Jeden z pierwszych horrorów, które w ogóle miałem okazję oglądać, stąd ciągle mam sentyment do owej niskobudżetowej produkcji Williama Wesleya i raz na jakiś czas do niej wracam. Pamiętam, że widziałem ten horror na początku lat 90-tych na przegrywanej kasecie video (stadionówka). Chyba znajdował się na niej też "Brain Damage" (1988) Franka Henenlottera o pewnym pożerającym mózg pasożycie nazwanym Aylmer. "Scarecrows" na głodnym grozy dzieciaku wywarł wówczas kolosalne wrażenie. A czy ten film broni się obecnie? W pewnym sensie tak.
Fabuła jest prosta jak budowa cepa. Grupa uzbrojonych najemników kradnie 3.2 miliony dolarów z obozu wojskowego Pendelton. Po porwaniu pilota i jego córki uciekają przed pościgiem samolotem. W trakcie ucieczki jeden ze złodziei Bert (B.J. Turner) postanawia zatrzymać całą zrabowaną kasę dla siebie i wykorzystując zamieszanie wywołane wyrzuconym granatem dymowym wyskakuje z samolotu lądując na polu kukurydzy. Jego dotychczasowi wspólnicy postanawiają schwytać zdrajcę. Ruszają za nim w pościg od razu po wylądowaniu samolotu. Wokół mają tonące w nocnych ciemnościach pola kukurydzy, przybite do krzyży upiorne strachy na wróble; w końcu trafiają na opuszczoną farmę. Nie są jednak sami... Bert dowie się o tym jako pierwszy, kiedy zostanie zadźgany przez przywróconego do życia stracha na wróble...
Moim ulubionym horrorem ze strachem na wróble jako elementem grozy pozostanie jednak niezwykle sugestywny "Dark Night of the Scarecrow" (1981) Franka De Felitty. Ale i "Scarecrows" zasługuje na uwagę, choć nie ustrzegł się pewnych mankamentów charakterystycznych dla niskobużetowego horroru. Wpierw jednak krótko o zaletach: atmosfera filmu jest mroczna, strachy na wróble wyglądają rewelacyjnie, efekty gore (dekapitacja, wbijanie wideł w dłonie, odgryzanie palców, itd.) stoją na przyzwoitym poziomie. Fajne są też licznie zbliżenia na wiszące wokół farmy strachy na wróble. Teraz wady: postaci są raczej nie do polubienia (łysy i potężny Corbin grany przez Teda Vernona jest zdecydowanie najsympatyczniejszą postacią w filmie), poza tym brakuje odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego ożywione strachy na wróble zabijają, tudzież zamieniają swoje ofiary w wypełnione słomą zombies? Mowa jest o trzech braciach zamieszkujących farmę i praktykujących czarną magię. To wszystko? A może taki był zamysł scenarzysty: tajemnica opierająca się na niedopowiedzeniu.
Niemniej jednak warto obejrzeć "Scarecrows", gdyż horror ów cieszy się sporym uznaniem wśród miłośników B-klasowego kina grozy. I można go potraktować jako swoistego prekursora serii gier "Resident Evil" oraz niskobudżetowców takich jak "Scarecrow Slayer" czy "Dark Harvest".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz