Tym koncertem prawdopodobnie kończę powoli mijający rok 2014. Snułem jeszcze plany co do wyjazdu do Krakowa na gig Massemord, Bölzer i Triptykon 21 grudnia, ale odległość i sporo świątecznych wydatków mnie pokonały. Także z bólem serca ów koncert odpuszczam. Inna sprawa, że jak patrzę na powoli klarującą się rozpiskę koncertową na 2015 roku to dużo interesujących koncertów odbędzie się w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku. Zobaczymy ile z nich będę zmuszony sobie odpuścić. Dość lamentowania, wczoraj ruszyłem tyłek do poznańskiego Eskulapa, by zobaczyć po raz drugi na żywo bluźnierców z florydzkiego Deicide. Obyło się tym razem bez protestów ze strony Krucjaty Różańcowej... no cóż, Deicide był swego czasu jeszcze bardziej kontrowersyjną kapelą od Behemoth, ale USA to nie Polska. Tutaj atakuje się tylko nasze rodzime kapele.
Stoisko z merchem słabe, żadnych płyt Deicide (w tym najnowszej z 2013 roku "In the Minds of Evil"), jedynie koszulki, za to albumy supportów można było kupić bez problemu (co też uczyniłem w przypadku "Profane" Svart Crown). Na krótko przed gigiem przesłuchałem na Youtube dwa nakręcone przez Włochów z Sawthis teledyski i muzycznie nie podobało mi się. Lecz często jest tak, że dana kapela wypada na żywo lepiej niż z krążków studyjnych. Koncert Sawthis zaczął się punktualnie i trwał pół godzinki. Trzeba przyznać, że energii scenicznej Włochom nie brakuje, nauczyli się też mówić po polsku "kurwa" i "napierdalać". Jednak sala Eskulapa w trakcie ich koncertu była przerzedzona, jedynie kilka osób przy barierce dało się porwać ich melodyjnemu thrash/death metalowi w sam raz do skakania. Raczej nie przepadam za melodic death metalem, a tutaj wychwyciłem wpływy Soilwork, Machine Head, Pantery i Slipknota. Zwracał na siebie uwagę wokalista Sawthis Alessandro Falà, a szczególnie jego długaśne dredy. Sawthis zaprezentowali się żywiołowo, ale osobiście wolałbym na otwarcie jakiś konkretny death metalowy gruz. Fajny akcent na sam koniec gigu, kiedy wokalista podawał po kolei ludziom stojącym przy barierce mikrofon, aby mogli w niego zaryczeć.
Koncert Francuzów ze Svart Crown przypadł mi o wiele bardziej do gustu. Przede wszystkim w black/death metalu muzyków z Nicei dużo jest atonalności, dysonasów, chaosu. Oczywiście francuskie kapele black metalowe sięgały już po takie komponenty np. Deathspell Omega czy Blut Aus Nord, ale nie mam wątpliwości, iż Svart Crown udało się wykreować własne unikatowe brzmienie. Ich muzyka na żywo intryguje: z jednej strony cholernie brutalna, intensywna i napastliwa, z drugiej hipnotyzująca i kompozycyjnie zróżnicowana. Masa brutalnej gitarowej dysharmonii, świetna praca perkusisty, mocny growl J.B. LeBaila. Ktoś w recenzji "Witnessing the Fall" (2010) Svart Crown określił muzykę Francuzów jako zły do szpiku kości audialny chaos. Ów bestialski chaos dało się wczoraj odczuć na ich koncercie. Ku mojemu zadowoleniu w black/death metalowej zawiesinie Svart Crown znalazło się też miejsce na powolne doom metalowe fragmenty.
Deicide widziałem ostatni raz na żywo 6 lipca 2011 roku w Blue Note, gdy kapelę Glena Bentona supportowały austriacki Belphegor, Hour of Penance i The Amenta. To był świetny koncert z dobrze dobranymi zespołami, mam chyba z niego kilka zdjęć. Wokół Deicide (Bogobójcy) niemalże od początku istnienia zespołu (1987 rok, wówczas jeszcze jako Amon) narosło mnóstwo kontrowersji, które dotyczyły przede wszystkim wokalisty Glena Bentona. 47-letni obecnie Benton znany był ze swoich nieprzejednanych satanicznych i antychrześcijańskich poglądów; przez pewien czas miał na czole wypaloną bliznę w kształcie odwróconego krzyża. W latach 90-tych nienawidził radiowych kaznodziejów np. Boba Larsona. Ogłosił, że popełni samobójstwo w wieku 33 lat (wiek śmierci Jezusa Chrystusa), ale tego nie zrobił. Kontrowersyjne były bluźniercze liryki utworów Deicide, a także okładka płyty "Once Upon the Cross" (1995) przedstawiająca Jezusa pod przesiąkniętym krwią płótnem. Koncert Bogobójcy zaczął się około 20.45 i skończył o 21.50 (nie było żadnego bisu). Muszę przyznać, że był całkiem dobry: brutalny i intensywny, pełen bluźnierczej energii. Benton rzadko odzywał się do widowni, sprawiał wrażenie zmęczonego, ale muszę przyznać, że growlowanie wciąż przychodzi mu bez trudu. Steve Asheim za perkusją oraz dwaj gitarzyści Jack Owen (ex-Cannibal Corpse) i Kevin Quirion mieli w sobie więcej entuzjazmu. Wielu metalowców przyszło posłuchać Bogobójcy zapewne z nostalgii, sam przestałem uważnie śledzić poczynania Deicide po "Serpents of the Light" (1997). Mimo wszystko warto zobaczyć Deicide na żywo, bo nadal ich death metal potrafi skłonić widownię do szaleństw pod sceną.
Set-lista Deicide (najbardziej domagano się "Dead by Dawn"): "In the Minds of Evil", "Thou Begone", "Godkill" (trzy numery otwierające ostatni album Deicide z 2013 roku), a potem "When Satan Rules His World", "Serpents of the Light", "They Are the Children of the Underworld", "Conviction", "Dead But Dreaming", "Trifixion", "Scars of the Crucifix", "Once Upon the Cross", "Beyond Salvation", "End the Wrath of God", "Sacrificial Suicide", "Dead by Dawn" i "Homage for Satan".
Gwoli ciekawostki utwór Deicide "Fuck Your God" należał do piosenek, którymi agenci CIA torturowali więźniów w Guatanamo. Źródło:
http://anonhq.com/list-songs-cia-used-torture-muslim-prisoners/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz