środa, 31 sierpnia 2022

Zazda strasti/ Thirst of Passion (1991) - recenzja

                                               

W zamierzeniu blog niniejszy ma mieć zauważalny feeling gotycki, zatem często opisuję tutaj horrory z pieczołowicie oddanym klimatem grozy i niesamowitości. W dobie agresji Rosji na Ukrainę raczej wstrzymuję się z promocją rosyjskiej kultury, ale tym razem zrobię wyjątek. "Zazda strasti" aka "Thirst of Passion" to ciekawy przykład sowieckiego horroru. Film jak się zdaję mocno inspirowany gotyckim horrorem z lat 60-tych, filmami giallo Mario Bavy i Dario Argento (być może "Suspiria" z 1977 roku była tutaj główną inspiracją dla reżysera Andrieja Kharitonova) oraz odrealnionym surrealizmem Davida Lyncha. W szkole podstawowej uczyłem się trochę rosyjskiego, jednakże nie wszystko z fabuły "Thirst of Passion" byłem w stanie zrozumieć. Niemniej jednak obfitująca w nadprzyrodzone zdarzenia fabuła dotyczy morderstwa dokonanego na bogatej wdowie. Pewien odziany w długi płaszcz detektyw usiłuje rozwikłać zagadkę śmierci kobiety. W tym celu nawiązuje kontakt z jej kochankiem-lekarzem. Pojawia się także odziany w czerń i uwodzicielski doppelganger (sobowtór) zamordowanej. 

Horrory oglądam od wczesnych lat dzieciństwa, widziałem ich na przestrzeni lat tysiące, ale czasem trafiam na taką zapomnianą perełkę jak "Zazda strasti". Co mnie szczególnie urzekło w "Thirst of Passion"? Gęsta i znakomicie wykreowana atmosfera rodem z gotyckiego horroru (mroczne wnętrza pałacu, cmentarne alejki, pojawiające się znienacka ghoule, tudzież demony, zjawy [miałem tutaj skojarzenia z innym znakomitym gotycko-wampirycznym horrorem z USA "Lemora: A Child's Tale of the Supernatural" z 1973 roku], kwintesencja gotyku, czyli złowrogi, ale jakże uwodzicielski doppelganger, subtelna scena lesbijska), wreszcie całkiem krwawe sceny morderstw przypominające wysmakowane sceny śmierci z najlepszych gialli np. uduszenie młodej kobiety dłoniami w skórzanych rękawiczkach. Jeśli ktoś lubi Eurohorror (gotycką grozę i filmy giallo) to na pewno wychwyci wyraziste wypływy i inspiracje obecne w "Zazda strasti". Niedawno przybliżyłem tutaj belgijski "Malpertuis" z 1971 roku, film oniryczny i piękny, choć nie pozbawiony akcentów humorystycznych. "Thirst of Passion" to podobna, starannie utkana fantasmagoria, obraz, który urzeka odrealnionym nastrojem i nie pozwala się nudzić ani przez moment. 

Przy okazji polecam bardziej szczegółową recenzję znajomej z Kinomisji: 

https://www.pulpzine.pl/thirst-of-passion-1991-argento-po-radziecku/

Natomiast 1 września obejrzałem po raz pierwszy "Il caso Valdemar" (1936) - włoską adaptację noweli (opowieści niesamowitej) z 1845 roku autorstwa mistrza Edgara Allana Poe wyreżyserowaną przez Gianni Hoepli i Ubaldo Magnaghi. To w zasadzie pionierski film gore w historii kina grozy ze świetną sceną topienia się twarzy, której nie powstydziłby się maestro horroru Lucio Fulci. Hipnoza i rozkład ciała po przebudzeniu Ernesta Valdemara na łożu śmierci. Rewelacja!

Sami oceńcie: https://www.youtube.com/watch?v=f185kvknFV0

niedziela, 28 sierpnia 2022

Drugi numer zina Shades of Darkness

Zajrzałem ostatnio do jednego z poznańskich Empików, by pogrzebać w płytach CD.  Po bezsensownej likwidacji działów z płytami CD i winylami w Media Marktach pozostał tylko Empik, którego oferta płytowa jest po prostu biedna i powtarzalna. Pomijając wygórowane ceny na stoiskach płytowych Empiku rzadko trafiam na albumy, które mnie interesują. A interesuje mnie głównie muzyka niszowa (metal, brzmienia gotyckie, mroczna elektronika, etc.) Ok, można ewentualnie uzupełnić w Empiku dyskografię takich zespołów metalowych jak Kreator, Tankard, Saxon, Kat, Celtic Frost, Slayer, Megadeth czy Sepultura, ale na płyty z black metalem czy death metalem trafia się tam dość rzadko (oczywiście są wyjątki typu Vader, Decapitated, Cannibal Corpse, Satyricon). W każdym razie Empik nigdy nie miał startu do obfitości działów płytowych w Media Marktach. Tak czy owak, feralnego dnia kupiłem na CD Sisters of Mercy BBC Sessions (lata 1982-84) i dwa albumy Davida Bowie "Heroes" (1977) i "Reality" (2003). Jednocześnie rzucił mi się w oczy zin Shades of Darkness, który trochę mnie zaintrygował. 

Metalu zacząłem na dobre słuchać w latach 1995-96. Najpierw były teledyski kapel metalowych nagrywane na kasety video, potem przyszło kupowanie kaset magnetofonowych i pierwszych płyt CD, wreszcie uczestnictwo w pierwszych koncertach. Oprócz tego przez dłuższy okres czasu kupowałem Morbid Noizz, Thrash'em All czy Metal Hammer i pochłaniałem wywiady z muzykami. Od wielu lat nie kupowałem czasopism i zinów, gdyż wolałem skupić się na czytaniu książek i kupowaniu płyt CD ulubionych wykonawców. W tym roku jednak coś się zmieniło. Najpierw przeczytałem od deski do deski zina Kinomisja o nurcie giallo (zin filmowy), a teraz zacząłem czytać Shades of Darkness, który kupiłem kilka dni temu. Zaintrygowała mnie jego grubość i zawartość. Przykładowo Watain, Unleashed, Marduk, Immolation... hmm, wszystkie te zespoły wciąż cenię, choć obecnie nie siedzę w ciężkich brzmieniach tak intensywnie jak kiedyś. Przerzuciłem się na szeroko pojęte brzmienia gotyckie (dark electro, EBM, post-punk, darkwave, rock gotycki, industrial, coldwave, death rock) z domieszką neofolka i neoclassical, ale o metalu nie zapomniałem i raczej już nigdy nie zapomnę. Ciężko bowiem trwale odseparować się od muzyki, która ukształtowała mnie światopoglądowo w młodości. Nigdy tego nie zrobię. Wiadomo jednak, że gusta muzyczne stale ewoluują. Nie są twardym monolitem.

Na razie przeczytałem kilka wywiadów w Shades of Darkness (co ciekawe, wypytujący muzyków Woland mieszka pod Poznaniem) i jest dobrze. Dziś na pewno zabiorę się za wywiad z Einarem Selvikiem z Wardruna. Same wywiady są ciekawe, pogłębione, niebanalne, wnikliwie przeprowadzone, przypominają mi nieco sposób wypytywania muzyków w  zinie Bardo Methodology. Cieszy mnie inicjatywa wydawania zinów takich jak Kinomisja czy Shades of Darkness, ponieważ tworzą je zapaleńcy, fascynaci. Tkwi w tym ogromny zapał, chęć zagłębienia się w twórczość danego artysty, dowiedzenia się co nim kieruje. W Shades of Darkness nacisk jest głównie na black metal i death metal, jednakże mam nadzieję, że z czasem zagoszczą tam także kapele doom metalowe czy idąc dalej gotyckie. Ale to są akurat moje preferencje muzyczne, które niekoniecznie muszą kolidować z preferencjami muzycznymi innych.

Fajnie, że nadal ktoś w Polsce tworzy ziny. Sam wielokrotnie kwestionowałem sens pisania na tym blogu, choć jakichś odbiorców niewątpliwie mam. Jednakże blogowanie nie może już konkurować z podcastami, filmikami na Instagramie czy TikToku. Mam wrażenie, że duży odsetek odbiorców woli oglądać i słuchać, niż czytać. Tyle na dzisiaj. Shades of Darkness polecam.A Filipowi "Welandowi" Kowalczukowi życzę powodzenia w dalszym tworzeniu kolejnych numerów. Dobra robota! Do zobaczenia na jakimś koncercie metalowym w Poznaniu.

poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Wywody profesora Roszkowskiego o muzyce i śmierć córki Aleksandra Dugina

                                               

W ostatnim czasie ograniczyłem nieco aktywność blogerską, gdyż mam dużo ważniejszych spraw na głowie. Z uwagą jednak śledzę rozmaite wydarzenia, które mają ostatnio miejsce (katastrofę ekologiczną na Odrze i inercję polskiego rządu w tej sprawie, tak jakby chciał zamieść tą tragedię pod dywan, rozmaite sprawy kryminalne, etc.) Postaram się jednak skomentować dwa wydarzenia w Polsce i Rosji.

Ostatnio zaroiło się w sieci od memów i złośliwych komentarzy pod adresem pseudonaukowego podręcznika profesora Wojciecha Roszkowskiego "1945-1979: Historia i teraźniejszość" przeznaczonego dla liceów i techników. Nie będę się nad nim pastwił, bo inni już wnikliwie to zrobili. Natomiast mocno rozbawiły mnie jako muzykofila cytaty muzyczne z poprzedniej alarmistycznej książki Roszkowskiego z 2019 roku "Roztrzaskane lustro: Upadek cywilizacji zachodniej". Autor upatruje wszelkiego zła i zgnilizny moralnej w kulturze masowej lat  70-tych, 80-tych i 90-tych m.in. w Black Sabbath, Madonnie, Michaelu Jacksonie, Nicku Cave, Eminemie, Marilynie Mansonie, punk rocku, thrash metalu, death metalu czy black metalu. Drażnią go alkoholizm, narkotyki, erotyka i seks obecne w pop-kulturze. Przejawem moralnej degrengolady jest także "flirt z Szatanem" obecny m.in. w "Sympathy for the Devil" (1968) The Rolling Stones oraz m.in. muzyka Nick Cave and the Bad Seeds. Profesora niepokoi 'agresywny nihilizm' wielu wykonawców muzycznych. Doprawdy jest się czego bać.

Oczywiście Roszkowski wojuje też z szeroko pojętą muzyką metalową/industrial rockową będącą 'nośnikiem' treści satanistycznych. Dostaje się takim zespołom jak Megadeth (w książce błędnie Megadeath), Metallica, Nine Inch Nails (za kawałek "Big Man with a Gun", dobrze, że profesor nie dokopał się do teledysków z "Broken" :-)), Rammstein, Marilyn Manson, Behemoth, Judas Priest, Iron Maiden czy Venom. Thrash metal to dla niego 'śmieciowa' odmiana gatunku (oj, przydałyby się dla Roszkowskiego korki z angielskiego), black metal (Mayhem, Satyricon) to wyłącznie metal 'satanistyczny', a death metal (Possessed) 'śmiercionośny'. O black metalu tak profesor pisze: "To istotnie rodzaj opętania hałasem, chrapliwymi wrzaskami solistów, malujących się w upiorne kolory, wykrzykujących wśród migotania laserowych świateł słowa pełne nienawiści i agresji oraz wykonujących gesty sprośne i bluźniercze". Liryki zespołów takich jak Dark Funeral, Blasphemy, Hellhammer czy Impaled Nazarene mają zachęcać słuchaczy do samobójstwa. Umoralniająca diagnoza rodem z kościelnej gazetki albo portalu Fronda. Dobrze, że profesor nie odkrył jeszcze industrialu, noise'a czy EBM/aggrotech.

Osobiście lubię agresywną i mroczną muzykę i będę wręcz zachęcał młodzież do jej słuchania. Ba, gdybym nie znał żadnego z wymienionych tutaj zespołów/wykonawców to taki umoralniający i zacofany wywód skłoniłby mnie do natychmiastowego sięgnięcia po nie. I sprawdzenia czy ten diabeł jest taki straszny, jak go malują. Jak wiadomo zakazany owoc smakuje najlepiej. Czyli efekt odwrotny od zamierzonego. Pokazałem cytaty z tej książki znajomej gotce. Określiła to trafnie: "Mentalne średniowiecze." Myślę jednak, że pokaźna część młodzieży nie da się na te konserwatywne brednie nabrać. Opętanie hałasem? Czemu nie? 

I jeszcze jedno. Gdy czytam wypowiedzi ministra edukacji Czarnka takie jak przytoczona w nawiasach („Tak, to jest wojna kulturowa, w pełnym tego słowa znaczeniu, co więcej, znaleźliśmy się na froncie tej wojny, dlatego tak to wygląda. Jest to walka o świadomość młodych pokoleń, przecież nie przez przypadek nie uczono ich wcześniej o tym, co się działo pod koniec II wojny światowej i po II wojnie światowej, w drugiej połowie XX wieku i na początku XXI wieku”) to jestem zdania, że przydałoby się Polsce otrzeźwienie w postaci sekularyzacji. Ten proces już zachodzi. Kropla systematycznie drąży skałę. Przejawem patriotyzmu nie jest dla mnie katolicki fundamentalizm, ale np. ochrona polskich rzek i dbałość o rodzimą przyrodę. To jest dla mnie prawdziwe dziedzictwo narodowe, a nie narzucona nam jedna z wielu monoteistycznych religii.

Także wbrew twierdzeniom profesora Roszkowskiego dalej słuchajcie metalu, industrialu, punka, hip-hopu, muzyki gotyckiej - jakiejkolwiek muzyki kontrkulturowej, która jest uznawana przez boomerów za społecznie szkodliwą. Np. Kampfar z Norwegii. Zapowiada się świetny album, pełen jadu i agresji.

https://kampfarofnorway.bandcamp.com/album/til-klovers-takt-2

Albo amerykański Psyclon Nine. Mroczna elektronika z domieszką industrial metalu, choć nieco stonowana w porównaniu do poprzednich albumów zespołu.

https://psyclonnine.bandcamp.com/album/less-to-heaven 

Kolejna kwestia, która mnie zaintrygowała to sobotni zamach na Darię Duginę, córkę radykalnie prawicowego rosyjskiego filozofa Aleksandra Dugina. Zamach udany. Reprezentująca i w pełni aprobująca radykalne poglądy ojca dziewczyna zginęła w eksplozji samochodu terenowego, choć miał zginąć Dugin. Mam wrażenie, że 'rewolucja zaczyna pożerać własne dzieci' w Rosji, w której czystki wśród swoich były, są i będą niechlubną tradycją. Być może to wewnętrzna robota FSB, szczerze wątpię, że to zrobili Ukraińcy. Zapewne wpierw zaczęliby eliminować oprawców z Buczy, Hostomela i Irpienia. Niemniej jednak widok zaszokowanego Dugina dał mi do myślenia. Fajnie się głosi radykalne poglądy w zaciszu gabinetów, w propagandowych mediach czy na zlotach, jednak gdy przychodzi konfrontacja z nagłą śmiercią osoby bliskiej powodująca ogromne cierpienie psychiczne wówczas pojawia się szok i niedowierzanie. Imperialiści, autokraci, wszelkiej maści radykałowie polityczni też nie są nieśmiertelni. Wątpię, że postawa Dugina po tym zamachu się zmieni. Pewnie nadal będzie nawoływał do masowego mordu na Ukraińcach i kwestionował istnienie suwerennej Polski. Oczywiście chciałbym się w tej materii mylić. Bo śmierć to często zimny prysznic i długotrwała trauma pozwalająca zrewidować stanowisko na wiele spraw. Jedno jest pewne: życie w autokratycznym kraju wszechobecnej propagandy, inwigilacji, donosów, terroru i czystek nie jest fajnym doświadczeniem. Już Orwell o tym ostrzegał. 

Oczywiście już FSB znalazło winną śmierci Duginy  - rzekomego szpiega płci żeńskiej z Ukrainy. Moim zdaniem 24 sierpnia można będzie spodziewać się dalszej eskalacji wojny na Ukrainie. Mord na Darii to także próba zmobilizowania narodu do wojny z Ukrainą mająca na celu przykryć problemy z produkcją nowego sprzętu wojskowego i mobilizacją kolejnego mięsa armatniego z rozmaitych rosyjskich bantustanów. Oby nie doszło do jakiejś prowokacji Rosjan w elektrowni jądrowej Zaporoże.

poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Malpertuis (1971) - recenzja

                                      

Młodziutki marynarz Jan (Mathieu Carriere) poszukując rodzinnego domu zostaje porwany w tajemniczych okolicznościach i budzi się w posępnej rezydencji zwanej Malpertuis. Dziwnym i odrealnionym domostwie, które zaludniają szalone i groteskowe postaci. Domostwie pełnym labiryntowych korytarzy, spiralnych schodów i przyprawiających o dreszcze tajemnic. Jego przykuty do łóżka wujek-okultysta Kasawiusz (genialny Orson Welles) zwołuje wszystkich, by podyktować im testament. Uczestnicy spotkania mają zamieszkać w Malpertuis, nikt nie może rezydencji opuścić...

Starałem się zbytnio nie spoilerować, zatem ograniczyłem się jedynie do przedstawienia zarysu fabuły. "Malpertuis" to adaptacja onirycznej powieści fantasy/horror Jean Ray z 1943 roku. Jeśli mieliście okazję ją kiedyś czytać, to tym bardziej zachęcam do zapoznania się z jej belgijsko-holenderską adaptacją z 1971 roku. Z prostego powodu: to jeden z esencjonalnych gotyckich filmów fantasy z elementami horroru z lat 70-tych. Film ogromnie wysmakowany, stylowy, doskonale zagrany i zrealizowany. Harry Kümel wyreżyserował w 1971 roku także świetny lesbijski horror wampiryczny "Daughters of Darkness", który można śmiało uznać za prekursora "Zagadki nieśmiertelności" (1983).  Podobnie jak w "Dzieciach nocy" także i w "Malpertuis" jest mnóstwo efektownej gotyckiej atmosfery grozy i niesamowitości oraz nieco uwodzicielskiej erotyki i seksualnego napięcia. Film jest także bogaty w symbolizm i oniryzm rodem z "Alicji w Krainie Czarów" Lewisa Carrolla.

Labirynt fantasmagorycznego szaleństwa. Uwielbiam!

Fani Eurohorroru i filmowego surrealizmu muszą zobaczyć ten w gruncie rzeczy raczej mało znany film.  

"I Am Love" "I Am Death" - Jestem miłością. Jestem śmiercią. 

Link do obejrzenia "Malpertuis":

https://www.youtube.com/watch?v=8TWOSn130ac