymi oraz niedaleki opuszczony młyn. Po raz kolejny udałem się też do szkoły plastycznej Schola Posnaniensis, po to by posiedzieć sobie chwilę na dachu tego ciekawego budynku. Podrzucam kilka zdjęć z wrześniowych eksploracji w Poznaniu. :-) Wrzucam mało, bo mam ich setki, a nie chce mi się tracić czasu na wrzucanie większości. W piwnicach Schola odnalazłem kilka pozostałości po jej wychowankach, a w młynie natrafiliśmy na przypominające ludzkie skalpy peruki oraz na manekina.