piątek, 6 grudnia 2013
The House by the Cemetery/ Dom przy cmentarzu (1981) - recenzja
Już prolog "The House by the Cemetery" Lucio Fulci'ego ocieka makabrą. Młoda kobieta (Daniela Doria) poszukuje swojego chłopaka w opuszczonym tytułowym domu przy cmentarzu. Kiedy odkrywa jego ciało ktoś zachodzi ją od tyłu i wbija jej nóż w czaszkę, a ostrze wychodzi ustami dziewczyny. Niebieskooki Bob (Giovanni Frezza) oraz jego rodzice Norman i Lucy Boyle (Paolo Malco, Catriona MacColl) wyprowadzają się z Nowego Jorku do New Whitby w okolicach Bostonu. Dziewczynka imieniem Mae, którą tylko Bob może zobaczyć ostrzega go przed osiedleniem się w tym domostwie. Miejsce przeprowadzki: wymagająca renowacji Rezydencja Dębu (Oak Mansion) z zamkniętymi drzwiami do piwnicy. Zjawia się opiekunka Ann (Ania Pieroni), która usiłuje je otworzyć. W Rezydencji mieszkał uprzednio Dr. Peterson, który zamordował swoją narzeczoną, a potem powiesił się. Przedtem studiował przypadki zaginięć na tym terenie. Lucy pod nieobecność męża odkrywa pod dywanem grobowiec Jacoba Tessa Freudsteina i zaczyna być coraz bardziej zaniepokojona. W dodatku Norman po zejściu do piwnicy domostwa zostaje zaatakowany przez nietoperza i pogryziony w dłoń. Kiedy Boylowie udają się do szpitala w progi rezydencji przybywa agent nieruchomości Mrs. Gittelson (Dagmar Lassander) i zostaje bestialsko zamordowana przez istotę kryjącą się w piwnicy. Następna w kolejności jest opiekunka Ann, której morderca trzykrotnie podrzyna w piwnicy gardło tak głęboko, że jej głowa odpada od tułowia. Oprawcą okazuje się wiktoriański chirurg Freudstein, mający 150-lat gnijący żywy trup, który używa części ciał zamordowanych, aby regenerować swój organizm. Jego celem staje się Bob i jego rodzice...
Mam przeogromny sentyment do "Domu przy cmentarzu", gdyż był to pierwszy horror Lucio Fulci'ego, który miałem okazję widzieć. Ongiś bardzo popularny tytuł w wypożyczalniach kaset video (dystrybuował go Imperial) i w odróżnieniu od "Miasta żywych trupów" ("City of the Living Dead", 1980) był nieocenzurowany. Na pewno widziałem ten horror po raz pierwszy jako dzieciak, jeszcze gdy mieszkałem w Tomaszowie Mazowieckim. Była to połowa lat 90-tych, czasy wypożyczalni i przegrywania filmów na taśmy. Wreszcie doczekałem się DVD z tym horrorem, a konkretnie eleganckiego niemieckiego wydania. W przypadku "The House by the Cemetery" mamy do czynienia z gotyckim zombie/slasherem z elementami ghost story - jakkolwiek dziwnie owo zaszufladkowanie zabrzmi. Włoski Ojciec Chrzestny Gore i scenarzyści Elisa Briganti i Dardano Sacchetti inspirowali się niewątpliwie "Horrorem Amityville", "Lśnieniem" Stanleya Kubricka i postacią monstrum Frankensteina przy kręceniu klaustrofobicznego "Domu przy cmentarzu".
Film cechuje wzorcowo utkana atmosfera grozy i niesamowitości, którą Fulci jeszcze mocniej uwypuklił w "The Beyond" (1981). Szokujące sceny gore (przebijanie tętnicy szyjnej pogrzebaczem, dekapitacja po trzykrotnym podcięciu gardła, rozrywanie krtani gołymi rękoma) pieczołowicie wykonane przez Gino de Rossi robią wrażenie; uroku filmowi dodają także zdjęcia Sergio Salvatiego i przejmująca ścieżka dźwiękowa Waltera Rizzati. Do zapamiętania nadnaturalna końcówka "Domu przy cmentarzu" oraz wieńczący ją cytat z Henry'ego Jamesa (autora mistrzowskiej wiktoriańskiej powieści grozy "W kleszczach lęku"): "Nikt nigdy nie będzie wiedział czy dzieci są potworami czy potwory są dziećmi". Czas zabrać się za "The Beyond"...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zdaniem wielu tandetny i głupawy, mnie jednak urzekł w tym filmie jedyny w swym rodzaju klimat sennego koszmaru, niesamowita ścieżka dźwiękowa i dobrze wykonane efekty gore (wyraźnie bardziej realistycznie niż w "...E tu vivrai nel terrore! L'aldilà", choć biorąc pod uwagę całość, to chyba równie udany film). Kino grozy w dawnym dobrym stylu bez natłoku kiczowatych jumpscare'ów. Od Fulci'ego bardzo polecam też "Sette note in nero".
OdpowiedzUsuń